chapter four.
Dzisiejsze lekcje były strasznie luźne. Zupełnie nic nie robiliśmy. Dlatego ja i Bartek, poszliśmy do naszej szatni. Szatnie są podzielone na klasy. Szatnia nasza, czyli klasy pierwszej jest łączona z szatnią klasy czwartej czyli ostatniej w liceum. Usiadłem na podłodze i wyciągnąłem elektronicznego papierosa Kubickiego. Chłopak usiadł obok mnie i patrzył w moje oczy.
— No co tak patrzysz. — spytałem.
— Daj..
— Nie dam. — zamknąłem oczy a w ręku jeszcze mocniej zacisnąłem epa.
— Proszę daj..
— Niee
— Patryyś proszę..
— No dobrze.
Chłopak wziął bucha po czym zbliżył swoją twarz do mojej i złączył nasze usta. Ten pocałunek był piękny.., i stawał się coraz bardziej agresywny, do momentu, gdy do szatni nie wbiła Wiktoria. Momentalnie odsunęliśmy się od siebie.
— Uuuu, a wy co tutaj tak sami, we dwójkę?
— Yyy, siedzimy i rozmawiamy. — odpowiedziałem.
— Fajnie, ciekawe co jeszcze.
— Wiktoria, weź skończ.
— Szczerze, nie zmieniłeś się, dalej jesteś chamski.
— Po czym to stwierdzasz kurwa? — wstałem i podszedłem do niej.
— Po twoim stylu mówienia, bardzo dobrze, że nie jesteśmy już razem, widocznie ta zdrada musiała się pojawić, nawet dobrze, że się wydarzyła. — spojrzała na Bartka. — A co do ciebie Kubicki, nie było mi źle w naszym związku ale z Przemkiem jest mi lepiej.
— Od początku czułem się dziwnie będąc z tobą w związku, związki z dziewczynami nie są dla mnie. — zaśmiałem się. — Czyli oficjalnie nam mówisz, że jesteś z Przemkiem? Extra.
— CZYLI OFICJALNIE MÓWISZ NAM, ŻE JESTEŚ GEJEM? — wybuchnęła śmiechem. — SŁYSZAŁEŚ TO BARTEK?
— No słyszałem. — spojrzał na mnie i się uśmiechnął. — Niech sobie jest kim chce. — spojrzał na Wiktorię.
— Ciekawe jak klasa na to zareaguje.
— A jak ma zareagować? Pewnie znów będą się z niego nabijać — odpowiedział Bartek. — Wiktoria spadaj już i nas zostaw.
— Dobra, dobra. — miała już wychodzić ale się zatrzymała. — Od kiedy ty się tak z Patrykiem trzymasz? Przecież jeszcze niedawno mówiłeś, że jest debilem, śmieciem i takie podobne. No i jak tam zakład z chłopakami?
— IDŹ JUŻ WIKTORIA. — podniósł głos.
Dziewczyna wyszła i zostaliśmy we dwoje. Podszedłem do niego, kucnąłem przy nim. Na mojej twarzy był wyraźnie widoczny smutek.
— Czyli ten zakład to jednak prawda..?
— Patryś to nie tak jak myślisz..
— Bartek, myślałem, że naprawdę zostaliśmy przyjaciółmi..
— Bo zostaliśmy..
— Nie jest miłe z twojej strony to, że z chłopakami mnie wyzywasz, ale bez ich towarzystwa, jesteś dla mnie milusi i się ze mną liżesz.. — wstałem i odwróciłem się do niego tyłem, aby nie widział moich łez spływających po policzku.
— Patryś..
— Nie ma już Patrysia.. — zrobiłem chwilową przerwę a zaraz potem znów zacząłem mówić. — Pierdol się Bartek..
— Patryk proszę, nie zostawiaj mnie..
— To twoja wina.. sam się do tego przyczyniłeś.
— Wiem ale teraz żałuję i to bardzo.. jesteś naprawdę fajny..
— Mhm..
— Naprawdę..
— O ile się założyłeś..?
— Dwie stówy.. — odpowiedział.
— Extra..
— Patryś nie chciałem aby to tak wyszło, przysięgam..
— A jak?
— Naprawdę cię polubiłem, gdybym wiedział, to bym nie zgadzał się na żaden pierdolony zakład.. — podszedł do mnie i przytulił od tyłu. — wybacz mi proszę..
— Dobrze.. ale obiecaj, że nie założysz się o mnie więcej, ani o nikogo innego..
— Obiecuję..
Odwróciłem się do niego, nasze ciała były niebezpiecznie blisko siebie, jego ręce spoczywały na mojej talii, a ja swoje owinąłem w okół jego szyi. Patrzyliśmy sobie głęboko w oczy.
— A teraz błagam.. pocałuj mnie.. — powiedział.
Nie odpowiedziałem mu nic, za to musnąłem jego usta. Ten zaś, pogłębił pocałunek. Cudowne uczucie, naprawdę.. z nim mógłbym tak bez przerwy.. Przerwaliśmy pocałunek po dłuższej chwili.
— Czy chciałbyś wyjść ze mną na kręgle Patryś..?
— Yyyy..
___________________________
I słuchajcie, teraz będzie chwilkę przerwy jeśli chodzi o rozdziały (jakoś 2 dni), muszę je sprawdzić, przeanalizować i poprawić ewentualne błędy.
Więc kochani, w sobotę kolejny rozdział.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro