3. Nieodpowiedzialna
Muzyka huczała tak głośno, że ogłuszony zmysł zdawał się wprawiać w tylko większą dezorientację. Na parkiecie było ciemno, tylko kolorowe, migające światła przesuwały się po tłumie. Wszyscy krzyczeli, tańczyli, skakali, dobrze się bawili. Dookoła panował zaduch. Woń alkoholu, potu i perfum osiadała ciężko w płucach. Było gorąco. Świat przed jej oczami zawirował. I to dosłownie, bo ktoś zdecydował się zaciągnąć ją do tańca. Odruchowo chwyciła się jego ramion, by się nie przewrócić. Kręciło jej się w głowie od wypitego alkoholu. Naprawdę przesadziła, nie pierwszy raz zresztą.
Mężczyzna przyciągnął ją do siebie i ciasno oplótł ramionami. Nie lubiła dotyku w żadnej formie. Jednak pijany umysł nie zareagował natychmiastowym odsunięciem się. Jedynie zasygnalizował, że to dla niej niekomfortowa i rzadko spotykana sytuacja. Nieznajomy zaczął się z nią kołysać do muzyki, chociaż coś bełkotała, że nie potrafi tańczyć. Nie żeby w tym momencie wymagano od niej wielkich umiejętności. Ale te obroty i silny zapach jego perfum, tylko potęgowały jej mdłości. Powinna jak najszybciej pobiec do toalety. Tam na pewno znajdzie się w ramionach jakiejś dziewczyny, która zdecyduje się nią zaopiekować. Dziewczynie prędzej była w stanie zaufać. Kobiety w klubowych toaletach zawsze zachowywały się jak najserdeczniejsze przyjaciółki. Kochała to. Pragnęła tego komfortu i opieki przy każdym mocno zakrapianym wyjściu. Pragnęła tego i tym razem.
Przypadkowy mężczyzna nie powstrzymywał jej, gdy nieco zbyt gwałtownie się od niego odsunęła. Złapała się ręką za głowę i zacisnęła palce na włosach. Chwiejnym krokiem, poszła w stronę toalet. Prawdopodobnie nie wyglądała już najlepiej, bo niektórzy nawet postanowili zejść jej z drogi. Gdyby nie fakt, że szła tuż przy ścianie, pewnie wylądowałaby na podłodze.
Gdzie teraz był Anthony? Nie miała pojęcia. Sama mu zwiała, wchodząc w tłum ludzi, gdy akurat poszedł im coś zamówić. Po co to zrobiła? Bez większego powodu. Była zwykłą gówniarą, która po alkoholu uznała to za zabawne. Może nawet chciała go niejako zmusić do szukania jej. Była pewna, że gdyby ją znalazł, udzieliłby jej kolejnej reprymendy tego wieczoru. Pierwszą otrzymała, bo za cienko się ubrała. Miał rację, bo gdy szli, naprawdę trzęsła się z zimna, ale przynajmniej wyglądała wspaniale. Drugą dostała wtedy, gdy uznał, że za szybkie tempo picia sobie narzuciła. Patrząc na to w jakim aktualnie była stanie, z tym również się nie pomylił. Był takim zrzędą... A jej wewnętrzna małolata tylko szukała kolejnych powodów, by go sprowokować. Chociaż nawet po alkoholu zdawała sobie sprawę z tego, jak niedojrzałe było jej zachowanie. Zostawiła z nim wszystkie swoje rzeczy. Nie miała przy sobie nawet telefonu. Wiedziała, że problem sam się rozwiązał, gdy poczuła uchwyt dłoni nad łokciem. To musiał być on. Podniosła głowę, by spojrzeć na swojego oprawcę i nie myliła się. Wyglądał na zdenerwowanego. Jeśli wcześniej miał w sobie choć trochę alkoholowego rozluźnienia, to jej wybryk go tego pozbawił. Coś mówił, ale nie mogła się na tym skupić.
— Muszę do toalety... — wybełkotała. Była już tak blisko. Jeszcze tylko parę ostatnich kroków dzieliło ją od celu.
Anthony przeklął pod nosem i poprowadził ją do toalety. Z rozczarowaniem zauważyła, że była to męska. No i jak ona ma tu trafić, na nową przyjaciółkę? Nie była jednak w stanie się nad tym zbyt długo zastanawiać, bo już po chwili stała pochylona nad muszlą i wymiotowała. Mężczyzna przytrzymał jej włosy.
— Mówiłem ci, że za dużo i za szybko pijesz. To naprawdę taka dobra zabawa, żeby doprowadzić się do takiego stanu? Nie klękaj na tej podłodze. Zwariowałaś?
Nie była w stanie się go słuchać. Nie mogła dłużej ustać na nogach. Nie gdy dodatkowo jej ciałem wstrząsał odruch wymiotny. Dlatego, nie zważając na jego protesty, usiadła bokiem na brudnych płytkach i przytrzymała się dłońmi toalety. Miała gdzieś, że wszystko dookoła było brudne i obrzydliwe. Jej umysł za bardzo był zamroczony alkoholem, by przejmowała się takimi szczegółami.
Gdy na chwilę się uspokoiła, nakłonił ją do wstania z podłogi, wymycia rąk i przepłukania ust. Mruczała niewyraźnie przeprosiny, ale jedyne co otrzymała w zamian, to nakaz założenia płaszcza, żeby mogli wyjść. Musiała trafić na świeże powietrze, ale żeby tak się stało, Anthony musiał ją praktycznie wnosić po schodach. Zgadywała, że był na nią wściekły. W końcu nie pisał się na to wyjście po to, by ją niańczyć.
Chociaż próbował ją nakłonić, by szła dalej, to już po kilku krokach, wyswobodziła się z jego uścisku, aby usiąść na chodniku przy budynku. Wciąż było jej niedobrze i teraz jeszcze zimno. Alkohol wcale jej nie rozgrzał. W dodatku jej oddech przyspieszył. Musiała zacząć świadomie brać głębokie wddechy, by jakkolwiek nad sobą zapanować. Serce biło jej jak oszalałe. Całą sobą czuła, że jej odbije. Znowu. A przecież przy ostatnim wyjściu alkoholowym było tak dobrze. Bawiła się do rana. Wszystko było w porządku. Dlaczego teraz znów myśli zaczęły ją przytłaczać?
— Podaj mi swój adres. Zamówię ci taksówkę — żałował, że przy ostatnim spotkaniu nie nalegał bardziej na to, by ją odwieźć. Teraz przynajmniej wiedziałby co wpisać.
— Nigdzie nie jadę — mruknęła.
— Czyli co? Zamierzasz tu zostać?
— Tak.
— Ivanna, nie zachowuj się jak dziecko — nakazał — Przesadziłaś z alkoholem. W tym miejscu twój wieczór się kończy i wracasz do domu.
— Nigdzie nie wracam — nie odpuszczała.
— Dlaczego, do cholery? — zaczynał tracić do niej cierpliwość.
Nie otrzymał jednak żadnej odpowiedzi. Kobieta nawet na niego nie patrzyła. Siedziała skulona pod budynkiem, by zapewnić sobie jak najwięcej ciepła. Nie mogła wrócić do domu. Nie teraz. Nie dopóki się nie uspoki. Jeśli znalazłaby się w czterech ścianach swojego pokoju całkiem sama, tylko bardziej by się nakręciła. Jej umysł domagałby się autodestrukcji.
Anthony zapanował nad chęcią, by faktycznie ją tu zostawić. Nie mógł tego zrobić. Wiedział jakie mogłoby to stanowić dla niej zagrożenie. Chociaż w jego głowie zagościła samolubna myśl, że dlaczego on ma się nią przejmować, skoro ona sama najwyraźniej miała swoje bezpieczeństwo w głębokim poważaniu? Jednak zaufała mu na tyle, by zaprosić go na to wyjście i tak bardzo się przy nim upić. A może jej zaufanie wcale nie miało tu nic do rzeczy i skończyłaby w ten sposób w każdym towarzystwie? Nawet by się nie zdziwił, gdyby to potwierdziła. Tak czy inaczej, zostać tu nie mogła, a skoro nie znał jej adresu, to w aplikacji wpisał swój.
— Chodź, idziemy stąd — powiedział łagodniejszym tonem i wyciągnął dłoń w jej stronę.
Tym razem się nie kłóciła. Przyjęła jego dłoń i nawet po tym jak wstała, nie puściła go. Drugą ręką złapała go nad łokciem i oparła głowę o jego ramię. Szła tak przy nim, ani razu nie podnosząc wzroku znad chodnika. Spojrzała na niego, dopiero gdy otworzył drzwi do tylnych siedzeń samochodu.
— Gdzie jedziemy?
— Do mnie, wsiadaj.
Przez chwilę zdawała się rozważać jego słowa i był pewny, że znów zacznie wykrzykiwać coś o tym, że nigdzie nie pojedzie. Ku jego zaskoczeniu, wsiadła do taksówki bez żadnych więcej protestów.
Jechali w milczeniu. Nie do końca miał ochotę poruszać jakikolwiek temat. Dalej był poirytowany jej nieodpowiedzialnością. Nie rozumiał jak bardzo bezmyślnym i niedojrzałym trzeba być, by zachowywać się w ten sposób. Oparł głowę o zagłówek i zamknął oczy. Niby to spotkanie było po to, by sprawdziła, czy powinna go zabrać na wesele, ale teraz to on zastanawiał się, czy na pewno chciał z nią pójść. Wcale mu się nie uśmiechała powtórka z rozrywki. Chociaż może przy rodzinie zachowałaby się trochę lepiej. Otworzył oczy dopiero, gdy usłyszał jak szybko oddychała i pociągała nosem. Spojrzał na nią ze zmarszczonymi brwiami, nie rozumiejąc, o co tym razem chodzi.
— Co się dzieje? — zapytał.
— Muszę wysiąść. Proszę, możemy wysiąść? Możemy pójść dalej pieszo? Muszę się przejść — nalegała ze łzami w oczach.
Zaczynał być zaniepokojony jej stanem. Dziewczyna, najwyraźniej powoli wpadała w panikę, a on nie miał pojęcia, co mogło być tego przyczyną. Nie chodziło o to, że jadą do niego, bo zaproponowała, by dalej iść pieszo, a to przecież tym powinna się niepokoić. Nie wiedziała, że pijana nie powinna chodzić do mieszkań obcych ludzi? Najwyraźniej...
— Proszę... — ponowiła prośbę, gdy dalej milczał.
— Mógłby pan zjechać na bok? — zwrócił się do kierowcy.
Ivanna odpięła pasy i wyskoczyła z samochodu, gdy tylko się zatrzymali. Anthony pokręcił lekko głową i zapłacił za cały kurs. Zauważył, że kobieta zostawiła swoją torebkę na siedzeniu, więc zarzucił ją sobie na ramię zanim wysiadł. Przeszedł na chodnik, na którym na niego czekała. Mieli przed sobą co najmniej godzinę drogi. Z jej stanem pewnie ten czas się wydłuży. Nie odsunął się, gdy ponownie uczepiła się jego ramienia. Nie zaczął też tematu jej pogarszającego się samopoczucia. Doszedł do wniosku, że jeśli będzie chciała, sama zdecyduje się zwierzyć. I tak widział, że nosiła się z zamiarem odezwania się.
— Przepraszam za to wszystko... Zachowuję się żałośnie. Wiem. Nie musisz zaprzeczać, jeśli zamierzasz. To nie ten moment — próbowała się roześmiać, ale dźwięk, który opuścił jej gardło, brzmiał wyjątkowo gorzko.
— Co chcesz, żebym ci powiedział?
— Nie wiem... — wzruszyła ramionami — Po prostu... Wiesz... Za dużo myśli chodzi mi po głowie — przetarła policzki z łez, chociaż te wciąż napływały.
— Takich jak? — pozwolił sobie poszukać paczki chusteczek w jej torebce.
— Głównie to, co się kiedyś stało. Albo to, co się właśnie nie stało. Analizuje to gdzie teraz jestem. To co robi ze mną moja głowa i takie tam... — wyjaśniła — Dzięki — dodała, gdy wręczył jej chusteczkę.
— Co się kiedyś stało? — pytał dalej, ale chyba za bardzo się pospieszył, bo zamilkła.
— To w sumie nieważne... — odpowiedziała dopiero po dłuższym czasie — Pewnie nic, czego byś już kiedyś nie usłyszał.
— Słyszałem wiele rzeczy.
— I moje wyznanie na pewno nie byłoby tym najgorszym — przetarła nos — Po prostu mnie to wkurza... Że dalej to przeżywam. Że głównie przez to kończę zaryczana po alkoholu. Bo na trzeźwo łatwiej nad tym zapanować. Na trzeźwo się tak nad sobą nie użalam. Miałam nadzieję, że dziś mi nie odbije. Ostatnio było dobrze. I teraz znowu...
— Może to dobry znak, żebyś przestała pić? — zasugerował.
— W życiu — odpowiedziała od razu — Nie będę tą, która zamula na imprezach.
— Można się dobrze bawić bez alkoholu.
— No to powodzenia, bo ja nie potrafię — warknęła poirytowana.
Przecież nie raz słyszała tę uwagę. I to głównie od osób, które nigdy nie sięgnęły po kieliszek. Nie wiedzieli co to znaczy bawić się z alkoholem. A ona miałaby porównanie. I nienawidziłaby tego, jak bardzo nie potrafiłaby się wyluzować. Na trzeźwo była sztywna. Jasne, rzucała swoimi głupimi żartami i wątpliwymi moralnie pytaniami, ale wciąż zaliczała się do tych mniej rozrywkowych osób. Przynajmniej samą siebie postrzegała w taki sposób. Nie odnajdywała się w każdym towarzystwie. Nie zgrywała wtedy żywej, empatycznej duszy. Nie, jeśli wcześniej się nie napiła. To alkohol sprawiał, że była wyluzowana. Mogła wiele poświęcić dla tych kilku godzin wątpliwego szczęścia. Nawet jeśli po wszystkim kończyła w ten sposób. Zapłakana i zarzygana. Obraz nędzy i rozpaczy.
— Czyli w twojej opinii lepsze od "zamulania" jest doprowadzenie się do takiego stanu?
— Wal się — mruknęła, bo uruchomił w niej mechanizm obronny. Jego pytanie było, aż zbyt wymowne, podsuwał jej pod twarz społecznie akceptowalną decyzję. Ale nie potrafiła jej przyjąć.
— Chcesz porozmawiać o tym, co aktualnie chodzi ci po głowie? — zmienił temat, by mogła się uspokoić.
— Nie. To żałosne... — powtarzała jak mantrę. Nie chciała przed samą sobą się do tego przyznawać. Chociaż pijany język był skłonny mówić. Wystarczyło jeszcze tylko jedno jego słowo, by zburzyć ten pozorny mur.
— Ty tak twierdzisz, ale może jesteś dla siebie zbyt surowa? — poczuł jak jej palce mocniej zacisnęły się na jego ramieniu.
Po części chciała tak myśleć. Chciała wierzyć, że nauczono ją złego podejścia. Żyjąc wśród tylu braci, musiała przejąć choć część ich zachowań. Jedną z tych rzeczy była chęć ukrycia całego bólu w sobie. Żaden z nich nie płakał, gdy było mu po prostu bardzo przykro, więc czemu ona miałaby tak reagować? Chociaż wszyscy dookoła powtarzali, że jest dziewczyną, więc społeczeństwo będzie patrzyło przychylniej na jej łzy. Sama jednak nie potrafiła na siebie spojrzeć z litością i empatią. Nie dawała sobie prawa do głośnego wyrażania żalu i bólu. Więc gdy po alkoholu nerwy jej puszczały i kończyła cała zapłakana, mogła być pewna, że przez następne kilka dni będzie sobie wyrzucać tę słabość.
— Mam ochotę napieprzać pięściami w ścianę. Albo mocno ugryźć się w rękę. Albo chlasnąć się nożem — powiedziała cicho, a on spojrzał na nią zaskoczony — Tak, wiem, że to atencyjne.
— To autoagresja — poprawił ją.
— No i? Przecież tego nie robię, nie? — przynajmniej nie teraz — Po prostu mnie nosi. Muszę się wyładować. Dlatego idziemy zamiast jechać.
— Spacer naprawdę ci z tym pomaga?
— Nie zawsze... — przyznała szczerze. W zasadzie to nigdy nie pomagał. Chyba, że trwał na tyle długo, że po kilku godzinnym marszu, po prostu padała wycieńczona na łóżko i niemal od razu zasypiała.
— Dziewczyno, masz poważny problem — stwierdził z westchnieniem. Ivanna jednak tego nie skomentowała. Wciąż wyraźnie dostrzegał irytację na jej twarzy, gdy otwarcie mówił, że zmaga się z czymś, co ją przerasta — O czym myślisz, że wywołuje to u ciebie takie skłonności?
W ramach odpowiedzi otrzymał tylko wzruszenie ramionami. Najwyraźniej nie miała ochoty się, aż tak przed nim obnażać. Po części to rozumiał. Szli dalej w milczeniu. Zauważył, że nieznacznie się trzęsła z zimna, ale nie był w stanie z tym nic zrobić. Nie odda jej swojej kurtki, bo nie mógł sobie pozwolić na chorobę w ciągu najbliższych dni. Objąć też jej nie chciał, bo to mogłoby przekroczyć jej granice tolerancji. Chociaż sama dalej wiernie trzymała się jego ramienia, głównie, żeby się go przytrzymać, gdy jej buty ślizgały się na śniegu.
Dookoła zrobiło się już naprawdę cicho. Było wystarczająco późno, żeby przejeżdżające samochody stały się rzadkością. A nawet jeśli coś obok nich przejechało, to zazwyczaj była to taksówka. Idąc przed siebie, oboje byli wpatrzeni w śnieg na chodniku, który chrzęścił pod ich butami. Ivanna znów ukradkiem zaczęła ocierać łzy, które zbierały się pod jej powiekami, gdy nadmiernie myślała nad jakimś przykrym doświadczeniem. Kusiło go by znów wdać się z nią w rozmowę o potencjalnych krzywdach z przeszłości, ale był pewny, że ponownie nie udzieli mu jasnej odpowiedzi. Mógł się tylko domyślać. A doświadczenie zawodowe podsuwało mu do głowy to, co zwykle było zagrożeniem dla młodych dziewcząt. W dodatku nadużycia seksualne mają częste sytuację w rodzinie. W gronie, w którym dziewczynka powinna czuć się najbezpieczniej. Pomimo tylu lat w prokuraturze, dalej najbardziej oburzającymi go sprawami były te, w których najbliżsi posuwali się do skrzywdzenia dziecka. Gdy pomyślał, że Ivanna mogła być w dzieciństwie ofiarą nadużyć, poczuł irytację i współczucie. Chociaż przecież nie mógł być tego pewny. Nie powiedziała mu wprost, co jej się przytrafiło. Może problem był znacznie mniejszy...? Tylko skutki wciąż opłakane, skoro chciała kierować agresję w swoją stronę.
Kobieta zatrzymała się, więc zrobił to samo z niemym pytaniem wypisanym na twarzy. Patrzyła na drugą stronę ulicy, gdzie stała stacja benzynowa. Ponownie zwróciła swój wzrok na niego. Miała duże, podkrążone oczy, w których wciąż czaiło się tyle smutku. Przez chwilę nawet poczuł się winny za to, że w klubie potraktował ją tak chłodno. Jak mógł kiedykolwiek być na nią zły, gdy patrzyła na niego w ten sposób?
— Chodźmy na stację. Chcę sobie kupić czekoladę — jej głos był lekko ochrypniety od zimnego powietrza i niedawnych krzyków.
Zgodził się. Co prawda był zmęczony przez stres towarzyszący mu przez cały tydzień w pracy i marzył już tylko o tym, aby wreszcie znaleźć się w domu, ale pięć minut go przecież nie zbawi. A ona może trochę się uspokoi, kiedy dostanie to, czego chce. Przeszli na drugą stronę ulicy i weszli do jasno oświetlonego budynku stacji benzynowej. Ciepłe powietrze otuliło ich policzki. Zwrócił też uwagę, na cichą melodię, która rozbrzmiewała z głośników. Rozejrzał się za alejką ze słodyczami, ale Ivanna, która wciąż trzymała się jego ramienia, pociągnęła go od razu w stronę kas. Dopiero wtedy, gdy kasjer podał jej papierowy kubek, zorientował się, że czekolada, o której wspominała, była w rzeczywistości napojem czekoladowym z automatu. Postawiła kubek i wybrała odpowiedni przycisk. Gdy na niego zerknęła, roześmiała się cicho, choć ten dźwięk wciąż brzmiał jakby brakowało mu autentycznej radości.
— Wyglądasz, jakbyś był oburzony moim wyborem.
— To nie jest nawet czekolada. Tylko napój czekoladowy. Nie bez powodu właśnie to masz napisane na ekranie — wypomniał jej.
— Na jedno wychodzi — wzruszyła ramionami — Ważne, że jest ciepłe i pyszne.
— Nie zgodzę się z tym ostatnim.
— Ale zrzędzisz... — mruknęła pod nosem — Wyluzowanie się jest w twoim zawodzie karalne, czy co? — dodała głośniej.
— Jestem wyluzowany.
Spojrzała na niego z uniesionymi brwiami. Jej wyraz twarzy był w tym momencie bardzo wymowny, ale on tego nie skomentował i nie wycofał się ze swoich słów. Właśnie w środku nocy, spacerował z pijaną małolatą, która zażyczyła sobie gorącego napoju, a on to akceptował bez większego sprzeciwu. Czy to nie jest czystą definicją wyluzowania?
— Do twarzy ci z tą torebką — rzuciła zaczepnie, zanim znów odwróciła głowę w stronę automatu, by zamknąć kubek wieczkiem.
Mógłby się teraz zirytować. Mógłby oddać jej tę torebkę, zamiast cały czas ją nosić. Mógłby przestać znosić jej humorki. Ale dalej tam stał, z czarną torebką na ramieniu i przyjmował jej ciągle wahające się nastroje. Dlaczego? Bo był przecież wyluzowany. Tak się przekonywał. Jak w ogóle mogła mu zarzucić, że jest inaczej? Jasne, może nie był najbardziej rozrywkową osobą, jaką znała, ale to wcale nie oznaczało, że był zrzędliwy, prawda? Tylko wyrażał swoją opinię i co jakiś czas uświadamiał ją w niebezpieczeństwach, które sama sobie tworzyła. Nie miał pojęcia jakim cudem dotrwała do swojego wieku, skoro zachowywała się tak nieodpowiedzialnie. Ale jej szczęście kiedyś musi się wyczerpać... Więc ją ostrzegał.
****
Tak jak zgadywał, do jego mieszkania weszli dopiero półtorej godziny później od momentu, w którym wysiedli z taksówki. Ivanna w tym czasie zdążyła się uspokoić, przynajmniej pozornie. Nie trzęsła się już tak bardzo, nie płakała i była wyraźnie wyczerpana. Nawet nie rozglądała się zbytnio. Porzuciła buty na środku korytarza i weszła wgłąb mieszkania wciąż z płaszczem na ramionach. Bez słowa udał się za nią. Płaszcz przerzuciła przez podłokietnik kanapy i sama też na nią opadła. Zgadywał, że wciąż musiała być bardzo pijana, skoro zachowywała się tak swobodnie. Przesunął wzrokiem po jej ubiorze. Czarna, przylegająca sukienka podjechała wystarczająco wysoko, by mógł zobaczyć fragment koronki pończoch. Na łydce lewej nogi, ciągnęło się oczko zniszczonego materiału. Jej blada skóra mocno kontrastowała z czernią, która zdominowała jej ubiór. Gdy odwróciła głowę w jego stronę, spojrzał na jej twarz. Teraz mógł w pełnej okazałości przyjrzeć się rozmazanemu makijażowi i wyschniętym łzom na jej policzkach. Do tego parę kosmyków potarganych włosów przykleiło jej się do twarzy. Naprawdę wyglądała teraz jak osoba, której trzeba było współczuć.
— Przygotuję ci rzeczy do kąpieli — zdecydował i już miał przejść do innego pomieszczenia, kiedy go zatrzymała.
— Nie trzeba. Nie mam siły się teraz kąpać. Rano to zrobię. Teraz tylko daj mi coś do spania.
Zgodził się, nie mając ochoty przekonywać jej do zmiany decyzji, bo chciał się jak najszybciej położyć. Powiedziała, że podkoszulek jej wystarczy, więc wręczył jej jeden z większych jakie miał. Gdy wróciła przebrana do salonu, przez grzeczność zaproponował jej, by spała w sypialni, a on prześpi się na kanapie. Zgodziła się bez mrugnięcia okiem, a już chwilę później leżała zakopana w jego pościeli. Nawet nie podniosła głowy, gdy zostawił jej torebkę na szafce nocnej. Mruknęła tylko ciche "dobranoc" w poduszkę, zanim wyszedł z pokoju, gasząc za sobą światło i zamykając drzwi.
~~~~~~~~~~~
Hejka!
Pytanie na dziś:
Kto z Was zajrzał tu ze względu na swoje daddy issues?
Chcę wiedzieć ile nas jest.
W grupie raźniej!
To tyle na dziś,
Do następnego!
Pacia03
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro