Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 35


Znowu zaczęliśmy ze sobą rozmawiać. Jednak po jakimś czasie Jane musiała iść do toalety, Puppeteer wcześniej już gdzieś zniknął, a Cane i Pop zaczęli się o coś między sobą kłócić. Ja tylko im się przyglądałam, starając się nie roześmiać. To wyglądało naprawdę komicznie, kiedy Candy Pop próbował jej coś wytłumaczyć, a ona strzelała fochy. Siedziałam na kanapie, a obok mnie było wolne miejsce. Po chwili ktoś je zajął. Odwróciłam się i ujrzałam Jasona.

-Chciałem cię przeprosić. Byłem wkurzony, bo pewnej dziewczynie, którą chciałem przerobić na idealną lalkę, udało się uciec! Ale wiem, że to mnie nie usprawiedliwia, nie powinienem był tak na ciebie krzyczeć-zaczął Jason.

-Spokojnie, nie jestem zła-odparłam z uśmiechem.

-Naprawdę?-zdziwił się Jason.

-Oczywiście. Na początku trochę mnie zaskoczył taki wybuch złości, ale ty przynajmniej w przeciwieństwie do Jack'a potrafisz się przyznać do winy i przeprosić-powiedziałam.

-Dobrze wiedzieć, że nie tylko ja uważam się za lepszego od tego klowna-odparł Jason, po czym uśmiechnął się.

-Ja tego wcale nie powiedziałam, żeby nie było potem na mnie! A tak poza tym, czy ty go właśnie tak po prostu nazwałeś klownem, czy to próbowałeś go w ten sposób obrazić?-spytałam rozbawiona.

-Chyba oba naraz-odparł Jason.

-A tak właściwie, to co z tą dziewczyną, którą chciałeś przerobić na lalkę? Jak udało się jej uciec? I jak właściwie chciałeś zmienić ją w zabawkę?-zapytałam zaciekawiona. Miałam wrażenie, że oczy Jasona znowu nabrały nieco zielonego odcienia.

-Zazwyczaj robię to w swoim warsztacie. Mam tam wszystko, co potrzebne. Wystarczy stopić ludzką skórę z woskiem i paroma innymi substancjami, zakonserwować ciało. Tak w skrócie to tyle.

-To brzmi jak coś trudnego. I pracochłonnego-odparłam.

-I takie jest. Zwłaszcza, jeśli ktoś, komu chcesz pomóc, naprawiając go, postanawia spróbować odrąbać ci rękę siekierą, po czym ucieka!-zawołał Jason. Teraz już jego oczy w całości zmieniły kolor z miodowego na jasnozielony.

-Spokojnie, nie denerwuj się tak. Widocznie ta osoba nie była warta twojego czasu-odparłam. Jason uspokoił się.

-Tak uważasz?-spytał.

-Jestem tego pewna. Co właściwie w tym twoim warsztacie robiła siekiera?-zapytałam zdziwiona.

-No wiesz, mam tam różne ciekawe sprzęty. Większość z nich trzymam w ukryciu, jeśli nie są mi akurat potrzebne, ale sam nie wiem, jak to się stało, że siekiera znalazła się akurat w zasięgu tej dziewczyny-odparł czerwonowłosy.

-A tak właściwie, chcesz zobaczyć mój warsztat?-zapytał po chwili.

-A mogę?-zdziwiłam się.

-Jasne! Zazwyczaj jest w lesie, właściwie to nie aż tak daleko od lunaparku Jack'a, ale ja, w przeciwieństwie do niego, mogę przenosić swoje lokum. Chodź-powiedział Jason, po czym wstał i podał mi rękę. Bez wahania chwyciłam ją i pozwoliłam się zaprowadzić do drzwi wyjściowych. Jednak ku mojemu zdziwieniu, kiedy chłopak je otworzył, zamiast ściany lasu ujrzałam wnętrze sklepu z zabawkami.

-Wow!-tylko tyle byłam w stanie powiedzieć. Miejsce to wyglądało dość staromodnie. Podłoga i ściany były drewniane. Oprócz tego od wejście do lady ciągnął się czerwony dywan. Na wszystkich ścianach było mnóstwo półek z wieloma zabawkami, od misiów przez lalki po różne figurki, a nawet gry.

-Oto moje miejsce pracy! Choć, może to nie do końca prawda. Tutaj zwabiam ofiary, ale na lalki przerabiam je w swoim warsztacie, odpowiednio ukrytym-powiedział Jason.

-Tutaj jest tak ładnie!-zawołałam zachwycona.

-Chcesz zobaczyć resztę?-spytał.

-Pewnie!-odparłam. Chłopak podszedł do jednej z półek. Wziął z niej lalkę, a wtedy podłoga w miejscu obok ściany naprzeciw wejścia otworzyła się. W dziurze znajdowały się schody, którymi, jak się okazało, można było zejść do właściwego gabinetu Jasona. Poszłam nimi za chłopakiem i znalazłam się w jakieś piwnicy. Jej ściany także były z drewna, tak samo jak podłoga. Jednak tutaj znajdowało się kilka stołów do tortur, trochę dziwnych przyrządów, książek, kilka noży i siekiera. I mnóstwo krwi.

-A więc to tutaj tworzysz swoje zabawki?-zapytałam z podziwem.

-Zgadza się. Ta jest najnowsza-powiedział Jason, po czym zniknął na chwilę, a potem pojawił się z jedną z lalek. O dziwo, miała ona wielkość człowieka. Posiadała czarne włosy i niezwykłe, fioletowe oczy.

-Ładna-powiedziałam.

-Właśnie dlatego zdecydowałem się utrwalić to piękno na wieki. Uroda lalek jest znacznie większa i trwalsza niż ludzka-powiedział Jason, ostrożne opierając swoją nową zabawkę o ścianę.

-A co tutaj robią te książki?-zapytałam, biorąc jedną z nich do ręki i kartkując.

-To jakieś pisma o historii zabawek, o tym, jak je tworzyć, wiesz, warto być na bieżąco, jeśli nie chce się wypaść z branży-powiedział Jason, po czym oboje zaśmialiśmy się.

-To niesamowite, że potrafisz zmieniać miejsce położenia całego warsztatu-odezwałam się po chwili.

-Jack za to umie wyczarować różne przedmioty i ożywiać zabawki. I to dosłownie. Puppeteer potrafi latać i też robi z ludzi swoje marionetki. Slenderman jest w stanie czytać w myślach. Wielu z nas coś potrafi-odparł Jason.

-To akurat prawda-powiedziałam, podchodząc powoli do jednej ze ścian, na której znajdowało się o wiele więcej krwi niż na pozostałych. Przystanęłam przed nią, po czym skrzyżowałam ręce.

-A ty?-spytał Jason.

-Co ja?-zdziwiłam się, odwracając się przy tym w jego stronę.

-Co ty potrafisz?-zapytał. Wzruszyłam ramionami.

-Pewnie to samo co Jack. Umiem się teleportować, moje rany szybko się goją, potrafię wyczarować różne rzeczy, a moje życie zależy od magicznego pudełka-odparłam.

-Zwłaszcza to ostatnie nas wszystkich łączy-powiedział Jason, podchodząc do mnie. Spojrzałam na niego wyczekująco. Zaciekawiło mnie, co miał na myśli.

-Moje życie zależy od mojej pozytywki. Ty zginiesz, jeśli zniszczone zostaje twoje pudełko. Tak samo jest z Jack'iem. A jeśli zniszczeniu ulegnie moja pozytywka, to też będę zmuszony pożegnać się z tym pięknym światem, pełnym ludzi, których trzeba naprawić-wyjaśnił.

-Jak ty poetycko powiedziałeś mi, że zniszczenie pozytywki oznacza twoją śmierć-powiedziałam, po czym zaśmiałam się. Chłopak po chwili do mnie dołączył. Kiedy już przestaliśmy się śmiać, Jason oprowadził mnie trochę po swoim warsztacie, a następnie wróciliśmy do reszty.

-Ktoś mi wytłumaczy, jak można w tak krótkim czasie zamienić cały pokój w jedną wielką melinę?-zapytałam, widząc walające się wszędzie puszki, opakowania po słodyczach i innym jedzeniu, butelki (w tym te od napojów wysokoprocentowych) i inne śmieci.

-Można powiedzieć, że to zasługa specjalnej supermocy,którą posiadają chyba wszyscy mieszkańcy Rezydencji-odparł Jason. Widząc nas, Candy od razu zaproponował, żebyśmy przyłączyli się do wspólnej zabawy. Nie miałam zbytnio ochoty, ale Cane z kolei nie miała zamiaru dać mi się wymigać.

~*~

Nie wiedziałem ani co się tu właśnie wzięło i odjebało, ani tym bardziej która część ciała boli mnie najbardziej. Czułem, jakby mi ktoś starał się jednocześnie wyszarpać wnętrzności, urwać rękę i złamać kręgosłup. Do tego moje rany, choć pomału zaczynały się goić, robiły to znacznie wolniej niż zazwyczaj. Poza tym straciłem o wiele za dużo swojej "krwi" jak na nie aż tak poważne zranienia. No i z każdego z nich cały czas coś parowało, jakbym był cholernym balonem, z którego ucieka cholerne powietrze! Nigdy w życiu nie czułem takiego bólu, fizycznego oczywiście. Do tego w mojej głowie miałem istny mętlik.

Kim był ten facet? Czego chciał ode mnie? A czego od Jill? I co to było to assybium? To przez to tak mocno mnie zranił? I jakim cudem on potrafił się teleportować? Poza tym wyglądało na to, że nawet jego rany dość szybko się goiły. W każdym razie, kimkolwiek on był, nie podoba mi się, że się tu pojawił, że miał czelność mnie zaatakować i że ma coś do Jill! Nie mając innego pomysłu, postanowiłem udać się z powrotem do Rezydencji. Dobrze by było, gdybym wcześniej wrócił na chwilę do swojego pudełka, ale kto by je potem otworzył? Moje rany, choć dość mocno mi doskwierały, nie wydawały się aż tak głębokie. Jednak kiedy szedłem, musiałem trzymać się zdrową ręką za brzuch, który cholernie mnie bolał przy najmniejszym nawet ruchu. Nie mówiąc już o moich plecach i drugiej ręce, dwukrotnie zranionej. Jeszcze mi za to ten frajer zapłaci-pomyślałem.

~*~

1. Denerwowanie Jack'a to raczej nie jest dobry pomysł.

2. Istnieją inne creepypasty.

3. Lepiej słuchać Slendermana.

4. Offenderman to zboczeniec.

5. Jason ma słabą głowę.

Czy jest jeszcze coś, co powinnam zapamiętać?-pomyślałam, patrząc jak po wypiciu kilku łyków alkoholu czerwonowłosy lalkarz zaczyna bredzić coś o wewnętrznym pięknie zabawek, ich duszy i o tym, że smakuje mu nutella, ale rzadko ma możliwość ją jeść, bo nie może iść do sklepu i zwyczajnie jej kupić. Udawałam oczywiście, że bardzo się tym wszystkim przejmuje, byle tylko nie musieć samej za dużo gadać. W pewnym momencie Puppeteer i Jason po prostu gdzieś sobie poszli. To było dosłownie jakieś 5 minut spokoju, które poświęciłam na krótką rozmowę z Jane i Zero. Potem usłyszałam odgłosy, jakby pod kimś otworzyła się zapadnia i ten ktoś właśnie spadł do piwnicy. Postanowiłam iść sprawdzić, co się stało. Po wyjściu z salonu, w samym korytarzu, ujrzałam klęczącego Jasona. Na podłodze znajdowało się rozwalone ciało jakiejś lalki. Czerwonowłosy starał się ją poskładać, zaś Puppeteer stał nad nim, nie za bardzo wiedząc chyba, co ma zrobić.

-Co tu się stało?-zapytałam.

-Jason rozwalił swoją nową zabawkę, bo nie potrafił przejść nawet dwóch kroków bez chwiania się-odparł marionetkarz.

-Ok, nie pytam w takim razie już lepiej, co chcieliście zrobić. Pomóż mi go podnieść-powiedziałam, bo liczyłam się z tym, że sama nie dam rady tego zrobić.

-Moja lalka!-zawołał Jason.

-Tak, tak, bardzo nam przykro, że się zepsuła. Potem ją naprawisz-powiedziałam.

-Nic nie rozumiesz, to nie będzie takie łatwe! Trudno jest stworzyć coś tak idealnego!-zawołał ponownie. W jego głosie słychać było autentyczny smutek.

-Jeśli będę mogła, to postaram się ci pomóc-powiedziałam, bo nie bardzo wiedziałam, co jeszcze mogłabym dodać. Jason spojrzał na mnie z wdzięcznością, po czym wyciągnął do mnie rękę. Razem z Puppeteerem pomogliśmy mu ustać na nogach.

-Nie pij więcej, to ci nie służy-powiedziałam z lekkim uśmiechem.

-Od dziś rzucam picie!-zawołał lalkarz.

-A ja od dziś chcę dostawiać kasę za każdym razem, jak to powiesz. Może na początek jakieś...-zaczął Puppeteer.

-Zapomnij. Nie będę ci płacił-przerwał mu Jason.

-Bo byś zbankrutował-odparł marionetkarz, po czym uśmiechnął się, a z jego ust oczywiście wydostało się złote światło.

-Dobra, ja stąd spadam-dodał po chwili, po czym skierował się w stronę drzwi. Nie wyjaśnił nawet, dokąd właściwie idzie.

~*~

-Jack?! Nie wyglądasz najlepiej. Nic ci nie jest?-zapytał Puppeteer. Byłem już blisko Rezydencji, kiedy wyszedł z niej marionetkarz.

-Nie, zawsze, kiedy jestem pokryty swoją czarną krwią, czuję się jeszcze lepiej niż normalnie-odparłem, siląc się na sarkastyczny uśmiech.

-Ok, ok. Skoro masz siłę na takie komentarze, to nie może być z tobą aż tak źle. Co się stało?-zapytał Puppeteer.

-Można powiedzieć, że miałem bliskie spotkanie pierwszego stopnia z pewną niemiłą istotą-odparłem.

-Z Rakiem?

-Nie-odpowiedziałem takim tonem, że Puppeteer nie odważył się pytać dalej.

-Jill jest w środku?-zapytałem, żeby się upewnić.

-Tia, ogarnia Jasona-odparł marionetkarz, po czym minął mnie i poszedł w swoją stronę. Muszę przyznać, że słowa "ogarnia Jasona" nie do końca skojarzyły mi się z tym, co ujrzałem. Nie wiedziałem, co to znaczy, ale na pewno nie spodziewałem się takiego widoku.

~*~

-Swoją drogą już i tak mi wiele pomogłaś. Sam zajmę się naprawą tej lalki, jeśli w ogóle da się ją jeszcze naprawić-powiedział Jason.

-Na pewno nie może być aż tak źle-odparłam z uśmiechem. Już chciałam wrócić do salonu, ale oczywiście musiałam potknąć się o powietrze. Jason na szczęście zdołał mnie w porę złapać i przyciągnąć do siebie, chroniąc w ten sposób przed upadkiem. Jednak, jako że on też nie odzyskał swojej pełnej sprawności, razem zatoczyliśmy się do tyłu i w konsekwencji lalkarz oparł się plecami o ścianę, a ja prawie na niego wpadłam. W każdym razie zatrzymałam się bardzo blisko niego. Ponadto Jason, kiedy prawie się przewróciłam, chwycił mnie za rękę.

-Au! Chyba coś mi wpadło do oka!-zawołałam, zakrywając jedno z oczu dłonią.

-Pokaż, sprawdzę-odparł Jason, po czym pochylił się nade mną, jednocześnie drugą ręką dotykając lekko mojej twarzy.

-Tylko mi go nie wyłup przez przypadek-odparłam z uśmiechem.

-Jasne, będę na ciebie uważał. Zwłaszcza na twoje drogocenne oko-powiedział Jason, także się uśmiechając. W tej samej chwili drzwi wejściowe się otworzyły, a gdy się odwróciłam, ujrzałam w nich Jack'a.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro