Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 69

-Od samego początku mówiłam, że to zły pomysł-powiedziała jedna z dziewczyn.

-Teraz będziesz się o to czepiać?! Brawo, miałaś rację, moje gratulacje!-zawołała druga.

-Przepraszam...Ja tylko...Wolałabym nie mieć racji. Dlaczego to wszystko się stało? Jak to możliwe? I co... co z resztą?-spytała pierwsza.

-Chyba wiesz, co z nimi. Nie żyją-powiedziała druga.

-Ale aż ciężko uwierzyć. Kto to w ogóle był? Jak oni to wszystko robili? Znikali się, pojawiali, wyczarowywali różne rzeczy?

-Nie mam pojęcia, jak to robili! Zresztą, nie chcę teraz o tym mówić ani myśleć. Chcę wrócić do domu.

-A co, jeśli oni nas znajdą? Nawet w domach?

-Przestań! Nie mów takich rzeczy!

-No ale...Skoro nie wiemy, czym oni byli ani co potrafią... I pomyśleć, że jeszcze godzinę temu nawet nie wiedzieliśmy o istnieniu takich istot!

-Zamknij się już, błagam! Po prostu dotrzyjmy do domu!

Nagle obie dziewczyny usłyszały trzask łamanej gałęzi i jak na komendę podskoczyły. Zaczęły się nerwowo rozglądać, podczas gdy po chwili tuż nad ich głowami przeleciała sowa, przyprawiając je obie o stan przedzawałowy.

-Spierdalajmy stąd czym prędzej-powiedziała jedna, a druga jej przytaknęła. Niemal biegiem ruszyły dalej.

~*~

-Nie ma ich w wesołym miasteczku, a to oznacza, że...

-...uciekły nam. A przynajmniej tak myślą, idiotki-zaśmiałam się.

-Dokładnie. Chcesz pobawić się w myśliwych i trochę je potropić?-spytał Jack.

-Z tobą zawsze i wszędzie-odparłam, po czym oboje zaśmialiśmy się krótko. Wesołe miasteczko miało jedno wejście, więc uznaliśmy, że to nim uciekły obie dziewczyny. Prosto do lasu, ale nie mogły przecież daleko odbiec. Teraz trzeba było tylko szybko dojść do celu po śladach. Zauważenie ich nie było dla żadnego z nas problemem, nasz wzrok lepiej działa w ciemności niż ludzki, a i w razie czego mogliśmy sobie wyczarować latarki. Puściliśmy się biegiem za nimi. Kiedy udała nam się je obie zauważyć, zniknęliśmy, a raczej staliśmy się oboje niewidzialni i niepostrzeżenie zbliżyliśmy do nich, przysłuchując się ich rozmowie. Oczywiście mówiły o nas, jakże by inaczej. Ich przerażenie było takie zabawne, że aż nie mogłam się powstrzymać! Pojawiłam się tuż przed nimi, nachyliłam się do nich i głośno krzyknęłam "Bu!", podczas gdy obie dziewczyny cofnęły się, a jedna nawet potknęła się i wylądowała na ziemi.

-Wstawaj, musimy wiać!-zawołała druga, podciągając swoją koleżankę siłą w górę. Następnie odwróciła się i stanęła niemal twarzą w twarz z Jack'iem. To znaczy, stanęłaby, gdyby Jack nie mierzył ponad dwa metry.

-O matko...-wyszeptała dziewczyna. W jej głosie słychać było zgrozę.

-Lepiej bym tego sam nie ujął-powiedział Jack, po czym zachichotał szaleńczo.

-Kontynuujmy naszą zabawę!-zawołałam w tej samej chwili. Obie dziewczyny popatrzyły na mnie z przerażeniem, po czym naraz zerwały się i spróbowały nam uciec. Przeteleportowałam się przed jedną z nich, podczas gdy Jack zajął się drugą. Chwyciłam ją mocno za szyję.

-Co by tu zrobić...? Pociąć cię? Udusić? Poprzebijać drutem?-zaczęłam się zastanawiać, podczas gdy dziewczyna walczyła o każdy oddech.

-Zos...taw...mni..ee-wysapała dziewczyna. W odpowiedzi uderzyłam nią z całej siły o ziemię.

-Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem-zaśmiałam się.

-Pragniesz czegoś jeszcze?-spytałam, kiedy już się uspokoiłam.

-Two..jej śmierci-odparła.

-Co? Swojej śmierci? Ależ spełnię to życzenie z największą rozkoszą-oczywiście specjalnie przekręciłam jej słowa, co bardzo mnie rozbawiło. Ale ona nie wydawała się być niestety zbyt rozbawioną, kiedy zaczęłam jej wyrywać po kolei wszystkie zęby. Ostatecznie jednak nie dałam rady z wszystkimi, bo zbyt dużo krwi zabrudziło jej usta i połowę twarzy. Po chwili zastanowienia sięgnęłam po jeden z zębów, który jej wyrwałam, i wbiłam jej go we własne oko. Dziewczyna zaczęła się jeszcze bardziej wiercić i krzyczeć, jakby wstąpiły w nią nowe siły. Spróbowała się podnieść, ale ja chwyciłam ją ze ręce, raniąc przy okazji swoimi pazurami, i przyszpiliłam z powrotem do ziemi. Następnie wyprostowałam się szybko i sprawiłam, że w moich dłoniach ponownie pojawiła się piła mechaniczna. Schyliłam się i szybkim ruchem wbiłam ją dziewczynie nad kostką prawej nogi. Użyłam całej swojej siły, dzięki czemu piła przeszła prawie na wylot, musiałam tylko trochę się jeszcze postarać. Dziewczyna wrzasnęła i zgięła swoją nogę w kolanie, ale było już za późno. Nie miała jednej stopy.

-A teraz bądź grzeczna i nie przeszkadzaj mi. Twoja operacja jeszcze się nie skończyła-powiedziałam z szerokim uśmiechem. Moja ofiara spróbowała wstać, a kiedy stało się dla niej jasne, iż nie jest w stanie tego zrobić, próbowała się przynajmniej ode mnie odczołgać. Zachichotałam, po czym podeszłam do niej. Uniosłam swoją piłę, a dziewczyna wyprostowała się na ile mogła i uniosła w górę ręce, jakby chciała mnie w ten sposób powstrzymać. Wybełkotała coś niezrozumiałego. Popatrzyłam na nią obojętnie, pchnęłam ją z powrotem na ziemię i nim zdążyła się podnieść, wbiłam swoją piłę w drugą nogę, a po chwili moja ofiara była znowu o jakiś kilogram lżejsza.

-Teraz możesz spróbować uciec. Śmiało, nie będę cię powstrzymywać-powiedziałam. Nawet odeszłam parę metrów od dziewczyny, po czym z uśmiechem na twarzy z powrotem odwróciłam się w jej stronę.

-No? Czy jednak chcesz tutaj zostać i pozwolić mi ze sobą skończyć?-spytałam. Moja ofiara nic nie odpowiedziała, tylko zaczęła się czołgać w przeciwnym kierunku, byle jak najdalej ode mnie. Patrzyłam na to wszystko z rosnącym rozbawieniem. Miałam chwilę czasu, więc odszukałam wzrokiem Jack'a. Pochylał się nad drugą dziewczyną, która też wyglądała, jakby ledwo dyszała. Miała wyłupane jedno oko, zdartą z połowy twarzy skórę, a teraz klown robił sobie z jej jelit balonowe zwierzątka. Przez chwilę pożałowałam, że ja na to nie wpadłam. Tak rzadko miałam na razie okazję to robić! Spojrzałam z powrotem na swoją ofiarę. Dała radę odczołgać się kilka metrów, nawet więcej, niż się spodziewałam, ale teraz już nie była w stanie dalej iść. Straciła zbyt dużo krwi i sił. Ale nadal żyła, bo starała się czołgać dalej. Podeszłam do niej i porządnie kopnęłam, przewracając ją w ten sposób na plecy.

-Widzisz? I tak już mi nie uciekniesz-powiedziałam z lekkim uśmiechem.

-Pierdol się-odparła dziewczyna.

-Jestem pod wrażeniem, że możesz jeszcze mówić-zachichotałam.

-DAJ MI SPOKÓJ TY POPIEPRZONA DZIWKO!-krzyknęła moja ofiara. Naprawdę zaskoczyła mnie tym, że była jeszcze do tego zdolna.

-Dam ci spokój po śmierci. Twojej-powiedziałam ze spokojem, po czym pochyliłam się nad nią i pazurami rozprułam jej brzuch. Jeśli mam być szczera, to nie mam pojęcia, kiedy dziewczyna umarła, ale pewnie gdzieś w tym momencie, gdy ja zaczęłam wyciągać na wierzch jej jelita. A potem robić z nich słodkie zwierzaczki.

~*~

-Wiesz, możesz po prostu dać sobie z tym spokój i to zostawić. Bez kościanego fotela też da się żyć-powiedziałem.

-Mam swój cel i zamierzam go osiągnąć. A ty mi w tym pomożesz!-odparła Jill. Westchnąłem. Końcówkę drogi powrotnej przebyliśmy w ciszy, aż do naszego namiotu. Zostawiłem tam ciało dziewczyny, po czym skierowałem się do wyjścia.

-A ty gdzie idziesz?-zdziwiła się Jill.

-Przecież potrzebne nam są jeszcze ciała tamtej trójki-odparłem.

-A, no tak. To poczekaj, idę z tobą. Pomogę ci-powiedziała dziewczyna. Zostawiła ciało swojej ofiary i poszła ze mną. Po jakichś dziesięciu minutach wszystkie trupy były w naszym namiocie.

-I co teraz?-spytała podekscytowana Jill.

-Teraz wyczaruj sobie najlepiej o taaaaki wielki kocioł...albo garnek...czy co tam chcesz-odparłam, rozkładając szeroko ramiona.

-Bardzo zabawne. A tak na serio?

-Ale ja mówię serio-odparłem.

-A po co to?-zdziwiła się Jill.

-Wszystkiego się dowiesz w swoim czasie.

-Ale miałeś mi pomagać.

-Przecież ci pomagam!-zawołałem,  a Jill, nie wiedzieć czemu, zaśmiała się. Po kilku następnych minutach naszej słownej przepychanki w końcu pojawił się między nami czarny kocioł. A wraz z nim kilka butelek/pudełek różnych środków chemicznych, w tym wybielacza. To akurat ja wyczarowałem, bo nie chciało mi się tłumaczyć Jill, co dokładnie jest nam teraz potrzebne.

-Teraz słuchaj uważnie. Ja to wszystko powlewam i wymieszam, a ty musisz ich pociąć. Wiesz, odciąć nogi, ręce, głowy, żeby nam się lepiej do kotła wszystko zmieściło-powiedziałem.

-Robimy kościany fotel czy zupę?-spytała z uśmiechem moja dziewczyna.

-Można powiedzieć, że i to i to-odparłem, po czym odwróciłem się do kotła i zacząłem wszystko wlewać, tak jak pamiętałem. W tle dało się słyszeć odgłos pracującej piły, tnącej coś mokrego, miękkiego i mięsistego.

-A tak właściwie to...ty wiesz jak zrobić ten fotel, bo widziałeś, jak robił go Isaac, prawda? Robiłeś to kiedyś jeszcze...po tym?-zapytała Jill.

-A skąd ty to...No tak, przecież ci o sobie trochę opowiedziałem. A trochę wiedziałaś już wcześniej. Ale tak, to dzięki Isaac'owi to umiem. Całego fotela z kości od nowa jeszcze nie robiłem, ale swój musiałem od czasu do czasu odświeżać-wyjaśniłem.

-Gotowe-dodałem, odwracając się. Wymieszanie tych paru składników nie było skomplikowane, toteż poszło mi szybko. Chciałem teraz poczekać aż Jill skończy swoją robotę, ale ona, o dziwo, też już skończyła. Od wszystkich ciał oddzieliła, tak jak prosiłem, ręce, nogi i głowy.

-Szybko ci poszło-skwitowałem.

-Bo jestem zawodowcem!-odparła z uśmiechem Jill, po czym podeszła do mnie.

-Co teraz?-zapytała.

-Wkładamy to wszystko po kolei do kotła i czekamy, aż mięso zacznie odchodzić od kości-odparłem.

-Czyli jednak robimy zupę-powiedziała Jill, schylając się po rękę jednej z dziewczyna.

-Na wywarze mięsnym-dodałem, po czym podszedłem, żeby jej z tym wszystkim pomóc.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro