Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Część III. Rozdział 51

<Dominic>

- Co zrobiłeś?! - wydarłem się, nie wierząc w to co słyszę. Oczywiście, że na początku zadałem mu spokojne pytanie "co", jednak kiedy nie wydawał się ani odrobinę zrażony moim wybuchem czy też nastawieniem do owej sytuacji, automatycznie zacząłem krzyczeć. Ba! On nadal nie wydawał się tym zrażony. Jakby nie zrobił wcale nic złego. - Rozumiem, że jesteś palantem, ale jak mogłeś zrobić coś takiego?! Wiesz w jakim on jest teraz stanie?! - to drugie pytanie było całkiem głupie i nie na miejscu, ale jakoś nie mogłem się powstrzymać, żeby go nie zadać. Właściwie samo wydostało się z moich ust. I pewnie wydawać by się mogło, że moje zachowanie jest zdecydowanie przesadzone i nie powinienem reagować tak gwałtownie, biorąc pod uwagę, że jeszcze niedawno sam życzyłem Kristianowi najbardziej okropnych rzeczy, ale kiedy tylko wspomniał o dosypaniu narkotyków do herbaty, poczułem się temu wszystkiemu współwinny. A nawet pod wpływem złości jaką czułem do Krisa, nie byłbym w stanie zrobić mu akurat tego. To nie tak, że martwię się, iż może się uzależnić. Nie od jednego razu. Ale sam fakt, że choć raz tego spróbował, przyprawia mnie o nieprzyjemny ucisk w brzuchu. To on pomagał mi, przynajmniej do pewnego czasu, poradzić sobie z tym, a teraz to on przekonał się na własnej skórze jak działają dragi. To dość oczywiste, że byłem zdenerwowany. W końcu tak długo go przed tym chroniłem. Starałem się go chronić przed samym sobą, kiedy byłem pod wpływem.

- Nie panikuj. To mała dawka. - rzucił obojętnie, z wciąż nie schodzącym mu z ust uśmiechem, na co jedynie fuknąłem gniewnie pod nosem i na nowo zacząłem krążyć w tę i z powrotem po salonie. Nie miałem pojęcia co powinienem teraz zrobić. Pójść do niego, sprawdzić jak się czuje i w razie czego trochę z nim posiedzieć czy może zadzwonić do jego matki, żeby powiedzieć co się stało i mniej więcej wyjaśnić za ile może mu przejść, i aby nie wzywała żadnego lekarza. Obie te opcje wydawały mi się idiotyczne. - Dominic. - usłyszałem w momencie, kiedy blondyn złapał mnie za nadgarstek, zatrzymując w miejscu. Popatrzyłem na niego, z niewielką ulgą odkrywając, że przestał się w końcu uśmiechać. Nie chciałem na nowo się na niego denerwować. - Naprawdę nic mu nie będzie. Przestań się zadręczać. - mogłem pokusić się o stwierdzenie, że mnie o to poprosił, jednak miałem zamiar przez jakiś czas pozostawać nieugiętym i dalej być na niego obrażonym. - Nie mogę patrzeć na to, jak się przeze mnie obwiniasz. - dodał, przyciągając mnie do siebie i nim zdążyłem zareagować, obejmował mnie już w pasie, przytulając policzek do mojego brzucha. 

Oczywiście, że byłem na niego zły, jednak odruchem niekontrolowanym było dla mnie to, by zacząć głaskać go po głowie, przeczesując jego włosy. Gdzieś na dnie czaszki pomyślałem nawet, że może choć trochę mnie to uspokoi. Ru ma rację. Kristianowi nic nie będzie. Gdyby dał mu jakąś dużą dawkę, byłoby to wyczuwalne, a nawet zauważalne w herbacie. 

Teraz praktycznie miałem ochotę samego siebie wyśmiać, za to jak się zachowałem. Kristian to duży chłopak. W dodatku nie mój chłopak, więc niby dlaczego tak bardzo się o niego martwię? To jasne, że ze względu na poczucie winy. Być może również przez sentyment i fakt, że przecież do niedawna żywiłem do niego głębsze uczucia. Lubiłem myśleć o nim jako o swoim chłopaku. Lubiłem go całować, przytulać i robić z nim wszystkie te inne czułości. W dodatku sam fakt, jak szybko ludzie przywiązują się do pewnych osób i rzeczy. Nie ma nic dziwnego czy nadzwyczajnego w moim zachowaniu. Tak mi się przynajmniej wydaje.

<Kristian>

Nie czułem się źle. Tak mi się przynajmniej wydawało. Ale nie czułem się też dobrze. W sumie nie potrafiłem powiedzieć jak się czułem. Byłem jakby pomiędzy wszystkim i niczym. Nie mogłem skupić się na jednej rzeczy dłużej, niż pięć sekund. Nie mogłem zasnąć. Z trudem przełykałem ślinę, mając wrażenie, że mój język jest napuchnięty i tym samym utrudnia mi tę czynność. Nie wiedziałem gdzie znajdują się i gdzie kończą moje ręce oraz nogi, a przez to nie byłem w stanie się podnieść. Pamiętałem jak Dominic mówił mi o podobnych odczuciach i pewnie nie byłyby one tak silne, gdybym nie zaczął odrobinę panikować. Logicznym wydaje się to, że stres powodował pogłębienie się symptomów. 

Jednak nie byłem w stanie nie panikować. Nie miałem pojęcia co się ze mną dzieje. Nie mogłem nikogo zawołać i czułem się jak wtedy, kiedy śni ci się, że chcesz kogoś zawołać, ale nie możesz wydobyć z siebie głosu. Podobnie dzieje się, kiedy jesteśmy w sytuacji zagrożenia, a to zdecydowanie była dla mnie sytuacja zagrożenia. 

Czas wydawał się płynąć zarazem szybko i wolno. Właściwie nie wiem czy potrafiłem określić to jak szybko mijał. Może w rzeczywistości się zatrzymał, nawet taka myśl pojawiła się w mojej głowie, a ja nie zdawałem sobie sprawy z jej absurdalności. Potem czułem jakbym całkowicie wyzbył się ciężaru swojego ciała i unosił się w powietrzu. To uczucie wydawało się nad wyraz przyjemne i z każdej strony, w każdym członku swojego ciała odczuwałem przyjemną błogość. Tak jakbym po długim biegu, nagle rozluźnił wszystkie swoje mięśnie. Wtedy już zdecydowanie nie miałem pojęcia co się wokół mnie dzieje. Nie potrafiłem, nawet stwierdzić w jakiej leżę pozycji i czy wciąż leżę na łóżku, czy może już z niego spadłem. Kto wie. Może to uczucie błogości, jakbym latał, w rzeczywistości było tylko sekundą, w której spadłem na podłogę..

Taki stan rzeczy utrzymywał się przez jakiś czas - jak już wspomniałem, nie mam pojęcia jak długo - aż nie zdałem sobie sprawy z tego jak ogromna senność mnie ogarnęła. Oczy same mi się zamykały, o ile już nie były zamknięte, a ciało stało się nagle jakby cięższe i już nie unosiło się w powietrzu. Z impetem spadło w rzeczywistość, przebijając się przez nią i wpadając w czarną otchłań. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro