Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Część II. Rozdział 21

<Dominic>

Mijały kolejne dni. Przez kolejne dni nic się nie zmieniało poza pogodą za oknem, no i może tym, że od jakiegoś czasu spotykam się z Krisem, a on każdego dnia wraca ze mną ze szkoły, natomiast ja idę po niego przed nią. Trzy tygodnie temu dostałem wypis ze szpitala. Od tamtego czasu widziałem się z Ru zaledwie trzy razy. Znaczy.. Może źle to ująłem. Nie widziałem się z nim. Przekazuje mi dragi przez Fina lub Kubę, w odstępach czasowych dzięki którym nie przedawkuję po raz kolejny, tak więc dostaję jakieś narkotyki raz w tygodniu. Oczywiście Kris o tym wie i nie tłumaczy mi jak matka małemu dziecku, że to co robię jest złe i nie powinienem tego robić. Czeka. Czeka aż w końcu nadejdzie ten czas, kiedy będzie mi potrzebny. Nie, żeby teraz nie był. Potrzebuję go jak powietrza. Tak jak tych wszystkich narkotyków, od których się uzależniłem.

- Domi, słuchasz mnie? - zamrugałem kilkukrotnie, odrywając wzrok od książki, którą trzymałem w ręce. Przekrzywiłem lekko głowę i uśmiechnąłem się do niego przepraszająco. Ostatnio często się zamyślam. Staram się skupić na tym co do mnie mówi, ale najzwyczajniej w świecie się rozpraszam.

- Nie. Przepraszam. - odpowiedziałem zgodnie z prawdą, zaznaczając zakładką miejsce w książce, na którym skończyłem i chwilę potem odłożyłem wspomnianą książkę na stolik nocny obok łóżka. Brunet siedział właśnie naprzeciwko mnie, a nasze nogi były dość zabawnie poplątane. Nie wiem, nawet jak do tego doszło, ale sądząc po tym jakim zmarzluchem jest Kris, łatwo mogę wywnioskować, że po prostu było mu zimno, więc użył sobie mnie jako osobistego kaloryfera. Nie po raz pierwszy szczerze powiedziawszy. No, ale przecież mi to nie przeszkadza, więc wszystko jest w porządku. Nawet, jeżeli jestem mu potrzebny tylko jako kaloryfer. Zaśmiałem się krótko na tę myśl. Czytam, chyba za dużo książek.

- Znów to robisz. - przeniosłem wzrok na niego, powstrzymując się od śmiechu. - Nie słuchasz mnie i myślisz o niebieskich migdałach. Nie możesz się tak rozpraszać. - westchnął, kręcąc głową ze zrezygnowaniem, a ja pozwoliłem sobie delikatnie się uśmiechnąć i po przysunięciu się w jego stronę, odgarnąłem jeden z kosmyków jego włosów, za ucho.

- Obiecuję, że teraz będę się bardziej skupiał. - ucałowałem go delikatnie w czoło i wróciłem na swoje poprzednie miejsce, znów biorąc książkę do ręki. Tym razem muszę się skupić. Jutro omawiamy tę lekturę, a mi zostało jeszcze około pięćdziesięciu stron. Jeśli się spręże to będzie pikuś. Ale byłoby o wiele szybciej, gdybym wziął jakieś dopalacze. Lektura nie jest mi do niczego potrzebna, a po dragach zapamiętam całą książkę na jakiś czas, zaliczę ją i zapomnę. To tylko jeden raz..

- Przestań o tym myśleć. - zmarszczyłem brwi i popatrzyłem na niego nie rozumiejąc o co mu chodzi. O czym mam nie myśleć? - Dobrze wiesz o czym mówię. Brałeś już w tym tygodniu i to będzie na tyle. Nawet nie próbuj mnie oszukać. Będę wiedział, jeżeli będziesz ćpał. - wyrecytował, nie odrywając wzroku od książki. Skąd on do cholery wie o czym ja myślę? Aż tak łatwo to ze mnie wyczytać? Nie uwierzę. - Spędzam z tobą dużo czasu. Wiem, kiedy o tym myślisz. - znów jakby czytał mi w myślach. Czuję się osaczony. Co to ma być do cholery?! Kris!!

- Nie myślałem o tym. - zrobiłem dzióbek jak obrażone dziecko. Na pewno mi uwierzył. No na sto procent. W odpowiedzi otrzymałem tylko krótki śmiech. No i od razu cała moja złość prysła. Czy ty wiesz co ty ze mną robisz? Sam też się uśmiechnąłem, ale dobra.. Dominic. Weź się w garść i skup się na czytaniu, bo nikt nie pomoże ci w zdaniu testu z lektury. Boże.. Jak ja nienawidzę facetki od polskiego. Jakby mogła to zaplułaby całą klasę i najlepiej to wyrzuciłaby nas, a na pewno mnie, z tej szkoły na zbity pysk, bo przecież jak można być "takim głąbem z polskiego"? To skandal jest!!

I znowu. Znowu przyłapałem się na myśleniu w dziwny.. Dziwny dla mnie sposób. Od kiedy spotykam się z Krisem moje myślenie jest bardziej naiwne i zamiast myśleć jak prawie dorosły człowiek, myślę jak dziecko z szóstej klasy podstawówki co to użala się na nauczycielkę, która się na niego "uwzięła". No, ale nic z tym nie zrobię. Jest mi dobrze z Krisem i nie mam najmniejszego zamiaru przestać się z nim spotykać. Nie ważne co myśli mój ojciec.

A właśnie.. Mój ojciec.. Taa.. Kiedy dostałem wypis ze szpitala przyjechali tylko Kris i mama, no i oczywiście w domu też nikt na mnie nie czekał. Pewnie miał ważniejsze sprawy na głowie niż odebranie swojego syna ze szpitala czy choćby poczekanie na niego w domu, bo może chciałby z nim porozmawiać. Zaraz.. Co ja mówię.. gdzie ktoś taki jak ja.. Ćpun bez jakiejkolwiek przyszłości, mógłby mieć prawo z nim rozmawiać. Tak, piję do tego, że nie rozmawiałem z nim od.. od momentu, kiedy mnie pobił. To będzie już.. Cho! Szmat czasu. Ale jakoś nie specjalnie mi na tym zależy. Wolę z nim nie rozmawiać niż znów dostać w mordę.

- Powiedziałem, żebyś się skupił! - złapałem się za bolącą głowę i powoli ogarniałem co się dzieje. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że Kris zdzielił mnie książką po głowie. Kiedy natomiast przeniosłem na niego wzrok nie wyglądał na wkurzonego, a raczej na zmartwionego. Świetnie Dominic.. Znów udało ci się sprawić, że osoba na której szczęściu zależy ci najbardziej jest smutna.

- Wszystko w porządku. - zapewniłem, z wymuszonym uśmiechem na ustach. - Po prostu za bardzo wczułem się w tekst i mogłem wyglądać, jakbym sie nie skupiał. - kolejne raz tłumaczę się w podobny sposób i po raz kolejny czuję się źle z tym, że go okłamuję. Najgorsze jest chyba to, że on o tym wie. Wie, że go okłamuję, ale mimo to ignoruje ten fakt. Nie, nie dlatego, że go nie obchodzę. Po prostu nie chce wywierać na mnie presji i z tego co mi się wydaje.. Martwi się bardziej niż ja.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro