Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 4

Jakże zdziwiłam się, kiedy ujrzałam pędzące w moją stronę ostrze. Jednak bez cienia strachu po prostu rozpłynęłam się. Jak się okazało, chłopak jakoś pozbierał się i próbował mnie zaatakować.

-No, no, no, całkiem nieźle, ale to ci nie pomoże. Dziś to ja będę się śmiać z twojej śmierci, nie na odwrót-powiedziałam i zaśmiałam się, pojawiając się tuż za chłopakiem. Ten wystrzelił jak z procy i wybiegł z pokoju. Jak na tak mocno rannego człowieka, poruszał się niebywale szybko. Ja jednak byłam szybsza. Nastolatkowi co prawda udało się dopaść do drzwi wyjściowych, ale ja złapałam go mocno i pociągnęłam do tyłu, a następnie posłałam na przeciwległą ścianę. Chłopak jęknął, a ja zaczęłam się do niego zbliżać z wymalowanym na twarzy uśmiechem. Kiedy się do niego zbliżyłam, wbiłam mu ponownie w brzuch swoje pazury, ale tym razem o wiele głębiej. Następnie, kiedy chłopak wił się w męczarniach, ja skupiłam się na innym zadaniu. Odrobina czasu i precyzji wystarczyła, aby wyciąć na jego policzku kształt zbliżony do litery "J". Muszę przyznać, że była to naprawdę niezła zabawa. Po tym wszystkim nastolatek zemdlał. Wtedy też usłyszałam pukania, a raczej łomotanie do drzwi.

-Nie wiem, co wy tam znowu wyprawiacie! Możecie się nawzajem nawet pozabijać, tylko dajcie żyć sąsiadom!-wołał jakiś męski głos. Bez namysłu podeszłam i otworzyłam drzwi. Przez chwilę dane mi było napawać się szokiem, jaki wywołał u mężczyzny mój widok. Następnie chwyciłam go za szyję i wciągnęłam do pokoju. Zaraz potem podniosłam go. Pod wpływem mojego uścisku człowiek zaczął się dusić. Próbował desperacko złapać powietrze lub uwolnić się ode mnie. Ja jednak wbiłam mu kilka razy pazury w brzuch, wyrywając przy okazji jelita. Mężczyzna zmarł w kilka minut, więc puściłam go, a jego ciało upadło na ziemię z głuchym łoskotem. Śmiejąc się, odwróciłam od niego i podeszłam do chłopaka. Nie oddychał już, więc pozwoliłam sobie na długą chwilę śmiechu. Kiedy już się opanowałam, weszłam z powrotem do jego pokoju. Wzięłam swoje pudełko i zeszłam na dół. Kiedy stanęłam na środku przedpokoju, zauważyłam lustro, w którym widać było całe moje dzieło. Oprócz tego ujrzałam jednak jeszcze siebie. Przeraziłam się swoim wyglądem. Lubiłam krew, ale obecnie miałam ją dosłownie wszędzie. A jeśli przypadkiem wpadłabym na Laughing Jack'a (nadal po cichu o tym myślałam) nie chciałam wyglądać, jak typowa amatorka. Zanim jednak udałam się w głąb mieszkania, aby poszukać czegoś nadającego się do umycia się, napisałam na ścianie krwią "Jill tu była".

~Time skip~

Miałam szczęście, że kiedy stamtąd wyszłam, nikt mnie nie zauważył. Nie pomyślałam, że ktoś taki mógłby mieszkać w tak zaludnionym miejscu. Była tam masa jednoosobowych domków, przylegających do siebie nawzajem bocznymi ścianami. Wyszłam więc na ulicę, przeszłam kilka metrów i zniknęłam w pudełku. Po jakichś dziesięciu minutach pojawiła się kobieta, która skierowała się wprost do domu, z którego wcześniej wyszłam. Nie miałam pojęcia, kim była, jednak żałowałam, że i jej nie mogę zabić. Albo chociaż zobaczyć jej miny. Dość szybko na miejscu zjawiła się policja, a nawet pogotowie. Cóż, ktoś musi jeszcze oficjalnie potwierdzić te zgony, ale wątpię, abym się pomyliła-pomyślałam. Policja szybko rozwinęła tę swoją taśmę oddzielającą miejsce tragedii od reszty otoczenia. Jednak moje pudełko znajdowała się poza odgrodzonym obszarem. Tak naprawdę nikt właściwie nie zwracał uwagi na mój "domek". Rozwinięcie taśmy spowodowało oczywiście, że zaraz zjawiło się wokół mnóstwo gapiów w różnym wieku. Z zaciekawieniem się temu wszystkiemu przyglądałam. Skupiłam swój wzrok na grupce dzieciaków. One także przyszły tutaj zwabione całym zamieszaniem i one także nie zdołały za wiele zobaczyć. Policja wszystkiego pilnowała. Cały czas patrzyłam na wszystko, co się przede mną rozgrywało.

-Mavis! Mavis, wracaj! Nie mamy na to wszystko czasu!-usłyszałam krzyk kobiety. Wyszła ona z domu, blisko którego znajdowało się moje pudełko, a co za tym idzie, centrum całego zamieszania. Jeszcze przez chwilę wykrzykiwała imię jakiejś dziewczyny.

-Już idę!-zawołał jakiś głos. W stronę domu skierowała się dziewczyna, która do tej pory usilnie starała się cokolwiek zobaczyć. Kobieta, usatysfakcjonowana tym, że Mavis już zmierza do domu, wróciła do środka. Dziewczyna miała długie, brązowe włosy. Była dość wysoka i ubrana w białe szorty oraz czerwoną bluzkę na ramiączka. Raźnym krokiem skierowała się w stronę domu. Po drodze jednak jej wzrok zatrzymał się na moim pudełku.

-A to co? I skąd się tu wzięło?-zapytała, zatrzymując się. Przez chwilę przypatrywała się mojemu pudełku, aż w końcu, nic więcej już nie mówiąc, wzięła je do domu.

-Kolacja!-zawołała z głębi mieszkania kobieta, kiedy tylko wraz z Mavis przekroczyłyśmy próg domu.

-Już idę!-zawołała dziewczyna, ale najpierw zaniosła moje pudełko na górę, do swojego pokoju. Zostawiła mnie tam i z powrotem zeszła na dół. Miałam więc sporo czasu, aby rozejrzeć się po pokoju. Ściany miały przyjemny, lawendowy kolor. Pod jedną ścianą stało łóżka, a naprzeciw niego biurko. Obok znajdował się regał z książkami. To tyle, nie licząc kilku obrazów na ścianach. Zanim więc Mavis wróciła, ja omal nie zanudziłam się na śmierć, wpatrując się w to wszystko. W końcu dziewczyna wróciła. Nie zwróciła jednak na mnie najmniejszej uwagi, tylko wyciągnęła na środek pokoju ogromną walizkę. Kiedy ją otworzyła, ta okazała się być już po brzegi wypełniona. Mavis dołożyła tam jeszcze kilka rzeczy, a potem wyszła z pokoju. Wróciła po około godzinie, ubrana w piżamę. Ponownie nie zwróciła na mnie uwagi, tylko od razu udała się spać. To z kolei znaczyło dla mnie, że będę musiała czekać wieki, aż się obudzi. Marzyłam o tym, żeby nie zanudzić się na śmierć.

~Time skip~

Od rana cały dom tętnił życiem. Ponad wszelki zaś hałas przebijały się krzyki matki Mavis, poganiającej wszystkich wokół. To one obudziły dziewczynę. Ta zaś wyskoczyła jak z procy i w trybie natychmiastowym się ubrała.

-Mavis, gotowa?-zapytał jakiś mężczyzna, wchodząc do jej pokoju.

-Już zaraz. Powiedz mamie, że za chwilę zejdę-odparła dziewczyna.

-Walizkę mogę już wziąć?-zapytał facet.

-Tak tato-odparła w pośpiechu Mavis, cały czas krzątająca się po całym pokoju. Mężczyzna wziął walizkę i zniósł ją na dół. Dziewczyna też miała już schodzić, kiedy nagle jej wzrok spoczął na moim pudle.

-Cholera, zupełnie o nim zapomniałam...-powiedziała.-Co by tu...Mam! Mój bagaż podręczny jest bardzo lekki, więc bez problemu cię upchnę do mojej torby-dodała po chwili zastanowienia, pakując mnie do środka.

~Time skip~

Zdziwiłam się, jak mało niezbyt dokładnych kontroli miało miejsce. Właściwie bez problemu znalazłyśmy się tam, gdzie miałyśmy, czyli w samolocie. Byłam podekscytowana, bo nigdy jeszcze niedane mi było podróżować w ten sposób. Mavis zresztą też to chyba bardzo przeżywała. W końcu po kilkunastu minutach samolot zaczął przygotowywać się do startu. Przez jakiś czas zapomniałam, kim się teraz stałam i znów cieszyłam się z czegoś innego niż zabijanie. Radowało mnie szczęście i ekscytacja na twarzy Mavis. Pomyślałam wtedy nawet, że mogłabym spróbować się z nią zaprzyjaźnić, aby móc zawsze ją rozbawiać i patrzyć na jej szczęście. To jednak przypomniało mi o Mary. Od razu poczułam się winna, że chciałam zdradzić moją najlepszą przyjaciółkę. Co prawda ona mnie zostawiła, ale ja nadal ją kochałam i nie mogłabym jej tego zrobić. Przez to resztę lotu byłam dość ponura.

~Time skip~

-I jak ci się podoba we Francji?-zapytała matka Mavis, kiedy zaparkowali przed domem.

-Na razie jest ok, ale nie za wiele mogę powiedzieć po jednej przejażdżce-odparła jej córka. Przynajmniej wiem już, gdzie jesteśmy. Ale nie mam zielonego pojęcia, skąd się tutaj wzięliśmy-pomyślałam. Prawda była taka, że całe swoje życie jedynie bawiłam się z Mary i przez te kilka lat nie nauczyłam się wiele o geografii. Nie wiedziałam nawet, że ludzie podzielili swój świat na jakieś państwa, a dowiedziałam się o tym dziś przed lotem. Byłam we Francji, ale nie wiedziałam, gdzie znajdowałam się wcześniej. Dla mnie było to koszmarnie skomplikowane i nie wiedziałam, po co ludzie tak utrudniają sobie życie. Mavis i jej rodzice zajęli się rozpakowywaniem. Dziewczyna zaniosła torbę, w której było moje pudełko, do jednego z pokoi, w którym nie było nic oprócz łóżka. Potem zniknęła na kilka godzin. Byłam nadal w ponurym nastroju, a do tego zaczęłam się nudzić. Chciałam, aby Mavis już wypuściła mnie z pudełka, jednak to nie miało nastąpić zbyt szybko. Wieczorem dziewczyna przyszła do pokoju i jedynie zdjęła torbę z łóżka na podłogę, po czym, nawet do niej nie zaglądając, poszła spać.

~Time skip~

Jeszcze cały ranek musiałam czekać, aż w końcu Mavis zaczęła rozpakowywać moją torbę i wspaniałomyślnie sobie o mnie przypomniała. Wyjęła moje pudełko, nie kryjąc zaciekawienia. Znowu poczułam w żyłach czystą ekscytację i niecierpliwie czekałam, aż mnie wypuści.

-Laughing Jill z pudełka-przeczytała na głos napis z mojego pudła.- To dziwne, bo słyszałam tylko o Jack'u z pudełka. I coś kiedyś o jakimś Laughing Jack'u, creepypaście, która niby ma być prawdziwa. Ale ty mnie chyba nie zabijesz?-dziewczyna zaśmiała się, po czym zakręciła korbką od mojego pudełka. Minęło kilka chwil, a stanęłam przed nią, ukazując całą swoją postać.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro