- 15 -
Minęło kilka dni, odkąd Laura ukrywała się w domu wilkołaka, tylko dlatego, że nie miała odwagi spojrzeć matce w oczy. Zmartwiona Tamra poszła na policję w celu zgłoszenia całego zajścia, jak się można było domyślić, mundurowi wzięli sprawę zbyt poważnie. Już następnego dnia w mieście roiło się od zdjęć niebieskookiej, co niestety, przyciągnęło kłopoty.
Wpatrująca się w zarys krajobrazu za oknem, Laura rozmyślała nad swoim życiem. Nigdy nawet nie przyszło jej do głowy, że świat może się, aż tak przewrócić do góry nogami. Z dnia na dzień, jakaś wewnętrzna siła przyciągała ją do siebie, aby w końcu całkowicie pochłonąć.
Do jej uszu dotarł cichy szmer dobiegający z oddali, na który nie zwróciła zbytnio uwagi. Wyczuwając znajome perfumy, dokładnie wiedziała, kto za nim stał. Ciało nastolatki instynktownie pokryło się gęsią skórką, kiedy delikwent zajął miejsce po jej lewej. Nie mając odwagi spojrzeć mu w oczy, z jej ust wyrywało się ciche pytanie:
— Czego chcesz?
Najpierw słyszała ciche westchnienie, jakby jej rozmówca nie miał ochoty na żadną rozmowę lub też był tym wszystkim zmęczony. Jednak po kilku sekundach nastąpiło rozpoczęcie krótkiej wypowiedzi:
— Porozmawiać.
— Nie mamy o czym — zbyła go szybko.
— Ja myślę, że mamy — stwierdził, zakładając ręce na klatce piersiowej. — Wiem, że się boisz, ale zrozum, że uciekając, niczego nie naprawisz.
— Co ty możesz wiedzieć, co?
— Tak się składa, że wiem. Opowiem ci coś. Dawno temu, kiedy byłem małym chłopcem, nie wiedziałem, co to są zasady. Żyłem w mydlanej bańce, wiodąc szczęśliwe życie, jednak i ona kiedyś pękła.
Tutaj się zatrzymał, przypominając sobie te straszliwe wydarzenie. Sam nie wiedział, czy dobrze postępuje ujawniając jakąś część życia nieznajomej dziewczynie. Jednak chciał jakoś pokazać jej, że nie jest jedyną, którą dotknęły konsekwencje bycia mutantem. To, co chciał przekazać było strasznie trudne. Niby zwykła opowieść, ale wymagała naruszenia strupów dawnych ran. Czy był gotów to zrobić?
Nabrał powietrza. Blond włosa wyczuwając narastającą w nim niepewność, odwróciła się w jego kierunku.
— Pewnego dnia bawiłem się w ogrodzie. Pech chciał, że akurat wtedy nadeszła burza. Słyszałem krzyk mojej mamy, która błagała, żebym wszedł do domu, lecz ja głupi nie słuchałem, bawiłem się dalej. W pewnym momencie poczułem rozrywający ból w całym ciele i krzyk. Jak się później okazało jedna z błyskawic, uderzyła akurat prosto we mnie.
Siedemnastolatka wstrzymała oddech, dostrzegając, jak zaciska pięści. Zdała sobie sprawę, jak wiele sił kosztuje go opowiedzenie tej straszliwej historii. Instynktownie położyła mu niepewnie dłoń na ramieniu. Myślała, że mężczyzna się odsunie, lecz nie zrobił tego. Przymknął za to oczy i wziął kolejny wdech.
— Miałem wtedy zaledwie siedem lat i nie do końca wiedziałem, co się stało, lecz będąc w twoim wieku, zrozumiałem. Ja ją zabiłem. Pochłonąłem pieprzoną błyskawice, jak piorunochron, rozumiesz?! A moja matka po prostu zginęła!
Podskoczyła i zabrała dłoń wystraszona jego nagłym wybuchem. Logan spojrzał na nią. Miał zaszklone oczy, podobnie jak ona. Zacisnął jeszcze mocniej pięści, tak że zbielały mu kostki.
— Twierdzisz, że nie wiem, jak to jest być ściganym, odrzuconym przez świat i traktowanym jak zwykły śmieć? Mylisz się. Doskonale wiem, co to znaczy, gdy ludzie dowiedzieli się, kim jestem, zaczęli na mnie polować, jak na parszywe zwierze.
Voliet uchyliła usta, ale odebrało jej mowę. Nie miała pojęcia, jak skomentować to wszystko i czy w ogóle istniały jakieś słowa, aby ukoić jego ból. West oblizał usta, przypominając sobie obraz pewnej kobiety. Zaśmiał się sztucznie. Już się nie hamował. Miał dość tej niepewności i tajemnic. Zbyt długo dusił w sobie żal. I dziś nastał czas, aby wyrzucić go z siebie.
— Nie mam zamiaru Cię chronić na siłę, więc jeśli chcesz odejść, to po prostu to zrób. Ale nie daje gwarancji, że Alice cię nie dopadnie.
Odparł sucho, po czym wstał i ruszył w kierunku swojego pokoju. Voliet czuła się okropnie, bowiem osądziła tego człowieka, nie znając jego wcześniejszego życia. Uważała za kogoś, kto miał uczucia innych gdzieś, a tymczasem pod pancerzem brutala kryła się wrażliwość, która dziś się przed nią ujawniła.
— Logan? — spytała cicho, bojąc się jego reakcji.
West spojrzał na nią z bólem w oczach. Pierwszy raz widziała w nich szczerość i tyle cierpienia.
— Przepraszam. Ja nie wiedziałam — szepnęła.
— Daj spokój — mruknął.
Sumienie nie pozwalało jej tak po prostu tego olać. Nie teraz. Dlatego nie zwracając uwagi na sprzeczne sygnały, jakie wysyłał jej mózg, podbiegła do niego i złapała za dłoń, czym go lekko zaskoczyła.
— Jestem ci wdzięczna za pomoc. Nie pójdę. Nie mogę zostawić tak Cat, dlatego zostanę tutaj. Z wami.
I mocniej ścisnęła dłoń, przez co poczuła przyjemne iskry w całym ciele. Logan poczuł to samo, a jego oczy błysnęły błękitem, co uznał za znak ostrzegawczy, dlatego odsunął się od niej, puszczając jej rękę, by otworzyć sobie drzwi. Laura cofnęła się, kiedy on wszedł do swojego pokoju.
— Dobra, w takie razie trzymam za słowo.
Uchyliła usta, aby coś dodać, lecz ciemnowłosy zdążył zamknąć drzwi.
༺ ♡ ༻༺ ♡ ༻
Dwa dni później.
Panująca w miasteczku atmosfera nie wróżyła nic dobrego. Nikogo nie było na ulicach. Laura miała złe przeczucia i stojący obok niej wilkokrwisty również. Plan był bardzo prosty, ale ryzykowny. Jednak dla paru istotnych informacji warto było spróbować.
Zmysły wilkołaka działały na najwyższych obrotach, rejestrując najdrobniejszy szmer, wyczuwając czyjąś obecność, stanął przed blondynką w akcie obrony. Jego oczy przybrały barwę błękitu, gdy przed nimi pojawia się postać młodej dziewczyny ubranej w bordową sukienkę z motywem kwiatów. Na twarzy miała wymalowany strach. Ciało likantropa dalej było gotowe do jakiegokolwiek ataku. Nie znał jej, więc nie ufał.
— Clarie, wszystko w porządku?
Laura podeszła po niej, łapiąc ją delikatnie za ramiona.
— Jesteś strasznie blada — stwierdziła zaniepokojona.
Rudowłosa podniosła na nią zlękniony wzrok.
— Nie wiem jak, ale dowiedzieli się o nas nim wydobyliśmy informacje. Plan szlag trafił. Musimy stąd wiać. Mamy ogon.
— Co ty gadasz? Jak to nie macie informacji? Jaki ogon? — zapytała Voliet, nadstawiając uszy. Zaczynała się powoli bać.
Logan słysząc kroki, spojrzał za siebie. Jego ciało się spięło, widząc agentów.
— A niech to szlag! — warknął pod nosem West, błądząc wzrokiem za jakąś kryjówką.
Clarie ze strachem wymalowanym na twarzy schowała się za plecami Laury, którą zakrył ciałem likantrop. W napięciu czekał na najdrobniejszy atak z ich strony.
— Nie wychylajcie się. Załatwię to jakoś — nakazał dziewczynom.
Na czele grupy stał wysoki brunet, którego oczy przysłaniały okulary przeciwsłoneczne. Dobrze zbudowaną sylwetkę opinał czarny podkoszulek oraz tego samego koloru spodnie. Na jego twarzy pojawił się uśmiech na widok trójki mutantów.
— Proszę, kogo my tu mamy? — zaśmiał się, kiedy do nich podszedł. W tym czasie jego ludzie otoczyli ich. — Poddajcie się i tak nie macie dokąd uciec. — był pewny siebie.
Logan warknął ostrzegawczo, łypiąc na nich niebieskimi tęczówkami. Czuł, jak złość wypełnia jego ciało, motywując do walki, lecz musiał zachować spokój.
— Nie bądź tego taki pewny — odpyskował, wysuwając pazury. — Zawsze mogę cię po prostu zabić — zagroził, obnażając kły, na co żołnierze przeładowali broń.
— Spokojnie — zapewnił ich. — Jest nieszkodliwy. — uśmiechnął się złośliwie, czym tylko podsycił gniew mutanta, który zaciskał mocno szczękę.
Nagle jego wzrok padł na postać stojącą za nim. Zmrużył oczy, ktore się rozbłysnęły. Rozpoznał ją.
— No, proszę! — klasnął uradowany w dłonie. — Laura Voliet, miło cię w końcu poznać — ucieszył się, powodując głośne warczenie u wilka. — Alice będzie zadowolona — dodał z diabelskim uśmiechem, patrząc na swoją zdobycz. Laura słysząc jej imię, zbladła.
— Ani się waż ją tknąć!
Logan zawarczał nieprzyjemnie. Cienka granica oddziela go od pełnej przemiany. Dyszał ze złości.
— Inaczej zabiję! — syknął przez zęby.
— Dać mi ją! — rozkazał naczelnik, całkowicie ignorując wypowiedź bruneta.
Żołnierze ruszyli w jej stronę. Wilkołak chciał się na nich rzucić, gdyby nie przerażający krzyk. Upadł na ziemię, zaciskając zęby i zakrył uszy. Ból, jaki czuł był nie do opisania, jakby coś rozdzierało go od środka. Podobnie jak on na asfalcie znaleźli się inni.
Krzyk, jaki wydała z siebie Broke był zabójczy dla ludzi, ale nie dla mutantów, ich tylko chwilowo ogłuszał. Po paru minutach przestała, patrząc na nieprzytomnych ludzi. Zakręciło jej się w głowie i gdyby nie reakcja wilkołaka zapewne by upadła. Użycie mocy kosztowało ją sporo energii, ale było warto. Uratowali się. West wziął Clarie na ręce, szukając wzrokiem Laury. Stała nad naczelnikiem, przyglądając się jego twarzy.
— Chodźmy stąd — powiedział, stawiając delikatnie na ziemi rudowłosą, która zaczynała powoli dochodzić do siebie.
Szli w milczeniu, żadne nie miało ochoty rozmawiać. Logan zobaczył, ze Laura nacznie zboczyła ze ścieżki, wpatrzona w urządzenie. Zatrzymał się wraz z rudowłosą, która niechcący na niego wpadła.
— Gdzie ty idziesz? — zapytał, lecz nie uzyskał odpowiedzi. Poczuł lekką złość. — Zaczekaj tutaj — polecił Clarie, ruszając za jasnowłosą. Dogonił ją i łapiąc za nadgarstek, odwrócił do siebie. — Co ty do cholery wyprawiasz? — warknął.
— Wracam do domu — oznajmiła i chciała iść dalej, lecz West zagrodził jej drogę.
— Chyba żartujesz? — prychnął, zakładając ręce na piersi. — Czy ty w ogóle myślisz, co robisz? — warknął. — To może być pułapka — rzekł, ale blond włosa nadal próbowała go wyminąć, lecz nie pozwolił jej. — Koniec tego dobrego.
— Puść mnie. Wracam do domu! — warknęła, czując uścisk na ramionach.
— Durna. Jeśli tam pójdziesz, zginiesz — powiedział poważnym tonem, patrząc jej w oczy. — To zbyt niebezpieczne — Puścił ją i zrobił krok do przodu, lecz ona się odsunęła, na co pokręcił tylko głową z politowaniem. — Nie zachowuj się jak dziecko, pomyśl racjonalnie. Chodźmy do mnie, tam pomyślimy co zrobić i...
Nie dokończył, gdyż nastolatka mu przerwała:
— Teraz to ja ci coś powiem. Mam dość czekania. Mam prawo wrócić do domu. Nie zabronisz mi tego!
Naprawdę była wkurzona, ale nie tylko ona. Wyminęła go, idąc dalej.
— Martwa? — prychnął, wiedząc, że miał racje. Parzył spokojnie, jak się denerwuje.
Laura zatrzymała się, zaciskając pięści. Czuła jak oczy na moment przebłyskują fioletem.
— Skąd możesz to wiedzieć?! — podniosła głos.
— Dziecko, myślałem, że masz trochę rozumu — powiedział, udając zawiedzenie. — a tymczasem zachowujesz się jak rozpieszczona gówniara! — warknął, nie panując nad tym co mówił. Laura otworzyła usta zszokowana jego gwałtownością. — Masz gdzieś uczucia innych, liczą się tylko twoje problemy! — ryknął, czując, że powoli traci kontrolę. Jego oczy płonęły jadowicie niebieskim odcieniem. — Jesteś egoistką, zakompleksioną hipokrytką! Słabą dziewczynką, która myśli, że wszystko jej wolno! Nie jesteś pieprzonym pępekiem świata! — wysyczał jej w twarz, czując ogromny gniew, który szybko wyparował, ustępując miejsca poczuciu winy, kiedy zauważył jej zaszklone oczy. Tym razem przegiął. — Laura, ja przepraszam....
— Nienawidzę cię! — powiedziała przez zaciśnięte zęby. — Żałuje, że cię poznałam! — dodała z jadem, odchodząc.
Nie zatrzymywał jej. Stał tak kilka minut może więcej. Nie interesowało go to. Wiedział, że powiedział prawdę, ale i o kilka słów za dużo. Było za późno, żeby to naprawić. Czuł rosnący gniew w jego organizmie, zaciskając mocno pięści, ranił sobie skórę ostrymi pazurami, lecz miał to gdzieś. Pragnął nie czuć tego uczucia. Musiał się jakoś odstresować. Zagłuszyć te cholerne wyrzuty sumienia. Szybka, niezbyt przyjemna przemiana i długi, wyczerpujący bieg. Godzinę później wpadł do swojego domu, dysząc.
— Gdzie Laura?
Wilkołak nabrał powietrza i spojrzał na siedząca Cat. Cała złość momentalnie go opuściła. Nie miał pojęcia, co odpowiedzieć. A poczucie winy znów zżerało go od wewnątrz.
— Logan?
Z rozmyśleń wyrywał go głos brunetki. Unosząc głowę, napotykał jej zatroskany wzrok.
— Powiesz mi, co się stało? — spytała, podchodząc do niego bliżej.
Milczał, łapiąc oddech. Nie umiał wydobyć z siebie słowa. Przełknął ślinę, nabierając powietrza i wydusił z żalem:
— Nawaliłem, okey?!
༺ ♡ ༻༺ ♡ ༻
Idąca przyśpieszonym krokiem blondynka czuła wzbierający w niej smutek. Jęknęła podenerwowana, uderzając pięścią w pobliskie drzewo. Przeklęła pod nosem czując ogromny ból. Zapewne uszkodziła sobie nadgarstek, lecz miała to gdzieś. Kilka sekund później syknęła, kiedy kości się zrosły.
Słowa Logana ją zabolały. Doskonale wiedział, że tęskniła za mamą i wręcz nie mogła się doczekać spotkania z nią. A tym bardziej powrotu do domu. Nie potrafiła siedzieć na tyłku, kiedy jej rodzicielka zapewne odchodziła od zmysłów, szukając jej. Mimo wszystko musiała przyznać, że West miał odrobinę racji. Była tak skupiona na mamie, że zapominała o reszcie. Nawet o Cat.
Jej rozmyślenia przeszyły dźwięki wystrzałów. Zastygła w bezruchu, chłonąc każdy najdrobniejszy bodziec. Nastawiając uszy, zrozumiała, że strzały padły kilka metrów od niej. Kiedy zobaczyła furgonetki, miała stuprocentową pewność, że wpakowała się w niezłe bagno. Chciała uciec. Jednak, gdy nagle ujrzała go na polanie, zrozumiała, że zmysły jej nie oszukały. Mężczyzna stał tam. W wilczej formie patrzył wygłodniałym wzrokiem na jakąś kobietę. Laura kucnęła, podsłuchując ich rozmowę.
— Przyszedłeś! — pochwaliła zwierzę, stawiając krok do przodu, lecz mężczyźni zakryli ją swoimi ciałami. — Spokojnie. — uspokoiła ich — Nie zaatakuje, jest za słaby — dodała z uśmiechem, patrząc w oczy Henze'woi, który na jej komentarz warknął ostrzegawczo.
Po kilku sekundach na miejscu wilka pojawił się ciemnowłosy, którego tęczówki nadal świeciły czerwienią. Był zły na szatynkę, ale nie miał wyboru. Od niego zależała przyszłość reszty. Niespodziewanie jego nos wyczuł osobę, której się najmniej spodziewał w zaistniałej sytuacji.
— Laura?
Ciało dziewczyny oblał zimny pot. Była przerażona, kiedy oczy wszystkich skierowały się na nią. Widziała, jak ludzie Alice otoczyli wilkołaka. Ujrzała satysfakcję w jej oczach. Chciała się wycofać, ale nie mogła zostawić przyjaciela na pastwę losu. Była rozdarta, nie myślała logicznie kiedy wyszła ze swej kryjówki stając w oko w oko z Alice Cooper. Dopiero huk z broni uświadomił jej jakie głupstwo popełniła.
— No, proszę! — rzekła brunetka z uśmiechem, chowając pistolet. — Dwie pieczenie na jednym ogniu, a myślałam, że będzie trudniej. — zaśmiała się, kręcąc głową.
Voliet przełknęła ślinę, patrząc na Henze'a, który zaciskał szczękę. Był na nią zły, że tutaj przyszła.
— Brać ich!
Alice pstryknęła palcami, na co jej ludzie przystąpili do działania. Okrążyli dwójkę mutantów, czekając na atak z ich strony.
— Uciekaj! — krzyknął Henze, zmieniając się w wilczura.
— Nie zostawię cię! — powiedziała do niego, na co warknął. Przeklinał jej głupotę.
— Oo, jakie to urocze — skomentowała z fałszywym uśmiechem Cooper, lecz kiedy wilk rzucił się na agentów, dodała poważnie. — Łapać ich!
Laura przełknęła nerwowo ślinę, widząc zmierzających na nią uzbrojonych weteranów. Miała ochotę przywalić sobie w twarz za swoją głupotę. Była przerażona.
— Tchórzysz? — zapytała kpiąco Alice, widząc, jak dziewczyna się cofa. — Jesteś jeszcze słabsza, niż myślałam!
Laura poczuła uścisk w sercu. Ten sam kiedy Logan nazwał ją "rozpieszczoną gówniarą". Zrobiło jej się przykro. Poczuła, jak adrenalina zaczyna buzować w jej ciele. Cały smutek i żal zmieniły się w nienawiść do stojącej naprzeciw kobiety. Chęć zemsty przewyższała strach i zdrowy rozsądek. Skrzywiła się, czując, jak z jej dłoni wysuwają się kościste ostrza.
— Macie ją złapać! Żywą lub martwą!
Zauważyła szok w oczach Alice oraz chęć zdobycia unikatowego okazu do swojej kolekcji, jakim była nastolatka. Voliet przymknęła powieki, przypominając sobie lekcję samoobrony, jakiej uczył ją Logan. Skupiła się na zmyśle słuchu. Zdążyła wyczuć napastnika. Zrobiła błyskawiczny krok w bok, unikając spotkania z pięścią jednego z facetów. Wykonując cios łokciem w jego brzuch, powaliła go na ziemię. Odskoczyła w bok, kiedy ruszył na nią kolejny.
— Scott? — spytała, rozglądając się w panice, kiedy usłyszała skomlenie.
Odwracając się w prawo dostrzegła Alphę, który był teraz w ludzkiej formie. Na twarzy miał krew, która sączyła się z rozciętego łuku brwiowego. Ciuchy poszarpane, całe w piachu i szkarłatnej cieczy. Mężczyzna, zauważając ją, chciał coś krzyknąć, jednak mocy cios w brzuch mu w tym przeszkodził.
— Scott!? — krzyknęła przerażona, ruszając w jego stronę.
Nagły ból w prawej nodze jej w tym przeszkodził. Upadła na ziemię, zasysając głośno powietrze. Wiedziała, że za kilka minut rana się zrośnie, lecz musiała się obronić przed kolejnym atakiem. Przeturlała się po ziemi, unikając strzału. Z trudem podniosła się na czworaka, lecz ktoś kopnął ją w brzuch. Miała ochotę zwymiotować, czując niewyobrażalny ból w okolicy żeber. Nim zdążyła dojść do siebie, nadszedł kolejny cios, tym razem w twarz. Uderzając głową o twardą ziemię, nie potrafiła zaczerpnąć oddechu. Zaświtały jej mroczki. Płuca paliły ją żywym ogniem, a ból w klatce się znacznie powiększył. Ciepła ciecz spływała jej po twarzy, mieszając się z łzami, które drażniły drobne rany. Zacisnęła zęby, sycząc głośno, gdy jej ciało ponownie zaczęło się regenerować.
Była wyczerpana. Ne mogła się nawet poruszyć przez paraliżujący ją ból. Ostatkiem sił uchroniła się przed jednym z napastników, który na nią skoczył. Wystawiła ręce do góry, wsutek czego facet nabił się na jej szpony. Jęknęła głucho, gdy jego ciało przygniotło ją swoim ciężarem, ale również uratowało przed strzałami. Spychając z siebie bruneta, powoli się uleczała, ale nadal obraz był zamglony. Zamrużyła oczy, łapiąc się za brzuch, który dał o sobie znać. Dzięki temu uniknęła ciosu od jakiegoś blondyna. Zamachnęła się i na oślep machając szponami. Syknęła, czując, jak kula drasnęła ją w ramię. Spojrzała przed siebie, łypiąc fioletowymi oczami na dwóch żołnierzy, natomiast za sobą wyczuła obecność kolejnego. Nabrała powietrza, serce chciało jej wyskoczyć z piersi.
Miała dość, ale musiała się zmusić do ruchu. Zrobiła szybki obrót w tył, przecinając szponami po twarzy jednego z facetów. Zacisnęła zęby, robiąc przewrót do przodu, dzięki czemu uciekła przed strzałami. Szybko chwyciła leżącą na ziemi broń i rzuciła w nią w jednego z nich. Facet dostał w głowę. Mogła strzelić, ale potrafiła posługiwać się bronią. Poza tym nie umiała by zabić. Zranić w geście obrony tak, ale nie zabić. Otarła czoło i sapnęła zmęczona.
— Poddaj się albo go zabiję! — oznajmiła Alice, celując karabinem w ciemnowłosego.
W oczach Voliet pojawił się strach. Ich kolor wrócił do normy, kiedy zacisnęła pięści mocnej. Nie wiedziała, co zrobić. Była bezsilna. Zdana na siebie .
— Nie krzywdź go! — wrzasnęła, lecz kobieta walnęła go w twarz, wskutek czego upadł na ziemię. — Proszę!
— Laura, nie — wychrypiał likantrop, czując posmak krwi w ustach. Chciał coś dodać, ale dostał ponownie w głowę. Upadł ogłuszony, wydając cichy jęk bólu.
— Wybieraj. — rzekła stanowczo, przeładowując magazynek. Patrzyła z determinacją na dziewczynę. — Ty, czy on?
Voliet spojrzała zdesperowana w jego stronę. Nie mogła tak po prostu patrzeć jak cierpi. Zegar tykał, a ona czuła coraz bardziej ogarniające ją zdenerwowanie.
— Weź mnie — wydusiła z trudem. Słowa nie chciały jej przejść przez gardło, a ciało ogarnął lęk.
— Nie — szepnął zrozpaczony Scott, obserwując, jak dziewczyna chowa swoje szpony . Chciał jej pomóc, ale został unieruchomiony przez ludzi Cooper. Gorycz wypełniła jego serce. — Laura, nie rób tego! — krzyknął błagalnie, lecz cios w brzuch go uciszył. Wypluł krew, patrząc na blondynkę.
— Przepraszam — szepnęła ze skruchą, pozwalając się zakuć w kajdanki. Próbowała poruszyć dłońmi, lecz metal skutecznie uniemożliwiał jej jakikolwiek ruch. Była w potrzasku.
— Weź mnie, ją zostaw! — wierzgając na wszystkie strony, czuł wielki gniew jak i bezradność. — Weź mnie — powtórzył nieco słabiej, kiedy oberwał czymś metalowym w głowę. Przed oczami pojawiły mu się mroczki.
— Mądry wybór. Żadnych numerów, bo go zabiję. — zagroziła jej. — Weźcie ją do auta i pilnujcie. — rozkazała agentom, którzy chwycili dziewczynę brutalnie za ramiona.
— Laura! — wrzeszczał Scott, patrząc jak zostaje ona wsadzona siłą do samochodu. Zanim zamknęli stalowe drzwi, posłała mu przepraszające spojrzenie. — Zabiję cię, Cooper! — wysyczał przez zęby.
— Powodzenia! — zaśmiała się, znikając w terenowym dżipie.
— Przysięgam — dodał z zaciętością, zaciskając pięści. Nim pochłonęła go ciemność, zdążył zobaczyć, jak pojazdy opuszczają las.
Scott'owi trochę zajęło nim znalazł się przed drewnianym domkiem. Czuł niepokój związany z przyjściem, bał się, jak zareagują na wieści. Ignorując ból i rany, które zdążyły się częściowo zagoić, podszedł do drzwi. Nim zdążył zapukać, one się otworzyły, a w nich stanęła postać ciemnowłosego, który na jego widok zmarszczył brwi. West nie miał teraz humoru na pogawędki, musiał znaleźć Laurę. Łypnął na niego spod byka.
— Czego tu szukasz?
— Logan, posłuchaj...
Henze lekko się zachwiał, lecz utrzymał równowagę. Przełknął ślinę, czując ogarniający go lęk. Wiedział, że to, co zaraz powie go bardziej zezłości, ale musiał im powiedzieć. Bał się o jej życie. Chciał powiedzieć mu o dziewczynie, ale groźny warkot mu przeszkodził:
— To ty posłuchaj.
Logan chwycił go za koszulkę, tym samym przybliżając do siebie. Czuł złość, a obecność ciemnowłosego go tylko bardziej irytowała.
— Odkąd się tutaj zjawiłeś mamy przez ciebie same problemy — mówiąc, to dźgnął go palcem w pierś. Widział strach w jego oczach, ale mówił dalej. — Więc lepiej będzie, jak sobie pójdziesz
Puścił go, aby mógł zaczerpnąć powietrza, ponieważ uścisk West nie należał do najdelikatniejszych.
— Chciałbym, ale nie mogę — odparł zduszonym głosem czarnooki. Na te słowa mutant zacisnął szczękę. — Potrzebuje pomocy — wydusił ze skruchą, na co Logan się zaśmiał.
— Szukaj, gdzie indziej. Nie mam teraz czasu.
Zbył go, idąc do domu. Miał właśnie do niego wchodzić, gdyby nie słowa drugiego likantropa:
— Chodzi o Laurę.
West odwrócił się do niego, marszcząc brwi w geście niezrozumienia.
— O czym, ty mówisz? — spytał. W głębi serca poczuł uścisk. Martwił się.
— Wpadła w ręce Cooper — powiedział, a oczy bruneta się rozszerzyły.
— Co ty chrzanisz? — warknął, stając niebezpiecznie blisko niego. — Sama? — zmarszczył brwi, myśląc. — Skąd o tym wiesz i dlaczego jej nie pomogłeś? — zadał oskarżycielskie pytanie. W jego głowie zabrzmiały słowa Cat sprzed kilku dni.Patrząc na Scota złożył wszystko w całość.Był wściekły. — Ty kanalio! — krzyknął, chwytając go ponownie za szyję. — To o to chodziło z tym spotkaniem, tak? — patrzył, jak ofiara powoli zaczyna się dusić.
— Logan, to nie tak jak myślisz ... — powiedział przerażony Scott, próbując nabrać powietrza.
— Milcz! — ryknął, a jego oczy pokrył jadowity błękit. Nie zważając na jego tłumaczenia, przycisnął go do ziemi.
— Zapłacisz mi za to! — warknął nieprzyjemnie, uderzając faceta w twarz.
Puścił go, prostując się. Mierzył go z góry, jak łapczywie połyka tlen. Cofnął się, przemieniając w ogromnego basiora. Nie przejmując się stanem Henze'a, rzucił się na niego z pazurami.
Do uszu siedzącej na kanapie ciemnowłosej doszły głośne wrzaski, na które jej ciało automatycznie się spięło. Doznała szoku, kiedy usłyszała jęk przepełniony bólem. Zrywając się z miejsca jak poparzona, popędziła do drzwi. Zamarła.
Ogromny basior zacięcie kąsał równie dużego wilczura o barwie nocy, lecz ten drugi był znacznie słabszy. Z każdym ciosem przeciwnika upadał, a z jego ciała sączyła się obficie krew. Kiedy jego zbolałe spojrzenie spotkało się z jej piwnymi oczętami, wiedziała. To był Scott i potrzebował pomocy.
— Logan, przestań!
Wrzasnęła na tyle głośno, aby wystraszyć pobliskie ptaki. Jej tęczówki przybrały na moment czarny odcień, kiedy wspomniany spojrzał na nią z mordem w oczach.
— W tej chwili!
Używając mocy przejęła na moment kontrolę nad ciałem Logana. Sprawiła mu lekki ból. Wilczur zaskomlał i zrobił skok w kierunku Henze'a, lecz przeskoczył go, znikając w odmętach lasu.
— Scott! — krzyknęła rozpaczliwie, widząc, jak drugie zwierze upada na trawę.
Dookoła niego tworzyła się sporych rozmiarów kałuża szkarłatnej cieczy. Po chwili na zielonej murawie była jego postać. Jęcząc, próbował wstać, ale gdyby nie pomoc brunetki zapewne by mu się to nie udało. Przymykając oczy, chciał wyzbyć się jakiegokolwiek bólu, ale nie potrafił. Sumienie mu na to nie pozwalało.
— Trzeba to opatrzyć.
Po kilku minutach położyła go na kanapie i opatrzyła rany, kiedy udało się zatamować krwawienie, zadała pytanie:
— Dlaczego chcieliście się pozabijać? — mówiąc, to stanęła przed nim z założonymi rękami.
Mężczyzna, wzdychając, wiedział, że nie miał wyjścia. Musiał jej powiedzieć, czy tego chciał, czy nie, po prostu musiał. Był jej to winien.
— Logan się wściekł, jak mu powiedziałem, że Laura wpadła w ręce Cooper. — wychrypiał.
Doskonale wyczuwał emocje, jakie w tamtej chwili odczuwała Firmans. Jedną, z której tak bardzo chciał zrezygnować, był ból grający w parze ze smutkiem.
— Co? — zadała pytanie, będąc w niezłym szoku. — O czym, ty gadasz? — z wrażenia usiadła na pobliskim fotelu, biorąc twarz w dłonie. — To nie możliwe! — wplotła palce we włosy, przeczesując je nerwowo, spojrzała na Scott'a oczekując wyjaśnień.
— Oddała się w jej ręce — wyjaśnił, kaszląc krwią, na co oczy dziewczyny się rozszerzyły, a ciemne brwi się ściągnęły.
— Dobrowolnie? — spytała cicho. Czuła ogromny smutek, który ogarniał każdą cząstkę jej ciała. Nie mogła dopuścić do siebie tej wiadomości.
— Kiedy spotkałem się z Alice... — zaczął, jednak wrzask Cat mu przeszkodził.
— Że co zrobiłeś?! — Firmans była zła i smutna jednocześnie, co nie było zbyt dobrym połączeniem.
— Spotkałem się z Cooper — powtórzył, spuszczając głowę. — Nie miałem pojęcia, że Laura pójdzie za mną i zacznie mnie bronić. — wiedział, że jeszcze bardziej ją to zdenerwuje.
— To dlatego West chciał cię zabić? — zapytała, lecz ciemnowłosy milczał. Zirytowana podniosła głos, hamując cisnące do oczu łzy. — Odpowiedz!
— Tak.
Spojrzał w jej oczy, ale szybko pożałował, że się na to w ogóle odważył.
— Jak mogłeś? — zadała pytanie ze łzami brązowowłosa. — Dlaczego pozwoliłeś ją zabrać? — zaszlochała. Cały gniew nagle gdzieś wyparował, ustępując miejsca goryczy. Ból w sercu rósł, a jego milczenie nie polepszało sytuacji.
— Próbowałem, ale nie miałem z nimi szans — wyznał, odwracając wzrok. Nie mógł patrzeć jak płacze, bo wiedział, że to jego wina. — Przepraszam. — rzekł ze skruchą. Wyrzuty sumienia były nie do zniesienia. Chciał zniknąć.
༺ ♡ ༻༺ ♡ ༻
West w zawrotnej szybkości przemierzał las, chcąc wyładować emocje. Miał żal do Scotta, że dopuścił do tego, żeby Alice dorwała blondynkę, lecz czuł się po części winny. Gdyby na nią nie nakrzyczał, nie doszłoby do tego. Warknął żałośnie.
Płuca paliły go, a łapy domagały się odpoczynku podobnie, jak mięśnie wyjące ze zmęczenia. Słony pot drażnił niewielkie rany, ale ignorował, to czując, jak wspomnienia wracają. Przed oczami zaczynała pojawiać mu się drobna dziewczyna o włosach w kolorze jasnego złota. Każdy detal jej twarzy był taki realistyczny. Jej śmiech. Złość. Radość, bądź upartość. Brakowało mu tego. Znów chciał ją dotknąć, a nawet usłyszeć jej krzyki, kiedy nie pozwalał jej czegoś zrobić samodzielnie. Tak bardzo pragnął, aby wróciła. Do niego. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, jak bardzo mu na niej zaczynało zależeć. I zrozumiał to, kiedy ją stracił. Bał się tylko, żeby nie odeszła na zawsze. Nie chciał, aby kolejna niewinna dusza zapłaciła za jego dawne błędy.
Za mną już zło i wina
Sumienie krzyczy wybacz
Intencje złe na finał
Ich się nie zapomina
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro