Część III. Rozdział 61
<Kristian>
Z początku byłem tak przerażony tym co tam zobaczyłem, że nie chciałem z nikim rozmawiać. Choć może lepiej powiedzieć, że nie chciałem rozmawiać o tym co zobaczyłem, ponieważ bałem się, że im więcej będę wracał do tego myślami, tym bardziej się to urzeczywistni. Właśnie dlatego przez kilka pierwszych godzin siedziałem w pokoju, nie schodząc nawet na kolację, czym oczywiście zaniepokoiłem mamę. Wszakże wcześniej nie zwróciłem uwagi na to, która jest godzina. Po prostu położyłem się do łóżka, a kiedy mama po jakimś czasie weszła do mojego pokoju, była wręcz zabawnie bardzo zaskoczona tym, że jestem przebrany w piżamę. Kiedy zapowiedziałem jej, że nie zejdę na kolację, trochę bardziej się zmartwiła, ale na szczęście - a może nieszczęście - dała mi spokój, zostawiając znów samego. Nie wiem dlaczego, ale w pewnej chwili pomyślałem, że chciałbym mieć przy sobie swoją prawdziwą mamę. Tak, jakby ona miała mi cokolwiek podpowiedzieć czy jakkolwiek pomóc. Jakkolwiek inaczej, niż moja przyszywana mama. Absurd. Może już z tych wszystkich nerwów, zacząłem wariować?
Po tym jak w końcu zasnąłem, a następnie obudziłem się kilka razy w nocy - to akurat było dla mnie normalne - z trudem podniosłem się rano z łóżka. Trudno powiedzieć mi, co się ze mną działo. Nie miałem ani siły, ani apetytu. Najchętniej zostałbym tego dnia w łóżku, co ostatecznie robiłem do południa, ponieważ właśnie wtedy mama stwierdziła, że dość spania. Oczywiście zrobiłem wszystko, aby nie zorientowała się, że nie spałem. Tak, więc słysząc kroki na schodach, szybko odwróciłem się do ściany i zakryłem bardziej kołdrą. Nigdy nie byłem zbyt dobry w udawaniu, a jednak wydawało mi się, że ją przekonałem o tym, jak bardzo byłem zaspany, kiedy mnie obudziła.
Nie zmienia to faktu, że tułałem się po domu jak cień. Wmusiłem w siebie trochę obiadu, a potem wyrzuciłem resztę, usprawiedliwiając się tym, że śpieszy mi się do czytania książki. Tak, zdaję sobie sprawę z tego, jak absurdalna to była wymówka i że nikt nie powinien mi uwierzyć, ale nie byłem w stanie wymyślić niczego bardziej błyskotliwego, potrzebując takiej wymówki na już. Czy mówiłem, że słaby ze mnie kłamca?
W pewnym momencie - dokładniej rzecz ujmując, siedząc na łóżku, z książką, której nie czytałem na kolanach - zacząłem podejrzewać, że mama doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że coś jest nie tak, ale po prostu udawała, iż tego nie widzi, nie chcąc na mnie naciskać lub zmuszać do mówienia o czymś, o czym nie chce mówić. Często tak robiła, a ja orientowałem się dopiero po jakimś czasie. I naprawdę nie rozumiałem dlaczego to robi. Być może wydawało mi się to dziwne z powodu mojej wrodzonej ciekawości, gdyż sam nie potrafiłem zignorować oznak tego, że może dziać się coś złego. Tak jak to było z Dominiciem.
Przetrwałem w jakiś sposób ten dzień, praktycznie cały czas siedząc w swoim pokoju. Na szczęście było pochmurno, więc nikt nie pytał, dlaczego nie wyszedłem na zewnątrz, co przy słonecznej pogodzie zapewne wszystkim wydawałoby się dziwne. Ale przecież nie zawsze muszę chcieć, spędzać czas na świeżym powietrzu.
Kilka razy zadzwoniłem do Dominica, jednak ani razu nie odebrał. Wciąż nie miałem pojęcia co się z nim dzieje i wciąż tak bardzo się martwiłem, jednak po tym czego dowiedziałem się następnego dnia, wolałbym chyba żyć w niewiedzy. Jak można powiedzieć coś takiego z takim zwyczajnym wyrazem twarzy? Jakby to wcale nie było nic wielkiego. Dla mnie jednak było, ponieważ moje serce na moment się zatrzymało, a ja z jakiegoś powodu byłem pewien, że już więcej nie wznowi swoich uderzeń. Maciek zdawał się tym zupełnie nie przejmować, a ja miałem nadzieję, że to tylko pozory. Że w rzeczywistości jednak ta sprawa nie jest mu tak obojętna. Ja sam przez następne godziny wypłakiwałem się w ramię Łukasza i nie ważne jak długo bym tego nie robił, łzy wciąż i wciąż gromadziły się w moich oczach, nie pozwalając przestać mi płakać. Nie wiem czy zasypiałem, czy może traciłem przytomność z przemęczenia i nawet nie byłem w stanie cieszyć się z tego, że za każdym razem, gdy znów otwierałem oczy, chłopcy byli przy mnie. Jak można cieszyć się z czegokolwiek, kiedy cały twój świat.. nagle umarł?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro