2. Ugoda
Koło godziny dwudziestej wszedł do mieszkania, zastanawiając się w jakim stanie zastanie swojego brata. Gdy rano wychodził do pracy, Emmett leżał półnagi na kanapie i ledwie kontaktował ze światem. Naprawdę, ten dzieciak czasami nie wiedział, w którym momencie powinien przestać. Dzień wcześniej pojechał na domówkę u swoich znajomych i z tego też powodu miał przełożyć spotkanie z Ivanną. Jednak wpadł na iście genialny pomysł, aby zamiast tego podsunąć ją bratu, jakby się bawił w swatkę.
— Cześć — powiedział, przekraczając próg.
— Hej — usłyszał głos, dochodzący z kuchni, więc to tam się udał po zdjęciu płaszcza.
— To moje ubrania? — zapytał, gdy go zobaczył.
Blondyn podniósł na niego wzrok i uśmiechnął się krzywo. Ewidentnie dopadł go kac, o czym świadczyła jego blada twarz i ogólnie bijące zmęczenie. Nawet czyste ubrania nie poprawiły sytuacji, skoro były na niego za duże. Emmett miał wątpliwe szczęście być najdrobniejszym facetem w rodzinie. Nie żeby Anthony był jednym z tych napakowanych mężczyzn, ale był od niego znacznie wyższy.
— Tak, moje śmierdziały fajkami i alkoholem — usiadł ciężko na krześle, a przed nim na stole leżała dopiero co przygotowana kawa.
— Nie umiesz pić, skoro doprowadzasz się do takiego stanu. Trochę więcej rozwagi, człowieku. Jadłeś już, czy mam coś zamówić? — usiadł naprzeciwko i wyjął telefon z kieszeni.
Oczywiście, sam też mógłby się pochwalić niejedną pijaną akcją. Takie uroki bycia młodym. Nagle wolno ci pić, a skoro nie znasz swojego limitu, to pijesz bez umiaru. I jakby to chociaż czegoś uczyło. Ale nie. Do zmiany podejścia trzeba czegoś więcej niż tylko zarzyganej toalety, kaca, czy wstydu. On sam zaczął z tego wyrastać dopiero na kilka lat przed trzydziestką. Już nie raz przekonał się o tym, jak bardzo ludzie głupieją pod wpływem alkoholu. Pozwalają sobie na irracjonalne zachowania, które są niebezpieczne nie tylko dla nich, ale i dla innych. Ile miał już za sobą spraw, w których pijany kierowca spowodował wypadek? Nawet nie chciał tego liczyć. Dobrze, że Emmett nie miał samochodu. Nie wierzył, że za namową kolegów nie wsiadłby za kółko, tylko dlatego, że uznali go za najmniej pijanego.
— Zamów. I mi nie matkuj.
— Nie musiałbym tego robić, gdybyś po imprezie wrócił grzecznie do domu, zamiast wpraszać się do mnie w środku nocy — odpowiedział, nie odrywając wzroku od ekranu.
Gdyby nie fakt, że chciał być dobrym starszym bratem, to pewnie by go nawet nie wpuścił. Może to by go czegoś nauczyło. Jednak chciał, żeby Emmett wiedział, że może na niego liczyć, bez względu na to co się wydarzy. Są rodziną, to naturalne, że chciał go wspierać i wyciągnąć pomocną dłoń, nawet jeśli czasem się to odbywało jego kosztem. A dziś tym kosztem było niewyspanie, z którym musiał walczyć dwiema kawami z samego rana. No i drugim argumentem, przemawiającym za tym, żeby nie zostawiać go na wycieraczce przed drzwiami, byli by narzekający sąsiedzi.
— A jak twoja randka? — głos brata wyrwał go z zamyślenia nad listą dań jakie proponowała jedna z restauracji.
— Masz na myśli spotkanie z dziewczyną, którą wystawiłeś do wiatru? — wzruszył ramionami — Pogadaliśmy i rozeszliśmy się w swoje strony.
— I co? To tyle? Słabo trochę.
— A czego się spodziewałeś? Że spojrzymy sobie w oczy i uświadomimy sobie, że do tej właśnie chwili zmierzaliśmy całe życie? Kawa skończy się zbyt szybko, więc zaproszę ją do siebie i żyli długo i szczęśliwie?
— Nie, choć to byłoby lepsze od tego co miałeś faktycznie. Wziąłeś chociaż numer? — gdy Anthony nie odpowiadał, jego brat uśmiechnął się szeroko — Aaa! Wiedziałem! Dobrze, nie jest z tobą jeszcze, aż tak źle.
— To i tak nic nie znaczy. Wiesz o tym?
— Przestań. Napisz do niej. Wydawała się spoko.
— Chyba zwariowałeś. Jeśli dobrze pamiętam, to ma ledwie dwadzieścia trzy lata. Poza tym, z tego co się dowiedziałem, jedynie zależało jej na "znalezieniu nowego kumpla", którego będzie mogła wziąć na wesele brata.
— Serio? Kurde, mogłem jednak iść — powiedział ze śmiechem — Na dobre wesele zawsze jestem chętny.
— To pisz do niej. Może ci wybaczy.
— Nie no, teraz to już spalone trochę. Poza tym, pewnie usunęła nam parę.
— Nie dziwiłbym się jej.
— Ja też — odpowiedział z westchnieniem i oboje skupili się na wybraniu czegoś do jedzenia.
****
Anthony: Kawa?
Wpatrywała się od kilku minut w wyświetlacz, jakby otrzymana wiadomość była najdziwniejszą rzeczą jaką widziała w swoim życiu. Nie była pewna, czy powinna się cieszyć, czy raczej niepokoić? Ale i tak odczuwane przez nią emocje skłaniały ją raczej w stronę tej drugiej opcji. Dlaczego jej to proponował? Na jakiej podstawie stwierdził, że kolejne spotkanie będzie dobrym pomysłem? Przecież mówiła mu, że jest beznadziejna w relacjach romantycznych. Pomyślał, że z nim będzie inaczej, bo ją odmieni? Dobre sobie. A może wcale nie chodziło tu o spotkanie w celach około randkowych? Tylko wtedy o co? Uznał, że była dobrą kandydatką do niezobowiązującej rozmowy przy kawusi? Niby o czym mieliby rozmawiać? W porównaniu do niego była pewnie zwykłą gówniarą. Chciał jej się pochwalić jak to było "za jego czasów"?
Westchnęła ciężko i wygasiła ekran telefonu. Zbyt wiele emocji kosztowała ją każda taka interakcja. Zwłaszcza, gdy nie wiedziała czego ktoś od niej chciał. A w przypadku tego mężczyzny nie miała pojęcia, czego może się spodziewać. W zasadzie w tej sytuacji miała kilka opcji do wyboru. Mogła się zgodzić. Mogła zapytać, dlaczego chce się z nią spotkać. No i mogła odmówić lub po prostu zignorować wiadomość. Po dłuższej chwili wahania, zdecydowała się na drugą opcję. Ale i tak odpisała mu dopiero pół godziny później. Niech nie myśli, że jej jedynym zajęciem jest gapienie się w telefon. Nawet jeśli przez dłuższą część dnia właśnie tak było.
Ivanna: Dlaczego proponujesz mi spotkanie?
Po chwili telefon zaczął wibrować jej w dłoni. Z trwogą patrzyła na wyświetlacz, gdy dotarło do niej, że Anthony zamiast odpisać jak normalny człowiek, zdecydował się zadzwonić. Czy on jest psychopatą? Naprawdę nie rozumiała ludzi, którzy dzwonili zamiast odpowiedzieć na wiadomość tekstową w formie tekstu! Przecież to nie miało sensu. Niechętnie odebrała i przyłożyła słuchawkę do ucha. Nie mogła udawać, że nie ma jej przy telefonie, skoro zadzwonił zaraz po otrzymaniu jej wiadomości.
— Dlaczego nie mogłeś po prostu odpisać? — zapytała na wstępie. Skoro już wyprowadzał ją tym z równowagi, to niech chociaż odczuje tego konsekwencje.
— Jadę samochodem, więc łatwiej mi zadzwonić. Poza tym to znacznie lepsza forma kontaktu, niż wstukiwanie wiadomości na klawiaturze — odpowiedział, niezrażony jej śmiertelnie poważnym tonem.
— No chyba tylko dla kogoś starej daty — mężczyzna w słuchawce roześmiał się cicho na jej stwierdzenie.
— Istotnie.
No tak, na moment wyleciało jej z głowy, że facet pewnie ma dwa razy tyle lat na karku co ona. Teraz się poczuła lekko niezręcznie ze swoją uwagą, pomimo tego, że Anthony zareagował na nią raczej pozytywnie.
— To... Dlaczego mielibyśmy się spotkać? — powróciła do głównego tematu.
— Szczerze?
— No...
— Wyświadczyłabyś mi tym przysługę — zaczął tłumaczyć i brzmiał przy tym naprawdę autentycznie — Jedna osoba nie daje mi żyć, bo w jego opinii nie angażuję się wystarczająco mocno w poznawanie nowych kobiet. Kilka takich spotkań i powinien dać sobie spokój. No i jeśli byś chciała, mógłbym z tobą pójść na ten ślub. Mogę ci obiecać, że nie będę próbował w tobie wskrzesić jakiś wielkich pokładów miłości.
Ha! Na pewno. Jakby przyprowadziła takiego faceta, to bracia od razu zaczęliby się z niej nabijać, że nie przyszła z partnerem, tylko z nowym ojcem. Jedynym argumentem, przemawiającym za tym, że mógłby to być dobry pomysł, był fakt, że facet naprawdę nie brzmiał jakby liczył na jakieś romantyczne rozwinięcie ich relacji. No i nie była pewna, czy uda jej się skutecznie wykręcić skoro dzwonił zamiast pisać! Jakby nie mógł poczekać z odpowiedzią, jak już gdzieś zaparkuje. Napisanie, że się nie może spotkać, bo coś tam, jest znacznie prostsze niż powiedzenie tego. Wzięła głęboki wddech i zamknęła na moment oczy.
— Tylko kilka takich spotkań? — upewniła się.
— Tak. I nie jakoś często. Może raz na dwa, czy trzy tygodnie?
— I nie będziemy musieli ze sobą pisać przez te dwa tygodnie, by pokazać jak mocno jesteśmy zaangażowani?
— Absolutnie.
— Wesele mojego brata jest dopiero za pół roku. Jesteś pewien, że do tego czasu nie wpadniesz w czyjeś objęcia?
— Wątpię. A nawet jeśli, to możesz być pewna, że nie zostawię cię na lodzie, jeśli ty teraz pomożesz mnie. No i nie będziesz musiała za mnie płacić. Sam mogę wrzucić do koperty odpowiednią kwotę.
— O, zaczynasz mi się też opłacać finansowo. Umiesz się ładnie sprzedać — zażartowała, chcąc choć trochę rozładować napięcie, jakie wywołała w niej ta rozmowa.
— Umiem przekonywać do słuszności mojego spojrzenia. Taka praca. Czyli w tym samym miejscu? Jutro o osiemnastej?
No i jak miała odmówić? Zwłaszcza, że poprowadził rozmowę w taki sposób, jakby z góry zakładał, że się z nim zgodziła. Czy właśnie dała się wmanewrować? Powinien ją zapytać, czy się ostatecznie pisze na ten układ, a nie czy godzina i miejsce spotkania jej odpowiadają. Co gorsza pasowały. Zresztą, nawet gdyby się wykręciła jakimś wiarygodnym kłamstwem, czuła, że od razu zaproponowałby inną datę, zamiast zostawić temat bez odpowiedzi. Taki był właśnie problem rozmów telefonicznych. Trzeba było wszystko ustalić od a do z.
— Tak, może być — skapitulowała w końcu.
— Świetnie. To do jutra.
— No, papa... — odpowiedziała nieco zrezygnowanym tonem, zanim się rozłączyła. A mogła jednak zignorować tę wiadomość...
****
Praktycznie cały następny dzień przeżywała, że musi się spotkać z Anthonym. Gdyby widzieli się rano, przynajmniej miałaby to już z głowy, a tak jej myśli w randomowych momentach uciekały do tego faktu. No, ale ranek tak naprawdę spędziła w pracy i on pewnie też. Żeby się spotkać przed pracą, musiałaby chyba wstać o jakiejś nieludzkiej porze, żeby się wyszykować do wyjścia. Już i tak ciężko jej się było zebrać na ósmą, co dopiero gdyby miała się z nim widzieć o szóstej, czy siódmej? Przecież to brzmiało prawie jak samobójcza misja. Teraz przynajmniej mogła zaliczyć chwilowy przystanek w domu u boku swojego kota, zanim ponownie ruszyła do centrum.
Jadąc na spotkanie, jak zwykle czuła, że wcale nie towarzyszy jej przy tym ekscytacja. Była pewna, że znów świadomie lub podświadomie zacznie sabotować tę znajomość. Pomimo tego, że teoretycznie zdawała sobie sprawę z tego, że facet nie zamierza się przecież z nią wiązać. A jednak jej to nie uspokoiło. Nawet nie była pewna, czy spotkanie w ogóle się odbędzie. Nie wymienili ze sobą żadnej wiadomości od wczorajszej rozmowy. Mężczyzna też nie czuł się w obowiązku, żeby ją poinformować, że już jedzie, czy że będzie na miejscu za ileś tam minut. Jakby tematu po prostu nie było. I oczywiście, mogła sama do niego napisać, ale obawiała się, że znów jej wyskoczy z dzwonieniem zamiast z pisaniem. Nie lubiła tej formy kontaktu, dużo bardziej komfortowe wydawało jej się spotkanie twarzą w twarz, niż rozmowa przez telefon. Dlatego o tym, czy i on jej nie wystawił, przekona się dopiero na miejscu. Jeśli tak... Uzna tę kawiarnię za naprawdę pechowe miejsce spotkań.
****
Był tam. Gdy weszła do kawiarni, wypatrzyła go bez problemu. Siedział przy stoliku, przy którym się poznali, chociaż tym razem to on siedział na miejscu przy ścianie. Przed nim leżał laptop, obok filiżanka czarnej kawy i nieduży kalendarz. Mężczyzna zdawał się być pochłonięty tym, co wyświetlało mu się na ekranie. No tak, miał być tym, który w rzeczywistości nigdy nie wychodzi z pracy, dlatego nie ma kobiety. Miała jednak nadzieję, że ich spotkanie nie będzie polegało na tym, że on będzie skupiony na pracy, a ona będzie siedziała naprzeciwko i w milczeniu piła kawę. To byłoby mocno niezręczne.
Wzięła głęboki oddech i przybrała na twarzy uśmiech. Udawanie, że jest mniej zestresowana niż w rzeczywistości, zazwyczaj dobrze jej wychodziło. Czasami szło jej tak dobrze, że prawie oszukiwała tym samą siebie.
— Już jestem, cześć — przywitała się, przewieszając płaszcz na oparciu krzesła.
Anthony podniósł na nią swoje spojrzenie.
— Hej, co ci zamówić? — zamknął laptopa i wstał od stolika.
— Nic, nie trzeba. Sama sobie coś zamówię. Ale dziękuję.
— Zaprosiłem cię, więc mogę chociaż zapłacić — nalegał.
— Naprawdę nie trzeba. Rozumiem, zostałeś wychowany na dżentelmena. Płacisz rachunki, otwierasz drzwi, podwozisz do domu, jasne. Ale mnie uczono, że mam być niezależna i że mam sama za siebie płacić zamiast liczyć na hojność faceta. Więc naprawdę... Na etapie, gdzie ledwie się znamy wolałabym nie zmuszać cię do płacenia za mnie. Później, jeśli faktycznie się zakumplujemy to mogę raz stawiać ja, raz ty i tak dalej — czuła jak się w nią wpatrywał, nieco zaskoczony jej wywodem.
— No dobrze... W porządku... — usiadł z powrotem przy stoliku.
Ivanna miała wrażenie, że przez te słowa, odebrała mu nieco kontroli nad sytuacją, czego Anthony nie wydawał się być największym fanem. Dobrze. Po tym jak wczoraj poprowadził ich rozmowę całkowicie po swojej myśli, cieszyła się, że tym razem to ona miała coś do powiedzenia. Trochę ją to uspokoiło.
Zostawiła mężczyznę przy stoliku i podeszła do lady, aby zamówić sobie kawę. Czuła ciężar w żołądku, sugerujący, że sytuacja ta była dla niej bardziej stresowa i niezręczna, niż próbowała to przyznać. Miała nadzieję, że po tym spotkaniu się uspokoi i że każde kolejne będzie już dla niej bardziej naturalne.
Zatrzymała się w kolejce. Jeszcze nie trafiła tu o takiej porze, by nie mieli tu ruchu. Chociaż swoją drogą, że zazwyczaj się tu umawiała w godzinach wieczornych. Wcale się nie dziwiła, że ludzie wybierali tę kawiarnię, na miejsce spotkań, czy randek. Kawa, co prawda, była po prostu dobra, a witryna z ciastami zachęcała do kupna czegoś słodkiego, ale to wystrój robił największą robotę. Wnętrze było jasno oświetlone i utrzymane w pastelowych kolorach. Głównie w zieleni i różu, chociaż te kolory zostały przełamane przez parę żółtych dodatków, takich jak koc, doniczka, czy świeczki. W kawiarni znajdowały się cztery stoliki, przy których nie siedziało się na krzesłach, tylko na huśtawkach, zwisających z sufitu. Szkoda jej było, że Anthony nie wybrał jednego z nich, ale po namyśle, nie wyobrażała go sobie lekko kołyszącego się podczas picia kawki. Choć mogłoby to ciekawie wyglądać. Dojrzały facet w garniturze, huśtający się w kawiarni z filiżanką czarnej kawy. Gdyby jej pozwolił, pewnie by mu zrobiła zdjęcie. Może wzbudziłby podobną sensację, co faceci, którzy na przejażdżkę motorem decydują się założyć smoking.
Po złożeniu zamówienia, wróciła do stolika. W międzyczasie Anthony zdążył schować kalendarz i laptopa, co było dla niej miłą niespodzianką. Najwyraźniej, zamierzał poświęcić jej sto procent swojej uwagi, zamiast nieznośnie wracać spojrzeniem do "ważniejszych kwestii" w komputerze. Ale czy powinna się dziwić? Przecież już wiedziała, że był ładnie wychowany. Na pierwszym spotkaniu otworzył jej drzwi i chciał odwieźć do domu. Teraz zamierzał za nią zapłacić i udowodnił, że skoro byli umówieni, to Ivanna ma jego niepodzielną uwagę. No i siedział przed nią w garniturze, a już samo to mówiło o tym, że ma klasę, nawet jeśli ubrał się tak ze względu na pracę, a nie ich spotkanie. Teraz się zastanawiała, czy gdyby nie praca, to czy by go zobaczyła w zwykłym stroju? W zwyczajnych dżinsach i bluzie, czy wciąż założyłby koszulę?
— To kim jest ta osoba, która zmusza cię do wychodzenia do ludzi? — zapytała, zajmując krzesło na przeciwko. Wymyśliła sobie to pytanie podczas stania w kolejce.
— Mój brat — odpowiedział rzeczowo.
— O nie... Chociaż rodzina, która czepia się twojego bycia singlem, jest trochę lepsza od znajomych, którzy się tego czepiają. Przynajmniej w moim przypadku.
— Dlaczego? — zapytał, upijając łyk kawy, a jej dopiero teraz rzucił się w oczy pewien szczegół. Było to ich drugie spotkanie i zazwyczaj nakłaniał ją do mówienia, niż sam dzielił się swoimi doświadczeniami. Na jej pytania odpowiadał krótko i konkretnie, zamiast się rozwodzić nad tematem. Stanowiło to niemały kontrast, dla jej spotkań z innymi mężczyznami, którzy chętnie opowiadali o sobie. Chyba to dobitenie powinno jej pokazać, że jemu wcale nie zależało na tym, by zaprezentować się jako ciekawa osoba, którą warto bliżej poznać.
— Jak rodzina mówi o moich słabych zdolnościach wejścia w relacje, to są to oczywiście jakieś złośliwe żarty. Ale w ich postawie czuć, że i tak uważają, że nie muszę się spieszyć, bo jestem jeszcze młoda i w końcu się jakiś znajdzie. Nie wiem jak u ciebie, skoro ty już... Jesteś trochę starszy — czuła się nieco niezręcznie, gdy podkreślała ich różnice wieku. Zwłaszcza, że nie zareagował na to w żaden sposób, po prostu jej słuchał — A w przypadku znajomych, którzy są w związkach, jest to trochę jak wbijanie szpilek. Jakby powoli zaczynali wątpić, że kogoś sobie znajdziesz, bo to przecież ty. Może nadinterpretuję, ale tak to odbieram.
— Skoro tak to widzisz, może otaczasz się nieodpowiednimi ludźmi? — zasugerował, na co Ivanna pokręciła głową.
— Nie sądzę. Wiem, że moja głowa ma niefajny nawyk dostrzegania negatywów nawet tam gdzie ich nie ma. Zdarza mi się nadinterpretować jakieś słowa czy zachowania na niekorzyść mojego rozmówcy. Poza tym, ja w ich oczach pewnie też nie jestem święta, a ostatecznie się lubimy.
— Wygląda na to, że będę musiał przy tobie szczególnie zwracać uwagę na to co robię, czy mówię.
— Powodzenia — uśmiechnęła się rozbawiona — Z tą głową nie wygrasz — sugestywnie postukała palcem o skroń.
Nie zdążyła uzyskać żadnej odpowiedzi, bo w tym momencie zatrzymała się przy nich kelnerka z kawą. Ivanna grzecznie jej podziękowała i upiła łyk napoju, zanim wróciła do rozmowy:
— Zmieniając temat... Pijesz na weselach?
— Tak — odpowiedział szczerze.
— W takim razie mam warunek.
— Mogę ci obiecać, że się nie upiję i nie przyniosę ci wstydu — odpowiedział, jakby właśnie ta kwestia miała za chwilę zostać poruszona.
— Nie chcę obietnic — pokręciła głową — Jeśli moi bracia postanowią, że będą ci polewać, to skończysz pod stołem nawet nie wiedząc kiedy. No i ja też zamierzam solidnie oblać wesele brata. Więc chcę się wcześniej dowiedzieć, czy w ogóle dobrze będzie się nam razem piło. Masz jakiś wolny weekend?
— Tak... Następny weekend. Miałem na niego inne plany, ale mogę je przełożyć — oparł się wygodnie o oparcie krzesła, nie spuszczając z niej spojrzenia — Więc zamierzasz pójść ze mną do jakiegoś pubu lub klubu i się upić?
— Dokładnie — odpowiedziała, szeroko się przy tym uśmiechając.
— Wiesz, że to skrajnie nieodpowiedzialne? Nie znasz mnie — powiedział poważnie.
— Okej, tato... — natychmiast pożałowała tych słów, bo mężczyzna uniósł brwi, zaskoczony tym, jak go nazwała. Ona jednak miała w sobie tylko tyle dojrzałości, by udawać, że wcale nie palneła żadnej głupoty i kontynuowała, licząc na odwrócenie jego uwagi — Wiem o tym. Ale jak najlepiej poznać człowieka, jak nie w ciężkiej sytuacji lub przy kieliszku, co?
— Istotnie... — mruknął w zamyśleniu.
— Poza tym, o co ci chodzi? Zamierzasz mi zrobić krzywdę? Coś dosypać i wyciąć organy?
— Nie — odpowiedział od razu.
— No właśnie — rzuciła takim tonem, jakby wygrała tę dyskusję.
— To, że ja ci nic nie zrobię, nie oznacza, że ktoś inny by tego nie wykorzystał. Sama sobie tworzysz niebezpieczną sytuację.
— Dobra, panie prokurator, jeśli kiedyś mi się coś stanie, będę wiedziała do kogo się zgłosić — wcale nie wyglądał na zadowolonego po jej słowach — Tylko żartuję. Normalnie nie chodzę z nieznajomymi do klubów. Tym razem to podbramkowa sytuacja.
Rany... Nic dziwnego, że skończył w prokuraturze, mając taki silny instynkt opieprzania kogoś za nieodpowiednie zachowanie. Co on taki spięty? Naprawdę powinien nauczyć się zostawiać pracę za drzwiami biura.
Anthony wziął głęboki wdech i nieznacznie się wycofał, jakby zrozumiał, że zareagował nieco zbyt surowo.
— No dobrze, czyli następny weekend?
— Tak. W sobotę o dwudziestej na rynku przy pomniku. Wtedy zdecydujemy, gdzie najpierw chcemy iść — podzieliła się z nim wszelkimi informacjami dotyczącymi zbiórki, na co tylko pokiwał głową.
Temat się zmienił, ale przez całe spotkanie nie schodzili na kwestie zbyt osobiste. Co jakiś czas zapadała między nimi cisza, czego Ivanna zdawała się nie znosić, bo szybko zagadywała go o najmniejsze pierdoły. Czasami nawet się w tym powtarzała. Jakby milczenie dłuższe niż trzy minuty, było dla niej osobistą porażką. Jednak z upływem czasu, widać było, że trochę bardziej się rozluźnia. Anthony zauważył, że już nie wierciła się tak nerwowo na krześle, jej wzrok nie błądził po całym pomieszczeniu i nie mówiła tak chaotycznie.
Na Boga, dawno nie spędzał czasu z kobietą, która wypuszczałaby z siebie taki potok słów w ciągu pięciu minut. W zasadzie, wszelkie kobiety, z którymi kiedyś wchodził w bliższe relacje, z czasem przestawały przy nim mówić. Rozmowy ograniczały się do krótkich, wymuszonych wymian zdań na temat minionego dnia, czy najbliższych planów. Nie mógł się im dziwić. Naprawdę nie miał do tego głowy. Do tych wszelkich trywialnych problemów, typu "kogo odwiedzić w dane święta", czy "co powiedziała nielubiana koleżanka z pracy". Miał na głowie o wiele poważniejsze sprawy, przy których życie prywatne czasami zdawało się być najmniej istotne.
Młoda kobieta przed nim, wciąż żywo gestykulowała. Zachowywała się bardzo teatralnie podczas rozmowy. Im więcej czasu upłynęło, tym była w tym coraz śmielsza. Sposób w jaki przedstawiała historię, jej gęsty, mimika i modulacja głosu sprawiały, że miał wrażenie, iż chciała skupić jego uwagę na całej sobie. Jakby to nie przedstawiona historia była tu najważniejsza, tylko to, kto ją opowiada. Działało. Bo choć nie do końca miał ochotę słuchać o tym jak prawie wylądowała twarzą na chodniku, jadąc elektryczną hulajnogą, to jednak utrzymywała na sobie jego koncentrację. Nawet kilka razy się wtrącił w jej wypowiedź. To wszystko tworzyło pewien kontrast w sposobie w jakim ją postrzegał. Z jednej strony, była teatralna i ekstrawertyczna, ale z drugiej wciąż plątał jej się język, unikała jego wzroku i najchętniej przedstawiłaby mu wszystko, patrząc w bliżej nieokreślony punkt. Jakby miał dla niej stanowić tylko publikę, a nie równego rozmówcę.
Ostatecznie spędzili razem około dwóch godzin. W porównaniu do Ivanny, która zdawała się być pełna energii, był zmęczony. A może po prostu był już trochę za stary, by dotrzymać jej kroku? Prawdopodobnie. Jednak duży wkład w to miała także jego praca.
Zamierzał jej zaproponować podwózkę, ale po jej wywodzie na temat samowystarczalności, gdy zaproponował, że zapłaci za jej kawę, nie był pewien, czy się zgodzi:
— Tym razem pozwolisz się odwieźć, czy to też zaprzeczy twojej niezależności?
— Teraz, jak ująłeś to w ten sposób, na pewno pojadę autobusem.
— Mam przeprosić? — zerknął na nią z uniesioną brwią.
— Nie trzeba — pokręciła głową. Wcale nie wyglądała na urażoną — Nawet dobrze się stało. Już mnie ochrzaniłeś za zaproszenie cię na drinka. Boję się, że jeśli wsiądę do twojego samochodu, to skażę się tym na półgodzinny wykład o tym, jak bardzo było to nieodpowiedzialne z mojej strony — mężczyzna nawet nie próbował ukryć uśmiechu — Aha! Ta mina mówi wszystko. Od początku właśnie tak to sobie zaplanowałeś, co?
— Nie, ale przyznaję, że być może właśnie to wypadałoby zrobić w takiej sytuacji — stwierdził z lekkim rozbawieniem.
— No właśnie. Więc sobie tego oszczędzę... Czyli co? Napisać ci, że bezpiecznie wróciłam do domu?
— Tak — nieznacznie pokiwał głową.
Nie była pewna, czy na pożegnanie, powinna go uściskać, czy zbić piątkę, więc jedynie uniosła dłoń, mówiąc krótkie: "Na razie".
Gdy szła w stronę przystanku autobusowego, musiała sama przed sobą przyznać, że to spotkanie było całkiem w porządku. Źle się nastawiła, ale ostatecznie dobrze jej się z nim rozmawiało. Nawet zaczęła się nieco bardziej rozluźniać, jakby naprawdę rozmawiała z przyjacielem, a nie z obcym facetem. Chociaż w dalszym ciągu nie wiedziała o nim zbyt wiele. Jedynie to, że jest prokuratorem i że ma brata. Nawet nie wiedziała, czy młodszego, czy starszego. W przyszłości będzie musiała trochę częściej ciągnąć go za język. Skoro miała mu zaufać na tyle, by zabrać go na rodzinne wesele. Tylko wtedy będzie się mogła całkowicie rozluźnić i dobrze spędzić czas na zabawie.
Jednak najpierw czekał go test w klubie.
Pacia03
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro