Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

4. Ucieczka

    Rano przebudziła się po godzinie siódmej. Jak zwykle po alkoholu przesypiała tylko cztery, czy pięć godzin. Podziwiała osoby, które na kacu, potrafiły spać pół dnia. Jednak miłym zaskoczeniem okazało się obudzenie samotnie. Do tej pory, gdy nocowała u kogoś po alkoholu, zawsze budziła się na skraju łóżka z rękami schowanymi pod siebie, a facet śpiący bezpośrednio za nią, dyszał jej na kark. Raz był to przyjaciel, innym razem kolega z pracy, a jeszcze innym znajomy jej przyjaciółki, gdy oboje u niej nocowali. Wręcz spadała z łóżka, faceci mieli je całe dla siebie, a jednak musieli się znajdować tuż przy niej. Nie lubiła takich pobudek, więc ta była miłą odmianą.

    Sięgnęła po butelkę wody, leżącą przy łóżku. Wiedziała, że nie powinna była się tak rządzić, ale musiała ugasić pragnienie wywołane upojeniem alkoholowym. Nie bolała jej głową, ale wciąż czuła się wyczerpana. I to nie tyle fizycznie, co psychicznie. Odłożyła butelkę i przetarła oczy dłonią. Maskara wtarła jej się w dolną powiekę, tylko podkreślając podkrążone, opuchnięte oczy. Wygrzebała się z białej pościeli i usiadła na skraju dwuosobowego łóżka.

    Sięgnęła do torebki i wyjęła z niej telefon. Miał mniej niż piętnaście procent baterii. Widniało na nim kilka nieodebranych połączeń i wiadomości od matki i siostry. No tak... Z tego wszystkiego, nie napisała im czy wraca do domu. Odpisała tylko, że wszystko z nią w porządku, zanim odłożyła telefon. Nawet nie powiedziała, że idzie do klubu z nowo poznanym mężczyzną, tylko skłamała, że jest umówiona z przyjaciółkami. Jakoś uprzedniego dnia nie miała siły tego z nimi konfrontować i słuchać, jak bardzo może to być niebezpieczne. Przecież wiedziała. A jednak jej to nie powstrzymało. Poza tym, Anthony był prokuratorem i głównie ze względu na to, nie chciało jej się wierzyć, że zrobiłby jej jakąś krzywdę. Chociaż mogło to być łudzące, to miała wrażenie, że może się czuć z nim w miarę bezpiecznie. Jak przy policjancie, czy strażaku.

    Co nie zmieniało faktu, że w tym momencie miała ochotę zwiać z jego mieszkania. Cóż... Chyba wciąż nie była najbardziej dojrzałą osobą. Nie chciała z nim stawać twarzą w twarz, zwłaszcza po tym, jak wczoraj całkowicie się przed nim rozpadła. Co za wstyd...

    Rozejrzała się po sypialni. I chyba po raz pierwszy tak naprawdę miała okazję się czegoś więcej o nim dowiedzieć. Jak na przykład tego, że najwyraźniej potrafił zająć się roślinami, bo dwie doniczki stały na parapecie i nie wypełniały ich ususzone kaktusy. Miał też gramofon i kilka winyli. Nigdy nie rozumiała fenomenu tego sprzętu. W jej oczach był tylko przestarzałym gadżetem, którego ludzie z sentymentu nie wyrzucili z łask. W końcu jedynym argumentem, żeby w takowy się wyposażyć, było to, że nadaje on klimatu. A przynajmniej tylko to słyszała od osób, które taki zakupiły lub chciały zakupić. Gdy jej wzrok zatrzymał się na wiszącej półce, była trochę zaskoczona. Z jakiegoś powodu wydawało jej się, że będzie fanem literatury faktu, albo książek historycznych, a jednak tytuły jakie przeważały na półce należały do fantastyki. Dostrzegła nawet parę pojedynczych pozycji, które raczej były skierowane w stronę żeńskiej publiczności.

    Ivanna wstała z łóżka, od razu zabierając ze sobą torebkę. Zerknęła na siebie w lustrze i musiała przyznać, że wyglądała tragicznie. Nie uszło jej uwadze, że zdobyła kilka nowych siniaków na nogach. No i swoją drogą, że czuła się brudna. Ale nie mogła sobie teraz pozwolić na odświeżenie się. Musiała stąd wyjść i wrócić do domu. Byle jak najszybciej. A jeśli Anthony ponownie będzie chciał się z nią skontaktować, to zablokuje jego numer i po sprawie. Będzie udawała, że ostatnia noc nigdy nie miała miejsca.

    Podeszła do drzwi i cicho je otworzyła. Przez chwilę nasłuchiwała, czy mężczyzna już nie śpi i nie kreci się przypadkiem po mieszkaniu. Jednak dookoła panowała cisza. Na palcach wyszła z sypialni i pomknęła do łazienki, w której wczoraj zostawiła swoje ubrania. Przechodząc obok salonu, zajrzała do środka. Anthony wciąż spał na kanapie. Dobrze... Miała czas i możliwości na ucieczkę. Weszła do łazienki i od razu uderzył w nią nieprzyjemny zapach. Z początku nie skojarzyła nawet skąd się wywodzi, bo wnętrze wyglądało na czyste i zadbane. Dopiero po chwili dotarło do niej, że to jej wczorajsze ubrania. Śmierdziały alkoholem, papierosami, kwasem żołądkowym i prawdopodobnie moczem, po tym jak usiadła na podłodze w męskiej toalecie. Ze skrzywieniem zasłoniła usta i nos dłonią. I co ona ma teraz zrobić? Założyć to na siebie, pojechać autobusem do domu i udawać, że nie widzi obrzydzonych min współpasażerów? Przecież chyba sama zwymiotuje jak tylko to założy. Co robić? Co robić!?

    W pierwszej kolejności otworzyła drzwi, by choć trochę przewietrzyć pomieszczenie, zanim Anthony wstanie i odkryje tę niemiłą niespodziankę. Przecież spali się przed nim ze wstydu. Jak on z nią wytrzymał całą noc? Może był bardziej pijany niż dawał to po sobie poznać? Oby. Bo w przeciwnym razie tylko mogła sobie dopisać kolejny punkt, przemawiający za ucieczką. Tylko teraz nie do końca miała w czym uciec... No i co powinna zrobić z ubraniami? Otwarte drzwi, nie rozwiązują jej wszystkich problemów. Może właduje je do torebki i tam zamknięte przeczekają, aż dotrze do domu? Wyjmie słuchawki, portfel i parę innych niezbędnych bibelotów i może się wszystko zmieści? Trochę szkoda jej było torebki, ale chyba nie ma innego wyjścia. Poza tym, czuła się coraz bardziej zdesperowana. Pozostawał jeszcze problem tego, w czym wyjdzie? Może ukradnie mu jakieś dresy, o ile posiadał takowe w swoim eleganckim asortymencie. W najgorszym wypadku pozostanie w podkoszulku, założy buty i płaszcz i jakoś spróbuje nie zamarznąć.

    Z kiepskim, ale sprecyzowanym planem działania, wzięła się do pracy. Położyła torebkę na pralce i zaczęła ją opróżniać. Była w połowie, gdy nagle zamarła, słysząc, że Anthony wstał z kanapy. Obudziła go? Odwróciła głowę w stronę drzwi, czując, że zaczyna panikować. Może powinna się tu zamknąć? Jednak zanim zdążyła przetworzyć tę myśl w głowie, mężczyzna zajrzał do środka przez otwarte drzwi. Dostrzegła lekkie obrzydzenie na jego twarzy, gdy dotarła do niego nieprzyjemna woń, jednak z grzeczności szybko starał się to zamaskować. Spojrzał na Ivannę, następnie na ubrania na podłodze i znów na nią. Jej twarz płonęła ze wstydu. Na końcu przeniósł wzrok na rzeczy, które wyciągnęła z torebki, chyba nie do końca rozumiał co robiła.

    — Wrzuć to do prania — zasugerował, wskazując ruchem głowy nieszczęsną kopkę ubrań.

    — ... Przepraszam — w końcu udało jej się wydusić przez zaciśnięte gardło.

    — Nie przejmuj się — nieznacznie pokręcił głową — Zjesz coś na śniadanie?

    — Nie, nie jestem głodna... Dziękuję.

    — Mhm... — mruknął w odpowiedzi, uważnie jej się przyglądając.

    Zanim odszedł, prawdopodobnie w stronę kuchni, powiedział jeszcze gdzie kobieta znajdzie płyn do prania. Wcale jej się nie uśmiechało takie rozwiązanie. Bo to oznaczało, że będzie musiała tu zostać znacznie dłużej. Aż jej rzeczy się wypiorą i w miarę wysuszą. Przecież to zajmie co najmniej kilka godzin, a pewnie i tak będzie musiała założyć wciąż wilgotną sukienkę. Mimo tej świadomości, nie sprzeciwiła się. Wrzuciła rzeczy do prania i zalała je płynem. Włączyła pralkę i tu zaczęły się schody, bo panel był bardziej rozbudowany niż oczekiwała. Dopiero po przyjrzeniu się, zorientował się, że burżuj nie ma pralki tylko pralkosuszarkę. Co w tym momencie było jej jak najbardziej na rękę. Nie dość, że suszenie potrwa o wiele krócej niż na wieszaku, to jeszcze nie będzie musiała wracać w wilgotnych ubraniach. Potrzebowała dłuższej chwili na przestudiowanie wszystkich opcji, by nastawić odpowiedni program. Pranie zaczęło wykonywać pierwsze obroty w bębnie, a ona zastanawiała się, czy powinna teraz pójść do Anthony'ego? Naprawdę miała ochotę urwać z nim kontakt. Tak jak przy każdym poprzednim mężczyźnie... Chociaż ten nie próbował z nią przejść na bardziej romantyczne relacje. A mimo to czuła, że usuwa jej się grunt pod nogami. Dlatego uknuła, że pójdzie do niego, poprosi o ręcznik i zaszyje się w jego łazience, aż jej ubrania się wypiorą i wysuszą. Po tym wyjdzie, pożegna się i już więcej jej nie zobaczy. Czy to było okropne z jej strony? Zwłaszcza po tym jak się nią zajął? Pewnie tak. Ale teraz nie potrafiła się postawić po jego stronie. Musiała zrobić wszystko, żeby wrócić do swojego komfortu psychicznego. A na ten moment jej umysł wyrzucał jej fakt, że ktokolwiek widział ją tak załamaną. Było tak za każdym poprzednim razem, tylko, że wcześniej świadkami jej załamania, byli członkowie jej rodziny. Ich nie do końca mogła usunąć ze swojego życia. A Anthony'ego owszem. I czuła, że właśnie to musi zrobić. Albo to, albo przy każdym następnym spotkaniu będzie się doszukiwała w jego słowach i spojrzenu pogardy do słabości jaką przed nim ukazała.

    Poszła do kuchni, jeszcze przed wejściem do pomieszczenia, zobaczyła go, stojącego tyłem do niej. Miał na sobie czarny podkoszulek na ramiączkach i szare dresy. Klasyka. Ale przynajmniej już wiedziała, że jego szafa nie składała się tylko z garniturów. Gdy teraz patrzyła na jego ramiona, nie mogłaby go nazwać szczególnie umięśnionym. Anthony był wysoki i smukły. Najwyraźniej wyczuł jej spojrzenie, bo gdy tylko przekroczyła próg, zerknął za siebie. Znów czuła się niezręcznie w jego obecności, więc nerwowo objęła się ramionami, niemal je krzyżując. Mężczyzna wrócił wzrokiem przed siebie i kontynuował krojenie warzyw. Już miała się odezwać, kiedy przesunął po blacie talerz z dwiema kanapkami. Wyglądały bardzo ładnie. Zwłaszcza w zestawieniu z tymi, które sama zazwyczaj robiła. Jej kromki często nawet nie były posmarowane masłem. Wrzucała na nie plasterek sera, czy szynki i to było wszystko. Rzadko kiedy miała ochotę je wzbogacać. A te jego były w jej opinii wyjątkowo staranne.

    — Siadaj i jedz — zadecydował, na co zmarszczyła lekko brwi.

    — Mówiłam, że nie chcę... — powiedziała ostrożnie.

    — Ale powinnaś — stwierdził, nie patrząc za siebie — Wczoraj dużo wypiłaś i do tego wyrzuciłaś z siebie wszystko, co zjadłaś. Rozumiem, że w trakcie kaca, żołądek może ci odmawiać współpracy, ale powinnaś się przemóc.

    — Nawet nie mając kaca, nie byłabym w stanie nic zjeść o tej godzinie — odpowiedziała już mniej przychylnym tonem.

    Ponownie utraciła nieco pewności siebie, gdy na tę deklarację, odwrócił się w jej stronę. Zmierzył ją spojrzeniem, które trochę zbyt długo zatrzymało się na jej nagich nogach, zanim wrócił do jej oczu.

    — To tłumaczy, dlaczego jesteś taka chuda.

    — Nie przeszkadza mi moja figura — odpowiedziała, a w jej głosie słychać było nutę ostrzeżenia.

    Była poirytowana jego uwagą. Głównie dlatego, że nie słyszała jej po raz pierwszy. Była na granicy z niedożywieniem, ale wciąż mieściła się w normie. Naprawdę dobrze się czuła ze swoją sylwetką. To inni zazwyczaj mieli o to problem, jakby to chociaż była ich sprawa. Z jakiegoś powodu, nie uważano jej za atrakcyjnie szczupłą, tylko za chudą. Bo przecież kobieta powinna mieć odpowiednio duże krągłości, z którymi wyglądałaby bardziej ponętnie. Czasami nawet, wydawało jej się, że mają rację. Że powinna przybrać na wadze. Ale wiedziała, że gdyby tak się stało, to w rzeczywistości przestałaby się podobać samej sobie.

    — Dobrze — uniósł ręce, jakby się poddawał — Ale zjeść i tak powinnaś. Dla zdrowia — dodał.

    — Będziesz mi tu teraz matkował?

    — Tylko mówię...

    — A ja chciałam tylko poprosić o ręcznik — powiedziała z uporem.

    Sposób w jaki na nią patrzył, sprawiał, że naprawdę czuła się jak pyskata małolata, która nie wie, co jest dla niej dobre, a i tak się kłóci. Ponownie poczuła irytację, bo nie patrzył na nią tak po raz pierwszy. Wiedziała, że lepiej dla niej byłoby coś zjeść, nawet i na siłę. Jednak to wcale nie sprawiało, że zamierzała podjąć właśnie taką decyzję.

    Anthony westchnął cicho, jakby nie widział już sensu w dalszej walce z nią.

    — Weź sobie jakiś. Są w szafce w łazience.

    — Dziękuję — powiedziała cicho, zanim wróciła do łazienki.

    Tak jak postanowiła, spędziła tam następne półtorej godziny. Na szczęście miał wannę, więc to wcale nie było, aż tak podejrzane. Może tylko trochę. W ciągu tego czasu, tylko raz zapukał, by zapytać, czy wszystko w porządku. Zbyła go wtedy jakimś przytaknięciem, ale nic nie było w porządku. Ostatnie pół godziny przed zakończeniem suszenia prania, spędziła już owinięta ręcznikiem, siedząc na brzegu wanny. Czas jej się dłużył, a nawet nie mogła skorzystać z telefonu, bo bateria padła.

    W końcu mogła założyć na siebie czyste ubranie. Dopiero wtedy rzuciło jej się w oczy, że podziurawiła kolejne pończochy. Westchnęła z rezygnacją, ale i tak je założyła, chociaż oczko przechodziło już praktycznie przez całą jej nogę. Mimo to, odświeżona prezentowała się znacznie lepiej niż rano. Wyszła z pomieszczenia, zamierzając się szybko pożegnać i uciec. Anthony powitał ją słowami: "no nareszcie", wyminął ją i tym razem to on zniknął za drzwiami łazienki. Nawet nie zdążyła nic powiedzieć. Zastanawiała się, czy powinna czekać, aż wyjdzie, czy skorzystać z jego nieobecności. Zdecydowała się na to drugie. Wzięła płaszcz z salonu i zaczęła zakładać buty. A gdy była gotowa i zamierzała rzucić krótkie pożegnanie, wyszedł. Cholera...

    — Idziesz już?

    — No... Tak. Nie chcę nadużywać gościnności... — powiedziała nerwowo.

    — Na zewnątrz pada śnieg, a ty masz mokre włosy.

    — No... Ale to i tak bez znaczenia. Zamówię sobie taksówkę — skłamała, bo przecież jej telefon padł.

    — Odwiozę cię — ponownie użył tonu, jakby zadecydował za nią.

    — Nie, dziękuję... Naprawdę zamówię taksówkę — dalej próbowała się wymigać.

    — Nie ma mowy. Nie po tym co mi wczoraj odstawiłaś.

    — Słucham?

    — Gdybyś mi wczoraj raczyła odpowiedzieć, gdzie mieszkasz, już dawno byłabyś w domu. A tak kazałaś mi się zastanawiać, co mam z tobą zrobić. Żeby na przyszłość uniknąć takich sytuacji, teraz cię odwiozę — zaczął czegoś szukać po rękawach kurtki, aż w końcu wyciągnął czapkę i jej ją podał.

    — Nie musisz mnie niańczyć... — odpowiedziała cicho, ale wzięła od niego czapkę i założyła ją na głowę.

    — Nawyk po zajmowaniu się młodszym bratem — odpowiedział, zakładając buty, a później kurtkę. Sięgnął po klucze i otworzył przed nią drzwi — Wychodzimy.

    Bez żadnego słowa więcej, powlokła się za nim do windy, którą zjechali do podziemnego parkingu. Jedyny moment, w którym się odezwała, miał miejsce zaraz po tym, jak wsiedli do samochodu i podała mu swój adres. Nie zerkała nawet w jego stronę. Patrzyła przez boczną szybę, nie skupiając się zbytnio na tym, co widzi. Jej umysł ledwie rejestrował grające radio, które włączył Anthony. Mężczyzna przez większą część drogi, zdawał się akceptować milczenie Ivanny. Nie zaczepiał jej, tylko czasem palcem wystukiwał rytm na kierownicy, gdy akurat zwrócił większą uwagę na grającą piosenkę, aż do momentu, gdy byli niedaleko celu podróży:

    — Uciekasz.

    — Słucham? — zapytała zdezorientowana, bo wyrwał ją z zamyślenia.

    — Mówię, że uciekasz. I chciałbym wiedzieć dlaczego?

    — Nie uciekam — odpowiedziała od razu.

    — Schowałaś się w łazience, prawie wybiegłaś bez pożegnania, teraz nawet się nie odzywasz, chociaż przy poprzednich spotkaniach gadałaś jak najęta — sprecyzował swój punkt widzenia, ale nie zamierzała się do tego odnieść. Zamiast tego obrała za cel przyczepienie się tylko jednego punktu.

    — Widać skończyły się nam tematy do rozmowy.

    — Widocznie... Ale wydaje mi się, że chodzi o wczorajszą noc.

    Chciała odpyskować, że "źle mu się wydaje", ale to byłoby szczeniackie zagranie, zwłaszcza, że myślenie miał słuszne. Tylko co tak naprawdę powinna mu odpowiedzieć? Nie wiedziała, więc po prostu zamilkła. Niby szczerość, była uznawana za odpowiednią, ale w rzeczywistości ludzie rzadko kiedy chcieli usłyszeć prawdę. Zwłaszcza w momentach takich jak ten, gdy wydawało im się, że druga strona im coś zarzuca. A zgadywała, że właśnie tak odebrałby jej szczere słowa o tym, że czuła się przy nim mniej komfortowo niż wcześniej. Jako atak. Czułby się w obowiązku, żeby się obronić i wmówić jej, że to co myśli jest błędne. Zaskakujące było jak w takich momentach ludzie chętnie przekonywali ją do tego, że lepiej wiedzą od niej, jak powinna ich postrzegać.

    Gdyby widzieli się kilka dni później, pewnie przybrałaby bardziej nonszalancki i swobodny ton. Prawdopodobnie próbowałaby żartować z wczorajszej nocy, ale teraz, gdy byli bezpośrednio po niej, nie miała na to siły. Była wciąż zbyt wyczerpana psychicznie, by skutecznie odegrać scenkę lekceważenia swojego stanu, którego był świadkiem. No i po całym poranku unikania go, udawanie teraz, że nic się nie stało, będzie jeszcze mniej przekonujące.

    — Po prostu jestem zmęczona... — odpowiedziała — I potrzebuję chwili dla siebie. Więc nie, nie chodzi o wczoraj. Tak już mam po alkoholu i tyle.

    Nie wiedziała, czy się cieszyć, czy denerwować, przez jego milczenie. Na szczęście byli już blisko jej osiedla. Już tylko ostatnie chwile dzieliły ją od zamknięcia się w bezpiecznych czterech ścianach. Wczorajszy spacer nie pomógł. Czuła nadmiar emocji w sobie. Zmieniło się tylko to, że nie okazywała ich tak otwarcie, choć w środku cała drżała. Anthony zatrzymał się na jednym z miejsc parkingowych. Złapała za klamkę i pociągnęła, ale drzwi się nie otworzyły. Spróbowała ponownie. I ponownie...

    — Nie szarp. Chciałem z tobą porozmawiać zanim wysiądziesz.

    Zamarła z dłonią na klamce. Wcale nie miała ochoty z nim rozmawiać. Chciała się przed nim schować. Czuła, że nie ma najmniejszej kontroli nad sytuacją, a to tylko wzmogło jej stres. Myśli szalały w jej głowie, a serce tłukło się w piersi. Nieprzyjemny ciężar opadł jej do żołądka. Wciąż była zbyt rozchwiana, by przeprowadzać jakieś poważne rozmowy. Czego on jeszcze od niej chciał?

    — Wypuść mnie — powiedziała ostro, ale nie odwróciła się w jego stronę. Jej wzrok był utkwiony w drzwiach, jakby te miały się zaraz magicznie otworzyć.

    — Nie. Najpierw chcę z tobą porozmawiać — upierał się.

    — Wypuść mnie, albo zacznę krzyczeć — ostrzegła.

    — Uspokój się, przecież nic ci nie zrobię.

    — Jak mam się uspokoić, jak zamknąłeś mnie w samochodzie!? — spojrzała na niego z wściekłością i strachem. Lęk ten nie był wywołany przez poczucie zagrożenia, ale był wynikiem tego, w którą stronę kierował ich rozmowę.

    — Ivanna, wypuszczę cię — mówił spokojnie — Ale najpierw chcę, żebyś mi odpowiedziała tylko na jedno pytanie, dobrze?

    — No to je zadaj i wreszcie mnie wypuść!

    — O co tu chodzi? Wczoraj wieszałaś mi się na ramieniu, płakałaś i jasno pokazywałaś, że potrzebujesz pomocy. A dzisiaj jesteś ofensywna i uciekająca, chociaż jedyne co robię, to ci pomagam.

    — Nie chcę twojej pieprzonej pomocy, jasne? Kminię, że zobaczyłeś zapłakaną laskę i stwierdziłeś, że to twoja chwila, żeby się wykazać. Ale nie. Jedyne co przemawia na twoją korzyść, to fakt, że nie uznałeś mojego załamania za odpowiednią chwilę, aby wepchnąć mi język do gardła. Popłakałam się, bo za dużo wypiłam i tyle. I nie mam ochoty teraz znosić twojej litości, bo nagle widzisz we mnie ofiarę. Wypuść mnie. To nasze ostatnie spotkanie.

    — Powinnaś z kimś przepracować swoje traumy — odpowiedział, wciąż spokojnie na jej agresywny ton.

    — Nie potrzebuję ani twojej pomocy, ani nikogo innego. Nic mi nie jest.

    — Może uważasz tak, bo nikt ci nie pomógł w momencie, w którym poczułaś się całkowicie osamotniona? — odblokował drzwi.

    — Wypchaj się tą swoją analizą psychologiczną — wyskoczyła z samochodu.

    Zamknęła drzwi z trzaskiem wystarczająco dużym, by sama się wzdrygnęła. Przez chwilę nawet żałowała, że się wyżywa na jego samochodzie. Ale sam był sobie winien, zdenerwował ją i przetrzymywał. Szybkim krokiem ruszyła w stronę odpowiedniej klatki schodowej. Nie słyszała, żeby odjeżdżał. Więc pewnie ją obserwował. Pewnie uznał ją za histeryczkę. Na pewno uważa, że niepotrzebnie odstawiła mu ten teatrzyk. Oni wszyscy tak zawsze myśleli. Tylko nie chcieli jej tego powiedzieć wprost. Ale przecież wiedziała o tym. Widziała to w ich spojrzeniach.

    Wpisała kod i pomknęła do drzwi mieszkania. Były otwarte. Pewnie matka i siostra były w środku. Więc musiała się choć trochę opanować. Nie zamierzała się tłumaczyć ze swojego zdenerwowania. Rzuciła krótkie przywitanie na wstępie. Zanim drżącymi dłońmi zdjęła buty i płaszcz, otrzymała pytanie z serii: "jak było z dziewczynami". Więc zbyła to odpowiedzią typu: "w porządku". Zdjęła czapkę, którą dał jej Anthony i wcisnęła ją do torebki. Już jej nie odzyska. Mógł jej tego nie dawać.

    Chwilę później, była w swoim pokoju. W bezpiecznych czterech ścianach, za którymi mogła się ukryć i całkowicie rozpaść. Kocur wyłożony na jej łóżku, przywitał ją miauknięciem. Uśmiechnęła się lekko. Oto jedyna istota na tej planecie, przy której nie wyrzucała sobie swoich słabości. Właśnie tego jej teraz było trzeba. Przytulenia twarzy do futerka i próby zrelaksowania się. Położyła się na łóżku, z twarzą tuż przy kocurze, który nagrodził ją mruczeniem, gdy zaczęła go drapać za uszami.

    Lekko się skuliła, gdy jej myśli nieustannie wracały do tego, co powiedział Anthony. Śmiał jej sugerować, że nie potrafiła sobie sama poradzić? Dobre sobie... Może i miał rację, ale nikt nie musi o tym wiedzieć. A już tym bardziej nie tak powinien ją postrzegać przypadkowy facet. Miała być młodą, żywiołową i bezczelną w swych odzywkach kobietą. A nie zasmarkaną, godną pożałowania małolatą, która użala się nad sobą. Mogła tyle nie pić, to może by jej nie odbiło i nie musiałaby się za siebie wstydzić... Jednak było już za późno, by odratować tę sytuację. Trzeba było tę znajomość spisać na straty. Uparcie się przekonywała, że nawet tego nie żałuje, bo facet za bardzo próbuje kontrolować wszystko co się wokół niego dzieje. Nie zamierzała się wpasować w ramkę, w którą ją ustawiał swoim ciągłym narzekaniem.

    Sięgnęła po telefon i podłączyła go do ładowania. Gdy ponownie się uruchomił, zobaczyła na wyświetlaczu nową wiadomość. Przez dłuższy czas gapiła się w ekran z pustym wyrazem twarzy.

Anthony: Zjedz coś na obiad. I prześpij się. Jutro zadzwonię.

    Była w konflikcie z samą sobą, bo drobna część niej była zachwycona faktem, że się jakkolwiek nią przejął. Ten cichy głos w jej sercu, chciał, aby ktokolwiek się o nią zatroszczył. Chciał, aby została otoczona opieką. Ale druga część, ta znacznie potężniejsza, gardziła jego troską i nie potrafiła jej przyjąć jako nic innego, jak tylko obrazę. I z tą myślą zablokowała jego numer. Teraz może sobie dzwonić do woli. Odłożyła telefon z palącym uczuciem zażenowania.

    Miał rację...
    Uciekła.
    I znów poczuła się bezpieczniej.

~~~~~~~~~~

Hejka!

Domyślam się, że kogoś mogą denerwować tego typu zachowanie bohaterek. Tylko tutaj nie ma to wynikać z tego, żeby była "trudna do zdobycia". Laska po prostu ma urojenia i wmawia sobie, że po takiej sytuacji ludzie z niej szydzą, choć w rzeczywistości dzieje się to tylko w jej głowie.

To tyle. Mam nadzieję, że właśnie to wynika z tego tekstu i że moje tłumaczenie jest tu zbędne, ale wolałam to zaznaczyć.

Na dziś to wszystko.
Do następnego!

Pacia03

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro