Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 7

-Mamo, możemy pooglądać telewizję?-zapytała dziewczynka.

-Jasne-odparła jej matka, nawet nie podnosząc wzroku znad swojej gazety. Dziewczynka usiadła więc obok swojego młodszego brata na kanapie.

-Adrien, zabierz stąd to pudełko, które przytachałeś z dworu. Zasłania telewizor!-zawołała dziewczynka. Jej brat posłusznie zszedł z kanapy, chwycił moje pudełko i postawił je na siedzisku obok siebie.

-Lepiej?-spytał.

-Lepiej, chociaż wolałabym, żebyś to zupełnie stąd wyniósł. Zobacz, jakie ono zniszczone-powiedziała dziewczynka.

-Ale to mój skarb!-zaprotestował chłopczyk. Więcej już nie wracali do tematu. Jego siostra po prostu włączyła telewizję.

- Ostatnimi czasy w naszym rejonie wzrosła liczba morderstw popełnianych na dzieciach. Zostają zabite w bestialski sposób...-z telewizora popłynął głos spikera.

-Dzieci, przełączcie na coś innego-odezwała się kobieta, odrywając w końcu wzrok od swojego pisma.

-Daj spokój. Dzieciaki, idźcie się pobawić na dworze-powiedział ojciec, którego dopiero teraz wszedł do domu i od razu skierował się do tego pomieszczenia, będącego połączeniem kuchni i salonu.

-Ale czemuuu?-zaprotestowała dziewczynka.

-No już, znikać!-zawołał w odpowiedzi ojciec. Dzieci, widząc, że nic nie wskórają, zeszły z kanapy i skierowały się w stronę drzwi.

-Ja sobie z chęcią posłucham o tych morderstwach. Może w końcu coś ustalili?-powiedział mężczyzna. Usiadł na kanapie i pogłośnił telewizor. Po chwili wahania przysiadła się do niego jego żona. Spiker niezrażenie kontynuował swoją wypowiedź.

-W niektórych przypadkach przestępca podpisuje się jako "Laughing Jill". Naszemu dziennikarzowi udało się odnaleźć straszną, internetową historyjkę, zwaną creepypastą. Jest to opowieść o psychopatycznym mordercy zwanym "Laughing Jack'iem"-nagle spiker zniknął z ekranu telewizora i pojawił się człowiek, za którym ktoś niósł kamerę.

-Dzień dobry, chciałbym z państwem porozmawiać, czy byłaby taka możliwość?-zapytał mężczyzna, wchodząc do jakiegoś pomieszczenia.

-A co pan tu robi? Kto pana wpuścił? My nie mamy czasu na rozmowy, proszę się umówić!-zawołał inny facet, podnosząc się ze swojego fotelu. Był cały ubrany na niebiesko, ale miał zamazaną twarz. Mimo to od razu rozpoznałam w nim policjanta, bo nie raz i nie dwa już jakiegoś widziałam.

-Ale problem polega na tym, że nikt z państwa nie chce się z nami umówić. A my pragniemy tylko dowiedzieć się, czy wiecie już coś więcej w sprawie morderstw dzieci? Czy łączycie je z internetową historyjką o Laughing Jack'u?-reporter zasypał rozmówce gradem pytań.

-Proszę pana, nie możemy udzielać nikomu takich informacji. Obecnie sprawdzamy każdy ślad i pragniemy zrobić wszystko, aby jak najszybciej rozwiązać sprawę-powiedział policjant.

-Czyli dopuszczacie do siebie myśl, że może to mieć ze sobą coś wspólnego?-reporter nie dawał za wygraną.

-Proszę pana, to jest jakaś historia dla nastolatków, wymyślona pewnie gdzieś w Ameryce. A my prowadzimy poważne śledztwo. Niech pan już stąd wyjdzie-powiedział policjant, po czym niemal wypchnął całą ekipę z budynku. Ponownie na ekranie zagościł spiker.

-Jak państwo widzą, trudno jest dowiedzieć się na ten temat czegoś więcej. Policja milczy, a my nie wiemy nawet, kto stoi za tymi morderstwami. Czy jest to jakiś psychofan? Psychofanka tej strasznej historii? Czy mamy uwierzyć, że to tylko zwykła zbieżność? Czemu historyjka stworzona w Anglii ma wpływ na to, co dzieje się w jakimś francuskim mieście? Na te i inne pytania postaramy się uzyskać dla państwa odpowiedź już w następnym programie-powiedział mężczyzna, po czym na ekranie pojawiły się napisy końcowe.

~Time skip~

Wokół mnie działo się jak zawsze mnóstwo rzeczy. Ludzie przechodzili z kąta w kąt, coś mówili, śmiali się, krzyczeli na siebie. Wieczorem Adrien zamknął się w swoim pokoju i otworzył moje pudełko, ale ja nie miałam ochoty z niego wyskakiwać. Uznał więc, że znaleziony przez niego przedmiot to zwykły śmieć i rzucił moim "domem" o ścianę. Niedługo potem poszedł spać. Ja zaś dalej nie mogłam dojść do siebie. Najpierw przeżyłam niewyobrażalną radość, kiedy po raz pierwszy usłyszałam o Laughing Jack'u od kogoś poza sobą i moim stwórcą. Z ciekawością przysłuchiwałam się programowi, aż nie dotarło do mnie, jaka byłam głupia. Kiedyś nie miałam zbyt wielu możliwości i mogłam jedynie "szukać" Jack'a, licząc na to, że po prostu kiedyś...jakoś...się na niego natknę. A kiedy pojawił się Internet, dowiedziałam się czegoś o świecie...zamiast to wykorzystać, ja jak głupia tylko zabijałam i liczyłam na to, że odnajdę Jack'a! Że wystarczą mi same chęci! Myślałam, że...sama nie wiem, co myślałam! Chyba po prostu sama przestałam wierzyć, że uda mi się odnaleźć Jack'a i nie wpadłam na to, że mogę pomóc szczęściu. Że mogę wykorzystać to, czego używają ludzie. Teraz jednak wiedziałam, że creepypasta Laughing Jack powstała w Anglii, a ja byłam we Francji. Musiałam więc wymyślić, jak dostać się do tamtego kraju. Tam chyba powinnam zacząć poszukiwania.

~Time skip~

Znowu odwiedziła mnie grupka jakichś dzieciaków. Standardowo. "Słyszeliście o Laughing Jack'u? Podobno ma kryjówkę gdzieś w jakimś starym, opuszczonym, wesołym miasteczku."-gdyby miałbym zabijać kogoś za każdym razem, kiedy słyszałem takie słowa, na ziemi dawno nie byłoby już ludzi. Wraz z Candy Pop'em ledwo powstrzymywaliśmy śmiech, kiedy grupa składająca się z mniej lub bardziej wystraszonych nastolatków zaczęła się rozchodzić po moim terenie. Jeden z nich, prawdopodobnie ich przywódca, wydawał się być mimo wszystko niewystraszonym. Uznałem więc, że dobrze byłoby od niego zacząć zabawę. Nastolatkowie rozeszli się. Razem z Candy Pop'em poszliśmy po prostu koło małego diabelskiego młyna. Drogą, którą wybrała dwójka z tych dzieciaków, chłopak-przywódca i jakaś dziewczyna, prowadziła właśnie tam. Schowałem się za ścianą budynku kina. Kiedyś wisiał na nim szyld z nazwą "FELIKS", ale obecnie zostały tylko litery tworzące słowo "FELK". To znaczy "I" też tam nadal było, ale leżało sobie obok wejścia do budynku. O "S" słuch dawno zaginął. Po chwili zza drugiego rogu kina wyszła para nastolatków. Candy niemal natychmiast rzucił się w ich stronę, dając każdemu z nich po baloniku. Byli tak zdziwieni, że przyjęli je nim zdążyli pomyśleć.

-Zaraz...Ty jesteś Candy Pop?!-zawołała nagle dziewczyna, wypuszczając z ręki sznurek od balonika. Ten zaś natychmiast pofrunął w górę. Dzieciaki odwróciły się i chciały uciec, ale na ich drodze stanąłem ja.

-Też coś dla was mam-powiedziałam z uśmiechem. Wyciągnąłem w ich stronę rękę, w której trzymałem garść cukierków. Wraz z Candy Pop'em zaczęliśmy chichotać, widząc ich zabawne, przerażone miny.

-Nie przyjmiemy od ciebie słodyczy-powiedział chłopak drżącym głosem. Jednocześnie zrobił krok w moją stronę i zasłonił przede mną dziewczynę. Tym samym jednak Candy mógł z łatwością ją dostać i wypruć jej flaki.

-Taak? A wiecie, co się dzieje z dziećmi, które odmawiają podarunków ode mnie? Dajemy wam tylko baloniki i słodycze. Nie są niczym złym, bo każde dziecko je uwielbia, prawda? I wy z chęcią zjecie wszystkie te cukierki!-zawołałem. Upuściłem słodycze na ziemię, bo już naprawdę nie mogłem wytrzymać ze śmiechu. Wraz z moim towarzyszem niemal dławiliśmy się chichotem. Po chwili chłopak schylił się, podniósł cukierka, odwinął go i włożył do ust.

-Co ty wyprawiasz? Przecież...-zaczęła dziewczyna. Chłopak przybliżył się do niej i coś szepnął na jej ucho. Zaraz potem dziewczyna także podniosła cukierka i włożyła powoli, z wahaniem, do ust. Chłopak zdążył zjeść trzy, po czym zaczął się słaniać.

-Co się dzieje?-przerażona dziewczyna doskoczyła di niego w momencie, kiedy upadł na ziemię.

-Myślałam, że udajesz i że nie jesz tych słodyczy-dodała nastolatka. Zaraz potem wypluła na ziemię dwa cukierki, których wcale nie zjadła.

-Nie dam się też tak załatwić!-zawołała, po czym zaczęła biec. Teleportowałem się tak, że wpadła wprost na mnie. Nim zdążyła cokolwiek powiedzieć, podniosłem ją do góry za włosy. Ciszę wypełnił jej nieziemski krzyk.

-Smacznego!-zawołałem z uśmiechem, po czym wepchnąłem jej do gardła jeden z moich cukierków na tyle głęboko, aby mieć pewność, że go nie wypluje.

-Co...ty...mi...dałeś...?-wyszeptała, kiedy już ją puściłem.

-Złapmy pozostałych. Pewnie nieźle wystraszyły ich te krzyki-powiedziałem do Candy Pop'a.

-Będzie niezła zabawa-odparł z uśmiechem mój towarzysz. Dziewczyną ani chłopakiem nie musieliśmy się już przejmować, bo oboje leżeli obecnie prawie bez życia.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro