Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 4

Pierwsza warstwa ciemnej farby powoli schła na moich ścianach więc pod wieczór wyszłam do sklepu po podstawowe rzeczy na obiad dla mnie i dla mamy by jutro było co zjeść przed i po pracy. Półki z różnościami kusiły bym kupiła coś dobrego ale ludzie dookoła dobitnie wyganiali mnie wzrokiem. Czułam się w tym mieście obco. Może to wina tego że zawsze jak się przeprowadzałam z mamą to wiedziałam że nie będę przywiązywać się do miejsca, nie obchodziło mnie jak widzą czy patrzą na mnie inni. Tym razem coś kazało mi tu zostać i zależało mi na tym bym mogła poczuć się tu jak w swoim mieście.

-czy to wszystko?

Skinęłam do zmęczonej życiem kasjerki i wyciągnęłam portfel.

-polecamy kawę po przecenie, najlepsza, sprowadzana z zagranicy.

Uśmiechnęłam się kręcąc głową.

-dziękuje za kawę, ale akurat nie potrzebuje. Kartą poproszę.

Kobieta zwinnie ustawiła sposób płatności i podsunęła mi terminal.

-dziękuję i zapraszam ponownie.

Zabrałam reklamówkę i szybko opuściłam sklep spożywczy. Ciekawe jak długo człowiek może uśmiechać się i powtarzać że zaprasza ponownie mimo że w duchu chce by już sobie poszedł.

Zwolniłam kroku obserwując ludzi idących po obu stronach ulicy. Droga do mieszkania zajmie mi może cztery do sześciu minut więc nie przejmując się ciężarem torebki szłam spokojnie. Dzień był naprawdę przyjemny, słońce delikatnie grzało więc zwykła bluza zarzucona na krótki rękaw starczyła na wypad do sklepu. Ludzie mijali mnie z uśmiechami rozmawiając ze sobą  nawzajem tym samym poprawiając mi humor po kiepsko przespanym poranku. Teraz tylko obiad, druga warstwa farby i znowu mogę iść spać. Jestem padnięta moim małym remontem.

-Ja?! Przecież ja nic nie zrobiłem!

Podniosłam wzrok na trójkę facetów idących naprzeciwko, po drugiej stronie drogi. Jednego od razu poznałam. Kamil. Nie wyróżniali się bardzo od innych, ale coś podkusiło bym przystanęła i przesłuchała się głośnej rozmowie.

-No jasne! Jak zawsze zresztą.

Ciemny blondyn naburmuszył się jak typowe dziecko by po chwili zaśmiać się z pozostałymi. Wyglądał tak jakby pilnie na coś czekał, jakby oczekiwał że coś się wydarzy.

-I co się śmiejecie pacany?

Trzeci, również blondyn choć na moje oko jeszcze ciut ciemniejszy od poprzedniego zamachnął się i przywalił Kamilowi w tył głowy.

-Ej!

Mimowolnie na moją twarz wpłynął uśmiech. Przestali się śmiać tylko na chwile by potem znowu wrócić do przekomarzanek. Wyglądali na zgraną paczkę. Ciekawe czy ja też kogoś tu poznam.

Szłam dalej nie oglądając się już na znajomych mojego szefa i po kilku minutach zniknęłam w środku klatki schodowej. Teraz nie dało się zignorować ciężaru reklamówki więc po drodze na górę zmieniłam rękę w której ją trzymałam aż cztery razy.

-następnym razem wezmę samochód.

Mruczenie do samej siebie pomogło i szczęśliwa rzuciłam reklamówkę na stół w kuchni. Teraz tylko ogarnąć mięso z kurczaka i ugotować ryż. Risotto chodzi mi po głowie już od dobrych kilku dni i nareszcie się wzięłam za to trudne danie. Nigdy nie mogłam zapamiętać co po kolei mam zrobić i wychodziła mi totalna papka. Dziś czułam że się uda.

Od rana moje myśli oprócz podsyłania mi obrazu pysznego risotto, krążyły wokół tajemniczego mężczyzny z wizji. Kot to norma, ale krzyczący na mnie facet to nowość która intrygowała. Nie widziałam go ale ciągle słyszę jego głos. Był pełen wyrzutów, zaskoczenia i lęku. Dlaczego ktoś miałby wyrażać takie uczucia przy zdejmowaniu taśmy z okna?

-woda ci wyparuje

Podskoczyłam zaskoczona obecnością, od razu doskakując do gotującej się wody na ryż.

-matko zapomniałam !

-mnie w to nie mieszaj córcia.

Skuliłam się czując zażenowanie i szybko wyłączyłam płytę indukcyjną.

-mówiłam że jak gotujesz wodę to bierz przykrywkę. Inaczej z twoim roztargnieniem wyparuje zanim się zorientujesz.

Skinęłam sięgając po przykrywkę z suszarki na naczynia.

-co tak wcześnie w domu?

Mama uśmiechnęła się delikatnie biorąc patelnię z szafki i stanęła obok znowu uruchamiając grzejącą płytę.

-za trzy dni pełnia. Nie chce wracać wieczorem, poza tym jeśli wychodzisz mi do tej swojej pracy już o 17 to byśmy się w ogóle nie widziały.

Obserwowałam jak ręce mamy zwinnie i z doświadczeniem zajmują się doprawianiem mięsa, które już pokrojone wrzuca potem na patelnie. Nigdy nie będę gotować jak ona. Ale może to i dobrze.

-dziś nie pracuje. Dopiero jutro mam zmianę.

Delikatnie pokiwała głową na moją odpowiedź jednocześnie wsypując ryż do zagotowanej wody.

-jesteś pewna że chcesz pracować w barze? Przy twoich zdolnościach...

Odeszłam od kuchenki i usiadłam przy stole zostawiając obiad w rękach kogoś bardziej kompetentnego.

-No wiem... nie mam talentu do gotowania ale drinki to nie obiad.

Kobieta uśmiechnęła się do mnie smutno rzucając pocieszające spojrzenie. Wiem że nie o to jej chodziło.

-rozumiem że ci ciężko. Nawet nie mogę sobie wyobrazić jak mocno to na ciebie wpływa.

Pokręciłam głową sięgając po butelkę wody obok stołu.

-potrafię to ignorować mamo. Nie martw się.

Jak na złość moja super zdolność dała o sobie mocniej znać i nieprzyjemne ciepło na karku zmusiło mnie do rozmasowania bolącego miejsca. Wiem że mama się o mnie martwi, wciąż przed oczami ma mnie jako małą dziewczynkę która płacze po każdym dotknięciu czy spojrzeniu... mimo chęci nie mogła się do mnie przytulić bo bałam się że ona będzie się bała, że będzie smutna a to sprawiało mi ból. 

-ignorowanie to nie kontrola córcia.

Odstawiła patelnię i zostawiając już gotowy ryż na półmisku usiadła obok mnie i uśmiechnęła się chcąc dać mi trochę otuchy do dalszego tematu. Jak zawsze.

-obiecaj mi że jeśli nie będziesz sobie dawać rady to nie będziesz się zmuszać.

Pokiwałam zrezygnowana głową i wzięłam jeszcze jeden łyk z butelki. Woda uspokajała i mnie i moje ciało.

-co ci się dzisiaj śniło ?

Zaśmiałam się czując że za tym pytaniem kryje się kolejne.

-znowu ten kot?

-kotka

Poprawiłam mame i wzrokiem sięgnąłem głębiej. Poza kuchnię. Wróciłam do wizji i automatycznie mój wzrok powędrował na okno. Na parapet.

-co pokazywał obraz. Wiesz co oznaczał?

Pokręciłam głową. Mama nie wie że widuje coś więcej niż obrazy...

-pamiętam okno, kotkę i kuchnie.

Usłyszałam jak mama rozluźnia się i poprawia na krześle. Potarłam delikatnie nadgarstki które informowały o niepewności rodzicielki, zwróciłam się znowu w jej stronę.

-co cię martwi?

Patrzyła na podłogę. Rozluźniona ale zatroskana ściągnęła brwi bliżej siebie i milczała.

-mamo co się stało?

Teraz i ja zaczynałam się martwić. Może ona widziała dzisiaj we śnie coś więcej?

-zadzwoniłam po Amelię.

Głośno wciągnęłam powietrze nosem jednocześnie instynktownie zaciskając wargi. Amelia to ktoś w rodzaju medium... tłumaczy wizje obdarowanych dzięki połączeniu z wiedzą duchów innych obdarowanych. Patologia.

-dlaczego?

Delikatnie pokręciła głową. Ramiona miała wciąż luźne, za to ja poczułam ciężar na swoich barkach. Moja mama czuła bezradność.

-już drugi raz widziałam ojca i ciebie na tle księżyca w pełni. Oboje mieliście te... oczy.

A więc wszystko jasne. Całe życie mama martwi się że odziedziczyłam coś po ojcu. Ale ja nie mam ani większej siły ani świecących oczu... a już tym bardziej nie mam sierści i kłów.

-nie martw się mamuś. Nie jestem w najmniejszej części wilkiem.

Kark zapiekł mocniej, syknęłam łapiąc się za obolałe miejsce ale kobieta jakby nie zdawała się tego zauważyć. Podniosła się nerwowo z krzesła i zaczęła chodzić w tą i z powrotem.

-a co jeśli nie?! Co jeśli to się jakoś okaże potem? Co jeśli to w tą pełnie...?

Nie dam rady. Cholera. Podniosłam się i mijając mamę po prostu wyszłam z kuchni. Chcę, naprawdę chcę jej pomóc. Uspokoić i wysłuchać ale ilekroć zaczyna panikować skóra na karku nie pozwala mi myśleć. Piecze. Pali. To się powiększa i pogarsza wraz ze strachem mojej rodzicielki. Roznosi się po ramionach, kręgosłupie. Jedynym wyjściem jest wyjście, odcięcie się i powrót kiedy obie się uspokoimy.

Usiadłam na kanapę słysząc jak mama dalej krąży po pomieszczeniu obok.

Westchnęłam.

Nie mogła tego usłyszeć ale mi zrobiło się lepiej. Jest najlepszą mamą na świecie. Nie każda kobieta potrafiłaby sobie ze mną poradzić. Jej się udało. I rozumiem że się martwi. Gdyby mój ojciec nie był wilkiem... byłby z nami. Tęsknimy obie. Ale ona bardziej. Wciąż obawia się że spotka mnie to samo. Kocha go i nie chce by historia się powtórzyła.

+++

Z salonu nie wyszłam przez kolejne trzydzieści minut uspokajając się. Liczyłam wdechy i wydechy, zamknęłam oczy i starałam się nie myśleć o strachu mamy. Ale myśli wciąż wracały do momentu w którym czułam jej przerażenie. Znowu zwali wszystko na zbliżającą  się pełnie ale i ona i ja inaczej nie potrafimy.

Podniosłam się z kanapy i powstrzymałam rękę od ponownej próby złapania się za kark. To nigdy nie pomaga a i tak to robię.

Po cichu weszłam do kuchni napotykając mame siedząca przy stole na moim wcześniejszym miejscu. Też starała się opanować. Ramiona tym razem już spięte i zamknięte oczy które w skupieniu obserwowały coś co tylko ona może zobaczyć.

-przepraszam że wyszłam.

-rozumiem. Nie powinnam tak wybuchać.

Pokręciłam głową podchodząc do mamy. Podniosła się i chyba czekała na mój ruch, na to czy wyjdę czy zostane. Czułam że potrzebuję wsparcia. Że teraz nie liczę się ja a ona. Zawsze tak robiła kiedy nie wiedziała jak zareagować by nie zrobić mi krzywdy. Nie zastanawiając się dłużej przytuliłam ją.

-Nie martw się mamo. Też za nim tęsknie.

Zadrżała zaskoczona moim ruchem. Nie lubię dotyku, zawsze kiedy byłam mała i chciałam przytulić się do mamy wybierałam pluszowego kucyka którego mi kupiła, pachniał nią i emanował emocjami jakie towarzyszyły jej przy zakupie. Tym razem właśnie tego potrzebowała i ona i ja. Rozemocjonowana niczym nastolatka przed okresem wtulała się w moje ramiona. Była wyższa i z zewnątrz pewnie wygląda to tak jakby to ona pocieszała mnie. Ale ja mam to wszystko na co dzień, codziennie moja moc buzuje. Moja mama tylko w czas przed pełnią. I zawsze przechodzi to inaczej. Nie sposób przywyknąć. Dlatego wróciła wcześniej do domu, dlatego tak się martwi i dlatego nie mogę jej zostawić.

-To chyba ja powinnam cię przepraszać i przytulać córcia.

Zaśmiałam się cicho czując jak obie się rozluźniamy.

-właśnie to zrobiłaś.

Rodzicielka odsunęła się powoli i spojrzała mi w oczy.

-od zawsze potrafiłaś to robić?

Przymrużyłam powieki próbując zgadnąć czy się ze mnie śmieje czy pyta serio.

-przytulać? Myślę że tak.

Pokreciła głową a na jej twarzy pojawił się ciepły pełen spokoju uśmiech. Nie było śladu po strachu jaki czuła.

-chodziło mi o przekazywanie emocji. Od zawsze potrafiłaś uspokoić kogoś dotykiem?

Zamarłam analizując słowa mamy która widząc to zaśmiała się jeszcze głośniej. Po czym znowu mnie do siebie przyciągnęła.

-może to przez pełnię skarbie. Ale proszę przytulaj mnie częściej.

Mruknęłam w odpowiedzi oddając miły gest. Naprawdę przyjemne uczucie. Coraz lepiej radzę sobie z tym całym darem.

-chcesz porozmawiać o twoim śnie?

Pytanie mamy zbiło mnie z miłych myśli. Ale nie puszczała mnie. Jakby chciała by to co daje jej spokój nie odchodziło.

-nic ciekawego mamo. Nie martw się. Nie ma w nim wilkołaków i lasu.

Przygotowałam się na to że znowu poczuje jej strach ale nawet nie drgnęła. Odsunęłyśmy się na krok i razem zabrałyśmy się za jedzenie obiadu.

-pomożesz mi w malowaniu pokoju? Została mi druga warstwa.

Wzięłam kolejną porcje risotto czując na sobie pytający wzrok mamy.

-malujesz ściany? Czemu nic o tym nie wiem?

Wzruszyłam ramionami kończąc przeżuwać to co zjadłam.

-nie czujesz smrodu farby w całym mieszkaniu?

Przez chwile nie odezwała się ani słowem by potem wstać i wyjść z pomieszczenia. Z uśmiechem dokończałam posiłek, gdy mama pewnie dostaje zawału widząc bałagan w moim pokoju. No jeszcze nie do końca pokoju.

-kiedy żeś to zrobiła?!

Przez ściany jej głos był przygłuszony ale i tak wyraźnie mogłam stwierdzić że nie dowierza temu co widzi.

-wczoraj!

Seria przekleństw których chyba miałam nie słyszeć i ponowny krzyk rodzicielki wzywający mnie do siebie na dywanik.

Posłusznie podniosłam się z krzesła i nie spiesząc się zdążyłam jeszcze odłożyć i zmyć brudny talerz.

-No co tam?

Stała na środku tego bałaganu mierząc mnie tym surowym rodzicielskim wzrokiem. No i wszystko wraca do normy.

-czemu brązowy?

-koleś w sklepie doradził. Mi się podoba.

Rozejrzała się jeszcze raz po pokoju i zrezygnowana odetchnęła.

-to wyjaśnia czemu śpisz na kanapie... dobra choć. Trzeba nałożyć tą drugą warstwę bo na zawsze zamieszkasz mi w salonie.

Nie ruszyłam się z miejsca zakładając na siebie ramiona.

-nie zjadłaś obiadu.

Po chwili już mierzyła we mnie wałkiem.

-nie matkuj mi tu dziecko bo dam ci szlaban. W sumie już powinnam.

Nie mogłam powstrzymać uśmiechu jaki pojawił się na mojej twarzy. Sięgnęłam po pędzel i ruszyłam malować rogi pokoju. Mam prawie dwadzieścia lat a przy mamie czuje się na zmianę jak dwunastolatka i czterdziestolatka.
===========================

Miłego dnia wszystkim ;)
Pozdrawia i dziękuje za wszystko, KasiaAS.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro