Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

chapter two.

jakiś czas wcześniej..

— Bartek Kubicki —

Przed lekcjami, spotkaliśmy się z chłopakami za szkołą. Bez Patryka. Bez tego śmiecia. Wyciągnąłem fajki ale brakowało mi zapalniczki.

— Ma ktoś z was zapalniczkę? — zapytałem

— Ja mam. — odezwał się Oliwier i dał mi zapalniczkę.

— Dzięki. — posłałem mu uśmiech po czym podpalilem papierosa.

Paliłem i miałem wszystko w dupie aż, chłopaki zaczęli ze sobą rozmawiać. Zaciekawiła mnie ich rozmowa.

— Co sądzisz o tym śmieciu? Patryku.

— Idiota i tyle. No jakby, nie jest on potrzebny w naszej klasie, zepsuł tylko związek Bartka i Wiktorii.

— No to w sumie racja, najpierw sprawił, że zerwali, a teraz to on jest z nią.

— Słyszałem, że już z nią nie jest. Wiktoria go niby zdradziła z Przemkiem z klasy wyżej.

— I dobrze tak śmieciowi.

— Wiesz, mam pewien pomysł. — Oliwier na mnie spojrzał i się uśmiechnął. Po chwili wyciągnął jakiś telefon z kieszeni.

— Jaki masz pomysł i czemu tak na mnie patrzysz? — zapytałem.

— Umów się z Patrykiem.

— POJEBAŁO? Nie będę się z nim umawiał.

— Dam ci stówe gdy się z nim umówisz.

— Dwie stówy i się zgadzam.

— Zgoda. — podaliśmy sobie ręce.

— Jesteś gejem więc będzie ci łatwiej się z nim umówić dzięki temu.

— Was serio pojebało. Nie, nie jestem gejem i nie będę.

— No zobaczymy. Aha Bartek, jest jeden warunek naszego zakładu. Musisz go pocałować na naszych oczach.

— Jezu, no dobra. Może odrazu na oczach całej klasy?

— Spoko. Jeśli chcesz to może tak być.

— No i świetnie.

Wypaliłem papierosa i wyrzuciłem go na ziemie.

— Ej, Oliwier, a co to za telefon? — zapytałem.

— Ten? A, telefon Patryka, zajebałem mu.

— Daj mi go.

— No ale po co Ci on.

— Daj mi go po prostu.

— No dobra masz. — blondyn dał mi telefon.

— To co, teraz, idziemy do szkoły? — zapytałem chowając przy tym telefon do kieszeni.

— Tak.

Oliwier już odszedł.

— Ale nikomu ani słowa.

— Spoko, ale Oliwier zapewne wszystkim wszystko powie.

— Kurwa, masz racje, on wszystko wygada..

— Będzie plota szła po szkole..

— No i chuj..

— Patrz kto tam idzie. — Laskowski wskazał dobrze znaną mi osobę. Barana. — Leć do niego.

— Po chuj?

— NO IDŹ DO NIEGO.

— Ekhem.. okej. — wywróciłem oczami i poszedłem do bruneta.

teraz..

— Patryk Baran —

Nie wiem jaka była lekcja, wiem jedynie, że będziemy robić jakiś projekt. Nauczycielka poprosiła abyśmy się dobrali w pary. Ja zapewne będę sam, bo przecież jest nas nieparzyście. Zrobiło mi się smutno z tego powodu. Projekt będę musiał robić niestety sam, a materiału jest dużo. Gdybym miał kogoś w parze, było by mi łatwiej. Zadzwonił dwonek na przerwę. Cała klasa wyszła i ja też już miałem wychodzić, gdy nagle poczułem jak ktoś złapał mnie od tyłu za rękę. Odwróciłem się. Był to Bartek. Spojrzałem na nasze złączone ręce. Ale on spojrzał w moje oczy. Przypominam, że nauczycielka tu jest, więc on chyba nie zamierza mnie całować, mam rację?

— Yyyy, co tam? — zapytałem.

— Chcesz robić projekt ze mną?

— Emm.. a chcesz w ogóle robić ze mną projekt..?

— Jakbym nie chciał, to bym nie zaproponował.

— No to chcę, chcę robić z tobą projekt.

Brunet się uśmiechnął i podszedł do nauczycielki, zgłosił nas razem jako para do robienia projektu a następnie do mnie wrócił.

— Idziemy?

— Tak, chodźmy.

No więc poszliśmy za szkołę, Bartek chciał zapalić a w szkole to raczej tak nie zabardzo bo jest monitorowana. No gdy już doszliśmy za szkołę to brunet wyciągnął epa i wziął bucha.

— Patryk chodź tu bliżej, nie chcę aby ktokolwiek nas widział a nauczycielka może zaraz przyjść zrobić obchód.

— Yyy, okej.

Nim ja do niego podeszłem, to brunet zdołał mnie już do siebie przyciągnąć.

— No powiem ci, że ruchy to masz kurwa bardzo szybkie. — chłopak się zaśmiał.

— No bez przesady, zapewne gdybym biegł, to byś mnie nie dogonił.

— No napewno. — zaśmiał się. — Ja bym cię.. — zamilkł.

— Coś się stało?

Chłopak położył palca na moich ustach i przyciągnął bliżej siebie. Stykaliśmy się ciałami. Pokazał, żebym kucnął. A więc to zrobiłem, on zrobił to tuż po mnie.

— Co jest? — szepnąłem.

— Ktoś tu jest. — szepnął po czym wziął kolejnego bucha.

— No to niech sobie jest. — szepnąłem.

— Nie rozumiesz. — szepnął przy czym wypuścił dym z ust, prosto w moją twarz.

— Ale czego nie rozumiem. — zapytałem szeptem.

— Wszystkiego. — szepnął. — Jak zobaczą, że palę, wyrzucą mnie ze szkoły. — dodał po chwili. — Dostałem ostatnią szansę.

Spojrzałem na jego rękę w której trzymał epa.

— To nie pal? — szepnąłem i dodałem po chwili. — Jaki problem?

— Taki, że jestem już uzależniony i nie da się rzucić palenia. — szepnął.

— Ah, tak? — szepnąłem. — Wszystko się da Bartusiu, nawet rzucenie palenia.

— Tego akurat się nie da, uwierz. - szepnął.

— Wszystko się da tylko trzeba chcieć. — szepnąłem.

— Mhm. — szepnął.

Gdy miał już brać bucha, zabrałem mu jego epa.

— Ups, ktoś tu pozbył się epa. — szepnąłem.

— Oddaj to, kurwa. — szepnął.

— No to dogoń mnie. — szepnąłem po czym wstałem, puściłem mu oczko a epa włożyłem do kieszeni. Zacząłem biec w stronę boiska a kawałek do niego było.

— PATRYK KURWA! — wstał i zaczął mnie gonić.

— NIE DOGONISZ MNIE I EPA TEŻ NIE DOSTANIESZ.

— DEBILU NO, MÓWIŁEM COŚ NA TEN TEMAT.

— NIE ŁADNIE TAK WYZYWAĆ BARTUŚ. — stanąłem na środku boiska i czekałem, aż do mnie przybiegnie.

Minęła chwila a on dopiero co przybiegł na boisko. Dyszał ze zmęczenia. Zaśmiałem się.

— Widzisz i masz swoje palenie, zmęczyłeś się biegnąc głupi kilometr a to nie jest dużo.

— Wcale. — powiedział dysząc. — Oddawaj epa.

— Nie, kochany.

— Ughm.

— Nie zdołałeś mnie dogonić więc epa nie dostaniesz. Sam powiedziałeś, że dałbyś radę mnie dogonić.

— No masz rację jeśli chodzi o to.

— Widzisz, jestem szybszy od ciebie, mówiłem. — wyciągnąłem epa.

— Zainponowałeś mi tym, wiesz? — powiedział ale go nie słuchałem bo zająłem się patrzeniem na elektronicznego papierosa.

— Coś mówiłeś? — ocknąłem się po chwili.

— Niee, nic.. — odpowiedział.

— No to dobrze. — posłałem mu uśmiech. — Do jutra, moja mama po mnie przyjechała. — pokazałem na auto pod szkołą.

— No papa.. — odpowiedział.

Schowałem elektronicznego papierosa do kieszeni i pobiegłem w stronę auta.

Takim sposobem właśnie zdobyłem elektronicznego papierosa swojego kolegi, o ile mogę go tak nazwać. Weekendowy detoks wyjdzie mu na dobre.

__________________________________
Czy ten rozdział spowodował, że trochę bardziej zrozumieliście o co chodzi w książce? Jest to dla mnie ważne, bo jak coś mogę jeszcze pozmieniać jakoś treść, później będzie za późno.

Ale jeśli chodzi o tą książkę, to chciałabym was trzymać w niepewności jeśli chodzi o całą fabułę.
Mogę też zdradzić, że ta książka tyczy się konwencji onirycznej.

Do jutra kochani!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro