Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 61

Na pewno nie pomagał mi fakt, że zupełnie nie znałam tego miejsca. Kurwa! Gonił mnie psychol, który chciał mnie zabić, a ja co dziesięć metrów na coś wpadałam. Na szczęście nie było tutaj żadnych ludzi. Nie wiedziałam, czemu on się po prostu nie teleportuje, ale nie wiedziałam też w sumie, jakie ograniczenia ma jego moc teleportacji. Bo ja musiałam widzieć, gdzie się do cholery jasnej przenoszę, a w tych ciemnościach to mogłam co najwyżej przenieść się w ścianę!

Ostatecznie dotarłam do jakichś schodów i zaczęłam nimi zbiegać w dół. Przebiegłam co najmniej kilka pięter, aż w końcu schody się skończyły. Znalazłam się znowu w jakimś korytarzu. Słyszałam, że ten debil zbiega po schodach za mną, więc rzuciłam się do dalszej ucieczki. Wbiegłam do pomieszczenia na końcu korytarza i zaczęłam gorączkowo szukać kolejnej drogi. Nic jednak nie znalazłam, a przynajmniej dopóki się o coś nie potknęłam.

Znalazłam coś przypominającego właz. Tyle że był metalowy i szczelnie zamknięty, a ja nie miałam klucza. W mojej głowie szybko jednak pojawiła się pewna myśl. Pochyliłam się i włożyłam swoje pazury w dziurkę od klucza. Chciałam zrobić to, czego już kiedyś usiłowałam dokonać, ale przerwał mi Jack. Liczyłam na to, że szczęście mi dopisze i mój głupi plan się powiedzie. Sprawdzałam dokładnie tą dziurę od klucza, aż w końcu wyobraziłam sobie jego kształt. Pojawił się na podłodze obok mnie. Chwyciłam go natychmiast i spróbowałam otworzyć nim właz.

I nic! Nie działało! Wkurzona odrzuciłam go gdzieś za siebie. Spróbowałam jeszcze raz sprawdzić dokładnie dziurkę od klucza. Ujmę to tak: mój plan się powiódł, ale za czwartym razem. Otworzyłam właz. Moim oczom znowu ukazały się schody. Nie miałam za bardzo innego wyboru, więc po prostu zaczęłam nimi schodzić w dół. Wcześniej jednak powoli opuściłam metalową klapę i zamknęłam ją od środka. Miałam nadzieję, że uda mi się w końcu zgubić tego faceta. Kiedy w końcu dotarłam do końca schodów, stanęłam jak wryta. Wszędzie nadal panowały ciemności, nie licząc czegoś co wyglądało jak cela. Stamtąd dobiegał dziwny blask. Podeszłam do podłużnej szyby, ale widok przez nią był zbyt niewyraźny. Widziałam tylko jakąś zamazaną postać.

-Kim jesteś?-usłyszałam głos w swojej głowie. Nie miałam pojęcia, do kogo należy, ale na pewno nie do Slendermana, bo brzmiał jak głos kobiety.

-Laughing Jill, a ty?-odparłam. W odpowiedzi usłyszałam śmiech w swojej głowie.

-Z czego się śmiejesz?-zapytałam.

-To zabawne, że właśnie w tym miejscu spotkałam morderczynię, i to nie byle jaką! Powiedz, udało ci się naprawić Jack'a?-zapytała, a ja spojrzałam zaskoczona na postać widoczną po drugiej stronie szyby.

-Kim jesteś? I skąd to wiesz?-spytałam.

-Powiem ci, kim jestem, jeśli mnie uwolnisz. Z mojej celi usunięto część znaków więżących, ale mogę jedynie porozumiewać się z osobami spoza mojej celi. Nie mogę się za to sama stąd wydostać-powiedziała postać.

-O czym ty w ogóle do mnie mówisz? I jaką mam pewność, że jeśli cię uwolnię, to nic mi nie zrobisz?-zapytałam.

-Widzę, że bez krótkich wyjaśnień się nie da. Jestem demonem, którego schwytali ci naukowcy. Chcą wykorzystać moją moc. Nie mogę się uwolnić z tej celi z powodu znaków i słów wypisanych na ścianach. Te symbole mnie tutaj więżą. Naukowcy chcieli ze mną się porozumieć, więc mogę jedynie mówić do osób spoza mojego więzienia. Jeśli mnie uwolnisz, to ja pomogę ci się stąd dalej wydostać-usłyszałam odpowiedź. Uwolnienie demona, o którym nic się nie wiedziało, nie było chyba najlepszą rzeczą, jaką można byłoby zrobić w mojej sytuacji. Nagle jednak usłyszałam dziwny, metaliczny hałas dochodzący gdzieś z góry schodów. Wystraszyłam się, bo to mogło oznaczać, że zaraz zjawi się tutaj ten mężczyzna. Zaczęłam szukać jakiejś kryjówki albo dalszej drogi ucieczki.

-Stąd nie ma innego wyjścia-powiedział demon. I rzeczywiście, niczego takiego nie znalazłam. Byłam w pułapce! Spojrzałam jeszcze raz w stronę schodów, a potem celi demona. Prawdopodobnie zginę, ale zaufam swojej intuicji i zaryzykuję-pomyślałam. Następnie podbiegłam do szyby. Spróbowałam przebić ją pazurami, ale ledwo udało mi się ją zarysować. Nie była tak łatwa do zepsucia, jak bym się spodziewała.

Po chwili w moich rękach pojawiła się piła mechaniczna, którą z całą siłą spróbowałam jakoś zniszczyć tę szybę. Myślałam, że szkło i plastik da się znacznie łatwiej przeciąć-pomyślałam. Tak naprawdę szło mi to bardzo opornie, w końcu jednak zrobiłam w szybie niewielką, podłużną dziurę. Wyjęłam z niej piłę, gdyż chciałam chwilę odpocząć i zaatakować tę piekielną szybę ponownie, wtedy jednak postać w celi zmieniła się w czarno-fioletowy dym, który po prostu wydostał się na zewnątrz przez powstały otwór. Potem dym ten zebrał się w jednym miejscu, zawirował, a następnie nieco rozproszył. Z jego resztek wyłoniła się niesamowicie piękna kobieta, o dziwo mojego wzrostu! Połowę włosów miała czarną, drugą ciemnofioletową. Tęczówki również posiadała ciemnofioletowe. Jej skóra była całkowicie biała. Miała też idealną figurę i wyglądała po prostu jak modelka wyjęta żywcem z jakiegoś magazynu (nie licząc tej białej skóry). Jej twarz miała ostre rysy, a oczy nieco koci kształt. Kiedy na mnie spojrzała, poczułam, jak przebiega mi po plecach dreszcz.

-Wiesz, że mogę cię teraz zabić?-zapytała, a potem uśmiechnęła się, pokazując przy tym rząd śnieżnobiałych, rekinich zębów. Teraz już mówiła normalnie, nie słyszałam jej głosu w swoim umyśle.

-Obiecałaś, że mi pomożesz. Poza tym mnie nie można...

-...tak po prostu zabić? Jako demon nie potrzebuję niszczyć twojego pudełka. Mogę cię zabić tu i teraz, ale tego nie zrobię-powiedziała demonica.

-Dlaczego?

-Czy to ważne? Na twoim miejscu cieszyłabym się, że nie chcę cię zabić. Ale mogę odpowiedzieć na to pytanie. Wiem, kim jesteś i co robisz. Zadajesz ludziom ból i uważasz to za zabawne. Poza tym zostałaś stworzona bardziej po to, aby pomagać ludziom, ale zbuntowałaś się i ich zabijasz. Jesteś prawie jak demon, czyli prawie jak ja. Uznaj po prostu, że trochę polubiłam cię, bo nie służysz bezmyślnie ludziom i tak jak ja uważasz ich za bezwartościowe istoty, których cierpienie jest zabawne-wyjaśniła demonica.

-Czyli mnie polubiłaś?-zapytałam, nie mogąc się powstrzymać od uśmiechu.

-Powiedziałam, że możemy tak uznać. Ale nigdy nie powiem ci tego tak wprost-odparła kobieta.

-Dlaczego?

-Bo jesteś tylko narzędziem stworzonym przez anioła. Najpotężniejszy jest Bóg. On stworzył anioły i ludzi. Potem część aniołów stała się demonami. A ciebie stworzył anioł, więc sama rozumiesz...jesteś za nisko w tej hierarchii, abym zniżyła się do tego poziomu-wyjaśniła demonica.

-Aha. A jak ty się w ogóle nazywasz? Skąd się wzięłaś?-zapytałam.

-Ah, no tak! Nie przedstawiłam się jeszcze! Obecni wyznawcy zwą mnie Tą, Która Stoi Przy Jego Boku, ale wolę imię Eleanor. Razem z Zalgo pozwoliliśmy sobie zejść na ziemię i podręczyć ludzi, ale nie czas na to, żebym ci to wyjaśniała. Ponieważ tak jakby trochę cię polubiłam, to wyjątkowo odwdzięczę ci się za to, że mi pomogłaś. Żeby mnie wezwać, wypowiedz po prostu formułkę i po sprawie-powiedziała demonica, po czym zamachała mi przed twarzą swoją dłonią, z której zaczął się sączyć fioletowy dym. Zakrztusiłam się nim i poruszyłam rękoma, aby go rozrzedzić.

-Jaką formułkę? Miałaś mi pomóc teraz, pamiętasz?!-zawołałam, usiłując powstrzymać kaszel.

-Po pierwsze, to dzięki temu, co właśnie zrobiłam, kiedy będziesz chciała naprawdę mnie przyzwać, to w twojej głowie pojawią się odpowiednie słowa. Po drugie, cóż, ja mam pewne kontakty w różnych miejscach i wydaje mi się, że już niedługo moja pomoc może ci się przydać znacznie bardziej niż teraz. Uznaj po prostu, że jestem dla ciebie miła i grzecznie ostrzegam cię przed przyszłością, którą ty i Jack sami na siebie sprowadziliście-powiedziała Eleanor, po czym dosłownie rozpłynęła się w czarno-fioletowej mgle.

-Nie! Zaraz, co to ma znaczyć?! Wracaj tu i wszystko wytłumacz!-zawołałam. W tej samej chwili usłyszałam za sobą kroki na schodach. Odwróciłam się, przeklinając w duchu tę demonicę. Teraz jednak będę zmuszona z nim walczyć-pomyślałam.

~*~

Zabiliśmy trochę ludzi, unieszkodliwiliśmy tymczasowo kilka creepy-mutantów i zrobiliśmy w budynku taki bałagan , rozwaliliśmy tyle ścian i dokonaliśmy tylu innych zniszczeń, że on musiał się w końcu zawalić. Kiedy upewniliśmy się, że creepy-mutanty nie stanowią już dla nas zagrożenia, wszyscy udali się na swoje nowe pozycje. Candy, Cane i ja zostaliśmy z kolei zatrzymani przez Slendera.

-Ben odnalazł Jill. Przynajmniej tak sądzi. Pojawiła się na obrazie z kilku kamer. Na ostatnim zapisie widać ją nawet z jakąś nieznaną postacią, ale Ben nie był w stanie jej rozpoznać, bo obraz był zamazany-powiedział Slenderman.

-A kogo obchodzi, kim była ta postać?! Gdzie jest Jill?!-zawołałem. Ben przejął niemal całkowitą kontrolę nad komputerami, dlatego Slender mógł zajrzeć w jego myśli i dowiedzieć się jak tam dotrzeć. A potem tę wiedzę przekazał mi. Natychmiast ruszyłem, nie oglądając się nawet za siebie. Słyszałem jedynie, że Pop i Cane biegną za mną. Po drodze miałem okazję podziwiać masę spanikowanych ludzi, biegających wszędzie i goniących ich morderców. Ogólnie panował już totalny chaos i każdy chciał zabić każdego. W końcu dotarłem do jakiegoś budynku. Zacząłem biec cholernie długim korytarzem, aż dotarłem do schodów. Pobiegłem nimi w dół. W drodze zacząłem się zastanawiać, jakim kurwa cudem Ben widział cokolwiek z kamer w tych ciemnościach? Ale w sumie...w takim miejscu powinny znajdować się najlepsze kamery, którym niestraszna ciemność. Poza tym Ben mógłby jednak zapalić z powrotem światła w tym budynku, żebym widział, gdzie mam się teleportować!-myślałem. Sam nie wiedziałem, jakim cudem mogę skupić myśli na czymkolwiek poza Jill. Nie marzyłem teraz o niczym innym, tylko ją odzyskać!

~*~

-Nie spodziewałem się, że odkryjesz przejście. I że dasz radę je otworzyć-powiedział Damian, zbiegając po schodach. Przynajmniej z celi nadal sączyło się światło, na tyle mocne, że widziałam jego sylwetkę. Mężczyzna na samym początku rzucił we mnie nożem, ale się uchyliłam. Potem teleportowałam się za niego i cięłam go piłą, tyle że tym razem to on zrobił unik i się przeteleportował. Pojawił się za mną i wbił mi w plecy w okolice serca sztylet. Moje ciało automatycznie wygięło się z bólu. Syknęłam, a potem teleportowałam się kawałek dalej. Następnie skoczyłam w stronę Damiana. Ten zdołał mi wytrącić z rąk piłę, ale mi udało się wbić pazury w jego ramię. Mężczyzna wrzasnął z bólu, po czym sięgnął ręką za siebie. Po chwili celował we mnie pistoletem. Oddał szybki strzał, a ja od razu rozpoznałam tę cholerną broń i naboje, przez które ostatnio tyle się nacierpiałam.

Odskoczyłam od mężczyzny, który niemal od razu chwycił się zdrową ręką za krwawiące ramię. W mojej dłoni pojawił się nóż, którym rzuciłam w mężczyznę. Ten jednak zrobił kolejny unik. Damian kilka razy jeszcze we mnie strzelił, trafiając mnie w szyję, klatkę piersiową i nogę. Ja zdołałam go z kolei poranić jeszcze pazurami. W pewnym momencie udało mi się dość szybko go chwycić i rzucić nim w kąt pomieszczenia. Usłyszałam metaliczny dźwięk, jakby coś się rozwaliło. Nie spojrzałam jednak w tamtą stronę. Zamiast tego chwyciłam najpierw swoją piłę, a potem tam podeszłam. Damian zdołał się już podnieść. Zauważyłam, że na podłodze leży mnóstwo szkła, jakieś metalowe rurki i inne śmieci. Zamachnęłam się i cięłam mężczyznę w brzuch swoją piłą. Ten odskoczył do tyłu, ale nie na tyle, aby uniknąć ciosu. Rana była tylko powierzchowna, ale i tak poważna. Damian zachwiał się i znowu upadł, a ja w tej samej chwili usłyszałam jakieś hałasy z okolicy schodów. Odwróciłam się w tamtą stronę. Obecnie sama ledwo już trzymałam się na nogach. Miałam pełno ran, a każda z nich nie za bardzo chciała się goić.

-Jill!-usłyszałam z góry głos Jack'a. Poczułam, jak moje ciało wypełnia radość! Jack po mnie przyszedł! Uratuje mnie! Wystraszyłam się jednak, bo co jeśli to jest jednak tylko kolejna dziwna halucynacja i klown zaraz mi powie, jak bardzo mnie nienawidzi? Chociaż, poprzednio w czasie trwania wizji nie potrafiłam zauważyć tego, że wszystko co się wokół mnie dzieje jest niemożliwe. A skoro teraz dopuszczam do siebie myśl, że to może być halucynacja, to to musi być prawda!-myślałam. Nagle poczułam ostry ból w brzuchu. Zaskoczenie i owy ból były tak duże, że uspuściłam swoją piłę. Spojrzałam w dół i zobaczyłam wystający z mojego ciała kawałek metalowego, zardzewiałego pręta.

-Nie poddam się tak łatwo!-usłyszałam głos Damiana. Natychmiast odwróciłam się i zobaczyłam go, ledwo stojącego na nogach. Trzymał się za ranę na brzuchu, przez którą już prawie wypadały mu jelita. Niewiele myśląc, chwyciłam za pręt i go z siebie wyciągnęłam.

~~~~****~~~~
Dopiero dzisiaj sobie przypomniałam, o czym miałam wspomnieć przy poprzednim rozdziale. Moja opowieść ma już rok! Wow, sama nie wiem, kiedy to zleciało i że tyle się tego uzbierało, chociaż... ponad 60 rozdziałów to niemało jednak. Dziękuję wam bardzo serdecznie za gwiazdki i komentarze. Cieszę się, że moja takową opowiastka przypadła wam do gustu i żeavoe jeszcze do niej cierpliwość XD Planuje jeszcze kilkanaście rozdziałów, ale sama nie wiem, ile mi ostatecznie tego wyjdzie. Jednak jedno jest pewne, przed 2 rocznicą to skończę. Jest jeszcze jedna rzecz, co prawda wspomniałam o tym przy poprzednim rozdziale, ale nieco później, po zedytowaniu. Gdyby coś w fabule 2am się nie zgadzało, to możliwe, że pominęliście rozdział 59, który dodałam jakiś czas temu, kiedy wattpad przez pewien czas nie wysyłał powiadomień. Poza tym to chyba wszystko i jeszcze raz wam dziękuję! ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro