Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

14. Parapetówka

    Kończyła się malować i czuła... Że być może trochę przesadziła. Jasne, podobała się samej sobie, ale obawiała się reakcji innych. Obawiała się reakcji Anthony'ego. Może to było zbyt prowokujące?

    Tak jak postanowiła, zdecydowała się pójść w nieco odważny i ostry styl. Srebrny, błyszczący top zakrywał tylko jej piersi i dekolt. Brzuch, ramiona i plecy pozostały odsłonięte. Dopasowane czarne spodnie z dziurami, spod których wystawały kabaretki z dużymi oczkami. Makijaż, potargane włosy, kolczyki w kształcie dużych, srebrnych kół. Czuła się w tym wydaniu dość kokieteryjnie, a przede wszystkim, sprawiała wrażenie znacznie pewniejszej siebie dziewczyny. Założyła jeszcze kilka dodatków, które wzmocniły efekt rockowego stylu. Jeśli w tym wydaniu nie będzie nią bardziej zainteresowany, to już nie wiedziała, co go zmotywuje.

****

    — Hej... Nie spodziewałem się nikogo tak wcześnie — powiedział, wpuszczając ją do środka.

    — Jak to wcześnie? Mówiłeś, że zaczynamy o siedemnastej.

    — O osiemnastej — poprawił ją.

    Wiedziała o tym. Tak naprawdę zrobiła to specjalnie. Skoro później mieli być w towarzystwie innych, to najpierw chciała z nim spędzić chociaż godzinę sam na sam.

    — Co? A ja tak się spieszyłam, żeby się nie spóźnić. Prawie wyszłam bez wysuszenia włosów.

    Zdjęła czarny płaszcz i zawiesiła go na wieszaku. Teraz mógł w pełnej krasie zobaczyć jej dzisiejszy ubiór. Trochę się stresowała, gdy widziała, jak bez najmniejszego skrępowania zmierzył ją spojrzeniem.

    — Wyglądasz... Buntowniczo.

    — Czy z twoich ust to komplement? — zapytała nieco zbyt zalotnie.

    — Cóż... Na pewno dziś zwrócisz na siebie męska uwagę.

    — A twoją uwagę? — ciągnęła, bo drażniło ją, że wciąż próbował być przy niej taki poprawny.

    Znów się jej przyjrzał. Gdyby był do niej zbliżony wiekiem, nigdy by się z nią nie umówił. Nie dlatego, że mu się nie podobała. Przeciwnie, w tym wydaniu działała mocno stymulująco na jego wyobraźnię. I właśnie dlatego, nie odważyłby się z nią czegokolwiek spróbować. Zawsze szedł w stronę bezpiecznych opcji, które zostałyby zaakceptowane w jego środowisku. Miał za sobą związki z poukładanymi córkami lekarzy, prawników, czy profesorów. Był z kobietami, które sprawiały wrażenie skromnych i bardzo dobrze wychowanych. Przy których ojciec klepał go po ramieniu, a matka rozprawiała na temat tego, jaka to dobra dziewczyna. Ivanna w tym wydaniu... Nie wzbudzała takiego wrażenia. Była zadziorna i zmysłowa. Prowokowała do bardzo pierwotnych skojarzeń. Oczami wyobraźni, widział ją przyciśniętą do ściany.

    Zbliżył się do niej. Pochylił się i oparł dłoń o ścianę obok jej głowy. Sprawdzał ją. I przez chwilę znów to widział. Oczy ofiary. Spięta pozycja. Obronna. Gotowa do ucieczki. Aż zapanowała nad tym odruchem i spojrzała mu w oczy. Pewnie, jakby wiedziała w co gra i była przekonana, że może wygrać. Myliła się.

    — Aniołku, to że czasem ubierzesz się odważnie, nie oznacza, że jesteś odważna — odsunął się od niej i ruszył w głąb mieszkania — Napijesz się czegoś?

    Przez chwilę patrzyła za nim całkowicie oniemiała. Aniołku? Cholera, w jego ustach to zabrzmiało naprawdę dobrze. Uśmiechnęła się pod nosem. Powoli zamieniała się we wszystko to, na co przewracała oczami przy cudzych relacjach. Nagle podobały jej się słodkie przezwiska, głupiutkie droczenie się i chciałaby spędzać z nim znacznie więcej czasu.

    — Anthony, to nie była odpowiedź na moje pytanie — podążyła za nim.

    — Moja odpowiedź by cię przestraszyła.

    — Jest, aż tak sprośna? — zapytała, przysiadając na krześle barowym.

    Celowo nie skomentował jej słów. Nawet szczególnie na nie nie zareagował swoją postawą, czy wyrazem twarzy.

    — To na co masz ochotę? Od razu napijesz się czegoś z procentami, czy wolisz zacząć od napoi bezalkoholowych?

    — Alkohol. Skoro mam być w obcym towarzystwie, lepiej sobie dodać kilka punktów do otwartej komunikacji. Co masz?

    — Lepiej zapytaj, czego nie mam... — spojrzał w kierunku butelek — Whisky, pisco, gin, tequila, likier, wino, rum, piwo...

    — Aż tyle osób tu dziś będzie, że się, aż tak przygotowałeś? — trochę ją to niepokoiło.

    — Nie. Większość z tego, miałem już w domu. Na dziś tak naprawdę dokupiłem piwo, tequilę i whisky, bo spodziewam się, że to będzie najczęściej schodzić.

    — O, okej... To polecę klasykiem i poproszę whisky z colą i cytryną.

    Skinął głową i od razu zabrał się za przygotowanie drinka, którego już chwilę później postawił przed nią. Usiadł na krześle obok, trzymając w dłoni szklankę ze swoją whisky.

    — Masz zaplanowane coś na jutro? — zapytał, patrząc jej w oczy.

    Prawie się zadławiła. Dlaczego o to pytał? Chciał jej zaproponować jakieś spotkanie? Tym razem w samotności? Czyli odważny strój naprawdę wiele daje. Nie wiedziała czemu wcześniej miała jakiekolwiek wątpliwości.

    — Nie.

    — Świetnie. Więc koło czternastej pojedziemy do psychiatry.

    To nie było dokładnie to, co chciała usłyszeć. W zasadzie poczuła się mocno skrępowana jego bezpośredniością. No tak, załamana ona zgodziła się na pomoc. Ależ to było żenujące. Znów płakała mu do słuchawki... Co on sobie musiał o niej pomyśleć? Miała ochotę odmówić. Powiedzieć, że przecież wcale nie jest z nią, aż tak źle.

    — Okej... — mruknęła w odpowiedzi.

    Uśmiechnął się pocieszająco i położył dłoń na jej przedramieniu. To miał być miły gest, wspierający, a jednak się spięła. Czuła się bezbronna i zażenowana. Głównie dlatego rzuciła bezmyślnie:

    — Nie dotykaj mnie.

    Od razu zabrał dłoń i wyprostował się na krześle. Przez chwilę wyglądał na urażonego. Nic dziwnego, proponował wsparcie, a ona znów zachowywała się jakby jej robił krzywdę.

    — Wybacz, myślałem... Nie ważne. Przyjadę po ciebie. O trzynastej bądź gotowa.

    Pokiwała głową w odpowiedzi. Nie patrzyła na niego. Wzrok miała spuszczony na swojego drinka. Nie chciała tu być. Rozmawiać o tym, że jest walnięta. Chciała wyjść z byle powodu, a jutro nie odbierać od niego telefonu. Nie zrobiła tego. Wiedziała, że potrzebowała pomocy. Nawet jeśli teraz nie do końca chciała ją przyjąć.

    — Możemy zmienić temat...? — poprosiła cicho.

    — W każdej chwili.

    — Więc... Działo się coś ciekawego u ciebie? Przez ten miesiąc?

    Zastanowił się chwilę, popijając przy tym whisky. Nareszcie doszło do rozprawy wyłudzaczy. Laboratorium przysłało mu wyniki badań DNA. Okazało się, że ktoś go śledził, ale na kopercie i zdjęciach nie odnaleziono innych odcisków palców niż tych, należących do Anthony'ego. Wciąż zakładał, że był to Thomas, który powoli zaczynał rozumieć, że nie ucieknie od odpowiedzialności.

    — Nic, co nie byłoby związane z pracą — odpowiedział.

    — Wiesz... Wcześniej wydawało mi się to trochę dziwne, że twój brat nakłaniał cię do spotykania się z kimkolwiek. W zasadzie, sądziłam, że to jakaś twoja kiepska wymówka. Ale teraz go doskonale rozumiem, bo ty całe swoje życie próbujesz poświęcić pracy.

    — Nie żebym miał coś innego do robienia... — niedbale wzruszył ramionami.

    — To nie wiem, adoptuj pieska czy kota i nim się zajmuj.

    — Nie sądzisz, że to nie do końca twoja sprawa? — zapytał z uniesioną brwią.

    — Moje zdrowie psychiczne, to też nie twoja sprawa — wykłócała się.

    — O, zdecydowanie moja, skoro dzwoniłaś do mnie po pomoc.

    — Kurde... Żądam kolejnej zmiany tematu.

    Pomimo poruszenia kilku drażliwych wątków, ta godzina z nim minęła zbyt szybko. Ale mówił prawdę, faktycznie nie zaprosił zbyt wielu osób. Była jakaś para, brat Anthony'ego, Edmund z żoną i kobieta o imieniu Barbara, choć Anthony nazywał ją Barbie, pomimo tego, że nie była ani trochę podobna do słynnych lalek. Emmett okazał się być najbliżej wieku Ivanny z całego tego towarzystwa. Domyślała się, że właśnie dlatego tak chętnie jej się trzymał i zagadywał.

    — Mam wrażenie, że skądś cię kojarze... — zastanawiała się, przyglądając mu się uważnie.

    — Wiesz, że mam tak samo? — szeroko się uśmiechnął — Może nie raz mijaliśmy się na ulicy?

    — Nie sądzę. Raczej nie zwracam uwagi na ludzi dookoła.

    — Widać na mnie zwróciłaś — odpowiedział, teatralnie przeczesując włosy.

    Roześmiała się. Choć wcale nie uważała, by był szczególnie zabawny, ale nie chciała urazić brata Anthony'ego. Czuła się przy nim nieco niezręcznie. Przytłaczał ją. Cały czas zagadywał, cały czas był gdzieś obok, cały czas starał się zwrócić jej uwagę. Tylko przez grzeczność jeszcze mu na to pozwalała, zamiast wystawić środkowy palec i kazać mu się odwalić. Niestety parapetówki nie dawały takich samych możliwości jak kluby. Była niespokojna.

    Udało jej się tylko przez chwilę pogadać z Anthonym, zanim znalazł sobie jakieś inne zajęcie i zostawił ją z Emmettem. Prawie jakby nie chciał, by jego znajomi widzieli ich razem... To zdecydowanie nie poprawiało sytuacji, ale starała się nie brać tego do siebie. W końcu był gospodarzem, musiał poświęcać wszystkim swoją uwagę. Choć nie dało się nie zauważyć, że najwięcej czasu spędzał z ową Barbie. Nie zauważyła, aby wchodzili w jakiekolwiek fizyczne interakcje, a jednak nie podobało jej się to. Zmierzyła ją spojrzeniem. Krótkie, czarne włosy, opalona cera, styl typowej biznesswoman z idealnym uśmiechem.

    Może to alkohol, a może desperacja, ale gdy usłyszała, jak z gramofonu rozbrzmiała piosenka I Was Made for Lovin' You, była zdecydowana na to, co powinna zrobić. Zignorowała Emmetta, który znów starał się ją wciągnąć w rozmowę. Dopiła drinka, zanim wstała z kanapy i podeszła do Anthony'ego i Barbary. Gdy chwyciła jego dłoń, oboje na nią spojrzeli.

    — Zatańcz ze mną.

    W pierwszej chwili wyglądał na zaskoczonego. A później jego wzrok wrócił do kobiety, jakby spojrzeniem chciał ją przeprosić za to, że Ivanna im przerwała. Widząc to, poczuła jak rośnie w niej irytacja. Puściła jego dłoń. Cóż... Chyba naprawdę nie chciał dać jej więcej swojego czasu i tym razem zamierzała wziąć to do siebie. Znów chciała się zdystansować. Dlatego odeszła, nie mówiąc nic więcej. Bez względu na to, jak niezręcznie i nienaturalnie musiała wyglądać cała ta sytuacja.

****

    — Zmarzniesz.

    Nawet nie odwróciła głowy w jego stronę, a już tym bardziej nie zamierzała odpowiadać. Jak na potwierdzenie jego słów, wiatr przebiegł po jej nagich plecach. Mocniej przytuliła do siebie kolana. Choć robiło się już cieplej, temperatura wciąż nie była przyjazna dla tych, którzy postanowili wyjść z mieszkania bez płaszcza. Kątem oka widziała jak usiadł na drugim krześle na balkonie.

    — Dlaczego siedzisz tu sama? Co się dzieje?

    — Nic — odpowiedziała krótko.

    — Chciałaś, żebym z tobą zatańczył... — przypomniał.

    — Już nie chcę.

    — Ivanna... — wypowiedział jej imię z takim westchnieniem, jakby był zmęczony jej humorkami. Na pewno tak było, na pewno miał jej dość. Więc po jaką cholerę tu przyszedł? Dlaczego dalej tu siedział? Niech sobie wraca do tamtej kobiety, z którą przecież tak świetnie mu się rozmawiało — Chciałabyś tu zostać sama? — zapytał, gdy przez dłuższy czas się nie odzywała.

    Na Boga, nie chciała tego. Po to tu uciekła, żeby dać mu szansę na odnalezienie jej. Na udowodnienie, że może być nareszcie dla kogoś ważna. Że może być ważna dla niego. Tak bardzo potrzebowała tego rodzaju zapewnień... Zwłaszcza teraz, gdy zobaczyła, że być może z inną kobietą milej spędzało mu się czas. Może chodziło tu o różnice wieku między nimi? Pewnie uważał ją za niedojrzałą gówniarę. Na pewno nie brał jej na poważnie. Nie patrzył na nią jak na kobietę, tylko jak na rozhisteryzowaną idiotkę, którą wypadałoby zamknąć w psychiatryku. Uśmiechnęła się z drwiną, na ten żałosny obraz siebie.

    — Najwyraźniej — odpowiedziała oschle, bo nawet jeśli trochę bolało, nie zamierzała pokazać, że może pragnąć czyjejś obecności.

    Anthony milczał przez dłuższą chwilę. Czuła, że w tym czasie jej się przyglądał, choć jej wzrok uparcie skupiał się na panoramie miasta. Usłyszała, że wstał z krzesła, a jej serce odrobinę mocniej się ścisnęło. Nie zasługiwał na nią, skoro wybrał tamtą – tak sobie powtarzała. Bo tylko ta myśl, pozwoliła jej nie żałować, że nie próbowała go zatrzymać.

    — Zrobię ci gorącą czekoladę. Tylko taką prawdziwą, nie napój czekoladowy.

    W końcu obróciła głowę w jego stronę. Spojrzała na niego z niedowierzaniem. Nie wiedziała co powiedzieć. A on uśmiechnął się tak ładnie.

    — Idziesz? — zapytał spokojnym tonem, jakby oswajał dzikie zwierzę.

    Wahała się jeszcze tylko przez chwilę, zanim zdecydowała się wstać z krzesła i wrócić z nim do wnętrza mieszkania.

****

    — Czy teraz mi powiesz co się dzieje w twojej głowie? — zapytał cierpliwie, gdy rozpuszczał czekoladę w mleku.

    — Choć raz chciałabym zostać przez kogoś wybrana w pokoju pełnym ludzi... — odpowiedziała cicho, krzyżując ramiona przed sobą.

    Wszyscy kogoś mieli. Jak nie dokładnie w tym momencie, to wcześniej. Każdy z jej otoczenia mógł się pochwalić, że chociaż przez chwilę należał do kogoś. Że mieli kogoś, z kim dzielili intymne chwilę, czy to fizyczne, czy emocjonalne. Nienawidziła patrzeć na ich czułości. Nienawidziła, gdy zapraszali ją na imprezy, na których była jedyną singielką. Wiedziała, że była odpychająca. Niezdolna do romantycznych uniesień. Ale w duchu cicho marzyła by to przeżyć. Chciała z nim to przeżyć, ale on wcale nie zamierzał wybrać jej.

    — Przecież pamiętam, że tu jesteś. Zwracam na ciebie uwagę, ale to chyba nie znaczy, że muszę ci poświęcać każdą minutę.

    Odwróciła wzrok urażona jego pouczającym tonem. Przecież o tym wiedziała. Jeśli miałaby racjonalnie spojrzeć na tę sytuację, to przyznałaby mu rację. A jednak czuła się teraz tak niepewnie. Jakby w jego okazywaniu uwagi było coś nie tak.

    — Wiem...

    — Więc dlaczego tak bardzo naciskasz?

    — Wydaje mi się... Że dziś mnie unikasz.

    Zamilkł. Poniekąd była to prawda. W końcu miał odstąpić miejsca Emmettowi. Tylko przyglądał im się z boku i choć Ivanna reagowała z rezerwą taką jak zwykle, widział, że jego brat zdawał się być nią oczarowany. Zgadywał, że szczególny wpływ na to miał jej dzisiejszy ubiór, a nie charakter.

    Przelał czekoladę do kubka i odstawił ją do ostygnięcia.

    — No dobrze. Możemy ustalić, że od tego momentu będę poświęcał ci więcej czasu, zgoda? — zapytał, zatrzymując się naprzeciwko niej.

    Położył dłonie na jej policzkach i uniósł jej głowę. Sam nie wiedział, dlaczego to robił. Może chciał się przekonać, czy na pewno nie ma problemu z ustąpieniem miejsca Emmettowi? Choć było to bez sensu, bo i tak nie zamierzał się wiązać z kobietą prawie dwa razy młodszą od siebie. Nie odsunęła się od jego dotyku, jej wzrok skakał między jego oczami a ustami.

    — Znów mnie pocałujesz?

    — A chciałabyś? — zapytał drażniąco.

    — Chyba tak...

    Jego wąskie usta przycisnęły się do jej warg. Od razu odpowiedziała na pocałunek, czując się z tym trochę pewniej niż ostatnim razem. Poczuła ciepło jego dłoni na swojej skórze. Dreszcz przebiegł jej wzdłuż kręgosłupa, gdy zatrzymał się na dole jej żeber. Nie próbował iść dalej, a jednak samo to wystarczyło, żeby poczuła, że ten dotyk jest wyjątkowo intymny. Z tego wszystkiego zaczęło jej się kręcić w głowie. Nie dosłownie. To było to dziwne uczucie dryfowania i tylko dotyk jego ust, utrzymywał ją w miejscu.

    Zaczynała się w tym gubić. Była coraz bardziej zdezorientowana i niepewna co do tego, co powinna dalej zrobić. Wsunęła palce w jego włosy. Z jednej strony, gdy dzwoniła był prawie na każde jej zawołanie, całował ją, nazwał aniołkiem, a z drugiej strony nie chciał iść dalej, odsuwał się, trzymał ją w zawieszeniu. Czy coś robiła źle, czy wina leżała całkowicie po jego stronie? Gdy się odsunął, spojrzała mu w oczy. Uśmiechnął się w sposób, który zapierał jej oddech.

    Tak bardzo chciała być jego, że to już bolało. Niepotrzebnie pozwoliła sobie w to wejść tak emocjonalnie. Jednak to stało się szybciej, niż była w stanie zrozumieć. To był jeden moment. Jedna chwila, która coś przestawiła w jej głowie. I zamiast dalej patrzeć na niego z dystansem, pragnęła, by otoczył ją opieką. Chyba mogła mieć pretensje tylko do samej siebie. Chociaż... Obiecywał, że nie będzie się starał rozbudzić w niej żadnych romantycznych uczuć. A jednak teraz grał z jej niedoświadczonym sercem. Jasne, inicjowała tego typu zbliżenia, ale... Skoro niczego nie chciał, dlaczego raz na to odpowiadał, a drugi raz ignorował?

    — Vannie, widzę, że bijesz się z myślami — powiedział łagodnie.

    — Mógłbyś... Jakoś wpłynąć na swojego brata? Cały czas mnie zaczepia i czuję się przez to trochę nieswojo — nie podzieliła się z nim swoimi prawdziwymi myślami. Nie chciała usłyszeć, że dla niego żadna z tych chwil nie miała większego znaczenia.

    Uśmiechnął się z rozbawieniem i kciukiem pogłaskał jej policzek.

    — Zajmę się tym — wyszeptał, zanim pocałował ją w czoło.

    Zastygła w bezruchu na ten czuły gest. Jej serce znów boleśnie się ścisnęło. Dlaczego pocałunek, który wydawał się być tak bardzo właściwy, tak bardzo ją ranił? Znów zrobił coś, przez co nie do końca patrzyła na niego jak na obiekt westchnień. Widziała tylko dojrzałego mężczyznę, który starał się sprawić, aby czuła się bezpiecznie. Nie widziała go przez pryzmat kobiety, tylko dziewczynki, która tak bardzo chciała mieć odpowiedniego ojca. I poczuła się nieswojo, bo relacja do której próbowała doprowadzić, nie wydawała się do końca zdrowa.

    — Spróbuj — podał jej kubek z gorącą czekoladą.

    Przyjęła go, ogrzewając o niego dłonie. Zbliżyła do ust i upiła łyk ciepłego napoju. Słodycz od razu rozlała się po jej języku.

    — Za słodkie. Ze stacji benzynowej lepsza — odpowiedziała złośliwe.

    — Gdybym ci zrobił z gorzkiej czekolady, narzekałabyś, że jest za gorzkie.

    — Może tak być.

    — Co robicie? — usłyszeli od progu głos Emmetta.

    Anthony odsunął się od Ivanny. Podszedł do brata i złapał go za ramię.

    — Chodź, pogadamy — powiedział, ciągnąc go za sobą.

    Odprowadziła ich spojrzeniem, znów zbliżając kubek do ust. Czekolada była bardzo dobra i rozgrzewała w przyjemniejszy sposób niż alkohol. Była słodkim pocieszeniem dla jej wszystkich niepewności.

    Nie wiedziała, ile czasu spędziła, jedynie słuchając głosów dochodzących ją z drugiego pomieszczenia. Na pewno wystarczająco długo, by do kuchni wszedł przyjaciel Anthony'ego. Jeśli dobrze pamiętała, nazywał się Edmund. Uśmiechnął się do niej przyjaźnie, zanim podszedł do lodówki, by wyjąć dwa piwa w butelce.

    — Ivanna, prawda? — zapytał, zamykając lodówkę.

    — Tak.

    — Ile ty tak dokładnie masz lat, kochanie?

    — Dwadzieścia trzy — odpowiedziała bez skrępowania.

    — Wow... — roześmiał się — Anthony już się w tańcu nie pierdoli, co?

    Uśmiechnęła się krzywo. Nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo by chciała, żeby te słowa były prawdą. Niestety sytuacja wyglądała nieco inaczej. Teraz co prawda był pod wpływem alkoholu, stąd sytuacja sprzed chwili, ale gdy ostatnim razem rozmawiali przez telefon... Wtedy ich różnica wieku była dla niego problemem.

    — A ile on ma lat?

    — Nie powiedział ci? — gdy pokręciła głową, kontynuował — W tym roku czterdzieści jeden.

    — Tak coś czułam, że może mieć czterdziestkę na karku...

    — Trafiłaś w dziesiątkę — otworzył piwa — Wracasz do reszty, czy wolisz tu jeszcze zostać?

    — Tak, wracam — przytaknęła, bo w końcu nie po to zgodziła się przyjść na tę parapetówkę, żeby teraz ukrywać się w kuchni.

    Razem z Edmundem wróciła do salonu. Wypatrzyła Anthony'ego i znów lekko się spięła, bo siedział obok Barbary. Kobieta machnęła do niej dłonią w zapraszającym geście i zrobiła jej miejsce przy jego boku. Powiedzieć, że Ivanna była tym zaskoczona, to jak nic nie powiedzieć. Podeszła do nich z niepewnością, jakby spodziewała się, że zamienią to w okrutny żart. Tak się nie stało. Usiadła przy Anthonym.

    — Dzięki — zwróciła się do kobiety.

    — Ochłonęłaś troszkę?

    — Tak sądzę... — odpowiedziała lekko skrępowana.

    — Nie przejmuj się tamtym. Anthony to gbur i rzadko kiedy obnosi się w towarzystwie. Myślę, że w duchu zawstydziła go twoja otwarta propozycja. Może zgrywać groźnego prokuratora, ale w sercu wciąż pozostaje niepewnym chłopcem.

    — Ja wszystko słyszę, Barbie — powiedział ostrzegawczo.

    — Dobrze. Może wyciągniesz dla siebie jakąś lekcję — puściła porozumiewawczo oczko do Ivanny.

    Uśmiechała się z rozbawieniem, słuchając ich wymiany zdań. Anthony zarzucił rękę na jej ramiona i wymierzył palec w stronę drugiej kobiety.

    — Nie słuchaj jej, to złotousta żmija.

    — Tak, dlatego gdybym została na prawie, nigdy nie zasłużyłbyś na miano najlepszego na roku, panie Reiwal.

    — Już bez przesady, aż taka dobra nie byłaś.

    — To czym się teraz zajmujesz? — wtrąciła się Ivanna.

    — Och, lata temu założyłam salon spa dla psów i to okazało się być żyłą złota. Pewnie nawet nie wiesz, ile ludzie są w stanie wydać na swoje pupilki.

    — No... Nie wiem — przyznała.

    Naprawdę była zaskoczona faktem, że Barbara okazała się być w porządku kobietą. Ona i Anthony zdawali się nadawać na tych samych falach, co nie raz tworzyło dość zabawne wymiany zdań między nimi. Ivanna nie zauważyła żeby ich interakcje wchodziły w bardziej intymną sferę, nawet w żartach. Jakby naprawdę byli dowodem na istnienie damsko-męskiej przyjaźni.

    Może to wpływ alkoholu, a może uspokoił ją fakt, że teraz Anthony naprawdę zwracał na nią uwagę, ale poczuła się znacznie swobodniej w towarzystwie jego znajomych. Aktywnie uczestniczyła w rozmowach, żartowała i... Co chyba najbardziej rzucało się w oczy, zaczepiała Anthony'ego, przez co regularnie otrzymywała od niego reprymendy. W pewnym momencie zasłonił jej usta dłonią i nie puścił, dopóki nie siedziała spokojnie i w milczeniu dłużej niż minutę. Delikatne podgryzanie, czy polizanie jego palców, wcale go nie odstraszało.

    Wydawało jej się, że jego znajomi podchodzą do niej ze swego rodzaju ostrożnością. Jakby im się wydawało, że muszą się z nią obchodzić jak z jajkiem. Cichy szept w jej głowie sugerował, że Anthony podzielił się z nimi pewnymi faktami o niej. Że oni wszyscy byli świadomi tego, jak żałośnie mógł się zmienić jej stan z minuty na minutę. Zignorowała ten głos. Zdecydowana, by nie pozwolić sobie na wprawienie się w wisielczy nastrój.

    Gdy spotkanie dobiegło końca i większość gości wyszło, Ivanna prawie przysypiała na ramieniu Anthony'ego. Lekko nią potrząsnął, zanim zapytał:

    — Zamówić ci taksówkę, czy  zostajesz u mnie?

    — Skoro mam tę możliwość, to zostaję — odpowiedział rozespana i lekko się przeciągnęła.

    Podeszła razem z nim do sypialni. Wręczył jej podkoszulek do spania, a ona zaczęła się przebierać. Była wystarczająco zmęczona i pijana, żeby nie przejmować się jego obecnością. Nawet nie była pewna, czy na nią patrzył. Znając jego, postanowił zgrywać dżentelmena i odwrócił wzrok. Więc tym bardziej nie miała się o co martwić.

    Zakopała się pod pościelą, ale wtedy Anthony, również w samych bokserkach i w podkoszulku, położył się na łóżku.

    — Śpisz ze mną? — zapytała zdziwiona.

    — Emmett zajął salon — wyjaśnił, pozostając w bezpiecznej odległości od niej.

    — Mhm... — wróciła myślami do jego brata i wtedy ją olśniło. Była teraz prawie pewna, że to z nim była umówiona na kawę w dniu, w którym poznała Anthony'ego — Wiesz... Właśnie sobie uświadomiłam skąd kojarzę twojego brata — powiedziała, uważnie mu się przyglądając.

    — Chryste... — powiedział z westchnieniem i z wyraźnym zażenowaniem na twarzy.

    — To trochę obleśne, nie uważasz?

    — Dość radykalnie na to patrzysz, ale być może masz rację... — odpowiedział zakłopotany.

    — Ile dziewczyn już na to złapałeś?

    — Co? — zapytał, odwracając głowę w jej stronę. Nie do końca zrozumiał jej insynuację.

    — Na fałszywe konto swojego brata. Myślały, że rozmawiają z nim, a gdy przyszło co do czego, niby przypadkiem zjawiałeś się ty.

    — Zwariowałaś do reszty? Nigdy czegoś takiego nie zrobiłem — bronił się.

    — Ze mną tak zrobiłeś.

    — Nie, to wcale tak nie wyglądało — tłumaczył, a jego głos zdradzał coraz większe podenerwowanie — Od początku rozmawiałaś z Emmettem. A ten idiotą najpierw się z kimś umawia, a później-...

    — To jakaś twoja perwersja? — wtrąciła mu się w zdanie.

    Znów na nią spojrzał, dostrzegając jedynie podstępny uśmiech na jej twarzy. Wcale jej nie interesowały wyjaśnienia. Po prostu bawiła się sytuacją, w której on czuł się niekomfortowo.

    — Och, zamknij się... — odpowiedział, kręcąc głową na jej zaczepki — Po prostu cicho. Nie chcę słyszeć ani słowa więcej.

    — Nic nie mówię.

    — Cicho — odwrócił się plecami do niej.

    — Anthony! — dźgnęła go palcem w żebra. Odruchowo zgiął się i cicho sapnął.

    — Wylądujesz zaraz na podłodze.

    — Chcesz mi powiedzieć, że jesteś damskim bokserem?

    — Chcę ci powiedzieć, że pchasz łapy w ognisko, więc nie zdziw się jak się poparzysz.

    — Och, uważasz, że jesteś, aż taki gorący? — zapytała drażniąco.

    — Jezu... Co cię dziś napadło?

    — Dobry humor.

    — Śpij już, Vannie, rano musimy jechać. Dobranoc — odpowiedział, przerywając jej wygłupy.

~~~~~~~~~~~~~

Hejo!

Tak, wiem, miałam lekkie opóźnienie, patrząc na to, co optymistycznie obiecywałam.

Nie wiem co jest w tym rozdziale, ale coś w ich interakcjach sprawia, że na ten moment jest to mój ulubiony rozdział. Ma jakąś taką swoją lekkość. Mam nadzieję, że podoba Wam się równie bardzo, co mnie!

Zrozumiałam swój błąd. Już nie będę obiecywać, że między rozdziałami czas będzie krótszy niż tydzień.

To tyle na dziś,
Do następnego!

Pacia03

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro