Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

❝ 010❞

Dwunastoletnia dziewczynka siedziała na strychu już od paru godzin. Za poleceniem mamy w stercie klamotów szukała rzeczy, które mogłaby sprzedać lub wyrzucić. Niespodziewanie natrafiła na zakurzony karton. Po chwili wahania zdmuchnęła grubą warstwę kurzu, otwierając go. Zamarła, gdy w środku zobaczyła rodzinne pamiątki. Jej wzrok zatrzymał się na starym albumie, ale szybko z niego zrezygnowała. Niepewnie chwyciła w dłonie aparat.

Należał do jej taty.

Poczuła łzy na wspomnienie o nim.

Brakowało jej go.

༺ ♡ ༻༺ ♡ ༻

Blondynka skrzywiła się, czując pulsowanie w skroni. Stopniowo odzyskiwała przytomność. W powietrzu unosił się zapach alkoholu. Uchyliła leniwie powieki, które zmrużyła, gdy uderzyło w nią ostre światło. Dotknęła palcami głowy, z trudem podnosząc się do siadu. Rozejrzała się badawczo dookoła. Była sama w gabinecie lekarskim. Odruchowo spojrzała w dół, na ramię, a wtedy wróciła jej pamięć.

Atak nieznajomej.

Ból.

Zagojenie się rany.

Ucieczka do lasu.

Strach, panika.

Więcej bólu.

Niebieskie ślepia.

Ciemność.

Zmarszczyła brwi, nie mając pojęcia, jak się tutaj znalazła. Podejrzewała, że ktoś ją przyniósł. Spojrzała na okno i wtedy zdała sobie sprawę, że nastał kolejny dzień. Nabrała powietrza, zmuszając swoje ciało do ruchu. Musiała wrócić do domu, jej mama pewnie odchodzi od zmysłów.

Pod wpływem gwałtownego wstania zakręciło jej się lekko w głowie. Przymknęła powieki, idąc dalej. Wyszła z pokoju i trzymając się kurczowo poręczy, powoli schodziła po schodach. Zdziwił ją fakt, że w całym domostwie panowała cisza. Przełknęła ślinę, chwytając za klamkę.

— Znów uciekasz?

Niemal pisnęła na dźwięk czyjegoś głosu. Myślała, że nikogo nie ma. Obróciła się wystraszona w kierunku, skąd dobiegał.

— Wybacz, nie chciałem cię wystraszyć, ale powinnaś odpocząć. — Powiedział ciemnowłosy, przemierzając hol.

Dziewczyna odetchnęła z ulgą na widok znajomej twarzy.

— Co? Nie, ja po prostu chciałam wrócić do domu, moja mama...

Przerwał jej:

— Spokojnie, twoja mama myśli, że nocowałaś u Cat.

Laura zmarszczyła brwi.

— Co? Jak to?

— Cat do niej wczoraj zadzwoniła i przekonała ją, że u niej zostajesz, oraz że wrócisz dziś wieczorem do domu. — wyjaśnił, robiąc krok do przodu. — Nie musisz się niczym martwić. — zapewnił.

Blond włosa niepewnie przytaknęła, chociaż nie do końca mu uwierzyła, to postanowiła mu zaufać.

— A gdzie, Cat? — spytała lekko zmartwiona jej brakiem.

— Przyjdzie po południu na zajęcia razem z resztą.

— Z resztą? Czyli kim niby?

Była zdziwiona. Mężczyzna westchnął.

— Mam na myśli mutantów. Chyba nie myślisz, że nie wolno im się uczyć, ponieważ są inni?

— Przepraszam.

Zrobiło jej się głupio. Spuściła zażenowana głowę.

— Nic nie szkodzi. Chodź, musimy porozmawiać.

Uniosła głowę i biorąc oddech, podążyła za nim w kierunku tarasu. Był stamtąd idealny widok na las. Usiedli na płytkach.

— Pewnie już zauważyłaś, że jesteś inna? — zapytał, na co się spięła.

Jej milczenie uznał za zgodę, więc kontynuował:

— To nic złego, ale musisz nauczyć się autokontroli. Moce są fajne, ale wymagają odpowiedzialności.

— Rozumiem.

Wszystko, co mówił, było jej obce, ale prędzej, czy później musiała się przyzwyczaić do bycia mutantem. Wpatrując się w drzewa, biła się z myślami, ale w końcu z siebie wydusiła:

— Przepraszam.

Ciemnowłosy zaśmiał się nie, wiedząc, o co chodzi.

— Za co?

— Za to, że uciekłam. Zachowałam się naprawdę głupio. Nie wiem, co by się stało, gdybyście mnie nie znaleźli.

Henze uniósł kącik ust. Zrozumiała swój błąd. To dobrze. Jednak nim pomyślał nad tym, co mówi, jego usta opuściło zdanie:

— Bałaś się. Poza tym to West cię znalazł.

Dopiero teraz do niego dotarło, co powiedział.

— Kto? — uniosła brwi.

Brunet zmieszany odwrócił wzrok. Chciał tego uniknąć, ale było za późno. Pocieszał się myślą, że Laura i tak by się dowiedziała. Wziął głęboki oddech, tłumacząc:

— Logan West. To on cię znalazł w lesie, kiedy straciłaś przytomność. Przyniósł cię do nas.

— W takim razie trzeba mu podziękować.

Chciała poznać swojego wybawiciela, ale mina Scotta nie sugerowała nic dobrego, podobnie jak to, co powiedział:

— Nie sądzę, aby to był dobry pomysł?

— Dlaczego?

Zauważając, z jakim oporem wymawiał słowa, doszła do wniosku, że coś było nie tak. Mutant ponownie westchnął.

— Widzisz, West nie lubi zbytnio ludzi.

— Nie rozumiem. — zmarszczyła czoło.

— Chodzą o nim różne legendy, ale jest w nich trochę prawdy. Podobno West przybył z daleka. Od razu po przyjeździe zaszył się głęboko w lesie i zakazał do niego wchodzić. Odciął się od cywilizacji.

Przełknęła ślinę, przypominając sobie tajemniczego mężczyznę, który jej groził, gdy weszła na początku przeprowadzki do lasu.

Czy to był ten sam facet?

— Jest mutantem?

— Nie przerywaj. — upomniał ją. — Ale, tak jest mutantem. Niestety, nie takim jak inni. Widzisz, kiedy mutanci żyją sami, odcięci od świata zaczynając tracić cząstkę siebie. Ich moce zaczynają przejmować nad nimi kontrolę. Krążą pogłoski, że dawno temu jacyś ludzie chcieli zrobić z niego zwierzę, lecz on uciekł. Niestety, po latach bycia samotnym, to natura zrobiła z niego bestię.

Zimny pot oblał jej plecy, a puls znacznie przyśpieszył. Ogarnął ją strach. Przed oczami mignęła postać wilka, który pilnował jej okna, co noc. Wystarczyły sekundy, aby złożyła wszystko do kupy. Przełknęła ślinę, uświadamiając sobie, że przez cały czas on był obok. Poczuła lęk. Bała się go, ale świadomość, że ją uratował, nakazywała jej myśleć inaczej. Henze wyczuwając jej przerażenie, spojrzał jej głęboko w oczy, mówiąc:

— Nie zrozum mnie źle, ale West jest niebezpieczny. Lepiej nie wchodzić mu w drogę. To, że cię znalazł, nie oznacza, że ma ku temu dobre intencje. Nie chcę niczego insynuować, ale może mieć w tym ukryty cel. Być może nie jesteś mu obojętna, ale proszę cię, Laura, uważaj na niego.

Nie czekając na jej odpowiedź, wstał, zostawiając ją samą. Wiedział, że potrzebuje czasu, aby sobie wszystko przetrawić.

Laura, patrząc matowym wzrokiem na szumiące drzewa, stopniowo analizowała sobie wszystko w głowie. Informacje od Scotta dały jej do myślenia, ale również wiedziała swoje. Uważała, że skoro Logan poświęcił tyle czasu, pilnując jej, to miał ku temu swoje powody, a ona zamierzała je poznać przy pierwszej lepszej okazji.

Nie była głupia. Doskonale zdawała sobie sprawę, że mężczyzna mógł okazać się nieobliczalny, ale jakaś iskierka w niej pozwalała jej myśleć, że jednak był dobry. Nie chciała, aby jej domysły okazały się mylne.

༺ ♡ ༻༺ ♡ ༻

West siedział znów na ganku, wsłuchując się w bicie lasu. Przymknął powieki, rozkoszując się ową chwilą. W głowie pojawił się obraz z przeszłości.

༺ ♡ ༻༺ ♡ ༻

Siedział jak zwykle na tarasie. Nagle poczuł oplatające jego szyję małe dłonie, które ucałował. Koło ucha zabrzmiał dźwięczny chichot. Uśmiechnął się, widząc jej twarz tuż przed sobą, zniżył się, muskając jej usta. Ponownie spojrzał jej w oczy, w których widział radosne iskierki.

— Kocham cię — szepnął w jej usta, ponownie je złączając.

༺ ♡ ༻༺ ♡ ༻

Potrząsnął głową, wyrzucając to wspomnienie, ponieważ sprawiło mu ono ból. Przypomniał sobie, że dał się omotać niewłaściwej osobie. Kobieta zniszczyła mu życie. To przez nią stał się taki. Ludzie mieli go za potwora, który nie posiadał uczuć.

Prawda była taka, że one wygasły, gdyż przez lata je tłamsił. Jednak wczorajsze spotkanie coś zmieniło. Kiedy spojrzał w jej fioletowe oczy, poczuł się tak, jak szesnaście lat temu. Pielęgnowana przez niego twarda skorupa pękła.

Nie miał pojęcia, co się z nim dzieje, ale miał pewność, że była to sprawka blondynki. Ta dziewczyna rozpalała w nim, coś, w co już dawno zwątpił, lecz on nie chciał tego akceptować. Nie zniósłby ponownego odrzucenia. Mimo wszystko przysiągł sobie, że będzie miał na nią oko. Nie chciał, aby nastolatka musiała płacić za jego błędy. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro