Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 8


Pozostałą trójką nastolatków załatwiliśmy równie sprawnie, przyjemnie i zabawnie. Teraz cała piątka, podtruta lekko moimi cukierkami, leżała zamknięta w budynku, który kiedyś stanowił coś na kształt magazynu, gdzie wrzucano zepsute sprzęty typu głośniki, maszyny do popcornu i waty cukrowej, maszyny do gier itd.

-Kiedy się obudzą...-zaczął Candy.

-Jeśli się obudzą-poprawiłem go.

-Mam nadzieję, że nie przesadziłeś ze swoimi cuksami, klownie-powiedział Candy.

-I kto to mówi?-spytałem, unosząc brwi.

-Ja. Też chciałbym mieć trochę więcej zabawy-powiedział mój towarzysz.

-Mój rewir, moje dzieciaki, moja zabawa-odparła, rozkładając ręce.

-Jak zwykle próbujesz zagarnąć wszystko dla siebie-prychnął Candy.

-Może coś dla ciebie zostawię, jak będziesz grzeczny-zaśmiałem się.

-Pomagałem je złapać? Więc mi się należy!-Candy uśmiechnął się złowieszczo, kierując wzrok w stronę budynku, gdzie uwięziliśmy nastolatków.

-Szczerze powiedziawszy dziwię się, że nie załatwiliśmy ich teraz-dodał po chwili.

-Wyobrażasz sobie, jak będą umierali powoli w samotności, w ciemności, jedno po drugim? Albo jak będą musieli patrzeć jak zabijamy ich kumpli? Zresztą, z głodu tak szybko nie zginą. Zostawiłem im trochę cukierów-powiedziałem z uśmiechem na ustach. Spojrzeliśmy po sobie i wybuchliśmy śmiechem.

-Chodźmy może teraz do Rezydencji? Może spotkamy tam kogoś?-zaproponował Candy, kiedy już oboje się opanowaliśmy.

-Dobra, niech będzie-odparłem, po czym ruszyliśmy przez las w stronę wspólnej kryjówki wielu znanych creepypast.

~Time skip~

Miałam już łatwy i prosty plan, jak dostać się do Anglii. Był jednak pewien mały, drobny szczegół...potrzebowałam, aby ktoś mnie uwolnił! Adrien ostatecznie znudził się mną. Miałam nadzieję, że zechce zakręcić korbką jeszcze raz, ale nic z tego. Nadzieję straciłam ostatecznie, kiedy na moim pudle wylądowało inne, pełne zabawek. Oznaczało to tyle, że teraz na bliżej nieokreślony czas stałam się po prostu elementem wystroju wnętrza. Tego dnia jak zwykle rankiem wszyscy wyszli. Ojciec do pracy, dzieci do szkoły, matka na zakupy. Kiedy zatrzasnęły się za nią drzwi, ponownie zostałam sama. Nienawidziłam uczucia osamotnienia. Skoro jednak nikogo nie było, a ja i tak nie miałam na horyzoncie innej opcji, postanowiłam mimo wszystko spróbować się uwolnić. Może był jakiś sposób, abym wyskoczyła z pudełka bez tego nieszczęsnego kręcenia korbką?

~Time skip~

Ja wiem, że sam nie jestem do końca normalny. Chociaż to zależy od tego, jak ktoś definiuje to pojęcia. Jeśli "normalny" znaczy psychopatyczny clown stworzony przez anioła, najlepszy przyjaciel każdego dziecka, to chyba jednak jestem normalny. Ale na pewno nie osoby, z którymi się zadaję. Wkroczyliśmy do Rezydencji jak w sam środek bitwy. Slenderman zniknął gdzieś razem z proxy, więc zanosiło się na jego dłuższą nieobecność. Eyeless Jack leżał na ziemi, przygwożdżony przez szaleńczo wściekłą Ninę. Jeff próbował się wyrwać Jason'owi. Zero z kolei starała się odciągnąć stamtąd rzucającą się Jane. Candy i ja spojrzeliśmy po sobie. Żaden z nas nie wiedział zupełnie, co się tu odwala, jednak po jego minie stwierdziłem, że jest tak samo rozbawiony tą sceną jak ja. Dopiero Puppeteer zdołał wszystko ogarnąć, kiedy cała czwórka, to jest Jack, Jane, Jeff i Nina zostali związani jego sznurkami. Korzystając z tego, że nie zostałem praktycznie przez nikogo zauważony, teleportowałem się po prostu przez salon, a potem skierowałem swoje kroki do kuchni. O dziwo, ujrzałem Candy Cane szykującą jakieś słodkości.

-Co się tam dzieje?-zapytałem, po czym podszedłem i wziąłem sobie jedno ze świeżo upieczonych przez nią ciastek.

-Zostaw to!-zawołała i zamachnęła się, żeby wytrącić mi słodycz, ale ja po chwili znalazłem się w drugim końcu kuchni. Candy Cane prychnęła obrażona i odwróciła się w stronę reszty swoich wypieków.

-Co się tutaj dzieje?-zapytał Candy Pop, który najwyraźniej również nie miał ochoty bawić się z towarzystwem w salonie.

-Też jestem ciekaw-odparłem, przypominając sobie scenę, której niedawno byłem świadkiem. Tym razem nawet nie starałem się powstrzymać chichotu.

-Twój przyjaciel mnie okrada-odparła Cane.

-Kto? Z czego?-zdziwił się Candy Pop.

-On-powiedziała Cane, po czym wskazała mnie.

-Ja?-zdziwiłem się.

-Tak, z ciastek-odparła dziewczyna, odwracając się w naszą stronę z poważną miną.

-Ja bym się tym nie przejmował. Z lubością czekam na ten moment, kiedy Jack przeholuje i w końcu struje się tymi wszystkimi słodyczami. Może wtedy będzie rzygał tęczą-powiedział Candy Pop.

-W końcu nabierze trochę kolorów-dodała Cane.

-To nie jest śmieszne. Zresztą, na mnie nie działają trucizny-odparłem.

-Pomarzyć nie wolno?-spytał Pop, po czym podszedł do Cane i przytulił się do niej.

-Już myślałam, że się ze mną nie przywitasz?-powiedziała dziewczyna, uśmiechając się.

-Zwątpiłaś we mnie?-spytał Candy Pop, po czym podkradł jej ciastko. Na niego oczywiście się o to nie wkurzyła.

-Zaraz rzeczywiście puszczę tęczowego pawia-powiedziałem.

-Jak ci przeszkadza nasze towarzystwo, wracaj do swojego wesołego miasteczka-odparła Cane ze złośliwym uśmiechem.

-Tak zabawne, że aż wcale-odparłem.

-Komuś tutaj chyba kończą się prawdziwie zabawne teksty-wtrącił Candy Pop.

-Po czyjej ty właściwie jesteś stronie?-spytałem.

-Po stronie swojej dziewczyny, oczywiście-odparł mój przyjaciel.

-Mówi ci coś zwrot "męska solidarność"?

-Mówi ci coś słowo "związek"? Nie przesadzaj, jak znajdziesz sobie dziewczynę, to też będziesz dla niej gotów zrobić i powiedzieć wszystko-odparł Candy Pop.

-Darmowe pranie mózgu? Dzięki, ale wolę zabijanie. Działam w pojedynkę i nikt mi się nie plącze pod nogami-powiedziałem.

-Dobra, przyznaj się po prostu, że po prostu żadna dziewczyna by cię nie chciała, więc udajesz, że żadnej nie chcesz-odezwała się Candy Cane. Zaraz potem odwróciła się, trzymając w ręce miskę pełną polukrowanych ciastek.

-Teraz możecie jeść-dodała. Usiedliśmy więc w trójkę przy stole, aby w spokoju pałaszować te słodkości.

-No więc może teraz wyjaśnisz nam, co właściwie się stało?-zapytał Candy Pop.

-Już mówię. Eyeless Jack wczoraj wieczorem przyniósł sobie nerki i zostawił w lodówce. Dzisiaj wybył na cały dzień. W międzyczasie lodówka się zepsuła i wieczorem prawie cała kuchnia śmierdziała już tymi lekko zepsutymi nerkami. Jak Jeff tu zszedł, to od razu je wyrzucił. Po powrocie Jack wściekł się, bo był głodny, i rzucił się na Jeff'a. Nina z kolei nie chciała pozwolić, aby coś "stało się jej Jeffusiowi", więc zaatakowała Jack'a. W tym samym momencie Jane rzuciła się na Ninę. Chyba po prostu stwierdziła, że skoro ona sama nie może tu zabić Jeff'a, to przynajmniej umożliwi to Jack'owi. Resztę znacie-kiedy Cane skończyła swoją opowieść, cała nasza trójka zanosiła się już głośnym śmiechem.

~Time skip~

To było niewiarygodne! Udało mi się to! Nie mogłam jednak pojąć, jakim cudem...Kiedy jednak chwilę pomyślałam, przypomniałam sobie, że Adrien już raz zakręcił korbką od mojego pudełka, tylko ja wtedy z niego nie wyskoczyłam. Może jeśli mam okazję się uwolnić, ale nie wykorzystam jej od razu, to mogę potem zrobić to kiedy chcę...Będę musiała to kiedyś sprawdzić-pomyślałam. Następnie wzięłam swoje pudełko. Próbowałam sprawić, aby zniknęło, jak moja piła łańcuchowa albo inne rzeczy, które potrafię wyczarować, a potem się ich pozbyć. Niestety okazało się to niemożliwe. W końcu pudełko było moim domem, więc może dlatego nie mogłam sprawić, aby zniknęło? To nieco pokrzyżowało moje plany. Teleportacja na lotnisko też nie wchodziła zbytnio w grę, bo muszę widzieć miejsce, do którego chcę się przenieść. Po chwili wpadłam jednak na kolejny dobry pomysł.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro