Część III. Rozdział 37
<Ru>
Być może nieodzywanie się do siebie nie było najlepszym pomysłem, jednak on mógł powiedzieć, że wychodzi. Już ja sobie z nim porozmawiam, kiedy wróci. A gdyby coś mu się stało? Co jeśli coś mu się stanie, a ja będę na niego wściekły i nawet się tym nie przejmę? To mało prawdopodobne, jeśli już teraz się o niego martwię, ale nigdy nic nie wiadomo. Zresztą. W tak krótkim czasie się raczej w nic nie wpakuje. Miejmy nadzieję. W końcu Dominic to takie dziwne stworzenie, które z wszystkiego może stworzyć dla siebie zagrożenie.
Westchnąłem cicho i pokręciłem głową, siadając w pokoju przy biurku. Jak to wszystko mogło potoczyć się w taki sposób? Z przypadkowego chłopaka, znalezionego na ulicy, Domi stał się dla mnie kimś ważniejszym od rodziny, której tak właściwie nigdy nie miałem. Matka alkoholiczka, a ojciec wiecznie wyjeżdżał w delegacje, zostawiając nas samych w domu. I jak mając tyle forsy, można mieć zarazem tyle długów? Nie potrafię sobie tego wyobrazić. Trzeba być albo skończonym idiotą, albo tak chytrym i łasym na pieniądze, choć w wypadku mojego ojca, obie te opcje się raczej zgadzają. Raczej nie trudno się domyślić, że na jego pieniądze mogłem tylko popatrzeć. Matka wszystko przepijała, więc jakie miałem wyjście? Musiałem pomyśleć o zarabianiu samemu. Absurdalne. Zacząć zarabiać w podstawówce. W końcu nikt nie przyjmuje do pracy takich młodych osób. Jednak, kiedy poszedłem do pierwszej gimnazjum, poznałem pewnego chłopaka, starczego ode mnie o pięć lat. Spytał mnie czy chciałbym w łatwy sposób zarobić trochę pieniędzy. Oczywiście, że od razu się zgodziłem, nie pytając nawet o szczegóły. Właściwie po dowiedzeniu się na czym będzie polegało moje zadanie, nie przejąłem się jakoś bardzo. Czułem jedynie ekscytację. W końcu robiłem coś nielegalnego.
W naszym roczniku trudno było kogokolwiek do czegokolwiek namówić. Logiczne, że najpierw próbowałem z osobami w moim wieku, tymi które znałem, ale będąc w pierwszej gimnazjum, wszyscy są jedynie mocni w mowie, a nie w czynie. Dopiero, kiedy wyczerpały mi się pomysły, odważyłem się zagadać do osób ze starszych klas. Zawsze byłem dość nieśmiały, więc było to dla mnie nie lada wyzwanie. Byłem, więc naprawdę dumny z siebie, kiedy udało mi się po raz pierwszy sprzedać komuś dragi. W taki sposób zaczęła się moja zabawa w dilera.
A skoro był czas na sprzedawanie narkotyków, przyszedł również czas na spróbowanie. Był to bodajże koniec pierwszej, a może nawet początek drugiej klasy, kiedy spróbowałem ich po raz pierwszy. Ojciec częściej zostawał w domu, rzadziej wyjeżdżał na spotkania i co w związku z tym? Częściej kłócił się z mamą. Zwykle mieli mnie w poważaniu, ale zwracali jakąkolwiek uwagę na moje istnienie, natomiast wtedy już nawet tego zdawali się nie dostrzegać. Pomyślałem, podobnie jak Dominic i również w podobnym wieku co on, że w ten sposób zwrócę na siebie ich uwagę. Byłem pewien, że nie będą zadowoleni z mojego postępowania, ale to mi nie przeszkadzało. Chciałem, żeby dali mi szlaban, przeprowadzali ze mną rozmowy, a nawet wrzeszczeli na mnie za takie lekkomyślne zachowanie, ale się przeliczyłem. Również tak, jak Domi.
Zupełnie ich to nie obchodziło. Na początku myślałem, że po prostu tego nie zauważają, ale w końcu sam postanowiłem im o tym powiedzieć. Może chciałem sprawdzić ich reakcję? A może już wtedy wiedziałem co się stanie. Och, gdybym mógł to przewidzieć. Gdybym mógł to przewidzieć, nigdy bym się nie odezwał i dalej mógłbym żyć w tym głupim przekonaniu, że po prostu nic nie zauważyli.
Jak można się domyślić, nie zrobiło to na nich żadnego wrażenia. "Wiedziałem, że tak skończysz." Znienawidziłem to jedno zdanie. Spodziewałem się czegoś zupełnie innego i coś zupełnie innego dostałem. Kiedy stałem tak przed nimi, a oni nawet nie zaszczycili mnie spojrzeniem, miałem ochotę zapaść się pod ziemię i nigdy więcej nie pokazać im się na oczy. Nikomu więcej się nie pokazywać. Z biegiem czasu dotarło do mnie jak głupi wtedy byłem i jak idiotycznie się zachowałem, próbując się zaćpać. Kto by się przejmował rodzicami? W dodatku będąc w gimnazjum, kiedy każdy myśli, że wszystko mu wolno. Niestety ja się przejmowałem. Pewnie dlatego, że moja rodzina nigdy nie była jak te typowe z telewizji, książek czy gazet. Nie mówiąc o tym jak naiwne są dzieci.
To Elen mnie wtedy uratowała. Dziewczyna, która tak samo jak ja miała przesrane w życiu, znalazła mnie w opuszczonej kotłowni, do której kiedyś trafiłem zupełnie przypadkiem, zadzwoniła na pogotowie i podała się za moją starszą siostrę. W taki sposób się poznaliśmy. Była najbliższą mi osobą, a tak niedawno odeszła. Co gdybym nie spotkał nigdy Dominica? Gdyby Kuba i Fin nie byli przy mnie? Zapewne bym się załamał i sam też spróbował się zaćpać, choć może "spróbować" to złe słowo. W końcu i tak nikt by mnie nie powstrzymał. Nie miałby kto. To zabawne, że myślę o tym wszystkim przeliczając pieniądze. Tak jak kiedyś robił to mój ojciec. Ale wracając do mojej historii..
Fin był znajomym Elen. Na początku ćpał od czasu do czasu, jeśli trafiła się okazja na jakiejś imprezie, a tak przynajmniej mi opowiadała. Twierdziła też, że handluję dobrym towarem, dlatego któregoś razu go do mnie przyprowadziła. Ach, te jej knowania. Chłopak nie miał pojęcia, że idą do jakiegokolwiek dilera. Był pewien, że Elen po raz kolejny zabrała go na ten babski wypad do miasta, żeby miał jej kto nosić torby. Trudno zliczyć ile razy mi się na to skarżył. Właśnie dlatego był tak bardzo zaskoczony, kiedy został zaprowadzony do jakiejś opuszczonej rudery, która aktualnie była naszym domem. Wtedy nie miałem jeszcze wystarczająco dużo pieniędzy, aby wynająć sobie mieszkanie, a Elen choć miała pieniądze, sam nie wiem skąd, po prostu chciała być tam gdzie ja. Może po prostu się bała, że znów coś odwalę? Tak jak ja boję się o Dominica. Więc Fin przyszedł, zobaczył i tak już z nami został.
Z Kubą historia trochę się już komplikuje. Właśnie dlatego wstałem od biurka i powolnym krokiem wyszedłem z pokoju, od razu kierując się do kuchni. Wyjąłem z szafki czystą szklankę i nalałem do niej po prostu wody z kranu, aby zaraz potem odwrócić się, opierając tyłkiem o brzeg blatu i mrużąc oczy, zacząłem sobie wszystko przypominać, wolno sącząc wodę czy może raczej po prostu trzymając usta na brzegu naczynia.
Któregoś razu wziął się po prostu znikąd. Z jakiegoś powodu, każdy z nas gdzieś wyszedł, ale nie pamiętam już teraz dlaczego. Ja w sumie zwykle znikałem na całe dnie, a Elen być może wyciągnęła Fina na te zakupy, ale nie jestem pewien. Mniejsza z tym, bo kiedy wróciłem, zaalarmowany wiadomością od wtedy jeszcze brunetki, znalazłem w korytarzu na podłodze poobijanego chłopaka z krwią rozmazaną na twarzy. Wyobrażacie sobie jak przerażony byłem w środku? Na zewnątrz starałem się zwykle nie pokazywać tego co czuję. Nigdy nie wyszło mi to na dobre.
Jakie mieliśmy wyjście? Zajęliśmy się nim i pozwoliliśmy odpocząć. Kiedy się obudził praktycznie nic nie mówił. Siedział tylko i patrzył w podłogę, jakby zupełnie nic do niego nie docierało, choć z jego późniejszych wyjaśnień wynika, że jednak nas słyszał i normalnie rozumiał. Dowiedzieliśmy się, że został pobity przez brata i jego znajomych, kiedy wyszło na jaw, że lubi tę samą płeć. Próbowali go nawet zgwałcić, ale jakoś udało mu się uciec. Był roztrzęsiony, a jednak zachowywał się nad wyraz spokojnie. Doszło do tego, że został tak z nami na kilka dni i przez cały czas zachowywał się w taki sposób jakby był, ale jednak go nie było. Właśnie z tego powodu Fin zaproponował mu kreskę i tak jakoś poszło. Mogę nawet pokusić się o stwierdzenie, że mają się ku sobie. Ha! Otaczają mnie sami homoseksualiści!
Parsknąłem cichym, krótkim śmiechem i oparłem bok szklanki o usta. Szybko jednak uśmiech zniknął z mojej twarzy. Wciąż nie miałem pojęcia gdzie jest Dominic i nie chodziło tu o to, że tak bardzo się o niego martwiłem. W końcu jest dużym chłopcem i da sobie samemu radę. Nie podobał mi się fakt, kogo ostatnio spotkał. Co jeśli i tym razem na niego wpadnie? Może przydałoby się porozmawiać z tym całym Krisem i wybić mu Domiego z głowy?
<Dominic>
Kiedy tylko mój wzrok spoczął na jego twarzy, wykręciłem się na pięcie i czym prędzej ruszyłem z powrotem w stronę ulicy. Nie wiem co w tym momencie było dla mnie bardziej przerażające. Fakt, że on też patrzył na mnie przez tę krótką chwilę, a może nawet dłużej czy może to, że właśnie teraz słyszałem za sobą głosy nawołujące mnie po imieniu i byłem świadom, że oni już wcale nie siedzą na ławce. Czy w razie czego mógłbym zacząć krzyczeć, że chcą mnie molestować? Tfu! Co za idiotyczny pomysł!
- Dominic! - mimo, że szedłem dość szybko, wzdrygnąłem się, słysząc ten dobrze znany mi głos, w tym momencie przepełniony złością, a mógłbym się, nawet pokusić o stwierdzenie, że wściekłością. Tak, Kristianie. Właśnie przed tobą uciekam, bo nie mam zamiaru z tobą rozmawiać. No popatrz. To tak jak ty, kiedy nie wiadomo dlaczego wyjechałeś, zostawiając mnie bez słowa i nawet nie raczyłeś odpisać, na choćby jedną wiadomość, a ja jak ten idiota czyściłem konto w ciągu doby i następnego dnia musiałem kupować następną kartę. - Zatrzymaj się w tej chwili! - no chyba nie. Aż miałem ochotę mu coś odkrzyknąć, ale skupiłem się tylko na tym, żeby jak najszybciej stawiać kroki i w nikogo nie wpaść. A Ru mówił "Zostań w domu.", ale po co słuchać Ru. Sam wiem lepiej. I proszę! Oto skutki! Następnym razem nigdzie bez niego nie idę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro