Rozdział 34
To było kłamstwo. Damian nie miał najmniejszego zamiaru wrócić do swojego tymczasowego mieszkania. Jak w przypadku pozostałych osób biorących udział w projekcie, znajdowało się ono w budynku mieszkalnym. Skomputeryzowany system dostarczał informację nawet o tym, kto tam obecnie przebywa jemu, kilku innym ważnym osobom i oczywiście nadzorującej ich jednostce rządowej. Na szczęście jednak nikt za bardzo nie interesował się tym wszystkim. Poza tym mało kto miał odwagę zwracać jakąkolwiek uwagę właśnie jemu, głównemu pomysłodawcy projektu, dzięki któremu w końcu uda się oczyścić świat z wszelkich creepypast.
Tak więc zamiast udać się do swojego lokum, Damian opuścił kompleks badawczy przez nikogo nie niepokojony. Jaki miał obecnie cel? Liczył na to, że znalezienie Laughing Jack'a jest już dużym sukcesem na drodze do schwytania Laughing Jill, na czym od dawna najbardziej mu zależało. Choć pierwszy raz spotkali się zupełnie w innym miejscu, wierzył, że dzięki swojemu podobieństwu te istoty musi coś łączyć. A nawet jeśli nie, to mógł równie dobrze dowiedzieć się jak najwięcej o umiejętnościach Jack'a. Logiczne było dla niego to, że on i Laughing Jill mają podobne moce, być może nawet stosują podobną taktykę walki, a takie informacje byłyby w jego przypadku bardzo przydatne.
Damian wyjął z kieszeni swojej kurtki niewielką fiolkę, ze znajdującą się w niej ciemnofioletową, prawie czarną cieczą. Przystawił probówkę do ust i jednym haustem wypił całą jej zawartość. Smak był niesamowicie gorzki, ale mężczyzna nie zwracał na niego uwagi. Zdążył się już do tego przyzwyczaić. Tak samo jak do tego dziwnego uczucia, towarzyszącego roznoszeniu się cieczy po całym ciele. W rękach i nogach czuł lekkie mrowienie, a całym jego ciałem wstrząsnęła seria lekkich dreszczy. I to było tyle. Kiedyś wyglądało to o wiele gorzej, jednak jego organizm dawno już zdołał się przyzwyczaić do zażywania różnych substancji. Po chwili mógł już ze spokojem przenieść się do lasu, w okolice lunaparku zamieszkanego przez demonicznego klowna.
~*~
Poszczęściło mi się, bo właśnie do mojego wesołego miasteczka zawitała dwójka przyjaciół, którzy, jak się dowiedziałem "nie chcieli nic zniszczyć ani ukraść, po prostu lubią takie miejsca i chcieli tylko zwiedzić mój opuszczony lunapark".
-Niestety, ale ceną za wstęp do tego parku rozrywki jest życie!-zawołałem, po czym roześmiałem się, podrzynając jednemu z moich gości gardło. Jego ciało upadło na ziemię, a wokół niego zaczęła się tworzyć piękna plama krwi. Drugi z nich oczywiście natychmiast spróbował uciec, ale teleportowałem się tuż przed niego.
-Nie tak szybko, kolego. Już chcesz mnie opuścić? Nie chcesz się pobawić?-zaśmiałem się.
-Laughing Jack...ja...ja...ja uważam, że jesteś najlepszą z creepypast. Zawsze mnie ciekawiłeś, ale trochę bałem się ciebie poznać, bo, no bo w końcu jesteś takim świetnym mordercą! I ja mu mówiłem, żebyśmy tutaj nie szli, ale on nie chciał mnie słuchać! Naprawdę, nie chcieliśmy cię niepokoić!
-Daruj sobie, nie przekonasz mnie-odparłem z szerokim, sadystycznym uśmiechem na twarzy. Następnie zamachnąłem się i zadrapałem chłopaka pazurami, zostawiając długie i głębokie ślady na jego szyi i ramieniu. Moja ofiara odskoczyła z krzykiem do tyłu. Chłopak przytknął zdrową rękę do krwawiącej rany, a potem spojrzał na nią z niedowierzaniem. Chwilę później ponownie spróbował uciec.
-To ci się nie uda-powiedziałem, ponownie pojawiając się przed nim. Chwyciłem go za koszulę, po czym popchnąłem z całą siłą na ziemię.
-Teraz będziemy się razem świetnie bawić!-zawołałem i zacząłem się śmiać. Schyliłem się i wbiłem swoje pazury w zdrowe ramię chłopaka, czemu towarzyszył jego okropny wrzask.
-Udusiłbym cię, żebyś tak nie wrzeszczał, ale jak umrzesz, to tortury nie będą już takie zabawne-powiedziałem. Chłopak na chwilę umilkł i spojrzał na mnie z przerażeniem.
-Proszę, błagam! Nikomu nic nie powiem! Ani o tym, że naprawdę istniejesz, ani o twojej kryjówce!-zawołała moja ofiara.
-Oczywiście, że nie. Martwi nie mówią-odparłem, po czym jednym szybkim i sprawnym ruchem rozciąłem chłopakowi brzuch. Jego wnętrzności zaczęły się z niego pomału wylewać. Swoim ostrym pazurem dotknąłem klatki piersiowej mojej ofiary i pomału zagłębiałem go w ciele chłopaka, aż, najprawdopodobniej, przebiłem mu jedno płuco. Całe szczęście w porę odsunęłam się od niego, bo zaczął kaszleć i pluć krwią. Uśmiechnąłem się jeszcze szerzej i znowu roześmiałem się. Chłopak spojrzał na mnie z mieszanką nienawiści i strachu w oczach. Nie krzyczał już ani nic nie mówił, bo nie miał na to sił. Ponownie pochyliłem się nad nim, chcąc zadać mu kilka kolejnych ran, ale wtedy wyczułem czyjąś obecność.
-Ciekawe, czy jak ktoś ciebie potraktuje tak samo, to też będziesz miał taką ochotę do śmiechu?-zapytał mój nieproszony gość.
~*~
Tym razem dla bezpieczeństwa Damian nie chciał teleportować się prosto do lunaparku. Wtedy musiał działać jak najszybciej, aby odzyskać próbkę. Jednak teraz mógł sobie pozwolić na rozważniejsze działanie. Kiedy znalazł się na miejscu, udał się prosto w stronę lunaparku. Gdy zaś do jego uszu dobiegły głośne krzyki, przyspieszył. Po dotarciu na miejscu ujrzał Laughing Jack'a pochylającego się nad jakimś chłopakiem. Drugi leżał kilka metrów dalej i zapewne już nie żył. Damian dość szybko zauważył, że pierwszy z nich jeszcze oddycha, ale ponieważ właśnie był ofiarą ataku demonicznego klowna, szybko mogło się to zmienić. Mężczyzna już nie raz był świadkiem, jak creepypasty kogoś zabijały. Kiedy mógł, starał się pomóc, ale w takiej sytuacji jak ta, kiedy uratowanie kogoś było już praktycznie niemożliwe, musiał czasem rezygnować dla własnego bezpieczeństwa. W końcu miał misję do wykonania.
Jednak bez względu na to, jak zła byłaby sytuacja, nie byłby w stanie obojętnie przejść obok takiej sceny, gdzie ktoś zostaje zabity właśnie przez demonicznego klowna. Uzmysłowił to sobie w momencie, kiedy wszystko to zobaczył. Ta czarno-biała postać pochylająca się nad ciałami nieżywych ludzi zbytnio przypominała JĄ. Damian wiedział, że walka samemu, w takim momencie z tym potworem nie jest najmądrzejszym rozwiązaniem, ale też nie najgłupszym. Miał w końcu doświadczenie i nie zamierzał dać się zabić, przynajmniej dopóki nie wykona swojego zadania. Zawołał w stronę demonicznego klowna, aby zwrócić na siebie jego uwagę. Laughing Jack niemal natychmiast wstał i odwrócił się w jego stronę. Miał ręce i ubranie poplamione krwią, a w z wyrazu jego twarzy dało się wyczytać zaskoczenie, ale też wściekłość. Po chwili jednak klown uśmiechnął się, co dodało makabryczności jego wyglądowi.
-Więcej zabawy! Idealnie! Tylko poczekaj chwilę, najpierw skończę z nim!-zawołał klown, po czym odwrócił się do chłopaka. Wyciągnął w jego stronę rękę z pazurami. Najprawdopodobniej chciał przebić mu serce, jednak Damian nie miał zamiaru na to pozwolić. Wyciągnął z wewnętrznej kieszeni swojej kurtki nóż i teleportował się przed Jack'a. Wbił mu swoją broń w rękę, po czym przeniósł się na bezpieczną odległość. Klown wrzasnął z bólu i wściekłości. Damian wykorzystał tę chwilę, aby z kolejnej kieszeni wydobyć pudełko z pewną substancją, którą posmarował sztylet. Wydobył też pustą strzykawkę z igłą. Demoniczny klown po chwili wyłonił się z czarnej chmury dymu, która pojawiła się tuż przed mężczyzną.
-Zapłacisz za to-powiedział, po czym wymierzył Damianowi cios. Ten jednak zrobił unik, po czym ponownie wbił w rękę Jack'a swój sztylet. Następnie, nim klown zdążył jakoś zareagować, mężczyzna wbił mu w rękę strzykawkę, która samoistnie wypełniła się czarną cieczą. Damianowi dość szybko udało się z powrotem bezpiecznie schować strzykawkę.
~*~
Tym razem ból był milion razy większy niż poprzednio. Kiedy tamten facet wyciągnął nóż z mojej ręki, z rany zaczął po prostu parować jakiś czarny gaz, nie mówiąc już o mojej krwi, która wylewała się z niej dosłownie litrami. Nikt nigdy nie zadał mi takiego ciosu, po którym jednocześnie czułbym się jakby mnie ktoś próbował rozszarpać i przypalić żywcem. Oprócz tego na mojej ręce znajdowały się resztki czegoś przezroczysto-błękitnego. Mężczyzna zniknął, ale po chwili pojawił się za mną. Odwróciłem się akurat w porę, aby odskoczyć przed kolejnym ciosem. Teraz dopiero zdałem sobie sprawę, że jego sztylet był pokryty dziwną substancją.
-Co to ma być?!-zawołałem. Następnie rzuciłem się w stronę swojego przeciwnika i spróbowałem zadać mu kilka ran swoimi pazurami. On jednak ponownie zniknął i pojawił się kilka metrów dalej, prawie nietknięty.
-Widzę, że assybium działa i na ciebie-zaśmiał się mój przeciwnik.
-Zaraz nie będzie ci do śmiechu!-zawołałem, po czym w mojej dłoni pojawiło się kilka noży, którymi zacząłem w niego rzucać. Uchylił się przed większością ciosów, ale niektóre go dość mocno poraniły. Mimo to nie sprawiał wrażenia, jakby chciał się poddać.
-Ok, teraz moje kolej, potworku-powiedział, po czym chwycił jeden z noży. Następnie odesłał go z powrotem w moją stronę, ale ja zdołałem go złapać jeszcze w locie, zanim mnie dosięgnął. Nagle jednak mężczyzna pojawił się tuż przede mną i ciął mnie swoim ostrzem w brzuch. Krzyknąłem z bólu i objąłem się rękami, nieco się uginając.
-Proszę, proszę, jak widać nie jesteś taki niezniszczalny-powiedział mój przeciwnik. Jack, ogarnij się! Kimkolwiek on jest, ty jesteś silniejszy i potężniejszy! Walcz jak należy!-zganiłem sam siebie w myślach. Następnie zadałem cios swojemu przeciwnikowi, ale ten ponownie się teleportował. Zrobiłem to samo, ale zamiast pojawić się gdzieś obok niego, przeniosłem się po prostu w inne, tak samo oddalone miejsce. To go chyba trochę zdezorientowało. Skorzystałem z tego i wyciągnąłem w jego stronę swoje długie ręce. Udało mi się go złapać nimi za nogi. Mocno pociągnąłem, dzięki czemu mężczyzna przewrócił się. Zacząłem go ciągnąć w swoją stronę, ale on jakimś cudem zdołał się lekko unieść i spróbował dosięgnąć jednej z moich rąk swoim sztyletem. Puściłem go więc i zanim zdołał się podnieść, pojawiłem się tuż nad nim. Wycelowałem swoją rękę z pazurami prosto w stronę jego serca. Chciałem je przebić, ale on znowu w porę się przeniósł. Pojawił się tuż obok rzeźby przypominającej Myszkę Miki, z którą kiedyś chętne dzieci mogły sobie robić zdjęcia. Uśmiechnąłem się pod nosem. Chwilę później ręce atrakcji zacisnęły się wokół mężczyzny, a ja teleportowałem się tuż przed niego.
-Już po tobie!-zaśmiałem się, po czym zaatakowałem go pazurami. Udało mi się zadać mu kilka powierzchownych ran, jednak nie był to cel, jaki chciałem osiągnąć. Niestety mężczyzna znowu zdołał się teleportować. Pojawił się tuż za mną i zadał mi cios prosto w plecy. Syknąłem z bólu, ale zdołałem się szybko odwrócić i wbić swoje pazury w jego brzuch. Mój przeciwnik jednak miał doskonały refleks i w porę przeniósł się, przez co zadana przeze mnie rana nie była aż tak głęboka, jak bym sobie tego życzył. Mężczyzna pojawił się znowu obok ciała nieżywego już chłopaka.
-Muszę przyznać, że nie spodziewałem się, iż masz aż taką moc. Ożywiłeś nawet tę zabawkę-powiedział mężczyzna.
-A potrafię jeszcze wiele więcej-odparłem, po czym uśmiechnąłem się sadystycznie. Starałem się nie dać po sobie poznać, jak bardzo bolą mnie zadanie przez niego rany.
-Wierzę, aczkolwiek dość już na dziś. Obaj chłopcy i tak są już martwi. Jednak gdybyś przypadkiem znał Laughing Jill, miło by było, jeśli przekazałbyś jej, że już niedługo sama doświadczy tego, co jej ofiary-powiedział mężczyzna, po czym zniknął.
~*~
Widok zwijającego się z bólu demonicznego klowna był dla Damiana czymś przecudownym. Nie mógł jednak walczyć dalej. Nie był należycie przygotowany do tej walki. Poza tym okazało się, że Laughing Jack jest naprawdę silny. Damian nie był przygotowany na to, że klown ożywi rzeźbę, chociaż powinien się tego spodziewać. Czytał wiele razy jego historię i wiedział, że stwór potrafił ożywiać zabawki w pokoju Isaac'a. Jednakże wolał nie ryzykować w dalszej walce. Obaj chłopcy i tak już umarli, a on zdobył nieco informacji na temat demonicznego klowna. Jak się spodziewał, mógł je wykorzystać także w stosunku do Laughing Jill. Nie mógł sobie niestety wybaczyć swojego ostatniego zdania. Nie powinien był tego mówić, ale nie potrafił się powstrzymać. Chciał już dorwać tego potwora, który zniszczył mu życie, a nawet prawie je odebrał. Z tego powodu, kiedy pojawił się z powrotem na terenie kompleksu naukowego, miał jednocześnie dobry i zły humor. Jednak jego wyraz twarzy pozostawał niezmienny, według innych zawsze wyglądał, jakby właśnie planował kolejne, bardzo bolesne zabójstwo następnej creepypasty. Głównie dlatego wszyscy zazwyczaj schodzili mu z drogi. Damian wyciągnął z kieszeni pudełko ze strzykawką. Przyglądał mu się przez chwilę, a potem udał się w kierunku laboratorium w celu oddania nowej próbki.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro