Część III. Rozdział 39
<Dominic>
Po moich plecach przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Powiedzenie, że byłem w tym momencie przestraszony, byłoby poważnym niedomówieniem. Czułem jak po moich plecach spływają kropelki potu, których w rzeczywistości mogło tam wcale nie być. Przez chwilę poczułem się nawet jak dziecko, przyłapane przez rodzica na przeszukiwaniu pokoju w poszukiwaniu zabranego telefonu. Szybko jednak odgoniłem od siebie te idiotyczne myśli, bo w końcu nie byłem już dzieckiem i na pewno nie szukałem telefonu. Och, ile bym dał, żeby to był telefon. Niestety, nie jestem na tyle grzecznym podopiecznym.
Dopiero po dłuższej chwili trwania w tej samej pozycji, będąc niezdolnym do jakiegokolwiek ruchu, wyprostowałem się i stałem tak kolejnych kilka sekund, które dłużyły mi się w nieskończoność. Dlaczego czułem takie przerażenie, zdając sobie sprawę, że to Ru za mną stoi? Przecież to tylko Ru. Już dawno przestałem się go bać. Tak mi się przynajmniej wydawało do tej pory. W rzeczywistości, nigdy nie powinienem zapomnieć o tym kim on jest i do czego jest zdolny, za co teraz siebie upominałem. Przy okazji nawrzeszczałem na siebie w myślach i wziąłem głębszy wdech, kiedy zdałem sobie sprawę z tego, jak bardzo moje gardło jest zaciśnięte. Zebrałem się w sobie i w końcu zmusiłem do obrócenia w jego stronę, nakładając na twarz najbardziej niewinny wyraz, na jaki tylko było mnie stać. Powinienem chociaż sprawiać pozory. W końcu zawsze mogę iść w zaparte, że na pewno coś mi zabrał i postanowiłem to sobie odebrać. Problem w tym, że nie miałem nic na tyle ważnego, żeby mógł mi to odebrać, robiąc mi na złość i abym za wszelką cenę chciał to odzyskać.
Skrzywiłem się delikatnie, ale już zaraz nałożyłem na twarz maskę wyrażającą zupełny spokój, a nawet delikatnie się uśmiechnąłem. Modliłem się w duchu, żeby w końcu coś powiedział, ale on jak na złość milczał, jedynie wpatrując się we mnie tym swoim przenikliwym spojrzeniem. Tym razem udało mi się powstrzymać skrzywienie, jednak nie powstrzymałem się od oparcia tyłkiem o biurko, w dość prowokacyjny sposób. Oczywiście, że na ten ruch, a może raczej pozę w jakiej stanąłem, jedna z jego brwi powędrowała do góry. Zawsze tak robił, więc nie było to dla mnie jakimkolwiek zaskoczeniem.
- Nie potrzebuję pomocy. - stwierdziłem, kiedy w końcu przypomniało mi się, że przed momentem zadał mi pytanie. W sumie to dwa pytania, ale na to pierwsze jeszcze nie wymyśliłem żadnej odpowiedzi. - Poza tym, już stąd wychodzę. - dodałem zaraz, odpychając się dłońmi od biurka i jak gdyby nigdy nic ruszyłem w stronę drzwi. Niestety, tak jak się domyślałem, zagrodził mi przejście ramieniem. Nie odważyłem się, nawet na niego spojrzeć. Starałem się przy tym wyglądać, jakbym tylko czekał aż zabierze rękę, żebym mógł przejść i miałem nadzieję, że nie widać po mnie tego, jak zestresowany jestem tą sytuacją. Dałem się przyłapać. Jakim idiotą trzeba być, żeby grzebać komuś w rzeczach, kiedy się nie wie gdzie ta osoba jest. Wszakże mógł wrócić zarówno przed chwilą, jak i teraz, a nawet za godzinę.
Niby się mówi, że najlepszy moment na przeszukiwanie kogoś to ten, kiedy nie ma go w domu, ale właśnie przekonałem się na własnej skórze, iż jest to jawne kłamstwo. Czy mam przechlapane?
- Gdzie byłeś Domi? - usłyszałem jego spokojny głos, praktycznie przy swoim uchu i mogę przysiądz, że było w nim słychać troskę. Autentyczną troskę. Czyli nie był na mnie zły z powodu grzebania mu w rzeczach? Trudno mi było teraz cokolwiek stwierdzić. Może po prostu ukrywał to, że w rzeczywistości ma ochotę wywlec mnie za włosy na korytarz? To w końcu też jest prawdopodobne. Teraz, jednak musiałem się bardziej skupić na jego pytaniu, niż na tym czy przypadkiem nie planuje w głowie mojego morderstwa.
- Poszedłem do parku. - wyjaśniłem zaraz, odwracając powoli głowę w jego stronę, aby przekonać się, że on patrzył na mnie przez cały czas. Nie wyglądał, jakby był za cokolwiek zły. Może tylko udaje? Ukrywa to wszystko tak jak podejrzewałem? Nie chce mi pokazać, że coś co robię mu się nie podoba? Może myśli, że się na niego obrażę? W sumie, nawet bym się nie zdziwił, gdyby to była prawda. Postanowiłem uciszyć swoje myśli, przy okazji posyłając mu najszczerszy uśmiech, na jaki było mnie w tym momencie stać. I mogę przysiądz, że to parsknięcie, a następnie kręcenie z politowaniem głową, było spowodowane tym, jak nieudolnie starałem się udawać, że wszystko jest w zupełnym porządku. - Znów spotkałem Krisa. - dodałem, chcąc zetrzeć mu ten jego uśmieszek z twarzy, co oczywiście bez problemu mi się udało. Właściwie wyglądał teraz, jakby chciał kogoś zabić samym spojrzeniem. - To trochę głupie, ale uciekłem. - dodałem zaraz, chcąc jakoś załagodzić sprawę i zmieszany podrapałem się z tyłu głowy. Czy zachowałem się jak tchórz? No cóż. Często się tak zachowuję.
- Wiesz? - zaczął dość cicho, a ten cwany uśmiech, który zagościł na jego twarzy, sprawił, że musiałem przełknąć ślinę. - Wydaje mi się, że Kristian już nie będzie cię niepokoił. - dokończył, a na te słowa mój żołądek zawiązał się w supeł. Takie przynajmniej miałem wrażenie.
- Co mu zrobiłeś? - wyrwało mi się automatycznie i choć nie chciałem mieć już nic wspólnego z brunetem, przerażała mnie myśl, że Ru mógł zrobić mu krzywdę. Nie mówiąc o tym, że to znów byłaby moja wina. - Jest cały, prawda? - spytałem zaraz, dość nawinie, bo przecież Ru nie jest jakimś mordercą czy sadystą, żeby powiedzmy odciąć mu rękę. Choć w sumie przy tym drugim musiałbym się chwilę zatrzymać i zastanowić.
- Prawda. Po prostu sobie porozmawialiśmy. - odpowiedział mi w końcu pod dłuższej chwili, kiedy to byłem pewien, że chce mnie trzymać w niepewności do końca życia, które przez nerwy jakie w tym momencie zawładnęły moim ciałem, nie trwałoby zbyt długo. - Za kogo ty mnie masz Dominiś? - tym razem to on zadał pytanie mi, w dodatku z tak pobłażliwym uśmiechem, że kiedy pogłaskał mnie po policzku, miałem wrażenie, że za moment roztopię się pod wpływem czułości jaką mi okazywał. Przymknąłem oczy, chcąc jak najdłużej cieszyć się jego dotykiem, który zniknął zadziwiająco szybko. Za szybko jak dla mnie. Mruknąłem niezadowolony, kiedy zdałem sobie sprawę, że odszedł ode mnie i skierował się do tymczasowo naszego pokoju.
- Nie dam ci się przelecieć. Mam swoją godność. - rzuciłem, idąc za nim, na co po raz kolejny tylko się zaśmiał. Oczywiście, że nie o to mu chodziło, ale potrzebowałem rozładować jakoś napięcie. A może tylko ja zdawałem sobie sprawę z istnienia tego napięcia?
Kiedy w końcu znaleźliśmy się w pokoju, praktycznie od razu znalazłem się na łóżku, siadając na jego brzegu i śledząc wzrokiem, każdy jego ruch. Zdziwiłem się, kiedy podszedł do komody i otworzył trzecią od dołu, a drugą od góry szufladę. Gdy raz tam zajrzałem, okazało się, że są tam tylko jakieś papiery, więc więcej nie sprawdzałem. Nie chciałem grzebać w jego prywatnych rzeczach bez pozwolenia. Czy teraz były mu potrzebne jakieś papiery? Teraz trochę żałuję, że nie przejrzałem tej, bądź co bądź sterty kartek.
Zamrugałem kilka razy, a potem kolejnych kilka, kiedy zdałem sobie sprawę z tego co właśnie trzyma w ręce. Czyli na darmo przeszukiwałem jego biurko? I miałem narkotyki przez cały czas pod swoim nosem? Skrzywiłem się, kiedy w końcu zdałem sobie sprawę z tego jak idiotycznie to wszystko musiało wyglądać i padłem plecami na łóżko, wzdychając cierpiętniczo.
- Lubisz robić ze mnie idiotę, prawda? - spytałem po chwili, odchylając głowę bardziej w tył, żeby móc na niego spojrzeć, akurat kiedy pokręcił głową. Ta. Już mu wierzę.
- Nie miałem na celu, robić z ciebie idioty. Schowałem je tu, bo wiedziałem, że nie będziesz ich szukał wśród jakichś moich papierów. - wyjaśnił, znów z tym pobłażliwym uśmiechem i nim się zorientowałem, już rozsypywał biały proszek na blacie stolika nocnego, który stał akurat bliżej mnie. - No? Podnoś się księżniczko. - usłyszałem jego słowa oraz tłumiony śmiech, na co wywróciłem tylko oczami, jednak zaraz potem posłusznie usiadłem i popatrzyłem na dwa podłużne paski kokainy.
- Wolę wstrzykiwanie. - mruknąłem, wzdychając pod nosem i zaraz potem, również przysunąłem się bliżej stoliczka, pochylając się nad nim i zatykając jedną dziurkę nosa. Skrzywiłem się, czując znów to nieprzyjemne uczucie w nosie, zaciskając przy tym jedno oko i zaraz patrzyłem już tylko na prawie czysty stolik. Tylko w niektórych miejscach było widać lekki pyłek, którym były pozostałości tego, czego nie udało mi się do końca wciągnąć przez nos.
- Jutro będę miał dla ciebie zadanie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro