*No to biorę*
Szybko dogoniłem chłopaków i nie mówiąc im nic o tym co mi się przytrafiło szedłem obok nich. Szybko doszliśmy do domu Arka. Arek od razu po zamknięciu drzwi wyciągnął z plecaka papierosy oraz zapalniczkę. Dał każdemu z nas po fajce i odpalił nam ją. Zaczęliśmy je spalać jedna po drugiej.... Kiedy fajki nam się skończyły Arek powiedział, że idziemy pograć na konsoli i, że trzeba wywietrzyć jego pokój, bo jak się rodzice dowiedzą, że pali to jest skończony. Szybko otworzyliśmy okno. Arek podszedł do szafy i wyciągną z niej cztery bluzki.
-Bierzcie... Jeżeli moi rodzice wyczują, że paliliśmy to koniec z nami wszystkimi. (Arek)
-Stary, ale to są twoje koszulki. (Darek)
-I co z tego?! Spokojnie prałem je. (Arek)
-Ta... Ty i robienie prania... Jasne. (Czarek)
-Dobra zakładajcie je chyba, że chcecie, abyśmy wszyscy byli uziemieni na całe życie!
-Macie dezodoranty? (Arek)
-Tak. (Ja, Czarek i Darek)
-Dobra to idźcie do łazienki i umyjcie porządnie ręce... Popsikajcie się i zakładajcie moje koszulki. (Arek)
-Dobra ja idę pierwszy.
Wziąłem koszulkę i poszedłem do łazienki. Umyłem ręce, otworzyłem okno w łazience, aby nie śmierdziało tak bardzo dezodorantem i wypsikałem chyba połowę butelki. Założyłem koszulkę i wyszedłem z łazienki. Po mnie poszedł Darek.
-Arek, a masz gumy?
-Kurde chyba mi się skończyły. (Arek)
-No to pięknie... Tak mi wali z buzi... A twojej szczoteczki nie mam zamiaru ruszać.
-Nawet bym ci jej nie dał. (Arek)
-Trzeba iść do sklepu i kupić. (Czarek)
-Odkryłeś Amerykę geniuszu.
-Trzeba iść do jakiegoś pobliskiego sklepu na przykład... Żabka?
-Baba z Żabki koleguje się z moimi rodzicami... A znając mojego pecha to na stówę teraz ma swoją zmianę. (Arek)
-To ja mogę pójść... Mnie tam nie znają. (Czarek)
-Darka wyślemy, a ty pójdziesz do łazienki w tym czasie. (Arek)
-No dobra. (Czarek)
Darek po chwili wyszedł z łazienki i wszedł Czarek.
-Darek, bo jest sprawa. (Arek)
-Trzeba iść do sklepu i kupić gumy.
-Pójdziesz? (Arek)
-No spoko... Mogę iść... Tylko jakie to mają być gumy? (Darek)
-Owocowe. (Arek)
-Może kup jeszcze jakieś chpisy... Czy coś...
-No kup jeszcze Ley'sy zielona cebulka. (Arek)
-Karbowane? (Darek)
-Jak ty nas dobrze znasz. (Ja i Arek)
-Dobra to za 10 minut będę. (Darek)
-Idź to Żabki po drugiej stornie ulicy. (Arek)
-Okej. (Darek)
Kiedy Darek wyszedł z domu ja z Arkiem poszliśmy do salonu gdzie była konsola. Otworzyliśmy okna, a później zaczęliśmy szukać kontrolerów. Kiedy je znaleźliśmy Czarek wyszedł łazienki, a na koniec wszedł Arek. Ja z Czarkiem zaczęliśmy szukać jakiejś fajnej gry. Po chwili pojawił się Darek z gumami oraz Ley's ami.
-Masz wszystko?
-Tak mam. (Darek)
-Dobra Arek zaraz wyjdzie z łazienki... Musimy teraz wybrać grę.
-Może zagramy w Lego? (Czarek)
-W sumie to czemu nie? (Darek)
-No dobra tylko jakie Lego... Dobrze wiecie, że jest tego mnóstwo.
-Może... Lego - Piraci z Karaibów? (Darek)
-Fajny pomysł... Dobra to ja szukam gry, a wy idźcie pogonić Arka.
Kiedy wszyscy byliśmy w salonie wzięliśmy po gumie i otworzyliśmy chipsy. Graliśmy do późnego wieczora... Powoli zaczynałem się bać, że zostanę nieźle pobity za to, że wracam tak późno... Arek mówił, że jego rodzice są w delegacji i, że wrócą jutro po południu... Może u niego zostanę?... Albo nie lepiej nie... Najlepiej będzie jak już wrócę do domu.
-Dobra chłopaki ja zwijam na chatę.
-Czemu? (Arek)
-Późno już... Nie chce dostać jeszcze większego opierdzielu... Już wystarczy, że nic nie powiedziałem, że idę do ciebie i do tego wracam tak późno.
-No okej no to na razie. (Arek, Czarek i Darek)
-No cześć.
Ubrałem buty, wziąłem plecak i wyszedłem z domu Arka. Kierowałem się prosto do domu. Włożyłem sobie słuchawki do uszu i włączyłem piosenkę KaeN - Kartka z pamiętnika. Włożyłem jeszcze rękę do kieszeni, aby sprawdzić czy mój narkotyk jest cały czas na miejscu. Ciągle myślałem o tym chłopaku, który mi to dał... Ten jego uśmiech był bardzo znajomy... Jakbym już go kiedyś widział... Kto wie.. Może faktycznie już go kiedyś widziałem przed dzisiejszym ,,spotkaniem''. Kiedy doszedłem do domu wyjąłem słuchawki z uszu, wziąłem głęboki wdech i ze świstem wypuściłem powietrze. Otworzyłem furtkę i zdecydowanym krokiem podążyłem w stronę drzwi. Delikatnie je otworzyłem i wszedłem do środka. Zdjąłem buty i wszedłem w głąb domu. Jedno mnie zaskoczyło. Ojciec nie leżał na kanapie... Wyglądało na to, że go nie ma w domu. Przez chwilę w mojej głowie zapaliła się czerwona lampka i pojawiła się myśl, że ojciec pobił mamę na śmierć i teraz gdzieś ją zakopuje. Szybko wbiegłem na górę i przejrzałem każdy pokój nigdzie nie było ojca i mamy. Zbiegłem z powrotem na dół i pobiegłem do kuchni... Nawet nie wiecie jak mi ulżyło kiedy zobaczyłem moją mamę siedzącą w kuchni.
-Bożę mamo... Na szczęście jesteś.
-Gdzie ty byłeś cały dzień? Martwiłam się o ciebie.
Mama płakała podeszła do mnie i mnie przytuliła.
-Bałam się, że ten bydlak cię dorwał.
-Uwierz mi ja przed chwilą myślałem dokładnie tak samo tylko, że o tobie... Gdzie on w ogóle jest?
-Chyba poszedł do baru z kolegami.
-Mamo tak być nie może... Musisz się mu postawić.
-Tylko jak?
Po chwili usłyszeliśmy trzaskanie drzwiami. Mój ojciec wszedł do kuchni i zaczął się drzeć.
-GDZIE TY SMARKACZU BYŁEŚ CAŁY DZIEŃ?! NIE WIESZ, ŻE MATKA SIĘ O CIEBIE MARTWIŁA?! JA CI DAM... JESZCZE CIĘ NAUCZĘ.
Ojciec podszedł do mnie i zaczął mnie lać... Ja jestem za słaby, aby się bronić... Czułem tylko ból i nic więcej. Po chwili usłyszałem krzyki matki.
-ZOSTAW GO!!
Mama wzięła szklaną butelkę i rozbiła ojcu na głowie. Ojciec zemdlał. Ja nagle odzyskałem siły i jeszcze przywaliłem mu porządnie w twarz. Zaprowadziłem mamę do jej sypialni, ściągnąłem walizkę i powiedziałem.
-Pakuj się.
-Ale..
-Nie ma, ale szybko pakuj się za nim się obudzi.
Pobiegłem do swojego pokoju i również zacząłem się pakować. Wziąłem wszystkie moje pieniądze, ciuchy, książki do szkoły, ciuchy i jeszcze kilka innych drogi rzeczy, które mógł sprzedać. Kiedy byłem gotowy pobiegłem z powrotem do mamy.
-Gotowa?
-Tak.
-Weź wszystkie pieniądze.
-Już mam.
-Dobrze.
-Zadzwoniłam do mojej siostry i powiedziała, że możemy przyjechać.
-Okej to w drogę.
Wzięliśmy kluczyki od samochodu mamy i pojechaliśmy... Ciocia mieszka w mieście oddalonym o jakieś 5 km. Siostra mamy ma na imię Anastazja... Moja mama i ciocia Anastazja nie są do siebie podobne. Ciocia ma również syna w moim wieku ma na imię Dawid .
Mama
Ciocia
Dawid
Podczas drogi nie odzywaliśmy się do siebie. Ciocia przywitała nas z otwartymi rękami. Ciocia wzięła mamę do salonu, a Mateusz mnie do swojego pokoju. Kiedy byliśmy zamknięci Mateusz uśmiechną się do mnie tak samo jak tamten chłopak co dał mi towar.
-I co? Zużyłeś? (Dawid )
-Co? O co ci chodzi?
-O towar... Pamiętasz dałem ci go dzisiaj. (Powiedział z uśmiechem Dawid)
-To byłeś ty?!
-Nie tak głośno... Tak to byłem ja... Zużyłeś?
-N-n-nie.
-No dobra... Posłuchaj... Dałem ci to, ponieważ znam twoją sytuację i chcę ci pomóc, ale jeżeli nie chcesz to zabiorę to od ciebie i nie będę cię namawiał... Mam nadzieję tylko, że nie sprzedasz mnie gliną.
-Nie no spoko... Brałeś już kiedyś?
-Tak... Odkąd tata nie żyje.
-Czyli rok.
-Tak... W ten piątek jest rocznica... W tedy będzie pełny rok.
-Nawet nie wiesz jak ci współczuje, ale zdecydowanie wolę twoją sytuację niż moją i chętnie bym się z tobą zamienił.
-Tsaa... No to co bierzesz?
-No to biorę.
Dawid się do mnie uśmiechną, a ja wyciągnąłem towar z kieszeni moich spodni. Dawid zrobił kreski... Były cztery dla mnie cztery dla niego. Zwinęliśmy 10 złotych w rulonik i wciągnęliśmy swoje działki.
Poczułem niesamowitą euforię, która przepłynęła przez moje ciało. Czułem się wyluzowany. Poczułem coś czego nie czułem od bardzo dawna... Czyli szczęście, beztroskę i odprężenie...
_____________________________________________________________________
Cześć,cześć,cześć i czołem!
Mam nadzieję, że rozdział się spodobał :)
No to do zobaczenia w następnym ;)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro