Rozdział 30
Nagle ciszę przerwał krzyk. Głośny i donośny, jakby kogoś pozbawiali skóry. Albo wycinali mu na tej skórze krwawy uśmiech, o czym też niedługo się przekonałem. Kiedy dotarłem na miejsce, skąd dochodził, mogłem jedynie zobaczyć leżącą na ziemi dziewczynę, która miała kilka ran zadanych nożem i wspomniany wcześniej, wycięty na twarzy uśmiech. Stał nad nią Jeff z bluzą i nożem pobrudzonymi krwią.
-Też chcesz, żebym cię upiększył?-zapytał Jeff, kiedy mnie zobaczył. Uśmiechnął się przy tym niewinnie, jakby właśnie wcale kogoś nie zamordował.
-Nie, dzięki, jestem już wystarczająco piękny-odparłem. Chłopak prychnął.
-A która dziewczyna poleciałaby na kogoś takiego jak ty-powiedział.
-Wolę, żeby żadna na mnie nie leciała, niż jakbym musiała połowę życia spędzić ukrywając się przed twoją Niną, Jeffusiu!-zawołałem, po czym zaśmiałem się, widząc nieopisany wkurw na twarzy Jeffa.
-Nie mów do mnie "Jeffusiu", bo źle się to dla ciebie skończy!-zawołał, celując we mnie nożem.
-Ah tak? Tylko spróbuj, zobaczymy, kto lepiej na tym wyjdzie-odparłem. Przestałem się już jednak śmiać i tylko się uśmiechałem. Jeff znowu prychnął z pogardą.
-A właściwie to dlaczego jesteś tu, a nie w Rezydencji?-zapytałem.
-A to już nie można iść sobie kogoś zabić?-odparł Jeff.
-Można. A gdzie jest Liu?-spytałem, bo przypomniało mi się, że jego też nie było w Willi. A przynajmniej ja go nie zauważyłem.
-A czy ja jestem jego nianią? Skąd mam wiedzieć, gdzie się ten idiota szlaja-warknął Jeff. Domyśliłem się, że jego brat musiał go w jakiś sposób zdenerwować.
-Nagrabił sobie u ciebie?-zapytałem.
-Jeszcze jak! Ja mu dam za ciąganie mnie po cmentarzach chuj wie po co? Żebym zginął zabity przez Jane?!-zawołał chłopak, nie kryjąc swojej złości.
-Ale co się właściwie stało?-zapytałem.
-Tak właściwie to co zwykle. Prawie mnie ta wariatka wzięła i zabiła, bo zgodziłem się na głupi pomysł mojego braciszka-odparł Jeff.
-A tak właściwie to co się tym wszystkim tak interesujesz?-spytał po chwili.
-Chciałem posłuchać, jak to kolejny raz zrobiłeś coś głupiego-odparłem z uśmiechem.
-Ja zrobiłem tylko jedną głupią rzecz. Urodziłem się w swojej rodzinie, przez co jestem podobno spokrewniony z tym idiotą i poznałem Jane-odparł Jeff.
-Jedyną głupią rzeczą, jaką zrobiłeś, było samo to, że się urodziłeś-powiedziałem, po czym zaśmiałem się. Chłopak spojrzał na mnie nieźle wkurzony. Myślałem, że zaraz na serio rzuci się na mnie z tym nożem, ale on nagle przybrał obojętny wyraz twarzy i rzucił dość tajemnicze zdanie:
-Za to ty zrobiłeś chyba coś jeszcze gorszego-powiedział.
-Niby co takiego?-zapytałem, przestając się też śmiać.
-Naiwny byłeś jak dziecko. Naprawdę myślałeś, że Isaac do ciebie wróci? Ja bym nie wrócił-powiedział, po czym zaczął się śmiać.
-Ty...-zacząłem, po czym rzuciłem się z pazurami w jego stronę. Jeff jednak zdążył odskoczyć do tyłu.
-Zabiję cię!-zawołałem, rzucając się dalej za nim.
-Powodzenia!-zawołał Jeff, robiąc zamach swoim nożem. Udało mi się jednak z łatwością zrobić unik.
-Nie będzie mi potrzebne!-powiedziałem, kiedy udało mi się owinąć swoje ręce wokół chłopaka i wydłużyć je na tyle, aby nie był w stanie zadać mi ciosu. Zamiast tego jednak próbował się uwolnić, jednocześnie też starał się nadal zaatakować mnie nożem. Prawie udało mu się zranić mnie w rękę, ale uniosłem go wyżej i puściłem, przez co spadł z łoskotem na ziemię.
-Ty jebany klownie!-zawołał, niemal natychmiast się podnosząc.
-Obiecuję ci, że zaraz tak cię załatwię, że z powrotem staniesz się kolorowy. Cały czerwony od krwi!-zawołał Jeff.
-Moja krew jest czarna. Chyba że mówiłeś o swojej krwi, to by się zgadzało, bo zaraz bardzo dużo jej stracisz-odparłem, po czym teleportowałem się przed niego i ciąłem go pazurami po twarzy. Jeff jednak znowu zdążył odskoczyć, tak że nie zadałem mu poważnych ran. Udało mi się jednak znowu owinąć wokół niego swoje ręce. Uniosłem go wysoko, ale w tej samej chwili Jeff wbił mi w rękę nóż. Zaskoczony puściłem go, a on spadł wprost na mnie. W konsekwencji oboje wylądowaliśmy na ziemi.
-Mam nadzieję, że Jane mi wybaczy to, że ją ubiegłem-powiedziałem. Już chciałem przedziurawić tego idiotę swoimi pazurami, ale w tej samej chwili Jeff ponownie został podniesiony do góry, lecz tym razem nie przeze mnie. Wokół niego owinięte były białe macki.
-Czy wy tu coś...beze mnie?!-zawołał Offenderman.
-Nie! Nie, nie, nie i jeszcze raz NIE! Puszczaj mnie!-zawołał Jeff, po czym zaczął się wyrywać.
-Nie, ale możesz go potrzymać. Łatwiej mi będzie go zabić-powiedziałem, wstając.
-Dlaczego chcesz go zabić?-zdziwił się Off.
-Mam swoje powody-powiedziałem, wyciągając w stronę chłopaka rękę w wydłużonymi z wściekłości pazurami. W tej samej chwili Off przerzucił go jak jakąś piłkę i teraz trzymał go za pomocą drugiej macki.
-Co ty odpierdalasz?! Postaw mnie na ziemi!-zawołał Jeff.
-I daj mi go zabić!-dodałem.
-Slenderman nie byłby wkurzony, gdybyś to zrobił?-zapytał Off.
-Pewnie mi jeszcze podziękuje. I da złoty medal. Poza tym mogę to zrobić, jeśli jesteśmy poza Rezydencją. A ty od kiedy tak się przejmujesz zdaniem swojego brata?-odparłem.
-Właściwie to nie wiem. Po prostu właśnie do niego szedłem i tak jakoś o tym pomyślałem-odpowiedział Off, po czym puścił Jeff'a, który po raz kolejny tego dnia wylądował na ziemi.
-Idziesz do Rezydencji?-zapytałem.
-Właśnie to przed chwilą powiedziałem, tylko z użyciem innych słów-odparł Offenderman. Oczywiście mój umysł wbrew moje woli podsunął mi obraz Jill uwodzonej przez tego niewyżytego zboczeńca, co, nie wiedzieć czemu, jeszcze bardziej mnie zdenerwowało.
-Ale po co?-zapytałem, zupełnie tracąc zainteresowanie Jeff'em.
-Stęskniłem się za swoim kochanym braciszkiem! No nic, to wy się tu zabijajcie, a ja spadam-powiedział, po czym odszedł w stronę Rezydencji Slendermana.
-Mam nadzieję, że Jane jak najszybciej cię wykończy-powiedziałem, robiąc unik przed atakiem Jeff'a. Potem niemal natychmiast ruszyłem za Off'em.
~*~
Wszyscy zadawali mi masę pytań, aż w końcu któryś chłopak stwierdził, że trzeba uczcić jakoś moje pojawienie się. Zaraz też naznosili do salonu mnóstwo różnych alkoholi. Wypiłam trochę wódki, ale nie miałam nawet co mierzyć się z chłopakami. Oni skupili się bardziej na piciu i na jakichś dyskusjach na tematy, których ja w ogóle nie ogarniałam. Dziewczyny za to odciągnęły mnie nieco w kąt i zaczęły zadawać jeszcze więcej jeszcze dziwniejszych pytań.
-Ok, ok, teraz moja kolej. A powiedz, tak zupełnie, zupełnie szczerze. Podoba ci się Jack?-zapytała Cane. Słysząc to pytanie, spojrzałam na nią wielkimi, zdziwionymi oczyma. Z wrażenia aż otworzyłam usta, przez co musiałam trochę wyglądać jak zdychająca ryba.
-Ja...eee...-zaczęłam. Nie wiedziałam nawet sama, co właściwie chcę powiedzieć.
-Jeśli nie chcesz o tym rozmawiać tutaj...-zaczęła Cane, po czym spojrzała ukradkiem na chłopaków.
-To możemy iść gdzieś indziej-dodała, spoglądając z powrotem na mnie.
-Nie, w porządku, ja po prostu...-w tej samej chwili wszyscy mogliśmy usłyszeć, jak drzwi wejściowe otwierają się z hukiem.
-Witajcie, kochani!-usłyszałam jakiś nieznany mi głos. Szkoda, bo liczyłem, że to wrócił Jack. Po chwili w salonie pojawiła się postać nieco podobna do Slendermana, ale w przeciwieństwie do niego, miała usta, które ponadto wyszczerzone były w szerokim uśmiechu. Mogłam dzięki temu zobaczyć jego ostre zęby. Ubrany był zaś przede wszystkim w ciemny płaszcz i kapelusz.
-Kto to jest?-szepnęłam do Cane.
-Offenderman-odparła. Wydawało mi się, że w jej głosie słyszałam lekką obawę.
-Ten zboczeniec?-zapytałam.
-Słyszę, ah słyszę, że o mnie jest mowa-powiedział mężczyzna, podchodząc do mnie.
-I widzę, ah widzę, że mamy tu nowy nabytek. Jestem Offenderman, przystojniejszy i ogólnie fajniejszy brat Slendermana. W ogóle najlepszy z braci-powiedział, po czym złapał moją dłoń i pocałował mnie w nią, a potem wyprostował się i spojrzał na mnie z uśmiechem, nadal trzymając mnie za rękę.
-A jak ciebie zwą, piękności?-zapytał.
-Zostaw Jill, zboczeńcu!-zawołała Jane, odciągając mnie od nieznajomego. Następnie ona i Cane stanęły między naszą dwójką.
-A więc masz na imię Jill?-zapytał. Nadal patrzył tylko na mnie i zupełnie ignorował dziewczyny.
-Laughing Jill-dodałam, bo jakoś tak czułam się zobowiązana to zrobić.
-Jesteś siostrą bliźniaczką Jack'a?-zapytał Offenderman.
-N-nie, skąd-odparłam, zaskoczona tym pomysłem.
-Tak tylko spytałem. Może miałabyś ochotę dać się poznać nieco głębiej?-zapytał Offenderman, po czym posłał mi kolejny, lubieżny uśmiech.
-Off! Opanuj się!-zawołała Judge.
-Spokojnie, spokojnie, nie denerwujcie się tak. Mnie starczy dla was wszystkich!-zawołał mężczyzna. Jego słowa usłyszał Helen, który, jak się dowiedziałam, chodził z Judge.
-Coś ty powiedział? Czy ty choć raz nie możesz nie być sobą?-spytał chłopak. Przy okazji dzięki jego reakcji zwrócili na nas uwagę wszyscy pozostali chłopcy.
-Matko, co wy tacy poważni? Wyjmijcie sobie z tyłków te kije! Robicie sobie imprezę, nawet mnie nie zapraszając, ale to już pominę, i nawet nie umiecie się porządnie zabawić! Mam rację, Jill?-powiedział Offenderman. Czułam się przede wszystkim dość niepewnie, bo nie wiedziałam, na co mogę sobie pozwolić, a na co nie, poza tym nie chciałam przypadkiem kogoś zdenerwować. Podobnie przeżywałam pierwsze spotkanie z Jack'iem, ale wtedy chyba jednak było trochę gorzej. Może i musiałam radzić sobie z tylko jedną nieznaną osobą, ale spotkaniem z klownem mimo wszystko przejmowałam się chyba bardziej niż tym teraz, ale i tak czułam się teraz strasznie niezręcznie. Nagle ponownie dało się słyszeć, że ktoś otworzył drzwi.
-Chodź, pokażę ci jakie mamy tutaj fajne sypialnie i wygodne łóżka-powiedział Offenderman, po czym znowu się uśmiechnął, ale tym razem bardziej przyjaźnie. W tej samej chwili do pokoju wparowała kolejna osoba, ale teraz już był to Jack.
-Co, co, co? Jakie sypialnie i łóżka?!-zawołał, po czym rzucił zagniewane spojrzenie Offendermanowi, a potem jego wzrok prześlizgnął się jeszcze po twarzach wszystkich zebranych.
-Coś mnie ominęło?-zapytał.
-Tylko to, jak wszyscy poznaliśmy bliżej Jill i jak Off zaczął ją "podrywać"-powiedziała Cane, robiąc w powietrzu palcami coś na kształt cudzysłowu kiedy wymawiała ostatnie słowo.
~*~
-Aha. Świetnie. Ale chyba już wystarczy, co, Off?-zapytałem, po czym przecisnąłem się obok wszystkich i stanąłem przy Jill.
-Ktoś tu jest zazdrosny? Mogłeś od razu mówić, że to twoja laska, bo myślałem, że siostra!-zawołał Offenderman, po czym zaśmiał się. Jill chciała coś powiedzieć, ale ją uprzedziłem.
-To nie jest ani moja siostra, ani tym bardziej moja laska. Tylko znajoma, która nie zna jeszcze innych creepypast, więc trzeba ją przed niektórymi z was chronić, a przed tobą szczególnie-odparłem.
-Ojej, czyżby ktoś był zazdrosny?-zapytała Cane.
-Proszę cię, teraz jeszcze ty zaczynasz-jęknąłem.
-Nie zaczynam. Po prostu zazdrość zawsze oznacza przywiązanie, a ono z kolei często idzie w parze z m-i-ł-o-ś-c-i-ą!-zawołała dziewczyna, po czym uśmiechnęła się szeroko.
-Mam was dość. Wszystkich. Jill, błagam cię, powiedz, że chcesz już stąd iść-powiedziałem, po czym przeniosłem na dziewczynę wzrok.
-Nie! My musimy jeszcze lepiej ją poznać!-zawołała Zero, a poparli ją wszyscy zgromadzeni.
-Właściwie to fajnie mi się z wami spędzało czas, ale nie chcę się wam narzucać-odezwała się Jill.
-Chyba żartujesz! Tu każdy psychopata może się czuć jak u siebie w domu!-zawołała Jane.
-Mam pomysł!-dodała nagle, po czym chwyciła Jill za rękę i pociągnęła za sobą w stronę schodów. Po chwili wszystkie dziewczyny zniknęły i w salonie została tylko płeć męska.
-I spójrz tylko, uprowadziły ci ją sprzed nosa!-zawołał Offenderman.
-Off, powiedz jeszcze słowo, a cię zabiję-odparłem z powagą.
-Tak jak Jeff'a?-zapytał.
-Zabiłeś Jeff'a?-w swojej głowie usłyszałem głos Slendermana, który pojawił się po środku salonu.
-Nie, ale bardzo tego żałuję-powiedziałem.
-Czy powinienem wiedzieć, co zaszło między wami?-spytał.
-Nic specjalnego. Wkurwił mnie jak nigdy i zabiłbym go, gdybym nie miał do załatwienia czegoś innego-wyjaśniłem.
-Czego?-zapytał Candy.
-Nie interesuj się, bo będę zmuszony wpisać cię na moją śmiertelną listę-odparłem.
-Uuu, robi się groźnie-powiedział Pop.
-A żebyś wiedział. Załatwię cię twoim własnym młotem.
-Jasne, jasne. Ale, skoro już uratowałeś swoją Jill przed Offendermanem, a ona i tak zniknęła z dziewczynami, to może spędzisz trochę czasu z przyjaciółmi, których znowu ostatnio olałeś. I to z powodu dziewczyny! A mówi ci coś "męska solidarność"?-powiedział Candy, po czym skrzyżował ręce i spojrzał na mnie z wyrzutem.
-Candy, ile razy musiałeś odwołać mordowanie z nami, bo Cane chciała coś zobaczyć/gdzieś iść/spędzić razem trochę czasu?-zapytał Puppet. Pop miał ochotę coś odpowiedzieć, ale nie zdążył.
-To nie jest moja Jill! Uwzięliście się wszyscy na mnie czy co? Ale skoro tak się za mną stęskniliście, to mogę z wami zostać. W końcu i tak muszę na nią zaczekać-powiedziałem.
-Ale przecież ona może wrócić sama. Wie gdzie jest twój lunapark. Zresztą, może spać tutaj-powiedział Jason.
-Tutaj? Pod jednym dachem z Offendermanem?-zapytałem.
-Ale przecież ona nie musi w ogóle nigdzie spać, no nie? Tak jak ty?-wtrącił się Toby.
-Dobra, koniec dyskusji. Zrobimy coś ciekawego, czy będziemy dalej tak stać i dyskutować?-zapytałem. Na szczęście Ben zasugerował zagranie w jakąś grę, kilka innych osób po prostu chciało się jeszcze napić, a Candy i Jason koniecznie chcieli mi opowiedzieć o swoich ostatnich zabójstwach. Przynajmniej skończył się już temat o mnie i o Jill. Nie jestem o nią zazdrosny, tylko nie chcę, żeby oszalała od zbyt długiego przebywania w ich towarzystwie. Poza tym ona ich jeszcze nie zna. Jest nimi zachwycona, ale ja wiem, że mimo iż potrafią być dobrymi przyjaciółmi, to trzeba mieć się przy nich na baczności. Kiedyś na przykład Eyeless Jack chciał mi nocą wyciąć nerkę, ale zmienił zdanie, kiedy z rany na moim brzuchu zaczęły wychodzić karaluchy. Jakoś wtedy stracił apetyt. W każdym razie, wcale mi na niej nie zależy i nie jestem o nią zazdrosny. Ja tylko trochę ją polubiłem i nie chcę, żeby...no, po prostu mi na niej zależy. Nie, nie zależy! Co ja gadam? Ja tylko ją troszeczkę lubię i wolałbym, żeby nie przeżyła za dużego szoku jak już wszystkich tych odmieńców pozna razem z ich dziwactwami-myślałem, podczas gdy Candy i Jason o czymś mi opowiadali.
~*~
-...i wtedy właśnie zamachnąłem się i zmiażdżyłem mu głowę swoim młotem. Szkoda, że tego nie widziałeś!-zawołałem. Razem z Jason'em zaczęliśmy się śmiać, ale Jack w ogóle nie zareagował. Zauważyłem to po chwili, więc sam też ucichłem. Klown siedział na kanapie i wpatrywał się tępo we własne pazury.
-Jack, słyszysz mnie?-zapytałem.
-Yhy-powiedział, po czym kiwnął lekko głową.
-Super. Bo Slenderman przed chwilą powiedział mi, że Jeff chyba rozpierdolił twoje pudełko. Zaraz zginiesz-powiedziałem.
-Świetnie-odparł Jack.
-A ja uważam, że ty i Offenderman do siebie pasujecie-dodał Jason.
-Yhy-powiedział znowu Jack i pokiwał głową.
-O matko, Jill wraca-powiedziałem.
-Co?-zapytał klown, po czym spojrzał najpierw na mnie, a potem zaczął się rozglądać dookoła.
-Gdzie ona jest?-zapytał po chwili.
-Razem z dziewczynami-odparłem.
-Mówiłeś, że do nas idzie-powiedział Jack.
-Mówiliśmy też, że Jeff zniszczył twoje pudełko, a ty i Off powinniście być razem-powiedziałem.
-Wybacz, Candy, zamyśliłem się-odparł Jack.
-Właśnie widzę-powiedziałem z uśmiechem.
-Co jest? Co się tak uśmiechasz?-zapytał klown.
-Nic, nic-odparłem, nadal się uśmiechając.
-Może lepiej pójdę się zapytać, czy ktoś chce trochę cuksów-powiedział Jack, po czym wstał i skierował się do stolika, przy którym siedziało większość osób. Zamiast jednak pytać się o cukierki, dał się namówić na wypicie paru głębszych. Ja zaś nadal tak samo uśmiechałem się pod nosem.
-Co cię tak cieszy, Candy?-zapytał Jason.
-Jak się zakochałem w Cane, to zachowywałem się podobnie. To znaczy, zanim ogarnąłem, że czuję do niej coś więcej niż taką zwykłą sympatię-odparłem.
-Wow Candy, zaskoczyłeś mnie. Od kiedy ty zrobiłeś się takim specjalistą w sprawach miłosnych?-zapytał Jason.
-Od kiedy mi i Cane stuknęła kolejna rocznica, a ty nadal nie byłeś z żadną dziewczyną dłużej niż dwa tygodnie. A o Jack'u to już w ogóle nie ma co mówić-odparłem.
-Candy Pop, największy zboczeniec zaraz po Offendermanie. Znajduje sobie dziewczynę i zaczyna się zachowywać trochę normalniej. Ok, to jestem w stanie zaakceptować. Ale że poucza mnie o miłości?-powiedział Jason. W odpowiedzi zaśmiałem się.
-Widzisz, ja zawsze i tak wiem wszystko najlepiej-odparłem z uśmiechem.
~~~~****~~~~
Coraz bardziej mnie osobiście boli to, że zshipowałam (co z tego, że nie ma takiego słowa, właśnie je stworzyłam) Candy'ego z własną siostrą XD No ale cóż, ja po prostu jeszcze nie ogarnęłam tego, że są rodzeństwem, jak powstał pomysł na to opowiadanie, a wątek z nimi jest według mnie tutaj dość ważny. Więc wspólnie musimy się przemęczyć z parą, która ze sobą chodzi, mimo że tak naprawdę jest rodzeństwem XD
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro