Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 26

Oczywiście Jill głośno wrzasnęła, co przykuło uwagę Hoodiego, Maskiego i Tobiego, ale kiedy mnie zauważyli, jej już na górze nie było. Zaczęli się kierować w moją stronę, więc teleportowałem się przed nich, żeby przypadkiem nie usłyszeli Jill.

-Coś się stało? Co wy tutaj robicie?-spytałem, pojawiając się przed nimi.

-Właściwie moglibyśmy się ciebie spytać o to samo. I do kogo należał ten głos-odparł Toby. Na szczęście zdążyłem już wymyślić sobie wytłumaczenie.

-Spotkałem tutaj jakąś dziewczynę, samotniczkę lubiącą chyba chodzić po takich opuszczonych miejscach. Więc się nią zająłem, a potem wrzuciłem ją do tego dołu-wyjaśniłem.

-Aha. My mamy do wykonania misję od Slendermana. A ty za to masz przeskrobane u niego-odparł Masky.

-Za co niby?-zdziwiłem się.

-Nie powiedziałeś mu, że w twoim lunaparku pojawili się agenci AJP-powiedział Masky.

-Ale w końcu i tak się dowiedział-odparłem.

-Ale miło by było, gdybyś sam mu to jak najszybciej przekazał. Cały czas robisz z siebie takiego indywidualistę, więc chyba trzeba ci przypomnieć o Kitty?-spytał Masky.

- Nie, nie musisz-warknąłem na niego, posyłając mu wściekłe spojrzenie.

-To się cieszę. W każdym razie mógłbyś okazać Slendermanowi wdzięczność i nie utrudniać mu życia-powiedział chłopak.

-Rozważę to. A teraz może byście już tak stąd poszli?-zapytałem. Denerwowałem się coraz bardziej, że Jill jeszcze nie wyszła, ale jednocześnie miałem nadzieję, że nastąpi to jak oni już sobie pójdą.

-A czemu tak bardzo chcesz nas już pożegnać?-zaśmiał się Toby.

-Bo ktoś mnie tutaj zdenerwował. I to bardzo, więc radziłbym wam stąd zniknąć-odparłem.

-Czy to groźba?-odparł Masky.

-Jestem psychopatą. Możliwe, że w swoim życiu wypowiedziałem więcej gróźb niż jakichkolwiek innych zdań-odparłem. W odpowiedz Masky westchnął.

-P-powiedz n-n-nam chociaż, czy w-widziałeś tutaj j-jakichś agentów?-odezwał się Hoodie.

-Nie-odparłem.

-W razie gdybyś natknął się na ich większą grupę albo jakimś cudem na ich kwaterę, powiedz o tym nam albo Slendermanowi. Jasne?-powiedział Masky.

-Jasne, jasne-odparłem. Potem na szczęście proxy oddalili się, a ja wróciłem na swoje poprzednie miejsce, po czym wychyliłem się, aby zobaczyć, co z Jill. Na moje szczęście wpadła w jakieś błoto, z którego właśnie się wycierała.

~*~

Poczułam, że Jack mnie popycha, a potem czułam już tylko jak lecę w dół. Następnie zaliczyłam twarde lądowanie. Byłam wściekła. Spojrzałam w górę, ale klown zniknął. Miałam tylko nadzieję, że gdzieś tam jest, a nie uznał sobie nagle, że fajnie będzie wrzucić mnie do dziura i znowu zniknąć. Zaczęłam się wycierać z błota, w którym wylądowałam. Na szczęście moja twarz była czysta, czego nie można powiedzieć o rękach i ubraniu. Po jakimś czasie spojrzałam ponownie w górę, gdzie z powrotem pojawił się Jack.

-Czyś ty oszalał?!-zawołałam wściekła.

-Nie. Tak. Znaczy...zabijam ludzi, więc według innych chyba tak-odparł. Uśmiechał się przy tym, i to w taki sposób, że jasne dla mnie było, iż śmieszy go mój wygląd. To jeszcze bardziej mnie zdenerwowało.

-Poczekaj no tylko!-zawołałam, teleportując się z powrotem na górę.

~*~

Nic nie mogłem poradzić na to, że wygląd Jill mnie rozbawił. Chociaż wiedziałem, że moja reakcja tylko pogorszyła sprawę. Po chwili zauważyłem jakiś ruch kątem oka i podniosłem wzrok, żeby przyjrzeć się temu dokładniej. Z jednego z budynków, który jakimś cudem był w stanie niemal nienaruszonym, nagle wyszło kilka postaci. Były ubrane na czarno i uzbrojone. A kiedy zauważyłem znak na kurtce jednej z nich, od razu ich rozpoznałem. Całe szczęście nie zdążyli mnie jeszcze zauważyć. Kiedy więc tylko Jill przeteleportowała się na górę, z powrotem popchnąłem ją w stronę dziury. Mój plan zakładał wytłumaczenie jej, że musimy się ukryć, ale niestety uległ zmianie. Dziewczyna zachwiała się i runęła w dół, chwytając się mnie, przez co pociągnęła mnie za sobą. W taki oto sposób ona wylądowała ponownie na ziemi, a ja na niej.

-Czy. Tobie. Już. Do reszty. Odbiło?! I weź zejdź ze mnie!-zawołała. Jeśli wcześniej była wściekła, to teraz musiała być już wkurwiona. Pospiesznie podniosłem się z niej, ale zamiast wstać, pociągnąłem ją w swoją stronę i zakryłem usta ręką.

-Siedź cicho, bo może się to dla nas źle skończyć-powiedziałem. Dziewczyna oczywiście od razu zaczęła się wyrywać.

-Au! Czy ty oszalałaś?!-zawołałem, odejmując swoją rękę od jej ust.

-Tak, oszalałam, bo zgodziłam się tu z tobą przyjść-odparła, rzucając mi wściekłe spojrzenie.

-Ale ja przynajmniej ciebie nie pogryzłem-powiedziałem, patrząc na strużkę czarnej krwi, która pojawiła się na mojej dłoni. W tej samej chwili blisko nas dało się słyszeć głosy. Oboje umilkliśmy, przysłuchując się im.

-Tutaj niedaleko muszą mieć gdzieś swoją kryjówkę-powiedział jakiś mężczyzna.

-Cholera, że też akurat nam przypadła taka brudna robota! Niech sami narażają swoje tyłki, jak tak im zależy na...-zaczął ktoś inny, ale przerwała mu kolejna osoba.

-A czy ty myślałeś, że dołączając do naszego oddziału, to co będziesz robił?

-Prawdę mówiąc skusiła mnie przede wszystkim wizja szybkiej emerytury. I pieniądze-odparł jeden z mężczyzn.

-Zwłaszcza pieniądze-dodał drugi, na co cała trójka się zaśmiała.

-Ej, gamonie! Wracajcie tu lepiej! Zmiana planów, idziemy w drugą stronę!-zawołała jakaś kobieta.

-A to niby dlaczego?-zdziwił się jeden z mężczyzn.

-Mamy doniesienie o odkryciu kolejnego ciała. Osoba ta została zabita stosunkowo niedawno, więc mamy tam iść i sprawdzić teren!-głos brzmiał, jakby dochodził już z nieco dalszej odległości.

-Niech oni się zdecydują, nie jesteśmy ich chłopcami na posyłki-powiedział mężczyzna.

-Zamknij się w końcu i przestań narzekać. Może przynajmniej rozwalimy dziś trochę potworów-odpowiedział mu ktoś inny. Ich głosy brzmiały, jakby się oddalali, aż w końcu nic już nie było słychać. Jednak przez jakieś 5 kolejnych minut Jill i ja siedzieliśmy w ciszy, nasłuchując.

-Kim oni byli?-zapytała w końcu dziewczyna.

-Bardzo nieprzyjemnymi ludźmi, przed którymi chciałem cię uratować. A ty mnie pogryzłaś-odparłem.

-Przepraszam. Byłam na ciebie zła, bo myślałam, że robisz sobie głupie żarty-odparła ze skruchą.

-To teraz już wiesz, że nie-powiedziałem.

-Ale gdzie zniknąłeś, kiedy wrzuciłeś mnie tu za pierwszym razem? I co to za ludzie? O czym oni mówili? O jakiejś...brudnej robocie i potworach? I o morderstwie...chodzi im o tę dziewczynę, którą my zabiliśmy?-Jill zasypała mnie pytaniami.

-Nie wiem, o kogo ani o co im chodzi. I nie twoja sprawa, gdzie ja znikam. Ważne chyba, że uniknęliśmy bardzo nieprzyjemnego spotkania. A co do tych ludzi... to AJP-odparłem po chwili.

-Jacy znowu AJP?-zdziwiła się Jill.

-Rany, ty naprawdę o nich nie słyszałaś? Można powiedzieć, że zajmują się trudnymi sprawami, z którymi nie radzi sobie zwykła policja. Tacy specjalni agenci-wyjaśniłem.

-Czyli na przykład?

-Czyli na przykład nami-powiedziałem.

-To co teraz?-zaniepokoiła się Jill.

-Jak to "co"? Ja wracam do siebie, nie wiem jak ty-odparłem, po czym wstałem.

-Ale co jeśli, oni tam będą?

-Poszli w drugą stronę-powiedziałem.

-No w sumie racja. Ale mam jeszcze jedno pytanie-odparła po chwili Jill.

-Tak?

-Czemu nie zniknęliśmy, zamiast wskakiwać do tej dziury?-zapytała dziewczyna.

-O co konkretnie ci chodzi?-spytałem, bo nie rozumiałem jej pytania.

-No bo przecież możemy stać się niewidzialni, więc...

-I miałem tracić niepotrzebnie czas na tłumaczenie ci, po co musimy się ukryć, podczas gdy oni by nas zauważyli?-zapytałem.

-Właściwie to masz rację-odparła dziewczyna.

-Ja zawsze mam rację-powiedziałem, po czym odwróciłem się.

-Jack?

-Co jeszcze?-zapytałem zniecierpliwiony, z powrotem patrząc na Jill.

-Chciałam ci jeszcze raz podziękować i cię poprosić-powiedziała.

-Nie ma sprawy-odparłem, po czym machnąłem ręką.

-Ale ja jeszcze nie skończyłam-dodała szybko dziewczyna.

-Co jeszcze?-zapytałem ponownie z jeszcze większym zniecierpliwieniem.

-Ja...to trochę głupie pytanie, ale...

-Błagam cię, wyduś to z siebie już i będzie po wszystkim-powiedziałem, ponaglając ją. Dziewczyna rzuciła mi niepewne spojrzenie.

-No dobrze...-odparła z wahaniem.

-Mogę się zatrzymać na trochę u ciebie w lunaparku? Proszę, nie będę przeszkadzać, a chcę tylko dostać nieco czasu na znalezienie sobie jakiegoś miejsca, bo ja trafiłam tutaj właściwie to z bardzo daleko i zupełnie się w niczym nie orientuję, nawet o tych AJP nic nie wiedziałam!-miałem wrażenie, że całą tę wypowiedź Jill wydusiła z siebie na jednym oddechu.

-Dobra, niech ci będzie. Ale masz mi nie sprawiać kłopotów. A to oznacza też, że masz mi się tam nie szwendać po kątach bez mojej zgody i nie denerwować mnie, jasne?-odparłem.

-Tak, oczywiście, że jasne! Dziękuję!-zawołała Jill, po czym doskoczyła do mnie i przytuliła się.

~*~

Kurde, trochę mi było wstyd, że tak zareagowałam. Tylko że po tej akcji z tymi agentami zdałam sobie sprawę, jak ja mało wiem o całym tym miejscu, gdzie trafiłam. I naprawdę ucieszyłam się, że Jack zgodził się, żebym zatrzymała się w jego wesołym miasteczku, dlatego nie zapanowałam nad swoją reakcją i wyszło jak wyszło. Na szczęście przeprosiłam go za to, a on nie był zły. W drodze powrotnej nie spotkaliśmy tych agentów, nie było ich też w lunaparku, czego mimo wszystko się obawiałam.

-Co teraz będziemy robić?-zapytałam.

-A czy ja jestem twoją opiekunką? Zachowujesz się jak Sall...-zacząłem, ale nie dokończył zdania.

-Jak "sall..."?-zainteresowałam się.

-Jak dziecko-odparł.

-Ale co chciałeś powie...

-Chciałem powiedzieć "jak dziecko". Tylko że tutaj ludzie nazywają dzieci takim sformułowaniem...którego na pewno byś nie zrozumiała-powiedział.

-Ach tak? Nie no to od razu mi powiedz, że ze mnie debilka-odparłam.

-Tego nie powiedziałem. A jak ci się nudzi, to idź spać-powiedział Jack. Wyczułam przy tym od niego lekkie zdenerwowanie. A myślałam, że to mnie łatwo wkurzyć-pomyślałam.

-Przecież wiesz dobrze, że nie musimy spać, chyba że zostaniemy poważnie zranieni-odparłam.

-Rany, czy ty naprawdę musisz być taka sama jak ja? Nie musimy spać, ale możemy, jeśli chcemy. Więc zapakuj się do swojego pudełka, idź do łóżka, nie wiem, zrób co chcesz-powiedział chłopak.

-A ty co będziesz robił?-zapytałam. Jack przez dłuższy czas nie odpowiadał, jakby się zastanawiał.

-Zajmę się swoimi sprawami-powiedział, po czym nagle rozpłynął się w czarnej chmurze dymu.

-Hej! Nie możesz mnie ot tak zostawić!-zawołałam. Wiedziałam, że nie mógł się teleportować daleko, ale ponieważ było ciemno, nie za wiele już widziałam. No i, jak się spodziewałam, nikt mi nie odpowiedział.


~~~~****~~~~


Ponieważ mam już dość szkoły, to cierpię teraz na jakąś nadprodukcję piśmienniczą, więc udało mi się napisać kolejny rozdział. Żeby jeszcze z taką samą łatwością przychodziło mi pisanie rozprawki na polski, to byłabym wniebowzięta. Ale ponieważ jestem leniwym dzieckiem, to tylko sobie siedzę, piszę rozdziały do swoich opowiadań, czytam i jem ptasie mleczko, zamiast się uczyć XD


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro