Część II. Rozdział 30
<Kristian>
Czułem się podle. Plułem sobie w brodę, bo jak mogłem tak po prostu zostawić Dominica, jedynie z krótką wiadomością, że wszystko jest dobrze i aby się nie martwił? Nie mówiąc o tym, że było to jawne kłamstwo. Kolejny powód, aby jeszcze bardziej się obwiniać. Oczywiście, że tego nie chciałem i gdybym miał wybór, zostałbym z nim tutaj, ale jak można się domyślić, nie miałem tego wyboru. Na nic zdały się prośby i płacze.
Tata z niewiadomego źródła, którym najprawdopodobniej była praca, dowiedział się, że spotykam się z Domim. Oprócz tego, że jest on chłopakiem, doszedł również fakt, że jest on synem dużego przedsiębiorcy, a jak wiadomo wieści o takich szybko się rozchodzą. Dowiedział się, że Dominic ma problemy z narkotykami i natychmiastowo zakazał mi się z nim spotykać. Nie było istotne ile razy powtarzałem, że pomagam mu się z tym uporać, że jest dla mnie ważny i inne takie. Nie wspominałem jak bardzo go kocham. Tata jest homofobem i takie jawne mówienie o uczuciach do drugiego mężczyzny mogło skończyć się dla mnie bardzo źle. I wtedy nawet mama nic by na to nie mogła poradzić.
Tak, więc nie miałem nic do powiedzenia, jeżeli chodziło o to co działo się potem. A działo się naprawdę dużo. Ojciec zabronił mi nie tylko kontaktu z Dominiciem, ale również wychodzić z domu, bo za każdym razem był święcie przekonany, że idę się spotkać z "tym narkomanem". I przekonywanie, że idę do którego z chłopaków, a nawet próby wyjaśnienia, że Dominic wcale nie jest tym za kogo go uważa, spełzły na niczym. To jednak było nic w porównaniu z tym co wydarzyło się później. Nigdy nie sądziłem, że ojciec byłby w stanie zrobić mi coś takiego, jednak najwidoczniej po prostu się przeliczyłem, bo słowa o przeprowadzce, które usłyszałem z ust mamy, patrzącej na mnie w przepraszający sposób, jakby to była jej wina, były niestety najprawdziwszą prawdą.
Zamknąłem się w pokoju. Nie schodziłem na dół ani na obiady, ani śniadania czy kolacje. Nie chciałem z nimi rozmawiać. Nie chciałem rozmawiać z nikim, a było jeszcze gorzej, kiedy zdawałem sobie sprawę z tego, że to Dominic był osobą, która przychodziła do mnie kilka dni pod rząd, jak również z faktu, że w końcu sobie odpuścił. Nie potrafię zrozumieć jak mogłem być tak samolubny, aby chcieć by wciąż i wciąż tutaj przychodził, choć i tak nikt by mu nie otwierał. Dopiero po jakimś czasie zaczęło do mnie powoli docierać to, jak on musi się czuć. Obiecałem, że będę mu pomagał, zapewniałem o tym jak bardzo go kocham, a teraz, kiedy najbardziej mnie potrzebuje, po prostu zostawiłem go bez słowa. Nie chciałem wyobrażać sobie jego miny, kiedy nauczyciel ogłosi w klasie, że się przeprowadziłem i kiedy dotrze do niego, że to już koniec. Że znów został z tym wszystkim sam. Przeze mnie.
Czy będzie płakał? Nie wiem. Będzie na mnie zły? Na pewno. A może.. Co jeśli pójdzie do Ru? Co jeśli przeze mnie znów zacznie bez opamiętania ćpać i w końcu nawet płukanie żołądka mu nie pomoże? Co jeśli celowo sprawi, że płukanie żołądka mu nie pomoże?
Wszystkie te myśli kłębiły się w mojej głowie, nie pozwalając mi spać. Tak bardzo się o niego bałem. Co jeśli jego już nie będzie, kiedy nauczyciel ogłosi, że nie będę więcej uczęszczał do szkoły? Co jeżeli zamiast o mojej przeprowadzce, w poniedziałek będą mówili o samobójstwie Dominica? A może nawet nikt o tym nie wspomni. Nikt o nim nie pomyśli. Nikt poza jego matką nie będzie za nim płakał. Nikt oprócz mnie.
Teraz, siedząc w samochodzie i jadąc samemu nie wiedząc gdzie, przygryzłem mocno dolną wargę, robiąc wszystko, żeby się nie rozpłakać. Ulice i domy, sklepy, księgarnia, wszystko co poznałem przez prawie dwa lata, miejsca do których chodziłem już dawno zniknęły mi z oczu. Nie znałem drzew, które właśnie mijaliśmy. Nazwy ulic i miejscowości były mi zupełnie obce. Czułem się jak dziecko, które zostało zabrane od rodziców. Porwane z jego domu i wywiezione do zupełnie innego świata, w którym nie potrafiło się odnaleźć.
Nie czułem, nawet tej radości co przy ostatniej przeprowadzce, na myśl, że Rafał, Oli, Łukasz i Maciek, również się przeprowadzają. Absurdalne, prawda? Jaki jest sens w tym, aby oni też zmieniali miejsce zamieszkania? Zachowujemy się wręcz nienormalnie, ale mnie to nie przeszkadza. Na początku byłem zły. Sądziłem, że jeśli oni zostaną, Dominic będzie mógł mieć w nich wsparcie. Tymczasem.. Jak się poczuje? Jakbyśmy byli tylko wyobrażeniem? Pojawiliśmy się na niespełna dwa lata, a potem zniknęliśmy z jego życia. Wszyscy razem. Wiem tylko tyle, że ja nie dałbym sobie rady na jego miejscu. Dlatego wpatrując się tępo w widok za szybą, powtarzałem w myślach, tak jakby te miały do niego dotrzeć, jak bardzo w niego wierzę. Jestem pewien, że da sobie radę. Wierzę w to przynajmniej na razie. Dopóki z jakichś wiadomości nie dowiem się o zbiorowym samobójstwie "jakichś narkomanów czy innych dileri narkotykowych". Do tego czasu jestem pewien, że mój Domi jest bezpieczny.
Dopiero, kiedy opieram głowę o taflę szkła i zamykam oczy, zaczynam się zastanawiać czy coś tak przyziemnego jak śmierć kilku osób z marginesu społecznego jest na tyle ważne, by wspomnieć o tym w wiadomościach. Dochodzę do wniosku, że nigdy się z czymś takim nie spotkałem, więc czy w ogóle będę o tym wiedział? Może sam Dominic zechce się przed tym ze mną skontaktować? Mózgu stop!
Otworzyłem gwałtownie oczy i od razu się wyprostowałem, kiedy dotarło do mnie, że myślałem o śmierci Dominica, jakby to była jedynie kwestia czasu. Muszę myśleć pozytywnie, bo jak nie, załamię się szybciej niż on. Już w tym momencie trudno mi było powstrzymać łzy, które cisnęły mi się do oczu. Jestem pewien, że od dziś poniedziałek będzie najbardziej znienawidzonym przeze mnie dniem. Z trudem przełknąłem szloch, który chciał wydostać się z mojego gardła i robiłem wszystko, żeby rodzice nie zobaczyli przypadkiem w lusterku, że jestem tak bliski płaczu. Cóż, zawsze mogę wszystko zwalić na zmianę otoczenia, opuszczanie dotychczasowych przyjaciół i tym podobne, ale nie sądzę, by któregokolwiek z nich mi w to uwierzyło.
Wzdrygnąłem się na swoim miejscu, czując wibracje telefonu. Na zewnątrz robiło się już ciemno, bo nie dość, że droga była długa, to jeszcze dość późno wyjechaliśmy, dlatego wydawało mi się, że to któryś z chłopaków, a najpewniej Oliwer po prostu się nudzi. Nie wyjąłem więc telefonu, ani nie miałem w planach odpisywać. Przynajmniej nie w czasie drogi. Byłem teraz zbyt bardzo załamany, aby prowadzić z kimś normalną rozmowę.
~*~
Na miejsce dotarliśmy, kiedy było już ciemno. Panowie, którzy przewozili nasze rzeczy, jedynie wnieśli moje pudełka na górę, a ja nie miałem ochoty się rozpakować, więc tylko położyłem się na łóżku, przez kolejnych kilka minut wpatrując się w sufit. Być może był taki sam jak w naszym poprzednim domu, ale wydawał mi się zupełnie inny. Wyższy, ciemniejszy, większy. Zamknąłem oczy, aby nie myśleć o tym ile cennych rzeczy tam zostawiłem i przede wszystkim jak ważną osobę opuściłem.
Musiałem się uspokoić, więc już idąc w stronę łazienki, zdejmowałem z siebie ubrania, rozrzucając je po całej podłodze, przez co tworzyły szlak mojej podróży, która zakończyła się pod prysznicem. Gdy stałem w strumieniach zimnej wody, bo bądź co bądź, o tej godzinie nikt nie będzie schodził do piwnicy, aby włączyć centralne, pozwoliłem swoim łzom swobodnie płynąć po moich policzkach, a szum wody skutecznie maskował mój szloch, kiedy siedziałem skulony w rogu brodzika. Oczywiście, że czułem się żałośnie. Oczywiście, że miałem wrażenie, iż moje serce się rozpadło. Oczywiście mama zdawała sobie sprawę z tego w jakim jestem stanie. Przecież często.. Bardzo często opowiadałem jej o Domim. Cieszyłem się jednak, że nie przyszła mnie teraz pocieszać.
Dłuższą chwilę zajęło mi zmycie z siebie tego wszystkiego, a kiedy już ubrany w bieliznę i jak się okazało, za dużą koszulkę Dominica, którą przypadkiem zabrałem, a przez którą jeszcze bardziej chciało mi się płakać, choć miałem wrażenie, że wszystkie moje łzy już wyschły, wróciłem do pokoju, przypomniałem sobie o wiadomości, którą dostałem. Wyjąłem telefon z kieszeni spodni, obecnie znajdujących się w przejściu między łazienką, a pokojem i naprawdę się zdziwiłem, kiedy okazało się, że wiadomość jest tylko jedna. Sądziłem, że jeżeli nie odpiszę to mnie nimi zasypią. Zrozumiałem dlaczego tak się nie stało, dopiero, kiedy wszedłem w ikonkę wiadomości i zobaczyłem jej nadawcę, a po moich policzkach popłynęły kolejne potoki łez, sprawiając, że moje siedzenie pod zimną wodą poszło na marne.
<Dominic>
Do: Kris <3
Nie zostawiaj mnie. Błagam.
16:28
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro