Rozdział 12
Oczywiście długo nie nacieszyliśmy się spokojem. Tym razem jednak kłopoty nie nadeszły ze strony żadnego z mieszkańców Rezydencji, tylko matki natury. W pewnym momencie zerwał się porywisty wiatr, a chwilę później rozpętała się niezła burza. Wszystko działo się naprawdę szybko i po jakimś czasie po prostu wyłączyło nam prąd. Myślałem, że Ben zaraz rozwali ekran konsolą, bo na początku zerwał się na równe nogi jak oszalały. On jednak chwilę tylko popatrzył z wściekłością na czarny, milczący ekran i niczym strzała wybiegł z pokoju. Dopiero jak usłyszałem jak zbiega po schodach uświadomiłem sobie, że najprawdopodobniej pobiegł do piwnicy, aby włączyć zapasowe agregatory prądu. Stwierdziłam, że ja mam już dość na dziś takiej zabawy. Wróciłem do salonu, gdzie teraz rozkręciła się mała impreza. Burza była idealnym tłem do opowiadania sobie nawzajem swoich przygód zabijaniem. Chociaż to i tak był tylko pretekst do wspólnego alkoholizowania się bez udziału Jeff'a i Niny, którzy zazwyczaj po prostu wszystkich wkurzali. Na szczęście chwilowe zniknięcie Killer'a oznaczało też zniknięcie jego fanki, która pewnie kombinowała teraz, jak uwolnić swojego "ukochanego Jeffusia". Postanowiłem przyłączyć się do towarzystwa. Każdy był już mniej lub bardziej "pod wpływem".
-Widzę, że Ben numer 2 zdecydował się porzucić granie i się do nas przyłączyć. Co z Benem numer 1?-zapytał Toby, który siedział niemal w tej samej pozycji co wcześniej.
-Nie mogłem pozwolić, żebyście nie spróbowali moich cukierków. Te są zrobione według nowej, specjalnej receptury-odparłem z uśmiechem, po czym na mojej ręce pojawiła się garść słodyczy. Co odważniejsi poczęstowali się, rzucając mi jednak przy tym podejrzliwe spojrzenia.
-Jak zginę, to cię zabiję-powiedział Eyeless Jack, wkładając do ust jednego z moich cukierków.
-Uważaj, bo się wystraszę-odparłem.
-Wiem, jak to zrobić-powiedział Jack.
-To groźba?
-Bardziej obietnica. Chyba że wolisz, żebym nawiedzał cię zza grobu po wsze czasy-odparł Jack.
-Zapraszam. W moim wesołym miasteczku jest dość miejsca dla wszystkich-odparłem z uśmiechem.
-Zapraszasz nas? Wiesz, z czym to się wiąże-odezwała się nagle Clockwork, śmiejąc się lekko.
-Tego co prawda nie powiedziałem, ale...zawsze przydadzą się dodatkowe ręce do sprzątania-odparłem z uśmiechem. Zaraz potem uchyliłem się przed lecącą w moją stronę prawie pustą miską z popcornem. Przedmiot roztrzaskał się o ścianę.
-Sprzątasz-powiedziałem z uśmiechem. W odpowiedzi Clockwork prychnęła. Po chwili do pokoju wmaszerowali Candy Pop i Candy Cane, niosąc ciastka, które niemal natychmiast znikły z talerzy.
-Czasami mam wrażenie, że wam można byłoby dać kamienie i nie poczulibyście żadnej różnicy, tylko wszystko zjedli-powiedziała Cane. Zaraz potem na dobre rozpoczęły się rozmowy i przekomarzania. Skończyło się na tym, że Eyeless Jack postanowił zmiksować nerki z wódką i zrobić sobie idealnego drinka. Clockwork zmyła się gdzieś z Toby'm, a dr. Philips i Kasper rozpoczęli jakąś zawziętą dyskusję w języku...łacińskim.
-Nie wiedziałem, że znasz łacinę-odezwałem się do naszego doktora.
-To jest obowiązkowy przedmiot na medycynie-odparł, po czym wrócił do przerwanej dyskusji. Masky i Hoodie chyba przedawkowali moje cukierki, sądząc po tym, że obecnie leżeli na podłodze i z głupim uśmiechem wpatrywali się w sufit. Reszta robiła różne inne dziwne rzeczy. Jason coś do mnie mówił, gestykulując przy tym z przejęciem, ale ja zupełnie go nie słuchałem, w pełni skupiony na obserwowaniu Helena, który malował właśnie coś na stole. Dosłownie NA STOLE, za pomocą jakichś farb. Ciekawiło mnie, co tym razem uwiecznia i jak będzie wyglądać nowa ozdoba naszego mebla. W pewnym momencie w salonie zjawił się Ben, którego przybycia chyba nie zauważył nikt oprócz mnie. Chwilę po nim po schodach zbiegł Eyeless Jack, który wpadł oczywiście na Bena i wylał na niego całą zawartość swojego drinka.
-Uważaj trochę! I co to w ogóle za świństwo?!-zawołał wkurzony Ben.
-Wybacz, nie zauważyłem cię. I jesteś mi winny drinka-odparł Jack.
-Zapomniałeś dodać "krasnalu". "Nie zauważyłem cię, krasnalu"-pewnie tak chciałeś powiedzieć? Spadaj i mnie nie denerwuj-powiedział Ben, posyłając Jack'owi wściekłe spojrzenie. Zaraz potem chłopak odwrócił się i podszedł do kanapy, na której usiadł. Jack rzucił mu wściekłe spojrzenie, a ja już nie wytrzymałem i zacząłem się śmiać. Jason posłał mi zdziwione spojrzenie, co jeszcze bardziej mnie rozbawiło. Po chwili kilka innych osób zaczęło się śmiać. Ben jedynie westchnął, co jeszcze bardziej mnie rozbawiło, i sięgnął po coś do wypicia.
-Ben, może przyniósłbyś jakąś grę?-zasugerował nagle Masky.
-Lecę!-zawołał chłopak, po czym tak szybko pobiegł do swojego pokoju, że naprawdę miałem wrażenie, iż do niego poleciał. Po chwili wrócił z jakąś grą.
-Ta jest zupełnie nowa, ale może w nią grać wiele osób-powiedział, po czym zaczął ją podłączać.
~Time skip~
Kobieta otworzyła drzwi i weszła do środka, niosąc zakupy.
-Już jestem!-zawołała, po czym weszła do salonu, aby przejść przez niego do kuchni. Wrzasnęła w niebogłosy, gdy ujrzała moje dzieło. Podbiegła do syna, a potem do męża. Cały czas wrzeszczała, ale ja nie byłam w stanie jej zrozumieć. W końcu kobieta dopadła do telefonu i zadzwoniła na policję. Rozmowa zajęła jej kilka minut, podczas których naprawdę dobrze się trzymała. Po odłożeniu słuchawki przypomniała sobie wreszcie, że ma jeszcze jedną córkę. Zaczęła się kierować w stronę schodów prowadzących na górę, gdzie znajdował się jej pokój. Cały czas krzyczała też imię dziewczyny. Wtedy w końcu wyszłam z ukrycia i szybko pociągnęłam ją z powrotem do tyłu. Moje pazury podarły jej ubranie. Kobieta z przerażeniem wymalowanym na twarzy odwróciła się. Pewnie wystraszyła się jeszcze bardziej, kiedy nikogo za sobą nie zobaczyła. W końcu jednak postanowiłam się ujawnić. Kobieta otworzyła szeroko usta i...nic. Nawet nie zaczęła krzyczeć, co bardzo mnie zdziwiło. Pomyślałam nawet, że od razu umarła ze strachu, ale jej klatka piersiowa nadal unosiła się i opadała, więc musiała żyć.
-Czas na zabawę-powiedziałam, licząc na to, że mimo wszystko kobieta będzie zabawna. Nagle moja nowa zabawka wstała i biegiem rzuciła się ku drzwiom.
-Nie tak szybko-powiedziałam z uśmiechem, kiedy teleportowałam się tuż przed nią. Kobieta zatrzymała się.
-Czego ode mnie chcesz? Czego od nas chcesz?-zapytała, cofając się o kilka kroków.
-Jakich "nas"? Tutaj nie ma już nikogo oprócz ciebie i mnie. Znaczy, jeśli mowa o osobach żywych-odparłam, po czym zaśmiałam się.
-Jak to? Ty...
-Tak, ja-odparłam i uśmiechnęłam się jeszcze szerzej. Nagle, ku mojemu zdziwieniu, kobieta chwyciła stojącą na stoliku nocną lampkę i rzuciła się na mnie. W porę zrobiłam unik. Kobieta przeleciała obok mnie, a ja zatopiłam pazury w jej plecach. Wrzasnęła i upadła na podłogę. Spróbowała wstać, ale nie udało się jej. Powtórzyła to jeszcze kilka razy, za każdym razem z takim samym rezultatem. Roześmiałam się, widząc jej minę po tym, jak dotarło do niej, że uszkodziłam jej rdzeń kręgowy i nie może chodzić. Mogła za to nadal się czołgać, więc zaraz zaczęła kierować się w stronę drzwi. Zapewne liczyła na to, że tego nie zauważę, zbyt rozbawiona swoimi dotychczasowymi działaniami. Ja jednak pochyliłam się lekko i wyplułam na dłoń kilka gwoździ. W mojej drugiej ręce pojawił się młotek. Stanęłam nad kobietą i przybiłam do podłogi obie jej dłonie. Moja zabawka na zmianę płakała, błagała i groziła mi. Kiedy skończyłam, po prostu oddaliłam się, znikając z jej pola widzenia. Byłam ciekawa, czy kobieta będzie jeszcze próbowała się uwolnić. Usiadłam na schodach, skąd miałam na wszystko idealny widok. Przez długi czas nic się nie działo, aż w końcu kobieta poruszyła się. Zauważyłam, że próbowała ponownie ruszyć nogami, ale znowu jej nie wyszło. Zaczęła więc starać się uwolnić jedną z dłoni. Widok był naprawdę przekomiczny i w końcu nie wytrzymałam. Zaczęłam obłąkańczo chichotać, stając z powrotem nad moją zabawką.
-Ja ci pomogę-powiedziałam z uśmiechem, po czym złapałam ją za rękę i po prostu oderwałam ją od podłogi. Kobieta wrzasnęła, podczas gdy z dziury w jej ręce buchnął świeży potok krwi. Nagle mój wzrok spoczął na lampce nocnej, która rozwaliła się, kiedy moja zabawka upuściła ją na podłogę. Sięgnęłam po nią i wyjęłam żarówkę, która jakimś cudem była cała. Roztrzaskałam ją o podłogę, po czym wybrałam kilka kawałków szkła.
-Miło było widzieć-powiedziałam, po czym wepchnęłam jeden z odłamków w jej oko. Kobieta wrzasnęła i złapała mnie za rękę zakrwawioną dłonią. Nie zważając na to, tak samo postąpiłam z jej drugim okiem. Potem podniosłam się. Chwilę później stałam nad kobietą, trzymając w rękach swoją piłę. Uruchomiłam ją, po czym odcięłam kobiecie dłoń, którą wcześniej starała się mnie powstrzymać przed okaleczeniem jej. Potem ucięłam jej całą drugą rękę, jedną nogę w kolanie, a na sam koniec kilka razy cięłam ją przez brzuch. Przez cały ten czas zaśmiewałam się w niebogłosy. Zabawę przerwał mi jednak dźwięk czyiś szybkich kroków. Wielu szybkich kroków. Czym prędzej z powrotem stałam się niewidzialna akurat w chwili, kiedy do środka mieszkania wpadło kilku policjantów.
~~~~****~~~~
Rozdziały miały być w soboty, ale stwierdziłam, że jak dam radę to będę coś wrzucać też i w tygodniu. Tak więc mogę jeszcze dodać, że cały czas zbliżamy się do prawdziwej akcji, ale jeszcze trochę czasu minie, nim państwo LJ się spotkają. (Dobra, nie piszę więcej, bo zaraz coś zaspoileruję, znając mnie XD).
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro