13. Fotografie
Bez problemu mogła sobie wyobrazić uczucie jego języka, wsuwającego się do jej ust. Dobry Boże, szczerzyła się jak wariatka. Naprawdę była zauroczona. To musiało być to. Coś co dziewczyny zaczynały przeżywać w okresie nastoletnim. Może gdyby miała te naście lat, zaczęłaby teraz piszczeć w poduszkę i rysować serduszka z ich inicjałami w pamiętniku. Ale nie miała. Więc zamiast tego, nosiła kocura na rękach i chodziła z nim po mieszkaniu prawie tanecznym krokiem. Była naładowana tak pozytywnymi emocjami, że żałowała, iż czuje je po raz pierwszy. Coś w jej głowie cicho szeptało, że została okradziona z wielu takich momentów uniesienia i fascynacji drugą osobą. Wszystko przez jednego mężczyznę.
— Wyjazd się udał — stwierdziła Senta, przyglądając się siostrze.
W życiu. Ten wyjazd był prawdziwym piekłem i zaczął się psuć w momencie, w którym wysiadła z pociągu. Praktycznie nic nie jadła i była poważnie odwodniona. Prawie zemdlała w górach, a może zemdlała, tylko tego nie pamiętała? Było jej słabo i strasznie kręciło się w głowie... Ledwie mogła oddychać. Później doświadczyła silnego załamania nerwowego i pogryzła sobie rękę.
— Tak, było spoko — skłamała bez skrępowania, bo nie po to została u Anthony'ego, żeby teraz się tłumaczyć. Nikt więcej nie musiał wiedzieć o jej kolejnym żałosnym stanie. Nie miała ochoty znowu mierzyć się z ich osądem lub litością. Przecież wiedziała, że z jej głową jest coś nie tak. Nie musieli jej tego mówić. Nie musieli o tym myśleć i plotkować za jej plecami.
Zatrzymała się przed lustrem i przyjrzała się swojemu odbiciu. Co prawda teraz była oblepiona sierścią, ale jeszcze wczoraj tak nie było. Czarne spodnie, które miała na sobie, opinały jej nogi i podkreślały pośladki. Smukłe ramiona odsłonięte przez podkoszulek na ramiączkach. Nie był to jakiś szczególnie wyszukany strój, ale nie można było powiedzieć, że wyglądała w nim źle. A jednak Anthony nie wydawał się być szczególnie zainteresowany. Trochę ją to... Cóż, denerwowało.
Wydawało jej się, że rozumiała mężczyzn. Że wiedziała, na co zwracają największą uwagę i czego oczekują. Ale Anthony przeczył temu wszystkiemu. Dawała mu wyraźne zielone światło, a jednak z tego nie skorzystał, co było dla niej niemałym zaskoczeniem. Ostatniej nocy była skłonna pójść z nim do łóżka. Oczywiście po alkoholu, gdyby miała to sugerować na trzeźwo, prawdopodobnie skończyłaby pod nim całkowicie sparaliżowana i dla żadnego z nich nie byłoby to przyjemne. Czy naprawdę nie uważał jej za atrakcyjną? Pocałował ją, dopiero, gdy po raz kolejny zaczęła go o to prosić. Chyba umarłaby ze wstydu, gdyby się okazało, że zrobił to tylko z litości. Czasami łapała go na tym, że się jej przyglądał. Wydawał się ją oceniać. Sądziła, że w jego spojrzeniu wypadała dość korzystnie. Więc czemu się tak wahał? Co go powstrzymywało? Czyżby coś źle interpretowała?
Cokolwiek to było, postanowiła temu przeciwdziałać. Obiecała sobie, że przy następnym spotkaniu, będzie musiała na siebie zwrócić jego szczególną uwagę. Przede wszystkim ubiór musiał tu zrobić robotę. Zastanawiała się, czy bardziej do gustu przypadłoby mu coś delikatnego i niewinnego, a jednak dużo odsłaniającego, czy coś buntowniczego, wyzywającego, choć nie jednoznacznego. Był fanem klasycznego rocka, więc może powinna uderzyć w drugą opcję? Uśmiechnęła się pod nosem, gdy wyobraziła sobie, że w latach nastoletnich mógł chodzić ubrany w skórę i w koszulkach z logiem zespołów.
— To opowiadaj. Co tam robiłyście? — słowa Senty przywróciły ją do obecnej sytuacji.
Spojrzała na siostrę. Chciała jej powiedzieć prawdę. Podzielić się tym, co właśnie wewnątrz siebie przeżywała. Jednak gdy ostatnim razem wspomniała jej o Anthonym, nastolatka podkreśliła, że ich różnica wieku jest zdecydowanie za duża. I miała rację, ale to wcale nie powstrzymało Ivanny przed brnieciem w to dalej. Jak miała się temu oprzeć, skoro był wobec niej taki troskliwy? Potrzebowała jego troski, pouczania, opieki. Brała to chciwie, jakby wynagradzała sobie tym pewne braki.
— Chyba... Jestem zakochana.
— Co ty mówisz? W kim? — zapytała nastolatka z lekkim niedowierzaniem i ekscytacją.
— W takim jednym... Jeśli to naprawdę wyjdzie, obiecuję ci, że będziesz pierwszą osobą, którą będę chciała, żeby poznał.
****
Było fatalnie. Z każdym kolejnym dniem sytuacja przyjmowała coraz gorszy obrót.
— Słuchaj, próbowałem ci pomóc. Ale teraz Reiwal dobiera się nam do dupy. Jeszcze tego mi brakuje, żeby wszczęto mi śledztwo w laboratorium.
— Proszę cię tylko o podmienienie DNA — odpowiedział Edmund z coraz większą desperacją w głosie.
— Prosisz o "aż" podmienienie DNA — sprostował — Nie chcę się w to dalej mieszać. Reiwal dziś otrzyma wyniki, wraz z cholernym sprawozdaniem, dlaczego musiał czekać na nie tak długo. Tam widnieje przede wszystkim moje nazwisko, Edmundzie. I nie zamierzam zostać zwolniony, albo co gorsza, iść siedzieć za utrudnianie dochodzenia. Musisz sobie radzić sam.
****
Nareszcie otrzymał wyniki z laboratorium. Choć nie mógł powołać na świadka Nicole, to miała rację, winnym był Thomas Covier. A przynajmniej współżył z Louisą w dniu jej śmierci. Ze względu na odniesione przez kobietę obrażenia, śmiało mógł nazwać to gwałtem, który zakończył się brutalnym morderstwem. Niestety wyniki pojawiły się zdecydowanie zbyt późno i nie mógł od razu się tym zająć.
Musiał odłożyć sprawę Louisy na dalszy plan. Teraz czekał go maraton w sądzie. Rozprawa, w której był oskarżycielem, dotyczyła wieloletnich oszustw i wyłudzeń. Zebrano wiele materiałów dowodowych i świadków, którzy zostali powołani do złożenia zeznań przed sądem. Musiał tam być dzień w dzień, wysłuchując o tym, co już wiedział. Jedyne na co teoretycznie powinien uważać, to na osoby, które powołała obrona. Nieszczególnie się tego obawiał. W końcu miał wieloletnie doświadczenie i sam przed sobą mógł przyznać, że był w tym dobry. Złamie ich pewność siebie, zaatakuje niewygodnymi pytaniami i obróci ich zeznania na swoją korzyść.
Do morderstwa Louisy Martin powrócił tak naprawdę po dwóch tygodniach. Sporządził wstępne oskarżenie i na jego podstawie zamierzał umieścić Thomasa w areszcie. Nie był zaskoczony, gdy policja nie znalazła go w miejscu jego zamieszkania, ani pracy. Wstawiono za nim list gończy, ale na niewiele się to zdało. Poszukiwania podejrzanego się przedłużały. Przepadł jak kamień w wodę. Anthony miał pewne obawy, że Covier uciekł z kraju i że będą musieli zawierzyć pomocy jednostkom policji zza granicy.
Pomylił się.
Thomas wciąż tu był i posunął się do stalkerskiej groźby. A przynajmniej zgadywał, że to on, choć równie dobrze winnym mógł być ktoś powiązany ze złodziejami z ostatniego procesu.
Siedział przy biurku z rozłożonymi przed sobą pięcioma zdjęciami z niezaadresowanej koperty. Na pierwszym widniał czarny Jaguar XE P300. Litery i cyfry z tablicy rejestracyjnej mógłby wymienić nawet z zamkniętymi oczami. To był jego samochód. Stał zaparkowany przy centrum handlowym.
Trzy następne przedstawiały jego. Na pierwszym wchodził do budynku sądu. Na drugim siedział w restauracji. Żałował, że wtedy przez większość czasu był wpatrzony w laptopa, bo nie potrafił sobie przypomnieć twarzy jakiejkolwiek osoby, która w tamtym momencie również znajdowała się w lokalu. Na trzeciej fotografii, Anthony stał tyłem do kamery, gdy akurat wchodził do swojego bloku.
Ostatnie zdjęcie, było mocno powiązane z poprzednim. Wykonane ze zbliżeniem, przedstawiało okno jego mieszkania. Rośliny po drugiej stronie szyby, nie dawały miejsca na najmniejsze wątpliwości.
Naprawdę spodziewał się, że to go wystraszy? Oczywiście, nie podobało mu się, że jakikolwiek przestępca wiedział, gdzie on mieszka, ale to nie oznaczało, że zamierzał uciec z podkulonym ogonem. Przeciwnie, motywowało go to do działania.
Sięgnął po szklankę, do której chwilę wcześniej wlał podwójną porcję Macallana. Pierwszy łyk alkoholu był tak wyraźny, jakby z zazdrością chciał odwrócić jego uwagę od nowego problemu. Miał ochotę poddać się tej kusicielce. Choć przez chwilę nie myśleć o zbrodniach. Zwłaszcza w momentach takich jak ten, gdy samotnie świętował kolejny wygrany proces. Nie żeby czuł, że jest co świętować, może tak naprawdę był to tylko pretekst, by jakkolwiek zająć sobie czas.
Odłożył whisky na bok. Wyglądało na to, że wolny dzień znów spędzi na komisariacie. Może wieczorem uda mu się namówić Edmunda na małe piwo na mieście, zanim ten będzie musiał wracać do żony. Zebrał zdjęcia z biurka i włożył je z powrotem do koperty, by jeszcze tego dnia, przekazać je policji.
****
— Swoją drogą, widziałeś jej ostatnie zdjęcie? — zapytał Emmett wystukując coś w telefonie. Chwilę później obrócił go ekranem do Anthony'ego.
Na zdjęciu nie było widać twarzy Ivanny, przynajmniej nie dokładnie, bo to nie na tym miał się skupić wzrok. Zdjęcie zostało zrobione od boku. Jej głowa była odchylona maksymalnie do tyłu, widział linie jej szczęki i biały obłok uciekający z okolicy jej ust. Siedziała na czerwonej kanapie. Jej kręgosłup był kusząco wygięty, a czarny crop top odsłaniał cały brzuch, na którym odbijały się ledowe światła baru. Biodra ozdabiały dwa paski, a zgrabne nogi jak zwykle podkreśliła czarnymi spodniami. I choć teoretycznie, nie odsłaniała niczego, czego nie powinna, mógł to zdjęcie określić mianem wyzywającego, a przynajmniej skutecznie działającego na męską wyobraźnię.
— Ona ci to wysłała?
— Nie, wstawiła na swój profil na Instagramie — odpowiedział tonem, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie — Ty wiesz, że internet nie kończy się na Facebooku, na którego wchodzisz raz na rok, żeby przejrzeć coś, co normalni ludzie oglądali w dwa tysiące szesnastym?
— Drwij ze mnie dalej, a wylądujesz za drzwiami.
— Dobra, dobra. A wy... Coś więcej? — zapytał dość sugestywnie.
W jego głowie od razu zawitał obraz sprzed kilku tygodni. Ten poranek... Gdy przyciskał swoje przyrodzenie do jej pośladków. Gdy pijana trzymała głowę na jego udzie. W roztargnieniu przeczesywał jej włosy palcami. A później na nim usiadła. Prowokowała go. Znowu zmuszała go do myślenia o jej ciele. Musiał się wykazać naprawdę dużą siłą woli, by się temu nie poddać. Jednak gdy już następnego dnia, całował ją zanim wyszła z jego samochodu... Miał gdzieś, że była dla niego zdecydowanie za młoda.
— Nie — odpowiedział krótko i może nawet trochę oschle, czego chłopak nie wyczuł.
— O, to spoko, bo poważnie rozważam wyręczenie cię z udziału w weselu. I już sobie nawet wymyśliłem, jak to zrobimy, bez wzbudzania jej podejrzeń.
Słuchał jak Emmett rozprawiał na temat zorganizowania parapetówki w mieszkaniu Anthony'ego. Że miałby zaprosić jego, Ivannę i jakichkolwiek znajomych, dla zachowania pozorów. Wtedy stworzyłby im idealne warunki, żeby mogli się poznać, a jeśli wszystko dobrze pójdzie, Emmett zaprosi ją na kolejne spotkanie.
Choć nie wyraził najmniejszej dezaprobaty względem tego planu, był pewien, że jego brat nie dałby sobie rady z Ivanną. Był jeszcze typowym, studenckim lekkoduchem, a ona potrzebowała kogoś, kto umiałby nad nią zapanować. Nie osobę, która razem z nią przytulałaby się do muszli toaletowej po imprezie, tylko kogoś, kto zmusi ją do odłożenia kieliszka, zanim ponownie doprowadzi się do złego stanu.
Zauważył to już za pierwszym razem, gdy zaprosiła go do baru, choć wtedy nie uważał się za odpowiednią osobę, która mogłaby jej mówić, co ma robić. Nie kontrolowała tego. Zachowywała się, jakby jej głównym celem było upicie się w jak najkrótszym czasie. Była przy nim niespokojna. Gdy tylko na chwilę zapadało między nimi milczenie, od razu proponowała kolejny kieliszek. Aż wreszcie się wyluzowała i zmieniła prawie o sto osiemdziesiąt stopni.
Zaciągnęła go do klubu, wieszała się na jego ramieniu, przyciskała swoje ciało do jego boku. Kilka razy szeptała mu coś na ucho, kładąc przy tym dłoń na jego piersi. Piła coraz więcej. Kusiła, skracała dystans, chciała by jej dotykał, chociaż na trzeźwo unikała tego jak ognia. Jakby tylko w takiej chwili pozwalała, aby ktoś skupił na niej swoje seksualne pragnienia. Choć teoretycznie nie przekraczała granicy, doskonale wiedziała, co robi mężczyznom. Bawiła się. Poznawała. Świadomie używała swojego seksapilu i musiał przyznać, że nie raz bardzo skutecznie. Nie dało się ukryć, że wtedy zaczynał mieć pewne oczekiwania, co do rozwoju nocy... Aż zniknęła mu w tłumie, a gdy ją znalazł, znów zachowywała się zupełnie inaczej. Zamknęła się w sobie, wymiotowała, płakała, miała ochotę zrobić sobie krzywdę i rozpamiętywała traumę.
Gdyby Emmett poznał ją z takiej strony, prawdopodobnie uznałby ją za wariatkę i szybko urwał kontakt, bez względu na to jak bardzo by mu się podobała. Wątpił, że jego brat miałby ochotę spotykać się z kimś, z takimi problemami. Było to niemałe utrudnienie, jeśli chciało się na tym zbudować związek, a Emmett były nastawiony na szybki rozwój relacji. Do czego Ivanna kompletnie się nie nadawała. Była śliczna, młoda i pełna życia, ale zbyt wyniszczona psychicznie. Z jednej strony desperacko pragnęła uwagi, szukała pomocy i jakiegokolwiek rodzaju miłości, by chwilę później się zdystansować, odpychać i uciekać. Potrzebowała bliskości, której nauczyła się bać.
****
— Ktoś do ciebie napisał — powiedziała Senta, zerkając na ekran telefonu siostry — Jakiś Anthony.
Ivanna od razu porwała telefon ze stołu i razem z nim opadła na skrzypiące krzesło. Nie odzywał się dłużej niż miesiąc. Już miała się zacząć upominać, ale nie pozwoliła sobie na taki przejaw desperacji. Mogła być nim zauroczona, ale to nie znaczyło, że chciała mu pokazać, że zajmował większość jej myśli. Na to było zdecydowanie za wcześnie.
Zapraszał ją do siebie na parapetówkę. I choć nie do końca miała ochotę się wbijać w towarzystwo, w którym znała tylko jego, to obawiała się, że następny termin, który by jej wyznaczył, byłby znowu oddalony o kilka tygodni. Dlatego się zgodziła.
Ivanna: Spoko. Tylko przez to, że nikogo tam nie znam, prawdopodobnie będę potrzebowała dużo twojej uwagi
Anthony: Zawsze potrzebujesz dużo uwagi.
Ivanna: Nieprawda. I przestań kończyć wiadomości kropkami
Anthony: Tak się powinno robić.
Ivanna: Nie. Chyba, że chcesz być dobitny, zły, albo agresywny
Anthony: Bez sensu.
Ivanna: I używaj emotek
Anthony: :)
Ivanna: Nie tej
Ivanna: Ta życzy ludziom śmierci
Anthony: To tylko uśmiech.
Ivanna: Biedny, nieświadomy Anthony...
Ivanna: Rozpetasz kiedyś wojnę, jak tak będziesz rozmawiał z ważnymi ludźmi
— To ten, który ci się podoba, że się tak szczerzysz? — siostra zapytała prowokacyjnie.
— Tak — odpowiedziała krótko, całkowicie skupiona na wymianie wiadomości.
— No i co tam piszecie?
— Czekaj. Dzwoni! — w momencie zniknęła za drzwiami swojego pokoju, by zapewnić sobie odrobinę więcej prywatności. Odebrała — No i po co dzwonisz?
Jego przedłużające się milczenie po drugiej stronie linii, sprawiło, że poczuła się lekko zażenowana. Chyba nie wyczuł żartobliwej nuty w jej głosie i wziął to piekielnie poważnie.
— Grzeczniej, gówniaro — w końcu odpowiedział — Mówiłem, że wolę rozmawiać niż pisać.
— A ja wolę pisać niż rozmawiać — chociaż musiała przyznać, że po tak długim czasie, przyjemnie było go usłyszeć.
— No to mamy problem.
Usiadła na łóżku. Czuła już napięcie w policzkach, od ciągłego uśmiechania się.
— Długo się nie odzywałeś. Dłużej niż miesiąc... — zauważyła.
— Tak, wiem, miałem sporo pracy.
Lekko zmarszczyła brwi, bo nawet jeśli był przez ostatni miesiąc całymi dniami w pracy, mógł jej napisać chociaż krótką wiadomość. To nie wymagałoby od niego, aż tak wiele. Z drugiej strony, czuła, że wcale nie uważał, że musiał jej się tłumaczyć. A już tym bardziej meldować co kilka dni, na znak, że jeszcze o niej nie zapomniał. I wiedziała, że miałby rację. Byli tylko znajomymi, którzy na ostatnie pożegnanie podzielili się namiętnym pocałunkiem. To jeszcze nic nie znaczyło. Pewnie nie dla niego. Domyślała się, że w jego odczuciu taki rodzaj zbliżenia mógł nie być szczególnie znaczący. Nic to między nimi nie zmieniało. To nie tak, że on też przeżywał swoje pierwsze zauroczenie i czuł się w obowiązku, aby wykazać się jakimś szczególnym zaangażowaniem. Tylko w jej głowie, ten pocałunek miał tak dużą wagę.
— Zmęczony?
— Na pewno nie wypoczęty. A jak u ciebie?
Pyta o załamania?
Sprawdza mnie?
Nie.
O nic takiego nie zapytał.
Uspokój się.
Ale pomyślał.
Na pewno.
Tylko nie mówi wprost.
Po cholerę o to pyta?
Gówno go to powinno obchodzić.
Nie jestem taka.
Nie zawsze.
Nie, aż tak często.
To nie jego sprawa.
— W porzadku — odpowiedziała sztywno.
— To wszystko co masz do powiedzenia?
— A ty? — odbiła piłeczkę, a on zamilkł na dłuższą chwilę.
— Okej... To dość sprawiedliwe.
— Anthony... — zaczęła nerwowo.
— Słucham?
— Czy powinniśmy porozmawiać o naszym ostatnim pożegnaniu? — czuła, że tak, ale postanowiła dać mu wybór w tej kwestii.
— A co dokładnie potrzebuje wyjaśnienia? — ciągnął ją za język.
— No... Pocałunek. Tak sądzę...
— Mhm, i co z nim?
Gdy w taki sposób prowadził rozmowę, w jej głowie zapanowała pustka. Sama już nie do końca wiedziała, po co mieli o tym rozmawiać. To nie było nic, aż tak znaczącego. Odruchowo wzruszyła ramionami.
— Sama nie wiem... Czemu to zrobiłeś?
— Poprosiłaś — odpowiedział lakonicznie.
— Tak, ale... To jedyny powód?
Zamilkł. I przez długą chwilę obawiała się, że wcale nie raczy ją odpowiedzią. Że jak gdyby nigdy nic, zmieni temat, a ona na tej podstawie będzie musiała wysnuć swoje wnioski. Dość... Pesymistyczne wnioski.
— Czego dokładnie próbujesz się dowiedzieć? Czy mi się podobasz? — zapytał wprost.
— Na przykład...
— Cóż... Nie można ująć ci uroku. Ale masz dopiero dwadzieścia trzy lata.
— I niby czemu to ma jakieś znaczenie? — ciągnęła, choć wiedziała, że ta rozmowa zmierzała w kierunku, który jej się nie podobał.
— Powinno mieć znaczenie, Ivanno — znów użył swojego pouczającego tonu — Tak dla mnie, jak i dla ciebie.
Rozumiała to. Przecież na początku patrzyła na nich w taki sam sposób, jak on. Że to coś nieodpowiedniego. Że różnica wieku była zbyt duża. Ale chciała tego, chciała spróbować i gdzieś po drodze, argument dotyczący ich wieku stracił na ważności.
— Tylko pytam, czy uważasz, że jestem atrakcyjna. Nie proponuję ci związku, Anthony. Bez przesady — zaatakowała.
Tylko drobna część niej żałowała takiej zagrywki. Ale odrzucał ją. Ponownie. I nie zamierzała pokazać, że jej zależało trochę bardziej niż powinno. Nie, gdy znów zaczynała czuć ten znajomy ścisk w żołądku. Niepokój. Czuła, że musi się bronić, bo mógł ją zranić trochę za mocno.
— Więc obróćmy twoje pytanie. Dlaczego o to prosiłaś?
Bo taki miałam kaprys.
To nie miało znaczenia.
Już się całowałam.
To nie było nic wyjątkowego.
Boże, nienawidziłam, kiedy oni wszyscy wpychali mi język do gardła.
To było obrzydliwe.
Nie chcę tego poczuć nigdy więcej.
Są obrzydliwi.
Wszyscy pokolei.
Pierdolone zwierzęta.
— Chciałam cię tylko sprawdzić.
— Sprawdzić? — powtórzył po niej bez przekonania.
— Tak. Czy jak typowy facet wykorzystasz okazję — wiedziała, że w tym momencie obraca kota ogonem. Ale to nie miało znaczenia. Liczyło się tylko to, by się obronić.
— Gdybym chciał wykorzystać okazję, przeleciałbym cię, gdy o to prosiłaś — jego głos brzmiał niebezpiecznie nisko, groźnie, ostrzegawczo.
— Może chciałeś, ale ci nie staje — mówiła co tylko przyniosła jej ślina na język.
— Jesteś bezczelna w tym momencie. Nie zrobiłem ci nic, za co mogłabyś mnie potępiać.
Odrzucał ją. Za to go potępiała. Miała nadzieję obdarzyć go uczuciem. Był inny. I może właśnie dlatego jej nie chciał. A teraz całe to uniesienie, odczuwane po pocałunku, pozostawiło gorzki posmak. Czemu w ogóle się łudziła? Przecież to nigdy nie kończyło się dobrze. Ależ była naiwna. Już od dziecka nie zasługiwała na odpowiedni rodzaj miłości. Była ładna, dziewczęca, idealny materiał na obrzydliwe perwersje. Poczuła łzy w oczach, znów ugryzła się w rękę.
Ał...
Mocniej.
Najlepiej odgryź sobie rękę, kretynko.
Chcesz bliskości?
To idź się najebać i zachowywać jak napalona suka.
Przecież to uwielbiasz.
Może w duchu jesteś tylko dziwką.
Musi być coś takiego w tobie.
Coś, co widział już lata temu.
Mała, obrzydliwa dziwka bez własnego zdania.
Zamknij mordę i bierz co dają.
Przecież chciałaś uwagi.
— Jeśli tylko o to ci chodzi, to tak, uważam, że jesteś atrakcyjna — wyjaśniał, gdy ona milczała, walcząc z chęcią rozwalenia głowy o ścianę — Pocałowałem cię dopiero, gdy o to poprosiłaś na trzeźwo, bo widzę, jak się na co dzień zachowujesz. Domyślam się, że kiedyś ktoś wyrządził ci ogromną krzywdę, ale nie obwiniaj mnie o coś, czego ci nie zrobiłem. Widzę, że mnie sprawdzasz, prowokujesz do tego, bym zrobił coś, co cię zrani. Tylko po to, byś mogła mnie wpisać w tabelkę okropnych facetów i znowu uciec. To nie każdy mężczyzna, którego spotykasz jest okropny, okropne jest to, jak próbujesz wykorzystać taką relację, by wyrządzić sobie jeszcze większą krzywdę. Mówiłem ci już, że potrzebujesz terapii. Bo z jakiegoś powodu, robisz wszystko, aby się dobić.
Dlaczego to mówił? Dlaczego mówił to wszystko? To sprawiało, że było tylko gorzej. Miał racje. Wiedziała, o tym. Potrzebowała pomocy. Potrzebowała, by ktoś wyciągnął ją z tego destrukcyjnego kręgu. Widziała wyjście, ale nie potrafiła z niego skorzystać. Wiedziała, że powinna zadbać o siebie lepiej. Powinna więcej jeść, więcej się ruszać, więcej poświęcać swoim zainteresowaniom, pójść na terapię, przepracować to, co od lat niszczyło jej głowę. Ale nie potrafiła ruszyć się z miejsca. Tkwiła w zawieszeniu. Od lat z nożem na gardle. Była dzieckiem. Była wciąż tą siedmiolatką. Bezradną, nierozumiejącą, oszukującą się. Pragnącą tylko trochę uwagi, trochę bezpieczeństwa, trochę miłości. Jak miała sama o siebie zadbać, kiedy tak bardzo przywykła do zaniedbania? To było normą. Strach, głód, samotność. Znała to tak dobrze. Trzymały ją w zimnych objęciach, szepcząc, że nigdy nie odejdą.
— Vannie? — ostrożnie wypowiedział jej imię, gdy dalej milczała. Wiedział, że tam jest. Że go słyszała. Słyszał jej krótki oddech, pociąganie nosem, skomlenie z bólu.
— Jestem pierdolnięta, Anthony. Totalnie pojebana — powiedziała szeptem.
— Nie, Vannie, jesteś chora.
— Nie umiem nic z tym zrobić.
— Bo to nie jest coś, z czym powinnaś sobie radzić sama. Znam kilku psychiatrów, mogę cię umówić na spotkanie. Dobrze? — ledwie pokiwała głową na jego słowa — Vannie... Zgoda?
— Tak... — wyszeptała.
~~~~~~~~~~
Hejo!
Tak, moi drodzy, dobrze widzicie!
W końcu dojdzie do spotkania między Ivanną a Emmettem, na które niektórzy z Was niecierpliwie czekali!
Skąd takie opóźnienie? Otóż chciałam wstawić kolejny rozdział, jak już będziemy mieli nową okładkę. Niestety, dostałam informację, że proces twórczy zajmie trochę więcej czasu, niż początkowo zakładano. Dlatego jestem tu z opóźnieniem i bez nowej okładki :D
Wybaczcie! ❤️
To tyle na dziś,
Do następnego!
Pacia03
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro