❝ 013❞
Oven X, gabinet Cooper
Kobieta siedziała w swoim gabinecie, czekając na ważnego gościa. Od kilku lat skrupulatnie planowała, aby wreszcie dobrnąć do tego momentu. I chociaż wszystko miała już zaplanowane, to wolała się zabezpieczyć.
Była zbyt blisko, aby się wycofać.
Do jej uszu dobiegło pukanie, a kilka chwil później ukazała jej się postawna sylwetka bruneta. Widząc go, odparła zawiedziona, odchylając się na fotelu:
— Spóźniłeś się.
— Ta, wiem. Przyszedłem tylko po forsę. — rzucił niedbale, opierając się o futrynę.
— Tak się składa, że mam dla ciebie kolejne zlecenie.
Facet prychnął.
— Przyszedłem tylko po pieniądze.
Ciemnowłosa zaśmiała się, ale szybko spoważniała.
— Zapłacę podwójnie.
Łowca się uśmiechnął zainteresowany, krzyżując ramiona.
— Ciekawe... Mów dalej.
— Zlecenie polega na złapaniu pewnego mężczyzny, a dokładniej mutanta. Powiedzmy, że ma coś, co bardzo mnie interesuje — widząc jego szyderczy uśmiech, dodała. — Warunek: ma być żywy. Dasz radę, czy to zbyt dużo jak na twoje możliwości? — zapytała wyzywająco.
Mężczyzna zmierzył ją wzrokiem, prychając. Dla niego takie zadanie było łatwizną.
— Podaj mi imię.
Tym razem to ona się uśmiechnęła, wręczając mu teczkę.
— Scott Henze, wszystko masz w środku.
Uśmiech mu się znacznie poszerzył. Odebrał od niej akta, przelotnie je kartkując. Później to przejrzy.
— Odezwę się.
Kiwnął głową, wychodząc. Brunetka zmrużyła oczy, bijąc się z myślami. Nie tego oczekiwała, ale czas ją gonił, a łowca był dobry. Kiedy Alice Cooper została sama, zatarła ręce pewna swojej wygranej. Teraz zostało jej tylko przeprowadzić pomyślnie akcję.
༺ ♡ ༻༺ ♡ ༻
Zagłuszanie bólu powoduje, że wraca on ze zdwojoną siłą
West siedział na ganku, nie mogą się skupić. Zżerały go nerwy, z którymi nie potrafił sobie poradzić. Dawno zakopane uczucia zaczynały palić go od środka. Demony przeszłości wychodziły z mroku, siejąc spustoszenie w jego głowie.
Z trudem otwierał oczy, w które raziło go ostre światło. Jęknął, czując ból w całym ciele. Kaszlnął, próbując pozbyć się uczucia, które drażniło jego gardło. Popatrzył przed siebie, widząc zamglone, rozmyte plamy. Głosy były przytłumione. I chociaż chciał się ruszyć, to nie mógł, gdyż został przypięty do stalowej karty z uniesionymi nadgarstkami. Jego ciało było poobijane, całe w zadrapaniach i licznych ranach.
Wzdrygnął się, czując niespodziewany impuls w boku pod wpływem, którego zawył z bólu. Zacisnął szczękę, gdy uczucie się przybrało na sile. Ból był nie do opisania. Jakby ktoś przypalał go rozżarzonym węglem. Szarpał się, dusząc we własnym ciele. Nie mógł znieść tego dłużej. Ryknął przeraźliwie, kiedy kości zaczęły się łamać, a coś puszystego oplatać jego skórę.
Ciemność.
Zacisnął pieści, przymykając oczy, chcąc odrzucić od siebie te przykre obrazy. Wziął głęboki oddech. Kojąca woń sosen ukoiła częściowo jego cierpienie, ale nie na długo. Wstał, przemieniając się w ogromnego basiora, ruszył w las. Potrzebował wysiłku fizycznego, aby ulżyć swojej zniszczonej psychice.
༺ ♡ ༻༺ ♡ ༻
Grupa wyszkolonych żołnierzy stopniowo przecinała las, zbliżając się w kierunku swojego celu. Mieli zadnie do wypełnienia. Przyczajeni w gąszczu zajmowali przydzielone im wcześniej pozycje. Strategia była prosta: wkroczyć i zlikwidować. Bez zbędnych ofiar, po cichu wyłapać mutantów. Alice Cooper przebywała w specjalnym pomieszczeniu, skąd miała idealny podgląd na to co działo się na zewnątrz. Obserwowała uważnie, jak jej ludzie otaczają domostwo ze wszystkich stron. Przeładowując magazynki, czekali na rozkazy.
— Odział na pozycji. Cele są w środku, nie stwierdzono uzbrojenia.
Obróciła głowę w stronę postawnego szeregowca, po czym spojrzała na monitor.
— Mogą wkroczyć.
Na twarzy pojawił się lekki uśmiech, kiedy zauważyła jak żołnierze wkraczają na teren Scotta Henze'a, a następnie atakują oazę.
Zabawa rozpoczęta.
༺ ♡ ༻༺ ♡ ༻
Laura siedziała na tarasie, wpatrując się w rywalizujących ze sobą chłopaków, którzy grali w koszykówkę. Stłumiła śmiech, gdy Norbert zakurzył swoich kolegów, którzy chcieli odebrać mu piłkę, po czym wzbił się w powietrze, wrzucając ją do kosza.
— To się nie liczy! — krzyknął oburzony jego zachowaniem Michał.
Anioł wyszczerzył zęby, mając gdzieś jego słowa.
— Nikt nie mówił, że nie wolno mi latać.
Ciemnowłosy prychnął, krzyżując ręce. Jego kolega jedynie się zaśmiał, mówiąc wyzywająco:
— Przyznaj, że przegrałeś.
— Chciałbyś! — sarknął Asbey zaczynając kozłować od nowa piłkę.
Blondynka westchnęła, będąc już lekko znudzona ich docinkami, które słyszała od jakiejś godziny. Jednym uchem słuchała rozmowy swojej przyjaciółki z Roksaną, która opowiadała jej o planach na weekend. Jednak niezbyt się na nich koncentrowała, ponieważ w głowie nadal miała obraz tajemniczego mężczyzny.
Pomimo strachu czuła niepohamowaną fascynację względem jego osoby. Intrygowała ją jego historia, przecież nikt nie brał się z kapusty. Brunet musiał mieć jakąś rodzinę, dom, ukochane miasto; coś, za czym tęsknił. Nie wierzyła w plotki, że jest on bezwzględnym mordercą. W głębi duszy miała przeczucie, że jest w nim iskra dobroci, którą trzeba wydobyć. Niestety, miała związane ręce. Zbyt się bała, aby iść osobiście do niego i zapytać. Chciała, czy nie, lecz Logan West pozostawał zagadką nie do rozwiązania.
Wypuściła ciężko powietrze, opierając twarz na ręce. Przymykając powieki, skupiła się na szumie drzew, rozkoszując zapachem świerków. Słońce przyjemnie oświetlało jej skórę, którą co jakiś czas chłodził powiew wiatru. Na dworze panował lekki harmider, który dopełniał ćwierkot ptaków. Było spokojnie, tak dobrze. Ogarnął ją błogi stan euforii, który pozwolił jej się wyciszyć. Na sekundę odciąć od wszelkich kłopotów. Być gdzieś daleko od tego całego chaosu. Po raz pierwszy poczuła się szczęśliwa. Nareszcie miała przyjaciół.
Michał bieg uparcie w kierunku kosza, kiedy gwałtownie wypuścił piłkę. Jego skroń przeszył ból. Zacisnął szczękę. Obraz przed oczami stał się niewyraźny, a wszystko dookoła zwolniło, stało się przytłumione. Jedynce, co słyszał to pogłos łusek upadających na ziemię. Przerażony złapał się za głowę, chcąc wyciszyć dźwięki.
— Ej, stary, co z tobą? — zawołał zaniepokojony Parks.
Nie otrzymując reakcji, podszedł bliżej, lecz widząc jego matowe spojrzenie, niepewnie dotknął jego ramienia. Chłopak wzdrygnął się, gwałtownie wycofując w tył.
— Michał, wszystko dobrze? — zapytał, łapiąc go za bark.
W tym czasie dobiegły do nich dziewczyny, które zdziwiło nagłe przerwanie gry. Cat spojrzała na oszołomionego nastolatka, marszcząc brwi. Niebiesko włosa wymieniła krótkie spojrzenie z ciemnowłosą, po czym spytała:
— Co z nim?
— Nie mam pojęcia.
Skrzydlaty mutant wzruszył ramionami, potrząsając lekko kolegą. Ten jakby się otrząsnął i skupiając na nim swój rozbiegany wzrok, wyszeptał niezrozumiałe wyrazy:
— Słyszę łuski. Łuski one... są wszędzie....
Blondynka stojąca nieco dalej otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, lecz przerwał jej świst, a następnie brzęk tłuczonego szkła. Skuliła się jakby w obawie, że zostanie trafiona. Norbert zasłonił ich swoimi skrzydłami. Ciało Laury oblał zimny pot. Przełknęła nerwowo ślinę i obleciała przerażonym wzrokiem swoich przyjaciół.
Asbey przeklął głośno, czując złość, że nie zdążył ich ostrzec, lecz nie było czasu, aby wytykać sobie błędy. Ta minuta nieuwagi mogła być ich ostatnią, więc trzeba było działać racjonalnie i szybko, dlatego nie bacząc na ich zszokowane miny, krzyknął biegnąc przed siebie:
— Do domu, szybko!
Początkowo nie zrobili kroku, ponieważ strach doszczętnie ich sparaliżował, ale kiedy rozległo się kolejny huk. Nie czekali. Ruszyli za brunetem, modląc się o ratunek.
༺ ♡ ༻༺ ♡ ༻
Ciemny basior przecinał las w zawrotnej szybkości, płosząc wszelką zwierzynę. Niespodziewanie zahamował, słysząc odległy huk. Zjeżył sierść, wyczuwając dobrze znany zapach pomieszany z prochem. W mgnieniu oka skojarzył fakty, a w głowie pojawiła mu się tylko jedna myśl:
Dziewczyna.
Zerwał się raptownie, biegnąc ile sił, prosząc, żeby nie było za późno. Skręcił w bok, odbijając w skrót. Widząc w oddali urwisko, przyśpieszył. Kiedy znalazł się niebezpiecznie blisko krawędzi, nie bacząc na konsekwencje, po prostu skoczył, zmieniając postać na ludzką. Wiatr smagał jego ciało, gdy przelatywał nad rozpadliną niczym ptak.
Od brzegu dzieliło go zaledwie kilka centymetrów, lecz okazało się to zbyt dużo jak do pokonania. Przeklął, spadając nagle w dół. Na moment zatrzymało mu się serce, gdy dłońmi złapał za wystający konar. Odetchnął z ulgą i dźwigając się na rękach, dostał się na górę. Będąc na czworaka, dyszał ciężko. Nie mógł uwierzyć, że się udało. Wystarczył ułamek sekundy, żeby zginął.
Wtedy przypomniał sobie powód, dla którego zaryzykował. Łapiąc oddech, wstał, zmuszając się do kolejnej przemiany. Warknął, otrząsając futro, po czym ruszył przed siebie. Po raz pierwszy prócz determinacji poczuł strach. Niepewność chwyciła go w swoje macki, dając poczucie, że nie uda mu się dobiec na czas. Ryknął gardłowo, przyśpieszając. Nie pozwoli Cooper jej skrzywdzić.
Zrobił gwałtowny unik, kiedy jedna z kul przeleciało blisko niego. Wskutek swojego ruchu potknął się o korzeń, ryjąc pyskiem w ziemi. Warknął wściekły i potrząsając głową, wstał, otrzepując się z kurzu. Obnażył kły, rzucając się na snajpera, który rozpoczął ostrzał.
Potańczymy panowie?
Pomyślał, kiedy wgryzł się w kark mężczyzny, a za sobą wyczuł kolejnego. Warknął ostrzegawczo, kiedy poczuł ból w lewym ramieniu. Kilka chwili później walczył z uzbrojonymi żołnierzami.
༺ ♡ ༻༺ ♡ ༻
Laura wraz z innymi wpadła do środka, gdzie zapanował istny zamęt. Cat próbowała zlokalizować w skupisku rozbieganych nastolatków ciemną czuprynę. Udało jej się to po kilku minutach, gdy był wystarczająco blisko, spytała:
— Scott, co się dzieje?
Brunet westchnął, mówiąc:
— Wygląda to, że Cooper postanowiła wreszcie spełnić swoje groźby.
Ciemnowłosa przełknęła ślinę. Poczuła lęk, gdy mężczyzna zlustrował ich wzrokiem i zaczął wydawać polecenia:
— Norbert leć do szkoły i ostrzeż Lydię, żeby zebrała mutanty i uciekała. Myślę, że na oazie nie poprzestanie. — Miał na myśli szkołę.
Anioł spojrzał z wahaniem na przyjaciółki. Martwił się o nie.
— Na co, czekasz? Ruchy! — krzyknął zdenerwowany wilkołak.
Parks otrząsnął się i posyłając nastolatką pokrzepiające spojrzenie, pobiegł gdzieś.
— Fox? — zwrócił się spokojnie do przestraszonej dziewczyny. — Stwórz barierę, może to ograniczy jakoś ich strzały.
Niebiesko włosa nabrała powietrza, starając się opanować swoje przerażenie, lecz mimo strachu zabrała się do pracy. Za pomocą dłoni otoczyła dom przeźroczystą osłoną. Zacisnęła szczękę, czując opór. Ludzie Cooper próbowali się wedrzeć.
— Nie utrzymam ich zbyt długo! — powiedziała prędko, wkładając w utrzymanie wody znacznie więcej siły.
Scott zacisnął zęby, patrząc na ciemnowłosego.
— Michał znajdź Heyden i Jordana, i powiedz, że mają się natychmiast zjawić w salonie.
Chłopak jedynie przytaknął i wymijać dziewczyny zniknął w holu. Firmans spojrzała wyczekująco na bruneta, który jedynie ciężko westchnął. Bez słowa podszedł do szafy, którą odkluczył. Ciemnowłosa otworzyła z niedowierzaniem usta na widok różnorodnej amunicji.
— Po co ci to wszystko?
Mutant wzruszył ramionami.
— Można powiedzieć, że to taki rodzaj zabezpieczenia. Masz to i pilnuj Laury. — Mówiąc, to wepchnął w jej dłonie łuk, który z oporem przyjęła.
— Umiem o siebie zadbać. Nie jestem dzieckiem — wytknęła jasnowłosa.
— W to nie wątpię.
Henze prychnął, wciskając jej do ręki pęczek strzał. Uniosła zszokowana brwi i wymieniła zdezorientowane spojrzenie z przyjaciółką, która obserwowała, jak brunet rozdawał wszystkim broń. Zaniepokoiła się nieco, kiedy jako jedyny niczego nie zabrał.
— A co z tobą?
— Postaram się ich zatrzymać.
Nim zdążyła jakkolwiek zaprzeczyć została popchnięta razem z Voliet w kierunku korytarza. Wyrwała się, obracając do niego twarzą, krzycząc:
— Nie możesz!
Mężczyzna zacisnął szczękę, posyłając jej twarde spojrzenie. Wiedział, że miała rację, ale nie mógł pozwolić, aby jakiś mutant ucierpiał. Czuł się w obowiązku bronić swoich.
— Scott, błagam! Ona cię zabije! — histeryzowała brunetka.
Chwycił ją mocno za ramiona i spojrzał głęboko w oczy.
— Muszę. — rzekł poważnie. — Przykro mi, Cat. Uciekajcie, póki możecie.
Puścił ją, kiedy jej oczy się zaszkliły i zniknął za zakrętem. Animals przełknęła głośno ślinę, słysząc w oddali strzały, a później krzyki. Jej ciało pokryło się gęsią skórką, a żółć podeszła do gardła. Bała się o Henze'a jak jeszcze nigdy.
— Zginiemy, prawda?
Nabrała powietrza, słysząc szept blondynki, która była równie mocno sparaliżowana strachem, co ona. Cat zerknęła na nią ze zrozumieniem.
— Nie dopuszczę do tego. — obiecała, pilnując, aby jej głos brzmiał pewnie.
Laura uśmiechnęła się słabo, kiwając lekko głową. Firmans odwzajemniła gest, ciągnąc ją w kierunku jakiegoś pomieszczenia, gdzie przykleiła się do ściany, naciągając łuk. Wzdrygnęła się na nagły huk, a później usłyszała cichy pisk. Zerknęła ze współczuciem na jasnowłosą. I chociaż się bała, to postanowiła być silna. Dla Laury i rodziców.
W tym czasie Scott razem z innymi próbowali zatrzymać snajperów, którzy wdarli się do środka. Ciemnowłosy warknął gardłowo, odpychając od siebie faceta, wbijając mu nóż w bark, po czym uderzył go w twarz. Zerknął szybko w bok, robiąc unik przed kolejnym napastnikiem, lecz oberwał w ramię. Syknął, zaciskając zęby, spoglądając na ranę po kuli. Ta chwila nieuwagi kosztowała go cios w tył głowy.
Osunął się na kolana zamroczony, szukając wzrokiem swojej towarzyski, którą odnalazł kilka metrów dalej, walczyła z wysokim mulatem. Stracił z nią kontakt wskutek uderzenia w twarz. Głowa go rozbolała, a w ustach poczuł metaliczny posmak. Dotknął dłonią nosa, wyczuwając coś lepkiego.
Zdusił w sobie jęk, kiedy został kopnięty w brzuch. Zawarczał ostrzegawczo, wypluwając krew, kiedy zobaczył rozmazaną plamę. Zmrużył oczy, wyostrzając obraz. Zamarł, rozpoznając twarz.
Jego tęczówki momentalnie stały się iście czerwone. W ciele drastycznie wzrósł poziom adrenaliny. Zyskał na sile. Wysuwając błyskawicznie pazury, doskoczył do mężczyzny, który trzymał niebieskowłosą. Rzucił się na niego w tym samym momencie, w którym on wstrzyknął dziewczynie zawartość strzykawki. Jak się okazało, był to środek obezwładniający, dlatego Żywiołaczka osunęła się na ziemię. Nim zamknęła powieki, dostrzegła, jak wilkołak bierze zamach.
Mutant wpadł w amok, drapiąc pazurami klatkę snajpera. Nie mógł opanować swojego gniewu, kiedy dookoła widział poharatane ciała swoich uczniów.
Na litość boską, to były jeszcze dzieci!
Brutalnie zdarł mu z głowy przyłbicę, przyciskając go mocnej do podłoża. Agent zakrztusił się własną krwią, ochlapując nią bruneta, który warknął, zbliżając do niego swoje kły. Maleńkie kropelki szkarłatniej cieczy spływały po jego skórze, mieszając się z potem, który drażnił niewielkie rany, gdy szarpał i tak pokiereszowane ciało żołnierza. Nie zwracał uwagi na latające kule, bądź krzyki. Wszystko było jakby oddalone, zbyt słabe, aby przedrzeć się do jego głowy nabitej chęcią mordu. Pragnął wyładować wszelkie emocje, jakie w sobie dusił.
Kiedy miał zadać ostateczny cios, ich spojrzenia niespodziewanie się spotkały. Zatrzymał się, patrząc w przerażone oczy mężczyzny, w których przeważał ból. Nagle coś go tknęło. Jakaś cząstka ponownie się w nim obudziła, nakazując przestać. Nie chciał być potworem.
Wziął głęboki oddech i używając wszystkich swoich pokładów silnej woli, zostawił żołnierza na wpół żywego. Schował kły, wstając z brudnej podłogi w dużej mierze splamionej na bordowo. Dysząc, rozejrzała się dookoła, widząc upadających ludzi i walczących mutantów. Ruszył nogą, udeptując odłamki szkła. Wszystko, co zbudował w kilka sekund, obróciło się w ruinę. W powietrzu unosił się kurz, ale mimo to doskonale wyczuwał jej obecność.
— Zbierz ocalałych i ukryjcie się w bunkrze. — nakazał zachrypniętym głosem.
Obrócił się w tył, a jego oczom ukazała się postać dziewczyny, której ciało pokrywały liczne zadrapania, lecz dzięki swojej mutacji lepiej znosiła wzmożony wysiłek fizyczny, dlatego nadal trzymała się na nogach.
— A co z tobą? Jeśli zostaniesz, zginiesz. — odparła zmartwiona.
Widziała, jak prawie zamordował tego człowieka, ale doskonale wiedziała, że zrobił to, bo działał w obronie Roksany.
— Bez obaw. Wyjdę Cooper naprzeciw.— zakomunikował, kierując się do wyjścia, lecz zanim przekroczył próg, usłyszał jej głos:
— Nie wchodzi się do gniazda szerszeni tylko, dlatego, że jeden z nich cię ugryzł.
Brunet zacisnął usta w wąską linię.
— Nie przesadzaj. Cooper mnie nie zabije. Od początku chciała mnie żywego, a moja ucieczka pozwoli wam się ukryć. Zależy mi, aby mutanci byli bezpieczni, Heyden. — wytłumaczył. — Kupię wam czas.
Kiedy Henze zniknął jej z oczu, poczuła paniczny lęk. Miała obawy, że coś pójdzie nie tak. Zanim ruszyła w poszukiwaniu innych, szepnęła cicho z nadzieją, że ciemnowłosy ją usłyszy:
— Proszę, nie daj się zabić.
༺ ♡ ༻༺ ♡ ༻
Blondynka patrzyła z przerażeniem, jak jej przyjaciółka próbuje strzelić do zamaskowanych mężczyzn. Ręce jej się trzęsły, gdy podawała jej strzały, których zresztą zaczynało im brakować. Myślały, że to koniec, że ludzie Cooper ich zabiją, lecz niespodziewanie zaczęli się wycofywać. Laura spojrzała zaniepokojona na ciemnowłosą. Obie nie miały pojęcia, na co się przygotować. Kilkanaście minut później rozległ się potężny huk. Ostatkiem sił uciekły do jakiegoś pokoju, nim gwałtowna siła przygniotła ich do ziemi, wyciskając powietrze z płuc.
Voliet zadzwoniło w uszach, kiedy poniosła z trudem głowę i spojrzała zamglonym wzrokiem przed siebie. Kurz unosił się w powietrzu, drażniąc jej gałki oczne, które zaczęły szczypać. Kaszlnęła, chcąc pozbyć się nieprzyjemnego drapania w gardle. Przymknęła lekko powieki, czując pulsowanie w skroni, a chwilę później jakaś lepka ciecz skapnęła na podłogę. Dotknęła dłonią nosa i zmrużyła oczy z przerażeniem, stwierdzając, że była to krew. Nagle uświadomiła sobie, że nie była tutaj sama. Panicznie rozejrzała się dookoła. W oczach stanęły jej łzy, gdy dostrzegła w kącie zarys postaci.
— Cat! — zacharczała, lecz odpowiedziała jej cisz.
Z trudem się podniosła na rękach, chcąc do niej podejść, lecz zamarła słysząc dźwięk przeładowywanej broni, a chwilę później ujrzała oblicze lufy pistoletu na sobą. Wystarczył jeden moment, jedna chwila, aby zrozumiała, że była zdecydowanie zbyt blisko końca, żeby się wycofać. Jednak teraz pragnęła jedynie zniknąć.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro