Epilog
Laura już od dobrych kilku minut wpatrywała się drzwi, nie mając odwagi ich otworzyć. I pomyśleć, że od samego początku tego pragnęła. Jednak z czasem wizja powrotu się od niej stosunkowo oddalała. Płomyk nadziei przygasł, a ona zdążyła się przyzwyczaić do sytuacji. A teraz tak po prostu tutaj stała. To było coś niesamowitego i za razem nie realnego. Chwila, na którą tak czekała właśnie nastała, lecz jej zabrakło odwagi. Nie dało się opisać uczuć jakie czuła. Ogromna radość rozpierała ją od środka, ale i stres. Bała się. Nie miała pojęcia, jak wytłumaczyć swoją nieobecność, a tym bardziej powiedzieć o mutacji i innych rzeczach.
— Co strach cię obleciał?
Prychnął rozbawiony jej zachowaniem Logan, który opierał się o ganek ze skrzyżowanymi rękami. Po części rozumiał jej zachowanie. Powrót do normalności to nie łatwa rzecz, lecz miał już dość tego stania. Dlatego, kiedy nie uzyskał od niej odpowiedzi, postanowił wziąć sprawy w swoje ręce.
— Pozwól, że ci pomogę.
I nim blondynka zdążyła jakkolwiek zareagować, mężczyzna nacisnął dzwonek. Laura popatrzyła na niego ze złością, na co on się zaśmiał.
— Sama byś tu do zimy stała.
Skubany miał rację. Nie miała pojęcia, czy była by w stanie w końcu wykonać pierwszy krok. Charakterystyczny dźwięk rozszedł się po domu, a chwilę później usłyszała ciche krzątanie. Teraz nie było już odwrotu. Przerażona spojrzała na drzwi, za których coraz wyraźniej dudniły leniwie stawiane kroki. Czuła jak wali jej serce. Oddech uwiązł w gardle, kiedy ktoś chwycił za klamkę. Zdążyła szybko zetknąć na poważną minę likantropa nim drewniana powłoka się otworzyła, a za niej wyłoniła się znajoma postać.
Strach. Szok. Radość. Stres. Takie uczucia zawładnęły jej ciałem, kiedy spojrzała w jej ciemne, zmęczone oczy, w których dojrzała podobne emocje. Laura nabrała powietrza, czując dreszcz przebiegający po plecach. Pod powiekami mocno zapiekło, kiedy usta opuścił drżący szept:
— Wróciłam, mamo.
Za wszystkie łzy ślepego szczęścia
porozbijane serce, krwawe rany
w każdą ciemną noc
Za wszystkie dni bez chwili ciepła
Życie hartuje nas co dnia
A czary są tylko na pomoc
Rok później.
Na ciemnym niebie migotały tysiące rozmaitych gwiazd, które tworzyły zawiłe konstelacje. W Beacon Hills nigdy nie było tak wesoło, jak tej nocy. Odkąd Alice uciekła pozostawiła po sobie jedynie wspomnienie podobnie, jak ośrodek Oven X, który został zamknięty. Można było rzec, że wszystko zaczynało wracać do normy, pytanie tylko na jak długo?
Pod rozłożystym dębem stała drobnej budowy dziewczyna, wpatrująca się w krajobraz niczym zaczarowana. Bowiem nigdy nawet by nie przyszło jej na myśl być tutaj. W miejscu, gdzie losy kilku nastolatków odegrały znaczącą rolę.
Po tym, jak umarł Scott oaza przestała istnieć. Między uzdolnionymi a mieszkańcami zapanował pokój. Jednak każda wojna niosła za sobą ofiary i tak też było w tym przypadku. Może i w pewnym stopniu udało jej się naprawić ten zgniły świat stworzony przez Cooper, lecz i również zniszczyła siebie, próbując uratować innych.
Człowiek pozbiera się ze wszystkiego, ale nigdy nie będzie już taki sam, ponieważ gdzieś w głębi serca ostanie się odłamek, który będzie nam przypominał, że w każdej chwili możemy wszystko stracić, co dla nas najcenniejsze.
Lauta sraciła ponownie tatę, ale tym razem już bezpowrotnie. Nie powiedziała mamie, że go spotkała. Czuła się okropnie, że to przed nią zataiła, ale zrobiła to dla jej dobra. Widziała ile kosztowało ją, aby pozbierać się po jego odejściu. Informacja o śmierci Thomasa by ją nie tylko znów załamała, ale i zniszczyła. A nie chciała i stracić jej. Samo tłumaczenie mutacji było bardzo ciężkie i trudne. I chociaż minął rok, to Tamara dalej jej pilnowała i dzwoniła często, kiedy oznajmiała jej, że gdzieś wychodzi. Bała się o córkę i tyle. Na ogromny plus zasługuje to, że zaakceptowała jej odmienność. Nadal wątpiła i momentami nie wierzyła, ale nie robiła wyrzutów. Zdążały się tylko małe sprzeczki, ale to chyba jak w każdej rodzinie. Różnica poglądów, jak to mówią.
— Kocham cię, córeczko — wychrypiał, zamykając oczy.
Po bladym policzku spłynęła samotna łza, którą szybko starła na samo wspomnienie o nim. Mimo że minęło sporo czasu, nadal miała do siebie żal za to, że tamtego dnia nie potrafiła go obronić. Thomas oddał życie, aby ona mogła żyć. W klatce ścisnęło, a gorycz zalała jej serce. Złość wypełniła ją od środka, burząc cały spokój. Zaciskając dłonie w pięści, poczuła pulsowanie w kostkach, a po chwili rwący ból. Tęczówki zabarwiły się na fiolet, kiedy ostrza przebiły jasną skórę. Oddychała głośno, patrząc na krew spływającą po jej dłoniach. Przymknęła powieki, przełykając ślinę, a w głowie miała tylko jedną myśl - zemstę. Moment, w którym odpłaci się kobiecie, która swoją chciwością przysporzyła jej tyle cierpienia.
— Schowaj szpony.
Wzdrygnęła się, wyrwana z transu. Otworzyła raptownie oczy, spoglądając w bok. Westchnęła, napotykając znajomą twarz mężczyzny, który cierpliwe czekał, aż wykona jego polecenie.
— No już. — ponaglił ją, unosząc sugestywnie brew.
Dziewczyna prychnęła, zaciskając zęby. Nie chciała go słuchać, ale i również się z nim kłócić, dlatego z grymasem spełniała jego prośbę. Uniosła brwi i zakładając ramiona na klatce piersiowej, odparła z ironią:
— Zadowolony?
Logan pokręcił głową, uśmiechając się krzywo. Bawiło go jej zdenerwowanie. Zirytowana blondynka, odwróciła się od niego, mówiąc z niechęcią:
— Czego chcesz?
Brunet jedynie wzruszył ramionami. Sam nie mając pojęcia, po co w ogóle tutaj przyszedł. Być może znudziło mu się świętowanie i chciał odetchnąć lub też zwyczajnie chciał z nią posiedzieć.
— Sam nie wiem — oznajmił, na co ona prychnęła, kręcąc głową. — Możemy pogadać w sumie. — potarł się po karku, lekko zakłopotany.
— Sory, ale nie mam ochoty na rozmowy.
Gadanie o swoich problemach było ostatnim, czego teraz pragnęła. Przyszła tutaj z nadzieją, że choć na chwilę przestanie myśleć o swoim tacie, lecz na próżno. Ktoś znów musiał poruszyć ten temat. Przymknęła powieki, wciągając wilgotne powietrze. Jego charakterystyczny zapach nieco ją uspokoił. Wpatrywała się w niebo, mając złudne wrażenie, że ten cały mrok ją żywcem pochłania.
— Odkąd odkryłam, że jestem mutantem — powiedziała nagle, czym zwróciła jego uwagę. — zastanawiałam się, co by było gdybym tutaj nie przyjechała.
West skupił się na profilu jej twarzy, przez który przeminął grymas smutku, a jej dalsze słowa utwierdziły go w przekonaniu, że Laura nadal nie pogodziła się ze stratą.
— Teraz wiem, że wszystko potoczyłoby się inaczej. Może mój tata by żył.
Zacisnęła pięści, czując żal. Nie potrafiła sobie odpuścić. Na siłę doszukiwała się wytłumaczeń i myśli "co by było gdyby", tuszując tym samym bolesną prawdę. Nie akceptowała jej, podobnie jak swoich mocy. Może i były przydatne, ale to właśnie przez nie Alice się nią zainteresowała. Jednak mleko się rozlało. Musiała teraz sprostać konsekwencjom jakie niosło za sobą bycie mutantem.
Logan zacisnął szczękę, dostrzegając jej szkliste oczy, które łamały mu serce. Nie potrafił jej pocieszyć, nikogo nie umiał, ale chciał spróbować. Choć odrobinę złagodzić męki. Ale nie umiał.
— Nie wiesz tego — szepnął, czym wywołał u niej westchnienie. — Poza tym nie poznałabyś mnie. — uniósł dumnie podbródek, lecz ona jedynie prychnęła. — Trzeba myśleć pozytywnie.
Sturchnął ją w ramię, na co blondynka wywróciła oczami. Odczuła lekką irytację jego zachowaniem. Słabymi tekstami starał się poprawić jej humor, ale tylko ją denerwował. Nie lubiła się nikomu żalić ani słuchać pocieszenia, ponieważ to bolało podwójnie, a ona nie była już dzieckiem, aby wierzyć, że wszystko będzie dobrze. Cat wyjechała, została sama. Oczywiście, była jeszcze ciocia Renata, mama i Logan, którzy ją wspierali, ale to nie to samo. Do Firmans miała zaufanie, a pewnych rzeczy nie chciała mówić wspomnianej trójce, ponieważ mogliby to źle odebrać. Nie to, że była niewdzięczna. Broń boże!
Dziękowała im za okazane wsparcie i troskę, ale po prostu miała dość już ciągłego powtarzania, że musi się otrząsnąć i zaakceptować swoją odmienność. Świadomość, że to właśnie przez tę nieznośną mutacje straciła ojca, wywołała u niej nie tylko wyrzuty sumienia, ale i nienawiść. Nienawiść do Alice Cooper i samej siebie. Czasami miała myśli, że jednak było by lepiej, gdyby nie przeżyła tego eksperymentu. Na samo jego wspomnienie dostawała dreszczy. Za każdym razem, gdy wysuwała szpony czuła ból. Ból i żal, a w głowie przelatywały okropne wydarzenia.
— Mówili, że jesteśmy dziełem Boga, który obdarzył każdego z nas cząstką swojej mocy, lecz nikt nie wziął pod uwagę tego, że tak naprawdę możemy być jego błędem, który należy naprawić.
West skrzywił się na jej słowa. Wiedział, że Laura się bała i miała do tego powód. Cooper zasiała ziarno nienawiści i trzeba było się liczyć z tym, że zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie chciał pozbyć się takich, jak oni. Jednakże nie potrafił uszanować tego, że za całe to zło obwiniała samą siebie. Zadał sobie także sprawę, że cała ta chora sytuacja po prostu ją przerosła. Śmierć taty. Mutacja. Moce. Szkoła. Utrata przyjaciół. To było zbyt wiele, jak dla młodej kobiety. Ludzie w jej wieku powinni się cieszyć życiem, a nie walczyć o przetrwanie. Zauważając jej skrzywdzony wzrok, poczuł się winny. W końcu gdyby nie poznał Alice, może nie doszło by do tego. Oni by się nigdy nie spotkali, a jej tata by żył. Westchnął, wiedząc że już nic nie zmieni. Chociaż nie było słów, które złagodziły by ból. Potrzeba czynów, a nie płytkich zdań.
— Nie mów tak — delikatnie złapał ją na podbródek, odwracając do siebie. — Każdy jest inny, ale na swój sposób wyjątkowy. A ty zawsze byłaś i będziesz wyjątkowa — przybliżył się do niej, na co zadrżała, spinając ciało. — wręcz niezwykła. — dodał z czułością, patrząc w jej oczy, w których widział teraz zagubienie.
Laura otworzyła usta, odsuwając się od niego. Nie miała pojęcia, jak powinna skomentować jego wypowiedź. Z jednej strony była zaskoczona, a z drugiej zrobiło jej się lepiej, wiedząc, że dla kogoś była w pewnym stopniu ważna.
— Dlaczego tak mówisz? — szepnęła po krótkim namyśle, wlepiając w niego swoje ciekawskie spojrzenie.
West zagryzł wargę, myśląc nad odpowiedzią. Nie chciał jej bardziej zranić ani zniszczyć tej piękniej chwili.
— Bo cię polubiłem i szkoda by było, abyś teraz uciekła. — odpowiedział z nutą ironii, na co jasnowłosa przewróciła oczami.
Mutant prychnął urażony, mając wrażenie, że go tym zlekceważyła. Nie lubił być ignorowany, ale w tym momencie postanowił puścić to koło uszu. Tymczasem Voliet patrzyła w jego ciemne oczy, dostrzegając ten specyficzny błysk. Ten sam, kiedy za każdym razem się z nią drażnił, lecz tym teraz nie było w nic z dokuczliwości. Aktualnie dostrzegła w nim cień zaufania, które oboje stopniowo budowali.
Przełknęła ślinę i oblizując usta, zebrała w sobie siłę, aby wydusić, tłoczące się w jej głowie, słowa. Od chwili poznania Logana miała go za twardziela, którego ciałem władały wyłącznie zwierzęce instynkty. Po części tak było, ale z każdym nowym dniem przekonywała się, że było trochę inaczej. Ten mężczyzna posiadał serce i duszę, które wystarczyło jedynie odrobinę zmotywować do działania.
— Masz okropny charakter, ale jesteś dobrym człowiekiem, Logan — wyszeptała cicho. — Pamiętaj o tym.
I odwróciła się od niego, nim zdążył wychwycić z jej oczu niechciane emocje. Logan otworzył usta zszokowany jej słowami, przez które jego serce zabiło mocniej. Gdzieś w głębi splątanych myśli coś błysnęło i sprawiło, że poczuł się jakoś lepiej. Spojrzał na blondynkę, która wpatrywała się w górę, chcąc jej odpowiedzieć, lecz ostatecznie zrezygnował i również wpatrywał się w gwiazdy. Nie miał pojęcia, jak powinien się zachować w obecnej chwili, dlatego wolał milczeć i spróbować opanować chaos w swojej głowie. Przez tyle lat zaciekle krył się za tyloma maskami, a tutaj nagle wystarczyło kilka trafnych słów, aby wszystkie opadły.
Nie ma już żadnych ról,
w których bym nie zagrał
Ich chwilę ciszy przerwały niespodziewanie huki fajerwerków, a za nimi kolejne. Laura wstrzymała oddech na miliony różnokolorowych barw rozpraszających się na czarnym niebie niczym brokat na papierze. Nastał nowy rok niosący poważne zmiany.
Logan zacisnął szczękę, biorąc głębszy wdech i zdobywając się wreszcie na odwagę, wykrztusił z siebie:
— Postaram się.
Jego obietnica sprawiła, że delikatny uśmiech zagościł na twarzy Voliet, a przyjemne ciepło rozlało się w środku. Zerknęła na niego i oblizując usta, wypowiedziała dokładnie te samo słowa, co wilkokrwisty rok temu.
— Trzymam cię za słowo.
I nim ich spojrzenia znów się skrzyżowały, obróciła głowę, podziwiając fajerwerki, pozostawiając Logana w lekkim osłupieniu. Mężczyzna zamrugał, mając uczucie deja vu. Wydawało mu się, że kiedyś już sam to powiedział, lecz wolał o to nie pytać.
— Ale ty masz spróbować zaakceptować siebie, dobra? — odezwał się po dłuższej chwili.
Voliet zacisnęła i rozluźniała pięści, biorąc głębszy oddech. Niby proste polecenie, ale niemalże niewykonalne dla niej. Mimo wszystko postanowiła spróbować. Skoro Logan dał radę pokazać, że ma serce, to i ona poradzi sobie ze swoimi demonami. A przynajmniej taką miała nadzieję.
— Nie obiecuje, ale spróbuję.
Jeden plan na życie
Nigdy nie umrzeć próbując
Zanim ta noc zgaśnie nic o tym nie mówiąc
Nie dać satysfakcji, tym co spiskują
ᴋᴏɴɪᴇᴄ ᴊᴇsᴛ ᴢᴀʟᴇᴡᴅᴡɪᴇ ᴘᴏᴄᴢąᴛᴋɪᴇᴍ...
ᴅʀᴜɢᴀ ᴄᴢᴇ̨śᴄ́ – „Umrzemy szczęśliwi” / ᵖʳᵉᵐⁱᵉʳᵃ 2021
༺ ♡ ༻༺ ♡ ༻
ᴘᴏᴅᴢɪᴇ̨ᴋᴏᴡᴀɴɪᴀ ❣︎
Wiem, że ta książka nie jest idealna i jeszcze czeka mnie wiele pracy. Wierzę, że z pomocą opinii od kilku recenzentek uda mi się poprawić wszelkie błędy i scalić ze sobą niektóre wątki. Jednak nim to nastąpi, chciałabym serdecznie podziękować wszystkim, którzy nie uciekli po pierwszym rozdziale i wytrwali ze mną do końca (zapewne łatwe to nie było). Mam nadzieję, że spodobała wam się choć odrobinę ta historia, którą postarałam się w miarę poprawnie zobrazować. Zdaję sobie sprawę, że wielu z was zapewne ma już dość, ale będzie mi miło, gdybyście jednak postanowili wpaść do drugiej części;)
Nie przetrzymuje już i pozdrawiam ciepło;)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro