Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Część III. Rozdział 57

<Kristian>

Nie miałem pojęcia co ze sobą zrobić. Stałem tak w progu ich salonu i przerażony wpatrywałem się w obraz nędzy i rozpaczy, jaki tu po nich pozostał. Momentalnie w mojej głowie zaczęły pojawiać się najróżniejsze wizje tego co mogło się stać. A naprawdę wiele rzeczy mogło się wydarzyć.  W końcu obaj nie byli tacy zwyczajni. Ru - ze swoim charakterem - na pewno miał jakichś wrogów. Nie mówiąc, nawet o jego zawodzie. Każdy mógłby chcieć dla niego jak najgorzej. Sam wiedziałem o tym najlepiej, choć nigdy nie zdobyłbym się na coś takiego. 

I kiedy w końcu usiadłem na podłodze, mając wrażenie, że i tak za moment się przewrócę, spytałem sam siebie "Dlaczego niby to ktoś obcy miał to zrobić?". Dlaczego od razu pomyślałem, że to jakieś porachunki między blondynem i jego znajomymi spod czarnej gwiazdy? Przecież to wcale nie musiało być tak. W końcu Dominic nigdy nie był tu bezpieczny. 

Nie znałem Ru zbyt dobrze. Właściwie tylko z opisów Dominica i tych nielicznych spotkań, z których naprawdę niewiele było zaplanowanych. Może jedno czy dwa. Właśnie dlatego trudno było mi powiedzieć do czego był zdolny. Przez niego Domi zawsze się bał. Doskonale to pamiętałem. To jak musiałem go uspokajać i zapewniać, że nic mu nie grozi. Że jest już bezpieczny i nie pozwolę zrobić mu krzywdy. 

Pewnie teraz plułbym sobie w brodę za to, że sam mu ją zrobiłem, jednak zbyt mocno byłem pochłonięty myślą, że to Ru mógł zrobić coś Dominicowi. 

Niewielka część mojej podświadomości uważała to za niemożliwe. W końcu już jakiś czas mieszkali razem, z tego co wiem od mamy szarowłosego. Było wiele okazji, aby mógł go skrzywdzić. Druga część, odpowiadająca za paniczny lęk i obwinianie blondyna była jednak znacznie większa. Niszczyła wszystkie inne wizje, które pojawiały się w mojej głowie, a które mogłyby w jakikolwiek inny sposób usprawiedliwić widok rozciągający się przed moimi oczami. I nawet myśl, że mogli tu tylko zabijać jakiegoś psa, nie wydała mi się ani trochę lepsza. Może dlatego, że byłoby mi szkoda tego zwierzęcia, a może jednak dlatego, że doskonale wiedziałem, iż Dominic nie byłby zdolny do czegoś takiego. I nawet, jeśli ta większa cześć umysłu twierdziła inaczej, starałem się wmówić sobie, że Ru również nie mógłby tego zrobić. 

Trudno jest mi określić ile dokładnie siedziałem na tej podłodze i patrzyłem przed siebie. Na tyle długo, że w mieszkaniu zrobiło się już szaro - co mogło znaczy tyle, że zbliża się wieczór - a moje kończyny okropnie bolały, przez to jak długo pozostawały w bezruchu. Teraz, nawet myśl o tym, że miałbym stąd nigdy nie wyjść, która pojawiła się u mnie przy wchodzeniu tutaj, nie wydała mi się aż tak absurdalna. Czułem, jakby poza tym miejsce nie istniał żaden inny świat. 

Chcąc, nie chcąc w końcu musiałem zebrać się do kupy, a pomógł mi w tym telefon, który nagle zadzwonił, wyrywając mnie z tego dziwnego stanu otępienia. Drgnąłem przestraszony i przez chwilę nie wiedziałem co się dzieje, wsłuchując się jedynie w szybkie łomotanie mojego serca, które boleśnie odbijało się od żeber. Dłuższą chwilę zajęło mi zdanie sobie sprawy z tego, że to tylko mój telefon. Niestety, jak się można domyślić, nie udało mi się go odebrać, gdyż zareagowałem zbyt późno. Dzwoniła mama. Pewnie martwiła się tym, dlaczego tak długo nie wracam. Bardzo mnie pilnowali od naszej przeprowadzki, choć i tak miałem wrażenie, że to tylko i wyłącznie zasługa taty. Chciał odizolować mnie od Dominica i wciągnął w swój idiotyczny plan również mamę. Właśnie ta myśl sprawiła, że postanowiłem nie oddzwaniać. 

Podniosłem się z ziemi i z powrotem włożyłem telefon do tylnej kieszeni spodni. Byłem wręcz przerażająco świadom tego, że nie mogę zupełnie nic zrobić. W żaden sposób pomóc. Nie wiedziałem, nawet gdzie jest teraz Dominic. Nie wiedziałem gdzie jest Ru i czyja krew odznaczała się na materiale kanapy. 

Im dłużej na nią patrzyłem, tym bardziej chciałem stąd uciec. Ukryć się w swoim pokoju i udawać, że niczego nie widziałem. Że to tylko zły sen. Że Dominic je teraz spóźniony obiad, ponieważ czekał na blondyna, który wyszedł, żeby spotkać się z kimś w ramach jego "interesów". W końcu życie nie może być aż tak przerażające.

Zakrwawione miejsca zbrodni, przypadkowi świadkowie i ofiary, których nie odnaleziono pojawiają się przecież tylko w filmach. A tak przynajmniej starałem się to sobie wyjaśnić. Ponad to starałem się sobie wmówić, że mój Dominic jest bezpieczny. Musiałem być tego pewien. Nie chciałem dopuszczać do siebie myśli, że jednak coś mogło mu się stać. Że ktoś mógł go skrzywdzić. W końcu powiedziałem mu, że na to nie pozwolę. Nie pozwolę by ktoś go skrzywdził.

~*~

Sam nie wiem jak wróciłem do domu. Całą drogę byłem tak bardzo pochłonięty własnymi myślami, że nie zdawałem sobie sprawy, nawet z tego, że już dawno zrobiło się ciemno. Czułem się jakbym śnił. A może po prostu nie chciałem wrócić do rzeczywistości?

Od progu dopadła do mnie zapłakana mama, wypytując o to gdzie byłem i dlaczego od niej nie odbierałem. Podobno dzwoniła jeszcze wiele razy, jednak ja nie słyszałem już potem żadnego dzwonka. Byłem pewien, że to nie do mnie musiała dzwonić. Może pomyliła numery? Tak. Na pewno je pomyliła. Wiedziałbym, gdyby było inaczej. Choć właściwie nie byłem pewien tego co wiem, co wiedziałem i co bym wiedział. Nie potrafiłem, nawet odpowiedzieć na tak proste pytanie jak to "co się stało". Choć chyba właśnie to pytanie było najgorsze. Bo nie miałem pojęcia co się stało.

Na wpół przytomny poszedłem do swojego pokoju, wykonując wszystkie czynności automatycznie. Jakbym był w letargu czy innym stanie otępienia fizycznego oraz psychicznego. Przy przebieraniu się w piżamę towarzyszył mi dojmujący lęk o to, co teraz działo się z Dominiciem. Kiedy kładłem się do łóżka, nie mogłem wyrzucić z pamięci obrazu zdemolowanej kanapy i rozbitego szkła na podłodze. Czy na odłamkach była krew? Czy ktoś próbował je zbierać? A może były jednym z narzędzi tortur jakie zostały na kimś zastosowane?

Tylko dlaczego ktoś miałby kogoś torturować? I dlaczego miałby to robić odłamkami szkła?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro