1. Wystawiona nieznajoma
Anthony przyglądał się sceptycznie kobiecie na zdjęciu. Jasne, była ładna, tego nie mógł jej ująć, ale ta dziewczęca buzia sugerowała, że jest młodsza niż wskazywał na to jej wiek na aplikacji. A i ten był już niski. Czemu miałby się umawiać z dwudziestoparolatką?
— No nie wiem... Nie wydaje ci się, że jest dla mnie trochę za młoda?
— Nie. Faceci w twoim wieku szukają sobie młodszych.
— Ale nie młodszych o prawie dwadzieścia lat.
— Przecież nikt ci nie każe się z nią wiązać. Zwyczajnie zrobisz pierwszy krok do wyjścia ze swojej strefy komfortu. Znów zaczniesz się umawiać z kobietami i kto wie? Może nie zostaniesz starym kawalerem — dogryzał mu brat.
— Dzięki, ale myślę, że sam sobie dam radę przy szukaniu kobiety.
— Jakoś do tej pory ci się to nie udało.
— Bo nie szukałem — odpowiedział rzeczowo.
— Przecież nie masz nic do stracenia...
Wrócił spojrzeniem do telefonu, z którego uśmiechała się do niego kobieta w czarnej sukience. Wziął głęboki wdech, dając sobie dodatkowe parę sekund do namysłu.
Nawet jeśliby przyjąć, że zgodzi się z nią spotkać, to nikt nie powiedział, że ona będzie miała na to ochotę. W końcu na jej randkę przyjdzie facet, niepodobny do tego co widziała na zdjęciu. Czegoś takiego się po prostu nie robi... Ale chyba wiedział jak to rozwiązać.
****
Ostatni raz przyjrzała się sobie w lustrze, zanim wyszła z mieszkania. Może nie stroiła się jakoś bardzo, ale dalej w swojej opinii wyglądała wystarczająco atrakcyjnie, by bez poczucia winy udać się tak na spotkanie. Randką nie zamierzała tego nazywać. Oczywiście Emmett był... Ładny. Nie do końca w jej typie, ale nawet nie wiedziała jaki tak naprawdę jest jej typ. Liczyła, że uda im się zaprzyjaźnić. Że złapią tę nić porozumienia i będą jak kumple. Możnaby się zastanawiać, dlaczego umawia się z facetami z portalu randkowego, skoro nie zamierzała szukać u nich miłości? Wszystkiemu był winny kolejny ślub w rodzinie. Znów miałaby iść na niego sama, gdy wszyscy jej bracia mają swoje partnerki? Nie ma mowy. Ostatnim razem przynajmniej młodszy brat dotrzymywał jej towarzystwa w tej niedoli, ale teraz nie mogła na niego liczyć. Od dwóch lat był w szczęśliwym związku. Sama została na tym lodzie, znacznie młodszej siostry nie brała pod uwagę. I obiecała sobie, że tym razem przyjdzie z osobą towarzyszącą. Choćby to miał być facet na szybko znaleziony w aplikacji. Na szczęście miała jeszcze na to pół roku. Nawet jeśli dzisiejsze spotkanie nie wypali, to następne może pójdzie lepiej... Albo jeszcze kolejne...
Udała się na przystanek autobusowy. Nigdy nie zrobiła prawa jazdy, a nawet jeśli, to nie była pewna, czy chciałaby jeździć w takim śniegu. Miała większe zaufanie do ciągle spóźniającej się komunikacji miejskiej niż do umiejętności, których i tak nie posiadała. Mogła też zamówić taksówkę, ale to zbyt duży wydatek. Najwyżej Emmett będzie musiał na nią chwilę poczekać. W końcu jest kobietą, wpasuje się w stereotyp wiecznie spóźnionej.
Założyła słuchawki na uszy, by umilić sobie drogę do centrum. Nie zdołała jednak zagłuszyć swoich myśli. Z rozczarowaniem zauważyła, że nie czuła ekscytacji na nadchodzące spotkanie. Nigdy jej nie czuła. Przeciwnie, jej reakcje bardziej przypominały poczucie dyskomfortu, czy obawy. Nie mogła zrozumieć, jak to możliwe, że posiadając trzech braci, czuła się niekomfortowo przy innych mężczyznach. Nie umiała z nimi rozmawiać i szybko spławiała potencjalnych zainteresowanych. Nie raz wykazała się w takiej sytuacji prawdziwie szczeniackim zachowaniem. Ale gdy tylko facet odpuszczał, czuła, że wraca jej grunt pod nogami... Tylko po to, by za jakiś czas znów narzekać, że nie może sobie nikogo znaleźć.
Weszła do autobusu i usiadła na wolnym miejscu. Właśnie dlatego miała nadzieję, że z Emmettem złapią prawdziwie koleżeńską więź. Chociaż było to naiwne. Wątpiła, by jakikolwiek facet chciał się z nią spotkać, bo szuka "przyjaciółki". Nic dziwnego, sama nie mówiła, że właśnie tego oczekuje. A raczej przestała o tym pisać, bo każdy facet się obruszał na taką rewelację. Większość osób chciało spróbować swojego szczęścia w miłości. Nie była tym zaskoczona. Swoją drogą, ta mała naiwna część niej, też na to liczyła. Ale rozsądna wiedziała, że skończy się jak zwykle. Będzie rzucała głupimi, bezczelnymi żartami, a jeśli to kogoś nie zrazi, to obieca spotkanie w bliżej nieokreślonym czasie i już więcej się nie odezwie. To było głupie. Znajome sugerowały, że najwyraźniej boi się bliskości z mężczyzną. Na jej oko, to jej umysł wbrew niej chciał pokazać, że nie potrzebuje nikogo do szczęścia.
Z irytacją sięgnęła po telefon, gdy w słuchawkach rozbrzmiała reklama. Nie ma opcji, nie odpuści, choćby miała przez następne pięć minut wybierać inną muzykę, to woli to niż przeczekać piętnastosekundową reklamę. Oficjalnie wypowiedziała wojnę tej aplikacji i odrzucała wszelkie propozycje wykupienia konta premium. Gdy pojedynek nareszcie zakończył się jej małym sukcesem, postanowiła napisać do Emmetta.
Ivanna: Jestem już w autobusie, powinnam dotrzeć na miejsce za jakieś czterdzieści minut
Nie musiała długo czekać na odpowiedź. Od kiedy tylko ich sparowało, mężczyzna zdawał się nie odstępować telefonu na krok. Jak ona pozwalała sobie odpisać z kilkunastominutowy opóźnieniem, tak jemu nie raz wystarczyła minuta na odpowiedź. I tym razem nie było inaczej.
Emmett: Przyjąłem 👍
Emmett: Po czym cię rozpoznam?
Ivanna: Nie masz się czego obawiać, wyglądam identycznie jak na zdjęciach
Emmett: Haha, liczę na to ;)
Ivanna: Wypatruj brązowego swetra. Albo czarnych butów nad kolano. W zależności od tego, czy najpierw patrzysz na cycki, czy na nogi ;d
Emmett: Tę informację zostawię dla siebie 😌
Uśmiechnęła się krzywo. Mogła sobie odpuścić ten błyskotliwy tekst o cyckach, ale wolała nie zgrywać niewiniątka. Była w takich uwagach równie bezczelna co jej bracia. O ile nie bardziej. No i liczyła, że w ten sposób prędzej sobie zapewni stanowisko kumpeli niż potencjalnej partnerki.
****
Spóźniła się tylko dziesięć minut. Weszła do kawiarni, w której mieli się spotkać, bo zostawanie na zewnątrz byłoby równoznaczne z samobójstwem. Wewnątrz było dość tłoczno. Co wcale nie było zaskakujące patrząc na to, że to centrum miasta i wieczorna godzina. Rozejrzała się po stolikach, ale nigdzie nie widziała mężczyzny, z którym się umówiła.
Ivanna: Jestem już na miejscu. Zająłeś nam jakiś stolik?
Tym razem, ku jej zaskoczeniu, odpowiedź nie nadeszła od razu. Może w końcu znormalniał i odkleił telefon od twarzy? Zamówiła sobie kawę, za którą od razu zapłaciła, a po kilku minutach zwolnił się jeden ze stolików, więc szybko go zajęła. Usiadła po stronie ściany, by mieć widok na resztę pomieszczenia. Przewiesiła płaszcz na krześle i ponownie zerknęła na telefon. Wciąż nic. Ale nie chciała się zachowywać jak desperatka i zalewać go kolejnymi wiadomościami. Przecież może chwilę poczekać. A jego nagłe milczenie nie musiało być zapowiedzią czegoś złego. Chyba, że jednak ją wystawił... Ale po co w takim razie odpisywał wcześniej? Może jak ją zobaczył, to stwierdził, że jednak mu się nie podoba? To absurdalne. Mogła naprawdę szczerze przed samą sobą przyznać, że wyglądała identycznie jak na zdjęciach. Chyba, że rozczarował go fakt, że nie wyglądała lepiej. Ponownie rozejrzała się po pozostałych gościach. Nikt z nich nawet nie był zbliżony do wyglądu Emmetta.
Kelnerka położyła przed nią, zamówioną wcześniej kawę. Objęła kubek dłońmi, ogrzewając zmarznięte palce. Po upływie kolejnych pięciu minut, zrezygnowała z cierpliwego czekania.
Ivanna: Krwią i potem wywalczyłam nam stolik. Kiedy będziesz?
Liczyła, że dzięki pierwszej części, nie zabrzmiało to drętwo i niecierpliwie. Chociaż głos w jej głowie, nieustannie powtarzał, że jednak ją wystawił. Nerwowo poprawiła się na krześle. Nieprzyjemne uczucie... Widać w końcu dostała za swoje. To karma za tych wszystkich facetów, których sama zbyła, nie odpisując po spotkaniu. No to co teraz? Dopije kawę i wróci do domu. W głębi siebie, musiała nawet przyznać, że trochę jej ulżyło, że to nie wypaliło. Nawet jeśli nie do końca jej to było na rękę. Zbliżyła kubek do ust, gdy ktoś zatrzymał się nad jej stolikiem, kładąc dłoń na oparciu wolnego krzesła.
— Wolne?
Spojrzała w górę, ale to nie był Emmett. Tylko jakiś znacznie dojrzalszy mężczyzna z lekkim zarostem i ledwie dostrzegalnymi zmarszczkami, które się uwydatniły, gdy lekko się do niej uśmiechnął. W pierwszym odruchu, miała mu pozwolić zabrać krzesło. W końcu randomowym nieznajomym nie odmawia się grzeczności. Ale wystarczająco szybko zdążyła sobie przypomnieć, dlaczego w ogóle tu jest:
— Czekam na kogoś... — uśmiechnęła się przepraszająco.
Nieznajomy spojrzał w stronę drzwi, jakby również zaczął wypatrywać faceta, z którym się umówiła. Po chwili jednak wrócił do niej wzrokiem.
— Odstąpię mu miejsca, jak tylko się zjawi.
Machnęła ręką i pokręciła głową, dochodząc do wniosku, że trzymanie mu miejsca nie ma najmniejszego sensu. A facet mógł spokojnie usiąść w gronie znajomych, czy rodziny.
— Już się chyba nie zjawi. Także proszę — wskazała krzesło, pozwalając mu je zabrać.
Nieznajomy jednak zamiast tego, usiadł naprzeciwko niej. Stawiając przed sobą mały, papierowy kubek z espresso. Od razu poczuła się trochę niezręcznie. Rany, co za czasy, że wchodzenie w interakcje z obcymi ludźmi tak paraliżuje? Żałowała, że już nie jest tą małą dziewczynką, która bez najmniejszego problemu rozmawiała z obcymi. Dopóki starsi jej nie przestrzegli, że tak niewolno, bo to prawie na pewno skończy się porwaniem. A później zaczęła dorastać. I wiecznie słuchała, o tym jakie niebezpieczeństwa czyhają za rogiem na "samotne dziewczyny błąkające się po nocach". Dlatego też wyposażyła się w gaz pieprzowy. Doszło do tego, że gdy znajomy z pracy zaprosił ją do siebie na noc, to ten sam gaz miała przy sobie cały czas zaczepiony na pasku. Paranoja.
— Nieudana randka? — zapytał nieznajomy.
— Spotkanie — sprostowała — I na to wychodzi.
— Nie przejmuj się tym. Pewnie się wystraszył, że jesteś spoza jego ligii.
Uśmiechnęła się lekko. Nie potrzebowała pocieszenia, ale to i tak miłe.
— Ta... Na wszystkich facetów działam jak strach na wróble.
— Dlaczego? — wydał się autentycznie zainteresowany tą kwestią.
To przecież był tylko żart. Z ziernem prawdy, ale żart. Co niby miała na to odpowiedzieć? Nie wiedziała. Dlatego lekko zagubiona wzruszyła ramionami. Mężczyzna nie ciągnął tematu. A gdy uniósł kubek do ust, zrobiła to samo, jakby go naśladowała.
W tym oświetleniu, jego tęczówki wydawały się mieć wyjątkowo jasny kolor brązu. Mogła je określić jako piwne. Przydługie, brązowe włosy były zaczesane na bok, choć kilka kosmyków spadało na jego czoło. Nie wydawał się mieć mocno zarysowanej linii szczęki, to właśnie lekki zarost nadawał ostrzejszego charakteru jego rysom. Miał na sobie granatową koszulę i ciemny krawat. Pewnie dopiero co skończył pracę. Albo jest za stary żeby zrozumieć wyższość wygodnych ubrań nad eleganckimi.
Cisza jaka zapadła zaczęła ją dręczyć. Co chwila zerkała w jego stronę, szukając tematu lub wyczekując, aż sam jakiś rozpocznie. Skoro już tu usiadł... O czym rozmawia się z przypadkowymi nieznajomymi? O pogodzie. To zbyt banalne. Ma go zapytać czym się zajmuje? Nie. To dobre na pierwsze randki, a nie na pogawędkę z kimś, kto usiadł obok, bo nigdzie nie ma wolnych stolików. Nerwowo postukała palcami o kubek.
— Pewnie jesteś zawiedziona.
— Hm?
— Że ten facet nie przyszedł — wyjaśnił.
— A to. No... Nie powiem, kiepsko jest być wystawioną. Ale i tak mi jakoś bardzo nie zależało — wzruszyła ramionami, żeby dodatkowo podkreślić swoje słowa — Znając, życie i tak bym nie chciała wchodzić w tę relację.
— Był, aż tak kiepski? — uniósł brew — Po co w takim razie się z nim umówiłaś?
— Raczej to po prostu ja jestem niezdolna do relacji romantycznych. Ostatecznie każdy facet, pisze z tobą głównie po to. Tak to już jest jak poznajesz ludzi przez internet. Każdy jest spragniony miłości — utkwiła wzrok w kawie.
— A ty nie?
— Nie wiem. Trochę tak. Trochę nie. Przyszłam tu, bo liczyłam, że facet okaże się spoko i że będę go mogła wziąć jako osobę towarzyszącą na ślub brata. Wszyscy by sobie pewnie dopowiadali, ale nie mam na myśli tworzenia jakiejś dziwnej sytuacji, żywcem wyjętej z komedii romantycznej. Nie zamierzałabym zmyślać, że mam zajebistego chłopaka, później wzięła przypadkowego faceta, kazała mu odgrywać zakochanego i w trakcie wesela, naprawdę byśmy się w sobie zakochali. Czy coś — z zadowoleniem zauważyła, że po ustach jej rozmówcy błąkał się nieśmiały, rozbawiony uśmiech. Widać był zaznajomiony z tego typu kobiecym kinem — Zwyczajnie bym go przedstawiła jako swojego kolegę. Miałabym z kim tańczyć. I moglibyśmy brać udział w grach przeznaczonych dla par. Upilibyśmy się i zaliczyli zgona pod stołem.
— Nie rozumiem, czemu nie zabierzesz ze sobą jakiegoś kolegi, którego już znasz i się dobrze dogadujecie?
— Bo mają dziewczyny i to prawie zawsze moje bliższe przyjaciółki. Nie chciałabym ich stawiać w tak niezręcznej sytuacji. Gdyby któryś z nich był wolny, to bym go zaprosiła.
— Ciężka sytuacja.
A skoro byli już przy temacie posiadania par, to jej wzrok powędrował w stronę jego dłoni. Nie miał na palcu obrączki. Może rozwodnik? Albo postanowił się nie żenić? Albo dalej ma tylko narzeczoną? Albo jest taki jak ona? Zimny, odpychający i zbyt zamknięty, by dopuścić do swojego życia kogoś jeszcze. Jeśli tak, to był jak smutny, nieunikniony symbol jej staropanieństwa. Już czuła jak ochoczo przejmuje nad nią władzę melancholijny nastrój.
— A pan ma kogoś? — zapytała, ponownie upijając łyk kawy.
— Nie.
Czyli jednak. Świat chce jej pokazać, że skończy stara i samotna. Nie bez powodu trafił jej się taki facet, w momencie, w którym inny ją wystawił. To nie mógł być przypadek.
— Na co dzień jestem dość zapracowany — wyglądał, jakby czuł potrzebę wytłumaczenia się — A to nie sprzyja związkom. Zawsze się okazywało, że nie poświęcam kobiecie wystarczająco dużo uwagi.
— A no, laski w związkach wymagają jej dużo — stwierdziła z uśmiechem, bo jej przyjaciółki były tego idealnym dowodem. Choć czasem ich nacisk na ciągłe spędzanie czasu ze swoim partnerem ją irytował — Kiedyś się zastanawiałam, czy mi też tak odbije jak już się zakocham.
— I do jakich wniosków doszłaś?
— Że cholernie trudno jest się w kimś zakochać.
— W nikim się nigdy nie zakochałaś? — znała to spojrzenie, którym ją obdarzył. Nie dowierzał, bo przecież była kobietą. "A kobiety są takie uczuciowe i wiecznie w kimś zakochane".
— Nie bardzo... Może w podstawówce w koledze z klasy. Ale szybko mi przeszło — dopiła swoją kawę — No nie ważne. Dzięki za towarzystwo, ale się będę zbierać.
— Tak, ja chyba też — sięgnął po swoją kurtkę.
Była nieco zaskoczona tym, że postanowił wyjść równo z nią, ale nie skomentowała tego. I starała się też nie doszukiwać w tym niczego podejrzanego. Założyła płaszcz i razem udali się do wyjścia z kawiarni. Nieznajomy otworzył przed nią drzwi. "Stara szkoła" – przemknęło jej przez myśl. Lekko zadrżała, gdy uderzyło w nią zimowe powietrze. Czas na szybki spacer w stronę przystanku. Odwróciła się do mężczyzny z zamiarem podziękowania i ostatecznego pożegnania, ale ją wyprzedził:
— Podrzucić cię gdzieś?
— Nie. Nie trzeba — pokręciła głową — Pojadę autobusem — przecież nie wsiądzie do samochodu obcego faceta.
— Na pewno? Jest zimno i późno. Lepiej nie jeździć samemu o takiej porze — chyba doskonale odczytał jej spojrzenie, bo dodał — Nie zamierzam zrobić ci krzywdy. Nie masz przy sobie czegoś do obrony? Możesz to cały czas mieć pod ręką, jeśli dzięki temu poczujesz się bezpieczniej. A ja będę spokojniejszy, jak cię odstawię pod dom.
— Czemu miałbyś się o mnie martwić? — lekko zmarszczyła brwi.
— Bo jesteś młoda, ładna, na zewnątrz jest zimno, a ty pewnie masz przed sobą kawał drogi. Na co dzień mam doczynienia z przemocą i wszelkimi nadużyciami, więc wolę dmuchać na zimne... — dopiero po wypowiedzeniu tych słów i jej minie, zorientował się jak źle to mogło zabrzmieć — Nie miałem tego na myśli od tej strony, jaką pewnie sobie teraz wyobrażasz. Jestem prokuratorem. Na co dzień siedzę w przestępstwach. To wszystko... Więc? Dasz się odwieść?
— Raczej nie — powiedziała powoli i bez przekonania — Ale dzięki. Mam gaz pieprzowy, więc w razie jakiś problemów poradzę sobie — odzyskała rezon. Uśmiechnęła się i wyjęła z torebki wspomniany przedmiot, jakby chciała mu się nim pochwalić.
— No dobrze — lekko się uśmiechnął — W takim razie chcę dostać wiadomość, czy bezpiecznie wróciłaś do domu, czy jednak trafi do mnie na biurko sprawa twojego porwania.
— To jest ten czas na wymienienie się numerami? — to była skłonna zrobić. W razie problemu zawsze może go zablokować — Ale nie będziesz mi od dzisiaj zawracał głowy pytaniami typu "co tam"? — wyciągnęła telefon z kieszeni.
— Raczej nie będę miał na to czasu.
— A racja. Wiecznie zapracowany. Już pamiętam — podała mu telefon, by mógł wpisać swój numer. Po niedługiej chwili jego telefon zaczął dzwonić, ale się rozłączył.
— Mamy to — oddał jej komórkę.
— Anthony — przeczytała imię na wyświetlaczu, przypominając sobie, że faktycznie do tej pory nie mieli okazji się sobie przedstawić — Ja jestem Ivanna, więc już nie musisz mnie zapisywać jako "wystawiona nieznajoma".
— Zapamiętam — obdarzył ją ostatnim uśmiechem, nim się pożegnali i rozeszli w swoje strony.
****
Ivanna: Dotarłam bezpiecznie do domu. Nie będziesz musiał robić przeze mnie nadgodzin
Odpowiedź nie nadeszła od razu, ale nie była tym szczególnie zaskoczona. Nawet nie była pewna, czy powinna jej wyczekiwać. W końcu to tylko przypadkowy facet. I to pewnie dużo od niej starszy. Prawie na pewno, to było pierwsze i ostatnie ich spotkanie. A nawet jeśli by jeszcze kiedyś na niego trafiła, to nie uważała, żeby stosownym było podejście do niego i zagadanie, jakby byli dobrymi znajomymi. Telefon zawibrował w jej dłoni, więc spojrzała na wyświetlacz.
Anthony: Dobrze.
Uśmiechnęła się rozbawiona. Zdecydowanie był dla niej za stary, skoro wiadomości kończył kropką.
~~~~~~~~
Hejka!
Cieszę się, że mogę Was po raz pierwszy powitać w tej książce.
Jak pierwsze wrażenia?
Mnie pisało się naprawdę przyjemnie. Znów odczuwam radość z tworzenia historii, czego mi brakowało od ostatnich dwóch lat. Mam nadzieję, że w tej kwestii mi się nie pogorszy i że razem dotrwamy do ostatniego rozdziału.
Mogę Was zapewnić, że nie chce tu lecieć z najbardziej oczywistymi rozwiazaniami typu "jedno łóżko w hotelowym pokoju", czy przypadkowe spotkania, bo "los tak bardzo chcę skrzyżować ze sobą ich ścieżki". Nie. Ale mam nadzieję, że to już teraz widać, bo ich pierwsze spotkanie wcale nie było takie przypadkowe. I kolejne też nie będą. Lecę w realizm.
To tyle na dziś.
Do następnego!
Pacia03
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro