Część II. Rozdział 28
<Dominic>
Kiedy się obudziłem, dłuższą chwilę zajęło mi zrozumienie gdzie jestem. Może to zabawne, ale w pierwszej minucie po obudzeniu nie zwróciłem uwagi na postać, która się we mnie przez cały czas wtulała. A wystarczyło na nią spojrzeć, aby dowiedzieć się gdzie jestem. W pokoju Krisa. Odetchnąłem z ulgą, aby zaraz potem zastygnąć na moment w bezruchu, kiedy drobne ciało w moich ramionach niespokojnie się poruszyło. Przestraszyłem się, że być może właśnie go obudziłem, ale z moich ust po raz kolejny wyrwało się westchnienie ulgi, kiedy jedynie wymruczał coś pod nosem i mocniej się do mnie przytulił.
W pokoju było ciemno, a ja znów zdałem sobie z tego sprawę z lekkim opóźnieniem. Głaskałem Krisa po głowie, co jakiś czas przeczesując palcami, kosmyki jego włosów. Dlaczego śpie u mojego chłopaka? Dlaczego nie pamiętam co się stało i jak się tu znalazłem? Dlaczego czuję się tak bardzo zmęczony i nie wiem z jakiego powodu?
Miałem w głowie wiele takich i tym podobnych pytań, a na odpowiedzi będę musiał czekać, dopóki Kristian się nie obudzi. Ale najpierw przeproszę go za tę kłótnię. Właśnie. Kłótnia. Chciałem przeprosić, ale coś mi w tym przeszkodziło. Tylko nie pamiętam czym było to coś. Mam nadzieję, że to nic bardzo złego.
Westchnąłem po raz kolejny i zamknąłem oczy, przez dłuższą chwilę głaszcząc Krisa po policzku. Pewnie znów się przeze mnie martwił. Na nowo mocniej przytuliłem jego głowę do swojej klatki piersiowej, a zaraz potem zasnąłem.
~*~
Gdy obudziłem się już rano, czekało mnie niemiłe spotkanie z rzeczywistością. Oczywiście mój ukochany opowiedział mi wszystko co wydarzyło się poprzedniego dnia, z małą pomocą Łukasza i Maćka, a ja w pewnym momencie zacząłem się czuć dziwnie oblężony. Miałem wrażenie, że wszyscy uważają, iż to moja wina. Pięciu.. No dobra. Trzech i pół na dwóch i pół to nierówna walka. Tak. Miałem półtora sprzymierzeńca. Krisa i połowę Rafała, który nie mógł się zdecydować czy stać po mojej stronie czy nie. Jasnym jest, że cały ten pojedynek nie był taki otwarty. Uroił się on tylko w mojej głowie i prawdopodobnym mogło być, że w rzeczywistości nikt nie jest przeciwko mnie ani też ze mną.
Właśnie w taki sposób dowiedziałem się o Ru i mimo, że miałem ochotę zacząć panikować, postanowiłem ukryć gdzieś tam w głębi siebie to, jak bardzo byłem w rzeczywistości przerażony, na rzecz spokojnego zachowania z racjonalnym myśleniem i przepraszania Krisa za wszystko, przez kolejnych kilka minut. Aż już chyba miał mnie dość, a mimo to nie dał nic po sobie poznać. Tak. To znów były tylko moje domysły.
Potem zjedliśmy obiad, który został zrobiony przez mamę bruneta. Naprawdę wspaniała kobieta. I czy to dziwne, że nie byłem zdziwiony, kiedy okazało się, że nikogo nie obchodziło gdzie jestem? Mama zadzwoniła dopiero po południu. Kiedy się zorientowała, że nie ma mnie w domu. Tak bardzo kontrastuje z Krisem, że to jest aż zabawne.
A potem musiałem wrócić do domu. Nie wiem dlaczego. Mama powiedziała po prostu, żebym niedługo był w domu, a kiedy już się z wszystkimi pożegnąłem i wycałowałem, jak to powiedział Maciek, z Krisem, po kilkunastu minutach drogi dotarłem do domu, w którym i tak nie było nikogo poza pokojówką. A może na razie powinienem ją nazywać swoją opiekunką? Do dorosłości mi jeszcze daleko. Za to niedaleko do końca gimnazjum. Kiedy tylko o tym myślę, robi mi się niedobrze. Co zrobić, żeby wciąż mieć kontakt z Krisem? Nawet po zakończeniu gimnazjum, kiedy to wszyscy zapewniają, że będą się spotykać i pisać, a potem o sobie zapominają? Wolałbym, aby Kris o mnie nie zapomniał.
~*~
Kilka godzin później wrócili rodzice. Ja stety czy niestety byłem wtedy w salonie i przysięgam, że moje serce na moment stanęło, kiedy zobaczyłem tatę i może spodziewałem się wszystkiego, ale na pewno nie tego, że potraktuje mnie niczym powietrze i nie zaszczyci nawet jednym spojrzeniem. Stałem tak i patrzyłem za nim, mając ochotę wykrzyczeć, że tu jestem i żeby mnie nie ignorował, ale jednak na tej ochocie się skończyło. To było dziwne. Siedzieć z rodzicami w salonie i być przez nich ignorowanym. A oni jakby celowo rozmawiali o wszystkim, w czym chciałbym mieć jakiś udział. Wakacje. Po co rozmawiać o wakacjach zimą? Wyjazd do rodziny na święta. To czy zaprosić dziadków. A potem zaczął się temat imienin babci. Przy czym nikt, nawet nie wspomniał o moich urodzinach, które były przez tymi cholernymi imieninami. I gdzieś miałem te przepraszające spojrzenia mamy, kiedy w moich oczach zebrały się łzy. Miałem ochotę wykrzyczeć, że też tu jestem i fakt, że mnie nienawidzą nie upoważnia ich do traktowania mnie w taki sposób, ale jedynie wstałem ze swojego miejsca i poszedłem, a może prawie i pobiegłem do swojego pokoju, żeby trzasnąć drzwiami i schować się pod kołdrą. I nie zamykałem drzwi, nie dlatego, że wiedziałem, iż nikt nie przyjdzie. Miałem po prostu nadzieję, że jednak ktoś będzie chciał zobaczyć co u mnie. Ale nikt nie chciał.
Późniejsza kłótnia, prawdopodobnie o mnie, również nie trwała zbyt długo. Po co się kłócić o kogoś takiego jak ja? No właśnie. A ja miałem ochotę krzyczeć i zdzierać sobie gardło. Ale to i tak by nic nie dało. I pierwszy raz dzisiaj pomyślałem, że cieszę się, że Ru do mnie przyszedł. Bo czułem w głębi siebie.. W głębi podświadomości, że mam gdzie uciec. I będę mógł zapomnieć. Ale na razie dam sobie radę. Bo mam Krisa. Póki go mam, mogę znieść to wszystko. Więc mam nadzieję, że będzie ze mną bardzo długo.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro