Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

10. Cygaro

    Ostrożnie położyła się po drugiej stronie łóżka, starając się nie obudzić Anthony'ego. Mężczyzna był już tak wyczerpany, że poszedł spać niedługo po osiemnastej. Teraz była dwudziesta pierwsza. Przyglądała mu się, gdy wsuwała się pod kołdrę, ale pozostał bez większych zmian. Oddychał miarowo, jego wyraz twarzy był spokojny. Może powinna była się położyć na kanapie? Przykryłaby się poduszką, albo ukradła mu kolejny ręcznik. Ale tu było tak miękko i wygodnie, że ciężko było sobie odmówić. Poza tym, łóżko było dwuosobowe, mogli się na nim zmieścić bez problemu. Od razu zakopała się w pościeli. Otuliło ją ciepło, bijące od ciała Anthony'ego. Powinna zgasić lampkę nocną, ale znów podniosła wzrok na jego twarz i powstrzymało ją to przed kolejnym ruchem.

    W dniu, w którym się poznali, zauważyła, że był przystojnym mężczyzną. Jednak dopiero z czasem zaczęła się przekonywać, że jest w jej typie. Albo swój niezbyt określony typ zmieniała pod niego. To możliwe, choć nie miało najmniejszego sensu. Na nic nie liczyła. Na żadną miłość, żadne uniesienia, żaden związek. Poza tym... Był od niej znacznie starszy. Nie wiedziała, ile dokładnie, ale na trzydzieści parę lat jej nie wyglądał. A już to byłoby raczej za dużo. Po co w ogóle to rozważała? Nawet jeśli odważyłaby się zaangażować, to Anthony dla własnej wygody nie chciał żadnego związku. Gdyby było inaczej, ktoś tak szarmancki i opiekuńczy, szybko by sobie kogoś znalazł. Chyba, że pod powierzchnią kryło się coś jeszcze? Coś naprawdę odrzucającego? W końcu nie mogła powiedzieć, że znała go szczególnie dobrze.

    Tylko dlatego, że spał, poczuła się odrobinę pewniej, a w jej głowie zawitała myśl, aby przesunąć palcami po linii jego szczęki. Już mogła sobie wyobrazić uczucie jego kilkudniowego zarostu, drażniącego jej skórę. Stamtąd skierowałaby się w stronę jego ust, następnie prześledziłaby łuk jego nosa, aż wreszcie jej palce zniknęłyby w jego ciemnych, brązowych włosach. Były miękkie, czy sztywne? Mogłaby to sprawdzić.

    Oczywiście nie pozwoliła sobie go dotknąć. To byłoby nieodpowiednie. A gdyby się przez to obudził? Spaliłaby się ze wstydu. Odwróciła się w stronę szafki nocnej i zgasiła lampkę. Może jej też uda się w końcu zasnąć. Dobrze by było, bo pomimo opieki Anthony'ego, wciąż czuła skutki uboczne zatrucia alkoholowego.

****

    Obudziła się na skraju łóżka. Słyszała jego oddech tuż za sobą. Czuła jego dotyk. Prawym ramieniem obejmował ją w talii, jakby podświadomie się obawiał, że spadnie lub ucieknie. Jej podkoszulek był podwinięty, przez co doskonale czuła jego dłoń na swoim brzuchu. Była sucha i nieco twarda, palce miał wciśnięte między nią a materac. Powinna uciec. Część niej, która w pierwszym odruchu sparaliżowała jej ciało, właśnie tego chciała. Ale oparła się temu odruchowi. Oparła się, bo powoli przez jej umysł przebijała się świadomość, że dotyk jest miły, a ona nie czuła przez to odrazy. Chyba po raz pierwszy w takiej sytuacji. Część jej umysłu, chciała podążyć za tym nowym doznaniem. Odkryć jego zalety. W pełni poczuć na sobie wpływ ciepła i dotyku mężczyzny. Miała dwadzieścia trzy lata, oczywiście, że już nie raz przez jej umysł przebiegała myśl o doświadczeniu prawdziwej intymności. Była nawet sfrustrowana faktem, że w porównaniu do przyjaciółek, wciąż nie miała tego za sobą.

    Wzięła głęboki wdech i powoli wypuściła powietrze z płuc. Uparcie sobie powtarzała, że w tej sytuacji nie ma nic dziwnego. Że może bez przeszkód i skrępowania tego doświadczać. Anthony wciąż spokojnie za nią oddychał. Wyglądało na to, że dalej spał. Nie musiała się obawiać. Rozluźniła mięśnie, a chwilę później pozwoliła sobie docisnąć plecy do jego torsu. Zamarła, gdy odpowiedział na ten gest.

    Jego ramię jeszcze pewniej owinęło się wokół niej. Była w potrzasku. Zgiął kolana, zmuszając ją do tego samego. Czuła jego udo przy swoim pośladku. Chyba czuła też coś więcej. Jej serce znów tłukło się w piersi. Żołądek nieprzyjemnie się skręcił. Nos Anthony'ego otarł się o jej szyję. Głęboki wdech... Spokojny wydech... Nic się nie stało. Wszystko było w porządku. Miała to pod kontrolą. Głęboki wdech...

    Spokojny wydech...

    Już dobrze. Czuła ciepło. Jej skóra przyjemnie mrowiła pod jego dotykiem. Jego oddech łaskotał ją w kark. To akurat było nieco drażniące. Miała ochotę się podrapać i odepchnąć jego twarz od swojej szyi, ale się nie poruszyła. Zamknęła oczy. Było w porządku. Był bezpieczny. Przecież wiedziała. Serce dalej nieprzyjemnie obijało się o żebra, ale rozsądek wiedział lepiej. Ta sytuacja nie była zła. Nie musiała być. Jej ręce się pociły, ale nos doceniał przyjemny, męski zapach. Jej wnętrze lekko drżało, ale skóra czuła ciepło, bijące od jego ciała. Była gotowa do ucieczki, ale została na miejscu.

    Wdech i wydech...

    Palce Ivanny spoczęły na jego przedramieniu. Zsunęła je w dół w stronę jego dłoni, ale materac odgrodził ją od celu. Pozostała przy nadgarstku. Lewą nogą ostrożnie nacisnęła na jego udo, zmuszając Anthony'ego do niewielkiej zmiany pozycji. Cały czas nasłuchiwała jego oddechu, by mieć pewność, że jeszcze się nie budzi. Teraz oboje leżeli z jedną nogą zgiętą, drugą wyprostowaną. Jego ciało trochę mocniej przycisnęło ją do materaca i dokładnie czuła jego krocze na swoim pośladku. Oddychała głęboko, starając się przyzwyczaić do tej pozycji. Uspokajała się. Nie było tak źle. Taka bliskość była nawet przyjemna. Lubiła ten ciężar. Nie musiała przed tym uciekać.

    Jednak nie minęło nawet piętnaście minut, gdy Anthony za nią się poruszył. Ostrożnie wysunął spod niej swoją rękę i wycofał się na drugą połowę łóżka. Nie odwróciła się za nim. Nawet nie otworzyła oczu. Z jakiegoś powodu, nie chciała żeby wiedział, że już nie spała. Opadł na poduszki i westchnął ciężko, mrucząc pod nosem przekleństwo.

    Jej myśli zaczęły szaleć. Teraz była przekonana, że lepszym rozwiązaniem byłoby spanie na kanapie. Może on wcale nie chciał się obudzić i zobaczyć jej przed sobą? Na pewno. Może pozycja, w której leżeli była w jego mniemaniu nieodpowiednia? W końcu chyba uważał ją za niedojrzałą małolatę. Pewnie żałował, że pozwolił jej zostać na te kilka dni. Gdyby nie ona, mógłby zaprosić do siebie kogoś innego i... Cóż, może wtedy jego pobudka byłaby znacznie przyjemniejsza i bardziej pożądana. Czuła się zażenowana samą sobą. Co ona sobie myślała? Powinna była się od razu uwolnić od jego uścisku.

    Anthony zmienił pozycję. Po chwili, była już jedyną osobą na łóżku... Wyszedł z sypialni. Poczuła się urażona. Może nawet upokorzona? Choć było to niedorzeczne. Uśmiechnęła się z drwiną. Żałosna idiotka, nic dziwnego, że uciekł. Ale jakiej reakcji tak naprawdę od niego oczekiwała?

****

    Gdy się obudził, jego zmysły wypełniał cytrynowy zapach jej włosów. Jej plecy były przyciśnięte do jego piersi. Wyglądała na taką drobną w jego ramionach. Ale... O, Chryste. Dociskał swoje przyrodzenie do jej miękkich pośladków. Przełknął ślinę, gdy zdecydowanie za bardzo skupił się na tym uczuciu. Oczywiście, że jego umysł i ciało zareagowały na jej bliskość. Dobry Boże, była taka młoda, śliczna i niewinna. Wiedział, że musi się odsunąć, gdy znajome ciepło zaczęło się w nim gromadzić, sprawiając, że z każdą chwilą był coraz bardziej podniecony. Odsunął się i z westchnieniem opadł ponownie na materac.

    Nie mógł w to brnąć dalej. Nie był takim mężczyzną. Nie wykorzystałby faktu, że niczego nieświadoma spała obok niego. Nawet jeśli jakaś obrzydliwa część jego umysłu sugerowała, aby wprawił swoje biodra w ruch, a jego dłonie wodziły po jej nogach, piersiach, podbrzuszu i... Przesunął dłonią po twarzy, a ciche przekleństwo uciekło z jego płuc wraz z oddechem. Dlaczego ta mała cholera, tak bardzo mu ufała i wystawiała jego moralność na próbę? Zrzucił z siebie kołdrę i czym prędzej opuścił sypialnie.

****

    Leżała tak jeszcze przez godzinę. Żeby Anthony nie miał wątpliwości, że "spała". Zastała go w salonie, siedzącego na kanapie z kostką opartą na kolanie. Miał na sobie czarne dżinsy i równie czarny golf, w którym prezentował się naprawdę atrakcyjnie. Jego włosy były wilgotne i pozostawione w nieładzie. Nawet się ogolił. Wyglądał przez to na młodszego niż wcześniej, zwłaszcza po pozbyciu się skutków niewyspania i wiecznego utrapienia z twarzy. Może jednak miał te trzydzieści parę lat?

    — Co czytasz? — zapytała, zatrzymując się w progu.

    — Książkę.

    — Wow, to sama widzę — przewróciła oczami.

    — Zamierzasz się ubrać, czy dziś też będziesz tak łazić cały dzień?

    Był dziś... Wredny. Nie mówiły o tym tylko jego słowa, ale ton i ogólna postawa. Chyba daruje sobie spędzenie u niego kolejnego dnia. Ewidentnie powinna się wynieść. Całym sobą pokazywał, że jej tu nie chciał. I to chyba wszystko przez ten idiotyczny poranek... No nic. To nie problem. Jakoś sobie poradzi. To nie tak, że nie miała żadnych alternatyw. Zawsze mogła się zatrzymać u brata, jeśli nie chciała wrócić do matki... Chociaż jemu też musiałaby się tłumaczyć.

    — Zamierzam... — odpowiedziała cicho — Mogę raz jeszcze się u ciebie wykąpać?

    — Nie krępuj się.

****

    Lubiła jego łazienkę. Miała czarne płytki na ścianach i podłodze, które zostały przełamane złotym zdobienie. Wanna jednak pozostała biała i była wystarczająco duża, by zmieściły się w niej dwie osoby. Choć kusiło ją, by urządzić sobie godzinną kąpiel w ciepłej wodzie, to musiała zdecydować się na szybki prysznic. W końcu nie powinna nadużywać jego gościnności.

    Schowała piżamę do plecaka. Zamiast niej założyła czarne, dziurawe spodnie i szary podkoszulek na ramiączkach. Wyszła z łazienki. Musiała zapytać Anthony'ego, gdzie miał suszarkę do włosów, o ile takową posiadał... Nie znalazła go w salonie, przeszła do kuchni, ale ona również była pusta. Istniały jeszcze dwie opcje, sypialnia i zamknięty pokój, w którym nie miała pojęcia, co się kryło. Nie zamierzała też tego sprawdzać bez jego pozwolenia. Zanim jednak zdecydowała się na dalsze poszukiwania, pojawił się znikąd. Przeszedł za nią, a jego dłoń na moment spoczęła na jej żebrach. Nie mógł wybrać bardziej dezorientującego gestu na zwrócenie jej uwagi. I dlaczego jego dotyk, zaczął robić na niej tak inne wrażenie niż dotychczas? Jasne, wciąż w pierwszej kolejności się spięła, ale jej umysł podsunął myśl, że jego dłoń mogłaby się na niej zatrzymać nieco dłużej. Spojrzała na niego w niemym pytaniu.

    — Co zjesz na śniadanie? — zatrzymał się o krok od niej i wsparł o blat.

    — Nie jestem głodna. Nie mam ochoty na nic szczególnego.

    — To polecę klasyką. Tosty, jajko, jakieś warzywa — stwierdził, zabierając się do pracy.

    — Brzmi dobrze...

    Przyglądała mu się, ale sama nie była pewna, czego próbuje się doszukać w jego postawie. Może odpowiedzi na pytanie, dlaczego na powrót był miły? Może wcale nie musiała wychodzić...? Chyba chciała tu jeszcze zostać. Przekonać się, w co zaczynała przeradzać się ich relacja. Nie czuła się bezpiecznie z kierunkiem, jaki pragnęło obrać jej ciało, ale czuła się bezpiecznie z nim. I jeśli Anthony nie będzie w stanie ją oswoić ze swoim nawet niewinnym dotykiem, to chyba żadnemu mężczyźnie się to nie uda. Choć nie zdawał sobie z tego sprawy, zamierzała powoli przyzwyczajać się do niego, jak do potencjalnego partnera. Tylko po to, by sprawdzić, czy była w stanie angażować się w takie relacje. Czy może skończy się jak zawsze i go odepchnie?

    — Mogę ci jakoś pomóc? — zapytała, chcąc być jakkolwiek użyteczna.

    — Możesz nam zrobić coś do picia — zasugerował — Czego się napijesz? Kawa? Herbata? Kakao?

    — O, kakao brzmi super.

    — Nie mam. Musisz się zadowolić czymś innym.

    Zamrugała zaskoczona na jego słowa.

    — Sam to zaproponowałeś — odpowiedziała z niedowierzaniem.

    — Kawa, herbata, sok? — zapytał jak gdyby nigdy nic.

    — A masz sok? — zapytała sceptycznie.

    — Nie.

    Uśmieszek, błąkający się po jego twarzy, sugerował, że był w tym momencie bardzo z siebie zadowolony. Ivanna pokręciła głową na jego głupiutkie zachowanie. Chyba naprawdę wrócił mu dobry humor.

    — To kawa.

    — Doskonały wybór. Mi zrób czarną — po tych słowach, poinstruował ją, gdzie co może znaleźć.

    Wciąż czuła się nieco niepewnie, gdy nie zapełniała ciszy słowami, ale swobodna postawa Anthony'ego, trochę ją uspokajała. Uczyła się trwać w ciszy w jego towarzystwie. Oczywiście w pozornej ciszy, bo jej umysł jak zwykle szalał w takich warunkach. Myślała za dużo, za szybko, zbyt chaotycznie i czasem bez sensu. Mężczyzna za to zdawał się lubić ciszę. Albo za bardzo do niej przywykł. Gdy było to możliwe, komunikował się z nią bez użycia słów. Albo kiwał głową, albo palcem wskazywał odpowiedni kierunek, gdy czegoś szukała.

    — Ile zjesz tostów? Dwa? Trzy? — zapytał, nakładając jedzenie na talerze.

    — Jednego.

    — To dostaniesz dwa.

    — To będziesz po mnie dojadał — zbuntowała się, krzyżując ramiona przed sobą.

    — Nie odejdziesz od stołu, dopóki nie zjesz.

    — I co jeszcze? Nie puścisz mi bajki i nie pozwolisz wyjść się pobawić z innymi dziećmi? — chętnie mu odpowiedziała droczeniem się.

    — Jeśli nie dasz mi innego wyboru — postawił talerze na stole.

****

    Podenerwowany Edmund wystukiwał palcami rytm na swoim ramieniu. Pozwalało mu to trochę bardziej się skupić i nie osiwieć przez tego faceta.

    — Dzieciak już dawno powinien siedzieć. Niech tyle nie ćpa, to może będzie sprawiał mniej problemów.

    — Nie prosiłem cię o porady wychowawcze — odpowiedział mu spokojnym tonem, zaciągając się dymem z cygaro. Gdzieś miał fakt, że Demelez nie tolerował palenia w swoim domu — Dostaniesz dziś swojego winnego — powiedział, wypuszczając z ust siwe obłoki — Wystarczy, że dobrze to wykorzystasz.

    — To nie takie proste. Zlecono śledztwo Reiwalowi, gość cały czas patrzy nam na ręce — mruknął nieprzekonany. Jeszcze chwila i z nerwów zacznie chodzić po ścianach.

    — Nareszcie ktoś, kto się przykłada do swojej roboty — prychnął cicho — Powinieneś doceniać taką postawę.

    — Wcale mi tym nie pomaga. Poza tym, wiadomości, które Louisa wymieniała z Thomasem jasno wskazują na to, że byli umówieni w dniu jej śmierci.

    — Nie dopuść go do tego — wzruszył ramionami — Kto wam wskazał Thomasa? — wbił w śledczego swoje niebieskie tęczówki.

    — To nie ważne. Zająłem się tym. Reiwal musiał odrzucić jej zeznanie — dłonie zaczęły mu się pocić.

    — Pytałem kto?

    — Jest już niegroźna — zapewniał.

    — Kto?

    — Nicole Dilibar — jej imię ciężko osiadło mu na języku. Jakby chciało go udławić, za to, że wypowiedział je w tej chwili.

    Mężczyzna naprzeciwko tylko skinął głową na tę informację. Wstał z krzesła i wrzucił niedopałek cygara do szklanki z wodą. Ostatni raz spojrzał na Edmunda, zanim bez słowa wyszedł wraz z dwoma innymi mężczyznami.

****

    — Po co ci gramofon?

    — Chodź, to ci pokażę — razem przeszli do sypialni i zatrzymali się przy wspomnianym sprzęcie — Wybierz coś — wskazał na kolekcję swoich płyt.

    Ivanna zaczęła je przeglądać z delikatnym sceptycyzmem. Zespoły, które widziała, były kojarzone z klasyką rocka i nie znała ich szczególnie dobrze. Chciała złośliwie zapytać, czy to piosenki z lat jego młodości, ale się powstrzymała. Queen, Pink Floyd, Guns N' Roses, Kiss...

    — O, coś ich chcę — wyciągnęła płytę zespołu Bon Jovi.

    Anthony wziął ją od niej. Chwilę później w pomieszczeniu rozbrzmiała muzyka. You Give Love A Bad Name.

    — Chodź — wyciągnął do niej rękę.

    — Nie umiem tańczyć... — mimo to chwyciła go.

    — Poprowadzę cię — zapewnił, gdy odsunęli się od mebli. Przyciągnął ją bliżej siebie.

    Lekko zesztywniała, gdy poczuła jego dłoń na swojej dolnej części pleców. To takie nienaturalne czuć czyjś dotyk, gdy przez większość życia unikało się tego. Oparła się na jego ramieniu i starała się rozluźnić. Chciała się cieszyć tą chwilą jak każda inna, normalna kobieta. Powoli odpuszczała, chociaż wciąż nie była w stanie podnieść głowy i spojrzeć mu w oczy, gdy był tak blisko.

    Kawałek był dość żywiołowy, a jednak nie zmuszał jej do szaleństwa w tańcu. Dobrze, bo chyba by mu połamała palce u stóp.

    Czuł, że była nieco sztywna w swoich ruchach. Za bardzo kontrolowała każdy krok. Nie chciała mu się tak do końca poddać. Uśmiechnął się lekko, gdy pewne jej ruchy, kazały jemu dostosować się do niej. Znów przyciągnął ją do siebie, a jego usta znalazły się tuż nad jej uchem.

    — Vannie... To ja prowadzę.

    Przyjemny dreszcz przebiegł jej po plecach, gdy wypowiedział jej imię tak drażniąco niskim tonem. Trzymała się jego barku. Jej twarz była prawie wciśnięta w łuk między jego szyją, a ramieniem. Powinna mu coś odpowiedzieć, a jednak ta chwila milczenia przedłużała się tak bardzo, jakby zapomniała języka.

    — Po prostu mi na to pozwól — dodał.

    Odważyła się podnieść na niego wzrok. Uśmiechnął się do niej. Był tak blisko... Podobało jej się to. Ich ruchy nie miały nic wspólnego z rozbrzmiewającym rytmem, ale zdawali się tym nie przejmować. Owinęła ramię wokół jego szyi. Byli teraz tak blisko. Jej piersi ocierały się o jego tors. Jego udo było między jej nogami, jego dłoń tak nisko na jej plecach. Przychylił lekko głowę, a po jego twarzy przebiegło niewielkie zdumienie, na jej śmiałość. Chciała sprawdzić, chciała poznać, chciała się przekonać na własnej skórze. Czy to było dziwne? Czy właśnie sama tworzyła niezręczną sytuację? Chyba tak... Tak jak rano. Już chciała się wycofać, ale wtedy pogłaskał kciukiem jej plecy. Nie odsunął jej. Przeciwnie, odpowiedział na jej dotyk. Niepewnie oparła policzek o jego ramię. A on chwilę później oparł swój o jej głowę. Serce zabiło jej mocniej i delikatnie się uśmiechnęła. Przytulali się w tańcu, jakby byli parą zakochanych. Więc to czuły jej przyjaciółki, gdy tańczyły z partnerami... To było naprawdę kojące. Chociaż przed ludźmi pewnie czułaby się zawstydzona.

    Piosenka się skończyła, zaczęła grać kolejna, a wraz z nią rozdzwonił się telefon Anthony'ego. Ktoś po drugiej stronie miał wyczucie.

    — Wybacz — dopiero wtedy się od niej odsunął i wyciągnął komórkę z kieszeni. Zerknął na ekran — Za chwilę wrócę — zapewnił, zanim wyszedł z pokoju na korytarz.

    Została sama ze swoimi myślami i muzyką, która teraz odbijała się echem w jej głowie. Nie miała pojęcia, co powinna ze sobą zrobić. Chciała za nim pójść, ale to byłoby nieodpowiednie. Na szczęście Anthony faktycznie wrócił już po chwili. A raczej tylko zajrzał do sypialni.

    — Znów zostaniesz sama. Muszę jechać do pracy.

    — O... Okej, w porządku. Nie ma problemu. Znajdę sobie jakieś zajęcie — wyszła do przedpokoju i patrzyła jak zbierał się do wyjścia — Jaka jest puenta?

    — Słucham? — zapytał, zbity z tropu, pewnie myślami był już przy toczonym śledztwie.

    — Po co masz gramofon? Żeby w randomowych momentach przed nim tańczyć?

    — Poniekąd — uśmiechnął się delikatnie — Nie ważne, ile razy tego próbowałem, kobiety zawsze były po tym wyjątkowo zmiękczone — widząc zaskoczenie, zdobiące jej wyraz, uśmiechnął się szerzej, zanim wyszedł.

     Stała tam oniemiała jeszcze przez chwilę, nawet po tym jak drzwi się za nim zamknęły. Podstępny lis. Naprawdę tym tańcem ją "zmiękczył". Przygryzła dolną wargę, starając się powstrzymać uśmiech, który mimowolnie pchał jej się na usta. I z czego się tak cieszysz? – pytała samą siebie.

    To naprawdę się działo? Zaczęła się w to wkręcać bardziej, niż było to konieczne. Ale podobało jej się to. Czuła się naładowana emocjami. Pozytywnymi emocjami. Szukała jego uwagi, aprobaty, a nawet dotyku. Szybko poszło zaangażowanie się, gdy była pewna, że on nie odpowie jej tym samym. Choć może bez potrzeby sama się napędzała? Może się myliła? Może tych emocji nie było jeszcze, aż tak dużo? Byłoby łatwiej, gdyby miała w tym jakiekolwiek doświadczenie. Może po prostu go lubiła i chciała z nim spędzać czas jak z przyjacielem? Nie była pewna. W końcu to nie tak, że miała ochotę rozłożyć przed nim nogi. Przeciwnie, gdyby on zaczął sugerować jakieś intymne zbliżenie, prawdopodobnie by ją spłoszył. Może było w tym coś zupełnie innego? Był od niej znacznie starszy. Może tak naprawdę szukała w nim idealnego wzoru ojca. Takiego, który pomoże jej wyjść z trudności, ale też napomni, gdy zrobi coś głupiego. W końcu nie raz prowokowała go, by mówił jej, co powinna, a czego nie. Zmuszała go do troski o nią. Tylko w takim układzie, chęć fizycznej bliskości z nim, nie miała sensu. A przynajmniej tworzyłaby w ten sposób naprawdę... Dziwny rodzaj relacji.

~~~~~~~~~~~~

Hejo!

Nareszcie zaczynam wchodzić w prawdziwą problematykę daddy issues. Czego brakuje mi w innych książkach, gdzie mamy dużą różnicę wieku. Czyli oczekiwanie od partnera odegrania dwóch ról: ojca i kochanka.

Aż sama jestem ciekawa, jak Anthony to przyjmie. A może nie przyjmie? Nie wiem. Poznaję go razem z wami!

Za to Edmund, powoli staje się pełnoprawną postacią drugoplanową. Już ma własne akapity!

To tyle na dziś,
Do następnego!

Pacia03

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro