Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 42

Ben niezauważenie zhakował nawet kamery w obiekcie. Może i mieli najnowocześniejszą technologię, ale i tak nic nie było w stanie powstrzymać ducha. Dzięki temu Slenderman dowiedział się co nieco o rozkładzie pomieszczeń. Proxy pozostali na obrzeżach obiektu, podczas gdy on sam teleportował się do środka. Plan był tak prosty, że aż nie dało się go zepsuć. Slenderman pojawił się w gabinecie osoby, która dowodziła całym projektem o nazwie "APOKALIPSA". Niektóre informacje zdobył już Ben, ale wiele jeszcze pozostawało pod znakiem zapytania. Kiedy mężczyzna bez twarzy teleportował się do gabinetu naukowca, obecne tam sprzęty elektroniczne takie jak telefon, zegarek, czy monitor powieszony na ścianie, zaczęły wariować. Hopkins właśnie siedział przy swoim biurku i przeglądał raport dotyczący wyizolowania z pobranych wczoraj próbek DNA i wszczepienia go paru nienarodzonym jeszcze wilkom. Niestety, proces tworzenia mutantów był niezwykle skomplikowany. Najpierw trzeba było wyhodować jak najbardziej nadające się do tresury i wytrzymałe osobniki. Następnie w ich DNA należało dokonać drobnych zmian, jeszcze bardziej zwiększających wytrzymałość oraz podatność na mutacje. Jednocześnie trzeba było cały proces dokładnie obserwować, aby eliminować osobniki z negatywnym zmianami w genomie. Potem, tak powstałe osobniki, można było wykorzystać. Należało przeprowadzić coś, co można było nazwać wilczym in vitro. Połączenie plemnika wyizolowanego ze spermy basiora z komórką jajową wadery odbywało się poza organizmem samicy. Wtedy właśnie do powstałej zygoty wprowadzało się obce DNA. Rozwój zarodka przez pierwszych kilka dni odbywał się sztucznie, gdyż trzeba było stale monitorować jego stan i w razie potrzeby interweniować. Później dopiero zarodek wszczepiano samicy, podając jednocześnie różnego rodzaju substancje i leki przyspieszające wzrost i rozwój mutanta. Tak oto obecnie byli w stanie w dość szybkim czasie "wyprodukować" naprawdę wiele creepy-mutantów. Hopkins już cieszył się na myśl, że niedługo będzie miał hybrydy z nowymi mocami. Jego uwagę od czytania raportu odciągnęło jednak dziwne brzęczenie i nienormalne zachowanie urządzeń wokół niego. Zewsząd dobiegały jakieś przerywane trzaski. Nagle Hopkins poczuł się okropnie nieswojo i jednocześnie słabo, a głowa momentalnie zaczęła go boleć. Coś podpowiedziało naukowcowi, że powinien spojrzeć za siebie. Odwrócił więc swoje krzesło i ujrzał przed sobą człowieka bez twarzy, znanego jako Slenderman. Nie zdążył jednak krzyknąć ani w żaden sposób wezwać pomocy, gdyż stracił przytomność.

~*~

Dość szybko i "brutalnie" Slenderman wszedł do umysłu naukowca, toteż nie zdziwiła go gwałtowna reakcja jego organizmu. Skupiłem się na wspomnieniach Hopkinsa. W niedługim czasie dowiedział się z nich całej strasznej prawdy. Nie mógł uwierzyć w to, czego dopuścili się i jak daleko zaszli ludzie. Jednakże stos dokumentów na biurku naukowca potwierdzał jego obawy. We wspomnieniach Hopkinsa znalazł też ciekawe fakty dotyczące człowieka o imieniu Damian Moliere. Wtem to właśnie ten mężczyzna pojawił się nagle na środku gabinetu.

-Panie Hopkins...-zaczął, ale przerwał, gdy zobaczył naukowca leżącego bezwładnie na ziemi i pochylającego się nad nim Slendermana.

-Widzę, że ma pan nieproszonego gościa. Pozbędę się go-powiedział mężczyzna. Chwilę później dookoła rozległ się przyprawiający o ból głowy alarm. Slenderman nie wiedział, jak to się stało ani skąd wziął się ten człowiek. Na początku nieopatrznie spróbował zaatakować go mackami, w porę jednak się wycofał, kiedy Damian schylił się i zrobił fikołka. Jednocześnie wyjął z wewnętrznej kieszeni płaszcza strzykawkę i igłę, połączył je i spróbował wbić w mackę Slenderman, jednak nie udało mu się to. Mężczyzna teleportował się z powrotem naprzeciw stwora.

-No, no, nie myślałem, że przyjdzie mi walczyć z samym Slendermanen-powiedział. nNa korytarzu dało się słyszeć odgłosy kroków. Slenderman uznał, że skoro ma potrzebne informacje, najwyższy czas się wycofać. Teleportował się na zewnątrz, do swoich proxy, lecz, jak się okazało, walczyli oni właśnie z nikim innym jak z creepy-mutantami. To znaczy Masky i Hoodie to robili, bo Toby'ego nigdzie nie było widać, a sam Slenderman nie wyczuwał go. Bardzo go to zaniepokoiło. Slenderman nie wiedział, że Damian miał przy sobie zawsze mnóstwo gadżetów, a jednym z nich był specjalny pilot, uruchamiający między innymi alarm oznaczający atak creepypast. A w takim przypadku, od niedawna, a konkretnie to właśnie od dziś procedura nakazywała wypuszczenie grupy mutantów składającej się z przynajmniej piętnastu sztuk. To była rzecz, którą osoba posiadająca taką możliwość miała za zadanie wykonać i to jak najprędzej. Creepy-mutanty, którym sztucznie wprowadzono do umysłów informacje o wyglądzie, a nawet zachowaniu czy sposobach walki, szybko odnalazły proxy Slendermana, którzy musieli zacząć z nimi walczyć. Sytuacja nie wyglądała najlepiej, toteż mężczyzna zdecydował się sprowadzić także swoje, co prawda dość nikłe, wsparcie.

~*~

Slenderman pojawił się i wytłumaczył nam, iż dowiedział się wielu rzeczy, nastąpił jednak nieprzewidziany atak. Musieliśmy pomóc proxy, którzy walczyli ze stworzeniami, z którymi tyle razy miałam już do czynienia. Okazało się nawet, że ludzie nazywają je creepy-mutantami. Serio, mogli wymyślić lepszą nazwę-pomyślałam. Slenderman przeniósł nas w sam środek walki. Mogłoby się wydawać, że od razu mógł nas wszystkich teleportować do Rezydencji, ale nie mógł. Sam musiał odszukać Toby'ego. Nie mam pojęcia, co przekazali mu Masky i Hoodie, ale wiem za to, że nie spodobało mi się, kiedy on sobie gdzieś zniknął, zostawiając nas samych. Domyślałam się jednak, że on też pewnie wiele ryzykował. Każde z nas zaczęło walczyć, starając się zranić jak najwięcej mutantów oraz zabić jak najwięcej z nadbiegających osób. Cięłam swoimi pazurami ile mogłam, aż w końcu stwierdziłam jebać to! i sprawiłam, że w mojej ręce pojawiła się piła łańcuchowa. Tak jest o wiele lepiej-pomyślałam, przecinając na pół jedno z tych stworzeń.

~*~

-Nie uwierzycie, co się stało!-zawołała Candy Cane, wpadając do kuchni, w której właśnie ja i Pop zajadaliśmy się słodyczami.

-Z szóstego piętra gówno zleciało?-zapytał Candy. Zaśmiał się, ale przestał, kiedy zobaczył zdenerwowane spojrzenie Cane, które mu posłała. Wróciliśmy właśnie z całkiem udanych łowów, bo udało nam się dopaść jakąś grupkę biwakowiczów. Jednak tym razem dobre na wszystko zabijanie nie pomogło i nadal miałem paskudny humor. Denerwowało mnie to, że Jill się tak zdenerwowała! Zresztą, sam tego nie wiedziałem. Może tak naprawdę denerwowało mnie coś innego? Tyle że nie miałem pojęcia co, a humor cały czas miałem bez powodu paskudny.

-Nie. Slenderman dowiedział się, gdzie jest centrum tego wszystkiego, miejsce, gdzie znajdują się info o tych stworkach. I parę osób poszło tam z nim, dowiedzieć się co i jak. W tym Jill!-zawołała Cane. Spojrzałem na nią zaskoczony, upuszczając na podłogę cukierka, którego ledwo co odpakowałem.

-Co? Jak to?-zdziwiłem się.

-No normalnie. Slenderman zwołał małe zebranie. W sumie to dlaczego was na nim nie było? Gdzie byliście?-zapytała dziewczyna.

-Poszliśmy poszukać sobie w okolicy kogoś do zabicia. I chyba po prostu odeszliśmy trochę dalej niż nam się wydawało-odparł Candy.

-Mało wam było zabijania po wczoraj?-spytała Cane.

-Musiałem coś zaproponować na poprawę czyjegoś humoru, ale, jak widać, i to nie pomogło-powiedział błazen.

-Kiedy wrócą?-zapytałem.

-Nie mam pojęcia-odparła Cane.

-A co mówił o tym wszystkim Slenderman? I dlaczego w ogóle Jill się zgodziła?-spytałem. W duchu przeklinałem się, bo miałem przestać się nią interesować, ale w końcu w takiej sytuacji o każdego bym się tak martwił.

-Mówił, że może pójść łatwo, ale mogą też być problemy, nigdy nic nie wiadomo. Razem z nimi poszli oczywiście proxy, Jane, Eyeless Jack i Clockwork.

-Cholera!-zawołałem, po czym wstałem i poszedłem się przejść. Wiedziałem, że Cane mi już nic więcej nie powie. Kiedy wyszedłem na zewnątrz, postanowiłem się za bardzo nie oddalać, na wypadek gdyby wrócili. Nie wiem, ile czasu tam spędziłem, aż w końcu wróciłem do Rezydencji. W salonie siedziało kilkanaście osób, z którymi nie miałem ochoty rozmawiać. Sam nie wiedziałem, co mam ze sobą zrobić. Nigdzie nie mogłem dla siebie znaleźć miejsca i chciałem, żeby wszyscy już wrócili z tamtej misji. Jack, uspokój się. Za bardzo się przejmujesz Jill. Przypomnij sobie Isaac'a i pozostałych. Znowu chcesz zostać porzucony?-pomyślałem. Myśl, przede wszystkim o moim pierwszym przyjacielu, rzeczywiście sprawiła, że nieco ochłonąłem. Nie mogłem sobie pozwolić, żeby czuć coś więcej do Jill. Nie i już. Musiałem ją po prostu zignorować. Wróciłem do salonu i po krótkim namyśle zdecydowałem się zająć swoim drugim ulubione zajęciem, czyli robieniem zatrutych słodyczy.

~*~

Na szczęście ludzie, w przeciwieństwie do tych stworzeń, jak już zostawali zabici, to się nie regenerowali. Mimo to walka szła nam nie najlepiej. Miałam już parę ciężko gojących się ran. Właśnie rzuciłam się w stronę jakiegoś człowieka i przepołowiłam go. Nie wzięłam jednak pod uwagę tego, że z góry skoczy na mnie jedno z tych stworzeń. Powaliło mnie na ziemię, jednak już po chwili poczułam, że jego ciężar ze mnie znika. Spojrzałam do góry i w tej samej chwili poczułam, jak ktoś odkopuje moją piłę. Ujrzałam przed sobą mężczyznę. Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy jak go zobaczyłam, to jego czarne włosy, pomarańczowe oczy i dziwna blizna na policzku, której kształt wydał mi się jakby trochę...znajomy? Ale uznałam, że po prostu mi się wydawało. Nagle mężczyzna uśmiechnął się tak, że aż przeszły mnie ciarki.

-Proszę, proszę...nareszcie cię spotykam!-zawołał, a ton jego głosu zdradzał najszczerszą radość, taką, jaką czułam ja, kiedy kogoś zabijałam. Nagle ten ktoś schylił się, a ja po chwili poczułam ostry ból w ramieniu. Spojrzałam tam i zobaczyłem, że ten facet całe mi je poranił swoimi paznokciami...a raczej pazurami! Natychmiast zamieniłam się w chmurę czarnego dymu, po czym pojawiłam się ponownie tuż przed nim. Następnie zamachnęłam się pazurami, ale wtedy on...zniknął, a potem pojawił się za mną. Poczułam, jak coś wbija mi w plecy, a potem zobaczyłam wystający mi z piersi czubek jakiegoś ostrza. Następnie mężczyzna znowu zniknął, a ja zaczęłam tańczyć jakiś dziwaczny taniec, wyginając się przy tym do tyłu, żeby wyjąć sobie jakoś z pleców ostrze. Kiedy w końcu mi się to udało, usłyszałam strzały, a chwilę później poczułam, jak trafiają we mnie kule. Nie przejęłabym się tym aż tak, gdyby nie to, że ból był większy niż normalnie. Rozpłynęłam się ponownie w czarnej chmurze i pojawiła za mężczyzną. Ponownie spróbowałam go zaatakować, ale udało mi się go tylko drasnąć, kiedy on znowu zniknął. W tej samej chwili poczułam się strasznie słabo i upadłam. Dookoła mnie zrobiło się czarno i już sama nie wiedziałam, czy zemdlałam, czy to była moja ciemna krew. Chyba jednak to drugie, bo po chwili zobaczyłam nad sobą tego mężczyznę i wyglądał na niesamowicie prawdziwego jak na halucynację w czasie zemdlenia. Znowu wycelował we mnie swoją bronią. Wtedy też usłyszałam głos Clockwork.

-Slenderman już go znalazł, możemy wracać!-zawołała. Spojrzałam w stronę, z której dochodził. Dziewczyna, widząc, co się dzieje, zatrzymała się. Chciałam wykorzystać chwilę nieuwagi mężczyzny, który też na nią spojrzał, aby się gdzieś przeteleportować, ale zdałam sobie sprawę, że z jakiegoś powodu nie mogę tego zrobić, a do tego moim ciałem wstrząsnęła kolejna fala bólu. Clockwork chyba zauważyła, że coś mi jest i spróbowała zaatakować tego gościa.

-Co jej zrobiłeś?!-zawołała, rzucając w niego nożem. On bez problemu uchylił się przed ciosem.

-To jeszcze nic, zrobię jej o wiele więcej! Będzie mnie błagać o śmierć!-zawołał facet.

-Clockwork, biegnij do Slendermana i powiedz mu, że ...arggh-nie byłam w stanie dokończyć zdania, bo z moich ust wydostało się mnóstwo czarnej cieczy.

-Nie dasz sobie z nim rady, on ma jakieś moce, jak te stwory! Do Slendermana!-zawołałam po chwili, walcząc z bólem. Clockwork spojrzała niepewnie na mnie, potem na tamtego mężczyznę, po czym odwróciła się i zaczęła biec. Facet wycelował w nią swoim pistoletem, ale chwyciłam go za kostkę i pociągnęłam tak, że stracił równowagę.

-Zapłacisz mi za wszystko, suko-powiedział, spoglądając na mnie z czystą nienawiścią. Spróbowałam się podnieść i udało mi się przynajmniej usiąść, ale musiałam podpierać się rękami.

-Przykro mi, ale...nie mam pieniędzy, żeby ci...za cokolwiek...płacić-musiałam mówić z pauzami, gdyż brakowało mi sił. Z mojej klatki piersiowej sączyło się chyba najwięcej krwi. W odpowiedzi mężczyzna zaczął się głośno śmiać.

-Czekałem na tę chwilę!-zawołał mężczyzna.

-I jeszcze sobie poczekasz-usłyszałam w swojej głowie. Ten gość musiał usłyszeć to samo. Zrobił najpierw zaskoczoną, a potem wkurwioną minę, kiedy tuż za mną pojawił się Slenderman. Jedną z macek owinął wokół zaskoczonego człowieka, który chwilę później ponownie gdzieś zniknął. Wtedy Slenderman schylił się i wziął mnie na ręce. I to było ostatnie, co pamiętałam, zanim zemdlałam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro