Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 64

Moja nowa zabawa niesamowicie mi się podobała. Polegała na tym, że wyczarowałem sobie łopatę, a potem teleportowałem się przed uciekające w popłochu szczury i używałem jej, aby przepołowić ich ciała. Kilka razy udało mi się wbić łopatę w ziemię tak, że odciąłem im tylko głowy. Wprost nie mogłem wyrobić ze śmiechu, czego nie doświadczyłem od wielu dni. Przynajmniej choć na chwilę mogłem przestać się zamartwiać. Teleportowałem się kolejny raz przed stadko uciekających gryzoni, ale tym razem zastygłem z łopatą wniesioną w powietrzu. Nie dość, że wyczułem czyjąś obecność, to jeszcze usłyszałem ciche głosy. A wątpiłem w to, że to Jill postanowiła pogadać sama ze sobą, różnymi głosami. Z ciekawości zacząłem zbliżać się w kierunku, z którego dochodziły.

-Zrobicie nam kilka fajnych zdjęć, nie?-usłyszałem głos jakiejś dziewczyny.

-Inaczej nie dacie nam spokoju-odparł chłopak.

-No i świetnie! To miejsce jest idealne!-zawołała ta sama osoba co wcześniej. Użyłem swojej mocy i stałem się niewidzialny, żebym mógł spokojnie przyjrzeć się swoim gościom, musiałem jednak zostawić swoją łopatę, która do tej pory robiła mi za świetną, nową zabawkę. W końcu do nich dotarłem. Była to czwórka nastolatków. Dziewczyna i chłopak, ubrani normalnie, oraz kolejna dziewczyna i kolejni chłopak, ale oni już zdecydowaniem normalnie ubrani nie byli. Chłopak miał niebieskie włosy i fioletowo-czarno-niebieskie ubranie, z przyczepionymi dzwoneczkami. Posiadał też czarne rękawiczki i czarne, spiczaste buty. Wyglądał jak marna podróba Candy'ego. Dziewczyna z kolei miała krótkie, czarne włosy, twarz pomalowaną na biało, mocny makijaż (zresztą jej kolega też). Ubrana była w czarne spodnie do kolan i czarną bluzkę z rękawami w czarno-białe paski. Taki sam wzór miały jej skarpetki. Wokół szyi miała coś, co wyglądało na szal z czarnych i białych piór. No i oprócz tego miała na rękach pazury, które wyglądały jak zrobione z papieru. Ona chyba starała się udawać mnie. Podeszła do jednej z dawno niedziałających karuzeli i na nią wskoczyła.

-Andrew! Zrób mi zdjęcia!-zawołała, po czym usiadła na jednym z koników. Nie mogłem się powstrzymać! To była idealna okazja! Wystarczyło tylko, że się trochę skupiłem, a karuzela ruszyła z miejsca i zaczęła się powoli kręcić.

-Co się dzieje?!-zawołał chłopak, który sięgnął właśnie telefon, aby zrobić zdjęcie swojej koleżance. Ta z kolei patrzyła z niedowierzaniem na kręcącą się karuzelę, ale nie wydawała się aż tak zaskoczona ani wystraszona. Postanowiłem, że czas się ujawnić i trochę bardziej zabawić. Stanąłem przed nastolatkami i stałem się z powrotem widzialny.

-Nikt wam nie mówił, że nieładnie tak kogoś nachodzić w domu?-spytałem, przyglądając się z radością, jak na ich twarzach pojawia się coraz więcej przerażenia.

-A-ale ty nie istniejesz-powiedział w końcu chłopak przebrany za Candy'ego.

-Istnieję! Tak samo jak Candy Pop!-zawołałem, po czym zacząłem się psychicznie śmiać. Jednocześnie rozorałem pazurami twarz tego chłopaka. Krzyknął i upadł na kolana, chowając ją w dłoniach. Pozostała dwójka rzuciła się do ataku, ale teleportowałem się i wbiłem chłopakowi głęboko w nogę swoje pazury, tak, że uniemożliwiłem mu normalne chodzenie. Dziewczynę też bym złapał, ale wtedy moja uwagę przykuł jakiś hałas. Chłopak bezwstydnie udający Candy'ego wstał już i chciał mi uciec, a ja właśnie nad nim chciałem się tak szczególnie poznęcać! Musiałem więc teleportować się z powrotem i pchnąć go z całej siły, tak, że z powrotem upadł na ziemię. Wbiłem pazury w jego nogę, a on wrzasnął z bólu. Następnie w mojej ręce pojawiła się siekiera i użyłem jej, aby odciąć chłopakowi jedną z rąk w łokciu. Potem odrąbałem mu jeszcze drugą dłoń. O dziwo, nadal miał siłę, aby na chwilę podnieść się do siadu, ale zaraz potem z powrotem upadł i zaczął wrzeszczeć oraz rzucać się jak ryba wyjęta z wody, rozchlapując wszędzie dookoła swoją krew.

-Robisz mi tutaj bałagan, a to nieładnie-powiedziałem i zacząłem się psychicznie śmiać. Przestałem jednak, kiedy zauważyłem, że rusza się coraz mniej. Jeśli chciałem go jeszcze potorturować, musiałem działać teraz. Zacisnąłem dłoń na jego szyi i przygwoździłem go w ten sposób do ziemi.

-To za marną próbę podszycia się pod mojego przyjaciela-powiedziałem, po czym wbiłem swoje pazury w jego szyję, przecinając ją w kilku miejscach. Teraz chłopak nie mógł już krzyczeć, dusił się jedynie i pluł krwią, która wyciekała z jego ran, także tych na szyi, ale też ust. Schyliłem się jeszcze i parę razy wbiłem mu pazury w klatkę piersiową, ale nie za głęboko i omijając serce. W końcu chłopak przestał się ruszać, a jego wzrok stał się pusty. Umarł na śmierć-pomyślałem i zacząłem się śmiać, zadowolony ze swojego dzieła.

-Wow, to naprawdę ty-usłyszałem nagle za sobą dziewczęcy głos. Odwróciłem się zaskoczony. Zupełnie zapomniałem o dziewczynie, która wyglądała jak uboższa, podrabiana wersja mnie i która teraz stała naprzeciwko mojej osoby i przyglądała mi się z zaskoczeniem, zachwytem i strachem. Muszę przyznać, że była to dość niespotykana mieszanka.

-A ty nie uciekasz? Nie boisz się, że dołączysz do swojego kolegi?-spytałem, po czym wskazałem na zakrwawiony kawałek mięsa, która leżał u moich stóp i który kiedyś był człowiekiem.

-Trochę się boję, ale ucieczka nic mi nie da. Załatwisz mnie tak jak Andrew-odparła dziewczyna. Mimo sytuacji, w jakiej się znalazła, starała się brzmieć spokojnie, co mnie dość mocno zaskoczyło.

-I tu masz rację. Jesteś mniej irytująca niż inne ofiary, więc może pozwolę ci wybrać, jakich tortur chcesz doświadczyć?-zacząłem się na głos zastanawiać. Naprawdę rozważałem taką myśl.

-Wolałabym nie musieć niczego wybierać. Nie moglibyśmy na przykład razem zająć się Andrew i poszukać jeszcze Izzy? Nie mogła uciec daleko-odparła dziewczyna, czym tak mnie zaskoczyła, że przez dłuższą chwilę nie mogłem nic powiedzieć.

-Chcesz ich zabić?-zdziwiłem się, ale zaraz potem nabrałem też podejrzeń. Z doświadczenia wiedziałem już, że w tak nietypowych sytuacjach lepiej zachować czujność. Nagle jednak przez moje ciało przeszła fala bólu, która swój początek miała w okolicach brzucha. Zachwiałem się, upadłem i spojrzałem w górę. Nad sobą ujrzałem chłopaka, jak już zdążyłem się domyślić, był to Andrew. Myślałem, że zraniłem go tak, iż już nie może chodzić, ale jednak myliłem się. Stał nade mną z wyrazem zaskoczenia, przerażenia, ale i zadowolenia na twarzy.

-Zagadałaś go, a teraz spadajmy!-zawołał, spoglądając w stronę dziewczyny. Ja z kolei ze zdziwieniem spostrzegłem, że z mojego brzucha sterczy dość sporej długości pręt albo łom, którym najwyraźniej chłopak musiał mnie zaatakować. Biedni głupcy. Już miałem wyrwać go z siebie i ich załatwić, ale wtedy dziewczyna podeszła do nas wolnym krokiem.

-Przykro mi, Andrew, ale ja mówiłam prawdę-powiedziała, po czym sięgnęła do kieszeni i wyjęła z niej niewielkich rozmiarów scyzoryk, a następnie rzuciła się na chłopaka. Efekt zaskoczenia i to, że był już on ranny, sprawiły, że upadł na ziemię. Zaczął się oczywiście bronić, ale dziewczynie udało mu się wbić nożyk w jego oko. Chłopak zasłonił twarz, a dziewczyna przez chwilę się na niego patrzyła. Chyba nie wiedziała, co powinna dalej zrobić. W końcu wbiła mu scyzoryk głęboko w szyję i zrobiła długą, podłużną ranę. Ech, typowy błąd-pomyślałem.

-Musisz ciąć w drugą stronę, jeśli chcesz poderżnąć mu gardło-powiedziałem, po czym wyrwałem już z siebie ten cholerny pręt. Lubiłem patrzeć jak ludzie nawzajem się zabijają, zwłaszcza moje ofiary, bo to było dość ciekawym zjawiskiem, ale to nie oznaczało, że mam tak siedzieć z tym metalem wystającym z brzucha. Wyjęcie było trochę bolesne, ale koniec końców moja rana mogła się zacząć goić. W tym czasie chłopak zaczął się już bardziej wyrywać, starając się zrzucić z siebie dziewczynę, a ta z kolei próbowała go zaatakować tym swoim małym scyzorykiem. Ona jednak okazała się silniejsza, niż myślałem na początku. Wyrwała mu się, wstała, skopała go kilka razy, przez co chłopak znowu opadł z sił, a następnie, kiedy już nie mógł się za bardzo bronić, pochyliła się nad nim i wbiła mu nożyk kilka razy w klatkę piersiową i szyję. Najprawdopodobniej uszkodziła mu struny głosowe, bo przestał krzyczeć i już tylko kaszlał i krztusił się krwią. Potem jeszcze parę razy go uderzyła, aż chłopak przestał się ruszać. Tyle że nadal żył, bo wyraźnie widziałem, że jego klatka piersiowa się unosi. Dziewczyna chyba jednak tego nie zauważyła. Wstała, odwróciła się i podeszła do mnie. Spojrzałem na nią z lekkim zainteresowaniem.

-Ok, teraz czekam na wyjaśnienia-powiedziałem, uśmiechnąwszy się trochę. Naprawdę zaciekawiła mnie ta osoba, chociaż i tak byłem pewien, że ją zabiję. Dziewczyna wzruszyła ramionami.

-A co chcesz wiedzieć?-spytała.

-Kim jesteś? I dlaczego go zabiłaś? Zazwyczaj ludzie mają jakieś "ale" przeciwko zabijaniu, zwłaszcza swoich przyjaciół-odparłem.

-Widać ja jestem wyjątkiem. Zawsze...nie, od pewnego czasu chciałam się przekonać, jak to jest kogoś zabić. Kiedy miałam z sześć lat mój ojciec zabił moją matkę na moich oczach i próbował zabić też mnie, ale mu się nie udało. On trafił do więzienia, a ja do domu dziecka. Poznałam kilka osób, z paroma nawet mogłabym się zaprzyjaźnić, ale od tego momentu ciekawiło mnie, jakie to uczucie, kiedy kogoś pozbawiasz życia. I chciałam się przekonać, ale jednocześnie się bałam. A skoro teraz nadarzyła się okazja, to czemu by nie spróbować, skoro sama za niedługo też pewnie zginę?-powiedziała dziewczyna.

-To wszystko jest...interesujące-odparłem po chwili zastanowienia.

-Szczerze mówiąc, to od kiedy poznałam creepypasty, marzyłam o tym, żeby okazały się prawdziwe. I żebym mogła do nich dołączyć-powiedziała nagle.

-A więc chcesz do nas dołączyć?-spytałem z powątpiewaniem.

-Tak. Chociaż reszta nie interesuje mnie tak bardzo jak TY! Ciebie najbardziej zawsze chciałam poznać, bo masz według mnie najlepsze moce. I najciekawszy sposób zabijania. Nie tak jak inni, szybko zamordować i po sprawie. Ty wolisz zadawać ból powoli i chcesz ofiarę utrzymać przy życiu jak najdłużej. I to mi się strasznie podoba! W końcu tortury są takie...świetne! Takie fascynujące! I dają tyle satysfakcji!-z każdą chwilą dziewczyna coraz bardziej się nakręcała.

-Chyba przejrzałaś mnie na wylot-odparłem.

-To w takim razie mogę z tobą zostać? Zabijać z tobą? Bo ty jesteś najlepszy, a ja nie zamierzam dalej udawać normalnej! Zrobię wszystko, co tylko chcesz! Może mogłabym zostać twoją damską wersją?!-spytała dziewczyna. Nic nie odpowiedziałem, tylko z zaskoczeniem spojrzałem za nią. Ona musiała zauważyć moją dziwną reakcję, ale nie zdążyła w żaden sposób zareagować.

-On już ma swoją damską wersję!-zawołała Jill. Po chwili głowa dziewczyny została odłączona od reszty ciała i potoczyła się kawałek w bok, a ciało upadło bezwładnie na ziemię. Naprzeciw mnie stała teraz Jill, trzymała opartą o ziemię, zakrwawioną łopatę i wpatrywała się z nienawiścią w martwe ciało.

~*~

Nie chciałam mówić o niczym Jack'owi, ale nie mogłam też o tym zapomnieć. W konsekwencji cały czas byłam ponura, a to powodowało, że i klown miał już pomału tego wszystkiego dość. Widziałam to, widziałam, jak bardzo się dla mnie stara i jak chce mi pomóc, ale nie potrafiłam nic z tym zrobić. Widocznie nie zasługiwałam na niego. Nie byłam dość dobra, bo przeze mnie tylko cierpiał, a ja nie mogłam tego zmienić! Czułam po prostu, jakbym była w środku wypełniona samym bólem i smutkiem. I to wszystko chciało ze mnie się jakoś wydostać, musiałam sobie z tym jakoś poradzić, ale problem polegał na tym, że miałam też jakąś wewnętrzną blokadę i nic nie mogłam zrobić. Wiedziałam, że jeśli opowiem o tym Jack'owi, on się jeszcze bardziej wścieknie na tych ludzi i zacznie mnie pocieszać, a ja w ogóle nie chciałam do tego wracać.

 Najchętniej poszłabym w jakieś odludne miejsce i spędziła tam...bardzo dużo czasu. Nie mam ochoty na żadne towarzystwo, bo wszystkich tylko ranię swoim parszywym samopoczuciem i przeszkadzam. Mogłam nie wychodzić z tego durnego pudełka i przeczekać tam jeszcze tak ze 100 lat-myślałam załamana. Musiałam się jednak ogarnąć i wymyślić jakiś sposób na pozbycie się tych wszystkich szkodników. Stwierdziłam jednak, że szczury zostawię na potem i najpierw wytrę kurz i pajęczyny.

Trochę mi na tym zeszło czasu, a kiedy skończyłam, usłyszałam wprost nieludzki krzyk. Byłam lekko zdziwiona, ale też szczerze zainteresowana. Wyszłam z namiotu i zaczęłam się kierować w stronę, z której dochodziły krzyki. Zanim tam jednak dotarłam, trafiłam na inne miejsce, które wyglądało niczym cmentarz szczurów. Moje zdziwienie jeszcze wzrosło, ale zaraz potem uznałam, że Jack po prostu pozbywał się w ten sposób szkodników.

 A ja głupia nie wiedziałam, jak się za to zabrać! No przecież, że powinnam je zabić! Jestem beznadziejną, skończoną idiotką i tylko przysparzam problemów-pomyślałam. Minęłam jednak to miejsce i poszłam dalej. Mój wzrok przykuło coś leżącego na ziemi. Kiedy tam podeszłam, okazało się, że to jakaś łopata. Teraz to dopiero byłam zdziwiona! W dodatku miała na sobie ślady krwi. Postanowiłam wziąć ją ze sobą. Poszłam dalej w stronę miejsca, z którego dochodziły krzyki. Nagle jednak wszystko ucichło.

Zdzwiona wyjrzałam zza jednego z budynków. Ujrzałam Jack'a, siedzącego na ziemi i dziewczynę, która zaczęła coś do niego mówić. W dodatku była ubrana niemal tak samo jak on! Obok nich było mnóstwo krwi. Widziałam też dwa ciała, a do tego dziewczyna trzymała chyba w ręku jakiś nożyk. Na początku byłam nawet ciekawa tego, co mówi. Wyglądało na to, że lubi zabijać, tak jak my. Kiedy jednak zaczęła mówić o MOIM Jack'u, to z każdym jej słowem byłam coraz bardziej zdenerwowana. Spojrzałam na narzędzie, które trzymałam, i już wiedziałam, co chcę zrobić. Nie mogłam teleportować się tam razem z łopatą, ale zamiast tego sama przeniosłam się za dziewczynę, wyczarowałam sobie własne narzędzie i zamachnęłam się nim z całej siły. Nie powiem, nie poszło tak łatwo jak gdybym użyła swojej piły, ale udało mi się pozbawić jej głowy.

-On już ma swoją damską wersję!-zawołałam przy tym, niesamowicie wkurwiona. Spojrzałam z nienawiścią na jej pozbawione tego głupiego łba ciało, a potem to samo spojrzenie skierowałam na Jack'a, który z kolei patrzył się na mnie trochę zaskoczony, ale przede wszystkim uśmiechał się i wyglądał, jakby właśnie ujrzał ósmy cud świata.

-A ty się tak nie gap! Mogłeś ją od razu samemu zabić, a nie słuchać tych jej bzdur! Chyba, że chciałeś ją oszczędzić, co?! To mnie już nie chcesz?!-zawołałam wściekła. Jednocześnie poczułam, że zaraz chyba znowu się popłaczę.

-Nie, no coś ty! Chciałem ją zabić, ale też byłem ciekaw, co powie. No i sądziłem, że będzie zabawnie, jak wzbudzę w niej zaufanie i dam trochę nadziei, a dopiero potem zamorduję. Poza tym zamurowało mnie jak zobaczyłem tę twoją akcję z łopatą-powiedział Jack, jednocześnie wstając z ziemi.

-Naprawdę?-spytałam niepewnie.

-Naprawdę. Po co miałbym zostawiać przy sobie jakąś dziewczynę, skoro mam ciebie? Jeśli pomyślałaś, że mógłbym ją polubić, to chyba za mało mnie znasz-odparł Jack. Na szczęście nie brzmiał jednak, jakby był obrażony. Spojrzałam na łopatę, którą nadal trzymałam w ręce, potem na martwe ciało, a na sam koniec na znajdującą się kawałek dalej głowę. Najpierw lekko się uśmiechnęłam, a potem zaczęłam się już na całego psychicznie śmiać. Jack po chwili dołączył do mnie.

-Już zdążyłam zapomnieć, jak fajnie jest zabijać!-zawołałam, kiedy udało mi się na chwilę przestać śmiać. Cały czas miałam przed oczami obraz, jak pozbawiam tą dziewczynę głowy, przez co czułam się tak radośnie!

-To musisz sobie wszystko przypomnieć! Może zabijesz jeszcze jego?-zaproponował Jack, wskazując jakiegoś leżącego na ziemi chłopaka.

-On chyba już nie żyje?-powiedziałam z powątpiewaniem.

-Jeszcze oddycha-odparł klown.

-Ale już niedługo. Wygląda na umierającego. Takie ochłapy mnie nie interesują!-zawołałam.

-Była z nimi jeszcze jedna dziewczyna, ale jej się uciekło. Możemy jej jednak poszukać-powiedział Jack.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro