❝ 011 ❞
Minęło kilka godzin, a mimo to ona nadal tam tkwiła. Wpatrzona w dal zastanawiała się, dlaczego akurat jej przyszło być mutantem?
Czy nie było lepszych kandydatów?
Henze powiedział na początku, że mutacje są dziedziczne, czy to znaczy, że w jej rodzinie był już ktoś taki?
W dodatku nie wiedziała jak zachować się przy mamie.
Powiedzieć jej czy zniknąć z miasta?
Miała spory mętlik.
— Jak się czujesz?
Wzdrygnęła się, słysząc pogodny głos przyjaciółki.
— Wybacz, nie chciałam cię przestraszyć.
Laura posłała jej słaby uśmiech, kiedy usiadła obok niej.
— Nad czym tak myślałaś?
Była ciekawa, co chodziło blondynce po głowie, lecz jej zapał odpadł, gdy usłyszała jej słowa:
— Zastanawiałam się, dlaczego ten cały Logan West mi pomógł.
Blond włosa zauważyła, że na dźwięk imienia mężczyzny jej ciało się spięło, a ona sama odwróciła wzrok.
Coś wiedziała.
— To prawda, co o nim mówią? No, wiesz, że jest... niebezpieczny?
Dziewczyna milczała, nie wiedząc jak dobrać słowa. Westchnęła, kiedy jednak postanowiła na szczerość:
— W większości mają rację.
Spojrzała jej w oczy, dodając:
— On nie jest dobrym człowiekiem, nie wiem, czy w ogóle jest jeszcze, choć w połowie człowiekiem. Owszem pomógł nam, ale ja mu nie ufam, Laura. Uwierz mi, lepiej go unikać.
Laura prychnęła. Powoli zaczynała mieć dość, że każdy zaczynał mówić to samo.
— Mówisz on nim jak o jakimś kryminaliście, który morduje noworodki. To zaczyna się robić chore.
Ciemnowłosa przekrzywiła głowę, patrząc nad nią zdystansowana. Nie rozumiała, dlaczego jej przyjaciółka broniła tego faceta, którego w ogóle nie znała.
— Laura, nie masz pojęcia, o kim mówisz. Nazywam go tak, ponieważ tak się zachowuje. Jest dupkiem. Poza tym, dlaczego go bronisz? — rzekła z wyrzutem.
Voliet ponownie prychnęła.
— Skoro tak uważasz, to dlaczego mnie do was przyniósł, hm? Gdyby był, jak to ujęłaś, dupkiem, to by mnie zostawił.
Cat westchnęła, mając już powoli dość tej konwersacji, która coraz bardziej zmierzała w złym kierunku.
— Jejku, nie wiem!
— Może jednak jest dobry?
— Wątpię. — stwierdziła stanowczo.
— Skąd ta pewność?
Jasnowłosa uniosła wyzywająco brwi, na co ona prychnęła.
— Laura, nie znasz go.
Tym razem nastolatka poczuła złość. Skrzyżowała ramiona, mówiąc sarkastycznie:
— A ty niby znasz?
— Nie, ale...
Nie pozwoliła jej dokończyć:
— Więc nie oceniaj!
Brunetka jęknęła z frustracji, zaciskając pięści. W uszach jej zadudniło, widziała plamki. Przymknęła powieki, biorąc głęboki oddech.
Musiała się opanować.
— Nie oceniam go, ale mówię tak, dlatego, że jesteś moją przyjaciółką. West jest dość... specyficzny, ale mieszka, w Beacon Hills dość długo, abym wiedziała, że nic nie robi za darmo. Owszem znalazł cię, ale nie wiesz, czy nie ma w tym jakiegoś celu.
Chwyciła ją za ramiona i patrząc głęboko w oczy, dodała dosadnie:
— Lepiej nie iść do paszczy lwa. Zaufaj mi i zostaw go w spokoju. Muszę iść, a ty przemyśl sobie to wszystko.
Puściła ją, wstając z zamiarem odejścia, ale przedtem jeszcze rzuciła:
— I błagam, nie rób głupot.
Laura zacisnęła usta w wąską linię. Słowa Cat ją zabolały. Nie powinna była jej tak traktować, lecz miała trochę racji. Może i Logan West jej zdaniem nie był typem spod ciemnej gwiazdy, ale wiedziała, że musiała na niego uważać.
Jej rozmyślenia przerwał gwar, który zapanował w środku. Obejrzała się przez ramię, dostrzegając jak salon się zapełnia. Oznaczało to, że rozpoczęły się zajęcia, które prowadził popołudniami Scott w celu szkolenia mutantów. Nie do końca rozumiała ten grafik, ponieważ dziś była sobota, ale zdążyła zauważyć, że tutaj nic nie było na tak, jak powinno. Parzyła na ludzi, dopóki nie usłyszała dźwięcznego głosu:
— Można?
Obróciła się przodem do osoby, która zadała pytanie. Jak się okazało, była to jej rówieśniczka z ogromnym uśmiechem na twarzy. Blondynka kiwnęła zgodnie z głową, na co nieznajoma usiadła na schodach.
— Dzięki.
Przez chwilę panowała niezręczna cisza, ale przerwało ją pogodne przywitanie:
— Jestem Roksana, a ty?
Laura spojrzała na nią zdziwiona, lecz odpowiedziała uprzejmie:
— Laura.
Oczy rozmówczyni błysnęły z ciekawością. Nim przemyślała słowa, to spytała nakręcona:
— Ta nowa mutantka, którą zaatakowała Liliana?
Widząc zmieszanie u blondynki, szybko się poprawiła:
— Och! Wybacz, nie powinnam pytać. Może lepiej już pójdę.
Zamierzała odejść, ale zatrzymał ją słaby głos Voliet, której zrobiło się głupio. Dziewczyna chciała tylko znaleźć wspólny język.
— W porządku, zostań, proszę.
Osiemnastolatka się uśmiechnęła, wracając na miejsce. Obie milczały, ciesząc się słońcem, które ogrzewało ich ciała. Blond włosa długo myślała, zanim odważyła się zapytać:
— Jesteś mutantką?
— Tak. Chcesz zobaczyć, jaką mam moc?
Młoda Voliet przez chwilę się wahała, ale ostatecznie przytaknęła głową. Ciekawość po raz kolejny wygrała. Patrzyła uważnie, jak nowo poznana przymyka lekko powieki. Skupiając się na otaczającym ją dobrobycie, uniosła dłoń do góry w poszukiwaniu konkretnego źródła. Uśmiechnęła się, znajdując to, czego szukała. Otworzyła oczy, które zmieniły kolor na jasny błękit.
Jasnowłosa zaniemówiła, kiedy na jej wyciągniętej ręce zaczęła skraplać się woda, tworząc maleńkie kryształy. Mutantka wykonała nieznany jej gest za sprawą, którego się połączyły. Przeistoczyły się w przepięknego motyla, który swoją eterycznością powalał na kolana.
Nie potrafiła oderwać od niego wzroku, kiedy latał dookoła niej. Chciała go dotknąć. Niestety, kiedy tylko jej palce tyknęły jego bladoniebieskich skrzydeł, owad rozprysł się niczym bańska mydlana. Lekko oszołomiona zamrugała. Nie wierzyła, że takie rzeczy są możliwe.
— To było niesamowite! — skomentowała oczarowana.
Odpowiedział jej stłumiony chichot.
— Dziękuje, ale to nic nadzwyczajnego. Kontroluję wodę, dlatego umiem zmieniać jej stan na trwalszy.
Laura pokiwała na znak zrozumienia.
— To, dlatego masz niebieskie włosy? — zapytała z zaciekawieniem.
Bała się, że nie powinna o to pytać. Spuściła wzrok na swoje dłonie speszona.
— Tak, to jeden z powodów mojej mutacji.
Blond włosa zmarszczyła brwi.
— A drugi?
Niebiesko włosa westchnęła, odwracając się profilem. Pytanie Laury wywołało u niej sprzeczne emocje. Obudziło dawno zapomniane wspomnienia.
༺ ♡ ༻༺ ♡ ༻
Mała dziewczynka zbierała muszelki, które wyrzucało, co jakiś na brzeg morze. Jej rozgrzane ciało chłodziła morska bryza. Niespodziewanie potknęła się. Pech chciał, że był akurat przypływ. Zaczęła się szamotać, krztusząc się wodą. Słyszał krzyki swoich rodziców, nim straciła kontakt z powietrzem. Dusiła się, próbując zaczerpnąć tlenu. Opadała z sił stopniowo, opadając na dno. Gardło paliło okropnie, sprawiając jej ból, obraz zaszedł mgłą. Powoli zamykała powieki.
Była na skraju utraty przytomności, kiedy zaczęło dziać się coś dziwnego. Skóra ją mrowiła, palce pulsowały. Nagle poczuła, jakby jakaś siła ciągnęła ją ku górze. Otworzyła raptownie oczy, będąc tuż po powierzchnią. Uchyliła lekko usta, bojąc się, że połknie słoną ciecz, lecz mogła oddychać. Była zbyt oszołomiona, aby zobaczyć, jak jej czarne włosy barwią się na jasno niebiesko. Zdążyła dotknąć stopami piasku i usłyszeć mamę, nim pochłonęła ją ciemność.
༺ ♡ ༻༺ ♡ ༻
Laura zaniepokoiła się, kiedy dziewczyna zbyt długo milczała. Widząc jej matowe spojrzenie, niepewnie dotknęła jej ramienia, pytając:
— Wszystko dobrze?
Roksana się wzdrygnęła. Zamrugała, przywołując się do porządku.
— Wybacz, nie powinnam o to pytać. — rzekła skruszona Voliet.
Fok spojrzała na nią, unosząc kącik ust, po czym odparła ciepłym tonem:
— Spokojnie — zapewniła ją. — Po prostu... Kiedy byłam mała, prawie utonęłam. Myślałam, że umarłam.... Nagle poczułam, jak jakaś siła pcha mnie na powierzchnię, później zemdlałam. Obudziłam się w szpitalu. Z krwi wyszło, że mam jakiś błąd w budowie chromosomów, ale lekarze nie wiedzieli, że to wynik mutacji. Wróciłam do domu, a wtedy się wszystko zaczęło... Odczuwałam ogromną więź z wodą podczas najprostszych czynności, ale to nie koniec... Kiedy jej dotykałam, ona zmieniała kierunek, jakby mnie... słuchała. Razem z rodzicami byliśmy przerażeni.
Blondynce ścisnęło się gardło, wyobrażając sobie, przez co musiała przejść nastolatka.
— To musiało być straszne. — Współczuła jej.
— Było, dopóki nie poznałam Scotta Henze'a, który zaproponował nam pomoc.
— I spróbowałaś?
Żywiołaczka prychnęła, na co nastolatka zmarszczyła czoło.
— Uciekłam z domu.
— Udało się? — palnęła głupio Voliet.
— Nie, ponieważ zapomniałam, że rodzice, zamykając na noc drzwi. Byłam zmuszona wyjechać i uczyć się autokontroli. Na początku było fajnie, ale z po kilku niepowodzeniach chciałam do domu. Wtedy Scott uświadomił mi, że nie powinnam się poddawać. Zrozumiałam, że musiałam walczyć. Nie dla siebie, ale dla rodziców.
— Bałaś się ich skrzywdzić... — stwierdziła cicho druga mutantka.
— Właśnie, dlatego ostro trenowałam. W końcu się udało, więc mówię ci, że cokolwiek chcesz osiągnąć, to nigdy nie rezygnuj. Próbuj.
Jej wypowiedź dała Laurze sporo do myślenia. Doszła do wniosku, że pomimo strachu powinna spróbować.
Nie dla siebie, ale dla mamy.
༺ ♡ ༻༺ ♡ ༻
Oven X, gabinet przełożonej
Brunetka niecierpliwie czekała na wieści od swojego zaufanego informatora, który miał ustalić tożsamość nowego mutantka. Kiedy miała już do niego dzwonić, mężczyzna się pojawił. Bez zbędnych rozmów podał jej teczkę.
Kobieta podziękowała, wręczając plik pieniędzy. Odczekała, aż facet wyjdzie i dopiero wtedy otworzyła akta. Leniwym wzrokiem błądziła po tekście, wyłapując najważniejsze informacje. Uśmiechnęła się przebiegle, biorąc do ręki zdjęcie młodej dziewczyny. Kimkolwiek była nastolatka, już niedługo miała wpaść w jej siadła.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro