12. Pocałujesz mnie?
— Pocałujesz mnie?
— Co?
— No... Patrzysz tak... W taki sposób jakbyś zamierzał to zrobić — tłumaczyła się.
— Tak sądzisz? — zapytał z rozbawionym uśmiechem.
— Dobra, może coś źle odczytałam... Nie ważne — mruknęła, mocząc usta w kieliszku wina.
— Nie no, broń swojego stanowiska, może dobrze myślisz — prowokował ją.
— Przestań się ze mną drażnić — zażądała.
Na chwilę zamilkł, przyglądając jej się uważnie, zanim cicho dodał:
— Dobrze...
Złapał ją za kostkę i przyciągnął bliżej siebie. Momentalnie się spięła i omal nie opadła na plecy. Jej noga zawisła nad jego kolanami, zanim delikatnie ją położył. Odłożył swój kieliszek na bok. Jedna jego dłoń otuliła jej policzek, a drugą położył na jej udzie. Czy naprawdę tego chciała? Nie była pewna, ale chyba tak. Poza tym, była po alkoholu, jeśli jej się nie spodoba, jutro może zrzucić na to winę. Z ociąganiem położyła dłonie na jego piersi. Nachylił się nad nią. Poczuła jego oddech na swojej twarzy. Zamknęła oczy i uniosła głowę, lekko rozchylając przy tym wargi. Trwała tak przez sekundę... Dwie... Trzy... Otworzyła oczy. Dalej się nad nią pochylał. Wciąż z tym zadowolonym z siebie uśmieszkiem. Nagle poczuła się okropnie zawstydzona. Wcale nie zamierzał jej pocałować. Tylko dalej się z nią bawił, jak z niedoświadczoną małolatą. Miała ochotę się od niego odsunąć, ale wtedy zbliżył się jeszcze bardziej. Jego usta ominęły jej wargi, zamiast tego otarły się o jej ucho, gdy wyszeptał:
— Jesteś pijana.
Natychmiast się od niego odsunęła, czując jak pieką ją policzki. Co to miało być? Dlaczego sprawiał, że ta sytuacja była tak żenująca?
— No i co z tego? — mruknęła obruszona, gdy odsuwała się praktycznie na drugi koniec kanapy.
— To, że nie zrobię z tobą nic, gdy będziesz pod wpływem alkoholu — wzruszył ramionami — Jeśli naprawdę czegoś chcesz, poproś o to, gdy będziesz trzeźwa.
Przewróciła oczami na jego słowa. Jakie to niby miało znaczenie? Przecież nie była, aż tak pijana. Ale wystarczająco, by rzucić taką głupią propozycję. To oczywiste, że na trzeźwo nie odważyłaby się prosić go o pocałunek. Zwłaszcza po tym, jak teraz do tego podszedł. Po prostu tego nie chciał. I wymyślił jakąś durną wymówkę, zamiast wprost jej powiedzieć, że nie czuje do niej żadnego pociągu.
— Niczego od ciebie nie chcę — odpyskowała niczym zbuntowana nastolatka.
— Tak właśnie myślałem — jak gdyby nigdy nic, znów sięgnął po swój kieliszek.
Co ja sobie myślałam?
Co on teraz o mnie myśli?
Uważa mnie za jakąś napaloną idiotkę?
Za desperatkę!?
Znów robisz z siebie pośmiewisko, kretynko.
Co to był w ogóle za tekst?
"Pocałujesz mnie?"
W dupę się pocałuj.
Zaczynasz się zachowywać jak napalona suka.
To przymilanie się...
A to położenie głowy na jego udzie?
Mózg ci odjęło!?
Ostatni raz.
Ostatni raz się tak przy nim zachowujesz.
On niczego nie chce.
Na pewno nie od ciebie.
Zaczynała się wprawiać w wisielczy nastrój. Miała dość tego, jak jej umysł chciał interpretować tę sytuację. Przecież nie było tak źle. To nie miało, aż tak wielkiego znaczenia. Dlaczego wszystko w jej głowie krzyczało? Jeszcze chwila, a znów dojdzie przy nim do załamania. Nie mogła sobie na to pozwolić. Nie znowu. Musiała jakoś na to zaradzić. Wymyślić coś, co skutecznie odwróci jej uwagę od destrukcyjnej części jej umysłu. Odwróciła głowę w jego stronę i uparcie się w niego wpatrywała, aż się odezwał:
— Co byś chciała?
— A co możesz mi dać? — zapytała tak zalotnym tonem, jakby chwilę wcześniej nie zdenerwował jej nieudanym pocałunkiem. Jakby w jej umyśle nie szerzyło się zniszczenie.
— To niebezpieczne pytanie. Zastanów się raz jeszcze, czy na pewno chcesz je zadać.
— Podoba mi się takie ryzyko... — odparła niezrażona, choć czuła się lekko skrępowana.
Anthony jednak nic nie odpowiedział. Uśmiechnął się do siebie i zakręcił winem w kieliszku. Oczywiście, że wiedziała, co mu teraz chodzi po głowie. To był dokładnie ten rodzaj rozmowy, który miał prowadzić do takich skojarzeń. Może i nie miała doświadczenia w relacjach romantycznych, ale nie była też kompletnie nierozgarnięta. Nie rozumiała tylko jednego. Skoro tak mu się podobała wizja w jego głowie, dlaczego, do jasnej cholery, nie chciał jej pocałować? Dlaczego zaczął to wszystko tak bardzo utrudniać? Przecież mogli uczynić to łatwym. Już to robiła. Pijana flirtowała z przypadkowymi facetami. Siadała im na kolanach, pozwalała, aby dotykali ją podczas tańca, szeptała do ucha. Wtedy bywało to przyjemne. Oczywiście uciekała, zanim doszło do czegoś więcej, ale teraz... Może mogłaby doprowadzić to do końca? Z nim. Chyba naprawdę była skłonna to zrobić.
A gdyby tak... Dla pewności... Raz jeszcze... Przecież po alkoholu to zawsze działało. Na każdego mężczyznę. Dlaczego teraz miałoby być inaczej? Wystarczy tylko...
Znów odłożyła kieliszek. Tylko po to, by bez problemu przedostać się na jego kolana. Serce tak mocno waliło jej w piersi, że prawie słyszała każde jego uderzenie. Usiadła na nim okrakiem, cały czas przyglądając się jego reakcji. Uważnie obserwował każdy jej ruch, racząc się przy tym czerwonym winem. Poczuła się trochę pewniej. Przysunęła się bliżej.
— Co robisz, Vannie? — zapytał w końcu.
Zastygła w bezruchu.
Co robię?
Sama chciałabym, to wiedzieć.
Nie.
Wiem, co robię.
Do diabła, naprawdę wiem, co robię.
Chcę, to zrobić.
Ale on nie reaguje.
Nie tak, jakbym chciała.
Dlaczego to utrudnia?
Dlaczego nie może się temu poddać?
Po co to robię?
Przecież znam jego odpowiedź.
Nie chce tego.
Powinnam uszanować jego decyzję.
Nie potrafię.
Muszę się upewnić.
Raz jeszcze.
A jeśli znów mnie odepchnie...?
Zamknij się!
Przestań tyle myśleć!
Po prostu idź dalej.
Przekonaj go...
To nie powinno być takie trudne.
Przecież jest facetem.
Jej gonitwę myśli przerwał jego głos:
— Zejdź ze mnie. Nie chcesz tego.
— Chcę... — gorzki smak rozczarowania sprawił, że jej głos był ledwie głośniejszy od szeptu.
— Jesteś pijana — znów ten sam argument — A przez to napalona. Twój umysł tylko teraz twierdzi, że to dobry pomysł.
Nie odpowiedziała, tylko prowokacyjnie przesunęła biodrami, ocierając się o jego krocze. Jednym wprawnym ruchem zdjął ją z siebie i już chwilę później, leżała na kanapie. Gdy jego palce ściskały jej ramię, wiedziała, że przekroczyła granicę jego tolerancji. Powinna była się wycofać wcześniej. Nie chciała. Dlaczego nie mógł jej tego dać!? Aż tak bardzo mu się nie podobała?
— Nie prowokuj mnie. Znów szukasz powodu, aby uciec z samego rana?
Wstrzymała oddech. Nie mógł mieć racji. Na pewno nie o to chodziło. Nie chciała się odcinać. Nie szukała podświadomie rozwiązań, które sabotowałyby ich relacje. A może...? Może jednak działała jak zwykle? Autodestrukcyjnie na każdy potencjalny związek. Boże, miał racje. Przecież to by ją zniszczyło. Nie bez powodu całe życie unikała dotyku. Była do niego niezdolna. A gdyby naprawdę doszło między nimi do zbliżenia, już następnego dnia by jej nie zobaczył. Uciekłaby przy pierwszej możliwej okazji. Nawet w środku nocy. Nigdy więcej by się nie odezwała. Udawałaby, że nigdy w życiu go nie poznała.
A jednak żal i rozczarowanie po jego ciągłej odmowie, wydawały się takie prawdziwe. Jakby naprawdę jej na tym zależało. Może ta zdrowa część niej tego pragnęła? Poza tym... Podobał jej się taniec z nim i ten żenujący poranek. Jej ciało reagowało jak zwykle, ale wiedziała, że w rzeczywistości chciała, aby ją dotykał. Aby ją oswoił z ciepłem swoich rąk. Może nie była, aż tak zepsuta?
Puścił jej ramię i się wyprostował. Odwróciła od niego wzrok.
Zdawała sobie sprawę z tego, że angażowanie się z nim w taką relację, nie miałoby sensu. Nawet gdyby i on tego chciał. W końcu był dwa razy od niej starszy. Ciężko jej było uwierzyć, że to miałoby prawo się udać. A jednak wbrew zdrowemu rozsądkowi, czuła się do niego przyciągana. Chciała, żeby otoczył ją ramionami i schował przed całym światem. By zatroszczył się o nią tak, jak nikt jeszcze tego nie zrobił. I... By pokazał jej intymność, która może być przyjemna.
Wstała powoli z kanapy. Natłok myśli kotłował jej się w głowie. Już go nie uciszała. Może tak będzie lepiej? Czuła na sobie jego spojrzenie, gdy powiedziała:
— Masz rację. Chyba znowu za dużo wypiłam. Pójdę się położyć...
Chciała płakać. Nie była pewna, czy to wynik alkoholu, czy naprawdę jego odrzucenie zabolało, aż tak bardzo? A może to znowu ta cholerna głowa, która tylko znalazła sobie kolejny powód do pastwienia się? Zrobiło jej się niedobrze. Picie tyle wina po niedawnym zatruciu alkoholowym nie było dobrym pomysłem. Było pomysłem autodestrukcyjnym, któremu znowu się poddała.
Odprowadził ją spojrzeniem, gdy szła w stronę jego sypialni. Mała cholera. Poprawił przyrodzenie w spodniach, bo materiał zaczął się lekko na nim opinać. Że też dawał się prowokować takiej gówniarze. Dopił kieliszek i dolał sobie wina, tym samym kończąc drugą butelkę. Oczywiście, że mógł wykorzystać tę sytuację. Ta pobudzona część niego, nawet bardzo tego chciała. Już mógł sobie wyobrazić miękkość jej skóry pod palcami, sposób w jaki jej nogi oplatałyby jego biodra. Wydobyłby każdy nawet najdrobniejszy dźwięk z jej gardła. Powinien przestać o tym myśleć. Westchnął cicho i odchylił głowę do tyłu, zamykając oczy.
Jak niby miał o tym nie myśleć? Była taka... Chętna. Pomimo dzielącej ich różnicy wieku i to trochę go dziwiło, a trochę mu schlebiało. Była młoda i wystarczająco atrakcyjna, by mogła przebierać w facetach. Wyglądała tak niewinnie, a jednak jej zagrywaki zaczynały być tak odważne. To było odurzające. Ale to była pewność siebie zrodzona tylko i wyłącznie z alkoholu. Przecież widział w jaki sposób zachowywała się przy nim na trzeźwo. Nie raz jak spłoszone zwierzątko. Jakby się spodziewała, że zaatakuje i tylko szukała drogi ucieczki. Gdyby dziś rano obudziła się przed nim, pewnie na dzień dobry zdzieliłaby go w twarz. Na szczęście udało się tego uniknąć, a on cały cholerny dzień łapał się na tym, że wyobrażał sobie ją pod sobą. Chociaż, gdy teraz na nim usiadła, widok był równie zadowalający.
Naprawdę musiał przestać o tym myśleć. Zwłaszcza, że nie był trzeźwy. Jak tak dalej pójdzie, to gdy tylko przekroczy próg sypialni i zobaczy ją leżącą w jego łóżku, przestanie się powstrzymywać. Gdzieś będzie miał fakt, że jest młoda, prawdopodobnie nieszczególnie doświadczona i że następnego dnia, wychodząc z jego łóżka, uznałaby tę noc za największy błąd swojego życia. Ale czy naprawdę chciał psuć tę relację dla tylko jednej nocy? Co prawda, dzięki temu nie musiałby z nią jechać na to piekielne wesele, ale nie chciał jej świadomie zranić. Zwykła przyzwoitość nie pozwalała mu na takie zagranie.
****
Nie przyszedł w nocy. Znów spał w salonie. Trochę się tego spodziewała. I sama już nie wiedziała, czy była bardziej wdzięczna, czy rozczarowana. Ale obudził ją z samego rana. Pytając, czy ma ją odwieźć teraz, czy dopiero jak wróci z pracy. Zdecydowała się na pierwszą opcję, chociaż poranek, po wypitym winie, nie był dla niej najbardziej łaskawy.
Miała całą noc, żeby przemyśleć wczorajszą sytuację. Wyliczała wszystkie za i przeciw i w ostatecznym rozrachunku – wyszła na plus. Choć argumenty negatywne zdawały się mieć znacznie większą wartość, postanowiła nie brać tego pod uwagę i liczyć je jako jeden. W jej obliczeniach, istniało pewne prawdopodobieństwo, że takie zbliżenie całkowicie zniszczyłoby ich relację. Być może stałoby się dla niej powodem kolejnego autoagresywnego zachowania. I jej obraz fizycznej bliskości, podupadłby jeszcze bardziej. Z drugiej strony, w końcu miałaby za sobą pierwszy seks, może by jej się to spodobało, ich relacja mogłaby stać się bliższa, okazałoby się, że wcale nie jest, aż tak zepsuta i gdyby jeszcze bardziej się w to zaangażowała, nareszcie przeżyłaby swoje pierwsze uniesienia i zawody miłosne. Oczywiście mała przypominajka o jego wieku, regularnie zapalała się w jej głowie, ale to przecież nie musiało być na stałe. Szczerze by się zdziwiła, gdyby za jakiś czas nie zerwali. Brzmiało to źle, owszem, ale z jakiegoś powodu w jej głowie nie widniał obraz miłości "na całe życie". Może to za sprawą rozstania jej rodziców? Może to przez te wszystkie hasła o zdradach wśród jej rodziny, czy znajomych? A może to przez jej unikający styl przywiązania, nie potrafiła sobie wyobrazić, że chciałaby tej jednej osoby na dobre i na złe? Cokolwiek to było, sprawiało, że nie zamierzała się zastanawiać, czy taki związek miałby prawo bytu za dziesięć, czy dwadzieścia lat. Mogła się skupić tylko na teraźniejszości.
****
— No i znowu to robisz — skomentowała, gdy byli już w drodze.
— Co robię?
— Jeździsz jak wariat — zarzuciła mu — Wiecznie robisz slalomy między autami.
— Bo ludzie nie umieją jeździć. I jakbym to tolerował, codziennie spóźniałbym się do pracy. Nie po to mam znajomości w policji, żeby obawiać się mandatu za przekroczenie prędkości — stwierdził ze wzruszeniem ramion.
— Możesz też wyjeżdżać wcześniej.
— A mogę też wyprzedzać tych, którzy samochodem udali się na wycieczkę krajoznawczą.
— To po prostu sprawia zagrożenie na drodze.
— Jeśli nie potrafisz zapanować nad samochodem – owszem.
— A ty jesteś w tym taki świetny? — rzuciła mu sceptyczne spojrzenie.
— Nie chwaląc się.
Zrezygnowana pokręciła głową, nie widząc sensu w dalszym spieraniu się z nim. Jeśli tak bardzo jarała go wizja skończenia w rowie, jego sprawa. Tylko jadąc z nią, mógłby przestrzegać przepisów.
Później rozmawiali na tematy mało ważne. Pytała go o jakąś markę, czy model mijanego samochodu, albo o konkretne zasady ruchu drogowego. W końcu zaczął rozwijać swoje wypowiedzi. Najwyraźniej znacznie łatwiej było mu rozmawiać o czymś, co nie dotyczyło go bezpośrednio. W pewnym momencie zaczął jej tłumaczyć też to, o co nie zapytała. A ona w odpowiedzi, tworzyła zawiłe okoliczności wypadków drogowych i kazała mu tłumaczyć kto i dlaczego byłby winny. Tak spędzili resztę drogi do jej mieszkania.
— Kiedy się znowu zobaczymy? — zapytała, zamiast wysiąść z samochodu.
— Nie szybciej niż za miesiąc. Mam teraz sporo pracy na głowie — odpowiedział, odwracając głowę w jej stronę.
Jej spojrzenie zaczynało być pełne coraz większej ilości niewypowiedzianych słów. Zaczęła się przywiązywać. A on nie był pewny, czy mu to odpowiada.
— Nie wydaje ci się, że za dużo czasu poświęcasz pracy? Przecież ty jej nawet nie lubisz.
— Ale dzięki niej się utrzymuję — wrócił spojrzeniem do przedniej szyby, poprawiając się nerwowo w fotelu. Nie miał większej ochoty rozmawiać z nią na ten temat — Idź już.
— Ale-... — nie pozwolił jej dokończyć.
— Vannie... Umawialiśmy się na to — zaczął surowym tonem — Od samego początku mówiłem, że nie będziemy się często widywać.
Tak, pamiętała o tym. I wtedy nawet chętnie przyjęła taki warunek. Ale teraz? Chciała go zobaczyć wcześniej niż za miesiąc. Co jeśli tak długi czas sprawi, że znów się zdystansuje? Znów jego dotyk będzie dla niej nieodpowiedni. Nie chciała tego. Nie chciała w kółko powtarzać tego samego procesu. Zdawała sobie sprawę z tego, że nie był szczególnie zainteresowany rozwijaniem tej znajomości w takim kierunku, ale naiwna część niej, wciąż wierzyła. Nawet pomimo wczorajszej sytuacji. Wiedziała jednak, że nie może i nie powinna na niego naciskać. To go tylko do niej zniechęci. Jeśli chciał się spotkać dopiero za miesiąc, musiała to uszanować.
— Anthony... — nerwowo bawiła się zamkiem plecaka — Jestem już trzeźwa.
Nasłuchiwała uważnie, obawiając się jego reakcji. Milczał przez chwilę, choć jej się to okropnie dłużyło.
— I...?
Nie chciało jej to przejść przez gardło, gdy znów spodziewała się usłyszeć odmowę z jego strony. Musiała wziąć się w garść. Jeśli teraz nie zrobi tego kroku, już nigdy nie przekroczy niewidzialnej granicy między nimi. Może jej nie zwodził? Może naprawdę jego jedynym warunkiem było to, aby była trzeźwa?
— Możesz mnie pocałować — zasugerowała — Jeśli chcesz — dodała szybko.
— A jeśli nie chcę?
Słyszała zaczepną nutę w jego głosie. Ale nie potrafiła się wyluzować. Czuła się zażenowana całą tą sytuacją, co pewnie wyraźnie pokazywały jej policzki. Dlaczego musiała o to prosić? Nic nie odpowiedziała, jej gardło było zbyt ściśnięte. Dlaczego podchodziła do tego tak poważnie? To nie było nic szczególnego. Ludzie czasem się całują. Podobno może to być przyjemne. Może w końcu przestałoby jej się to kojarzyć z obrzydliwymi, pijackimi pocałunkami.
Nie trzymał jej dłużej w niepewności. Poczuła jego dłoń na swojej twarzy, gdy zwrócił ją w swoją stronę. Pochylił się, a jego wargi delikatnie przycisnęły się do jej ust. Zrobił to, a ona w pierwszym odruchu zastygła. Jego dłoń zsunęła się na jej kark. Odruchowo odchyliła głowę, a jego usta zaczęły się pewniej poruszać. Wciąż pozostawała bierna. Prawdopodobnie tylko dłoń na jej karku, sprawiła, że nie cofnęła się w momencie, w którym jego język wsunął się między jej wargi. Ciężko jej było opisać to uczucie. Było dziwne i onieśmielające, ale chyba mogłaby się do tego przyzwyczaić. Dopiero kiedy otarł się o jej język, otrząsnęła się na tyle, by jakkolwiek odpowiedzieć. Przecież już kiedyś to robiła, co prawda pijana i nie wspominała tego dobrze, ale robiła. Czuła się nieco zagubiona w swoich ruchach. Jej język odpowiadał niepewnie, delikatnie i może nawet trochę niezgrabnie. Chyba się uśmiechnął. Nie była pewna. Nie widziała tego, tylko poczuła na swoich ustach.
Gdy się od niej odsunął jej policzki były rumiane. Wargi nabrały żywszego koloru. A oczy błądziły po jego twarzy. Przesunęła po wargach językiem, jakby jeszcze smakowała ich połączonych ust.
— Leć już. Bo spóźnię się przez ciebie do pracy — wyprostował się w fotelu.
~~~~~~~~~
Hejo!
Nie powiem, że jestem szczególnie zadowolona z tego rozdziału. W zasadzie czuję, że wyszło mi to nienaturalnie i niezręcznie. Czuję, że trochę za dużo dramatu jest w pierwszej scenie. Do pocałunku miało dojść tak naprawdę już wtedy, a jednak bohaterowie zadecydowali inaczej.
Mogłabym ciągnąć ich znajomość bez jakiś konkretnych zbliżeń, ale potrzebowałam czegoś, co utrzymałoby zainteresowanie Ivanny przez miesiąc. Obiecuję, że następny rozdział będzie lepszy! (Akcja kryminalna nareszcie zacznie nabierać tempa!) A ten prawdopodobnie kiedyś przejdzie mniejsze lub większe zmiany. Publikuję go głównie po to, żeby nie stać w miejscu.
To tyle na dziś,
Do następnego!
Pacia03
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro