Rozdział 31
Z rana zaraz po treningu, Adrian oświadczył mi że dzwonił i że Kamila przyjedzie popołudniu. Nie wspomniał o mojej mamie ale nie zdziwiłabym się jakby ona sama nie wiedziała czy przyjedzie. Może być najcudowniejszą mamą na świecie, ale strach przed domem pełnym wilków z jej koszmarów wciąż będzie wygrywać. Nie winie jej. Sama też na jej miejscu bym trzymała się od tego jak najdalej.
Zeszłam na dół zaraz po prysznicu by upiec jakieś dobre ciasto na rozmowę z Kamilą. I o dziwo zastałam zarówno w kuchni jak i w salonie totalną pustkę. Cisza w całym domu?
Odwróciłam się powoli by przejrzeć pokój jeszcze raz jakby mogli schować się za kanapą i pewna tego że tam ich nie ma przeszłam się dokładnie po pomieszczeniach. Biblioteka, pusto, jak mówiłam kuchnia też. Łazienki wolne... pierwsze piętro również pogrążone w zupełnym otępieniu jakby wszyscy wyparowali. Żadnych dźwięków... kroków, telewizji czy rozmów. Aż... dziwnie. Jakby wizja?
-Co ty tak właściwie robisz?
Podskoczyłam by chwile później odwrócić się do alfy. Jak on się tam kurwa znalazł?!
-Szukam kogokolwiek. Zaczęłam myśleć że to jedna z wizji. Tu nigdy nie było tak pusto. Gdzie reszta?
Barman dziś nie pracuje z tego co mówił, znalazł chyba nawet nowego pracownika. Alfa oczywiście jak zawsze najpierw dokładnie zlustrował mnie od góry do dołu, potem spojrzał na mnie jak na wariatkę by w końcu rozluźnić się trochę i odpowiedzieć.
-Kamil pojechał z Antkiem coś dla mnie załatwić.
O to niecodzienne.
-A to nie Wojtek zawsze jeździ coś dla ciebie załatwiać?
Uśmiechnął się delikatnie jakbym powiedziała coś głupiego. Nie wykluczam tej opcji. Prawdopodobnie się zbłaźniłam. Nie pierwszy raz oczywiście.
-Jako beta ma dużo obowiązków to prawda. Obserwujesz jego działania? Chcesz go zastąpić?
Musiał zobaczyć moją minę bo uśmiech poszerzył się a on sam delikatnie oparł się o ścianę za sobą, tuż przy schodach i standardowo skrzyżował ręce w tym swoim geście super alfy.
-Na Ojca nie! Przepraszam jeśli zrobiłam coś co by do tego miało doprowadzić. Serio, w żadnym wypadku nic takiego...
-Wiesz... podczas pełni gdy bawiliście się w patrzenie sobie w oczy nie tylko go zdominowałaś ale i podważyłaś stanowisko.
O kurwa!
-Musiałam wtedy otworzyć to okno! A potem on zobaczył księżyc, jakbym zrobiła inaczej zaatakowałby mnie. To było instynktowne. Nie miałam zamiaru... potem przecież gdy podał mi ręke..
-Ej ej spokojnie szczeniaku. Nie sądziłem że zareagujesz tak nerwowo.
Znowu dokładnie mnie zlustrował zanim oderwał się od ściany i luźno spuścił ramiona. Był ostrożny jakby obawiał się że w każdej chwili mogę coś zrobić. Coś groźnego...
-Wiem czemu tak postąpiłaś. I było to działanie na miarę alfy dlatego Wojtek zareagował ulegle a ja się nie wtrącałem. Wszyscy rozumiemy że to było jednorazowe i ani ja ani Wojtek nie bierzemy tego za wyzwanie.
Odetchnęłam. Zbyt wyraźnie odetchnęłam bo alfa spoważniał ruszając kilka kroków by zbliżyć się do mnie i wywołać na moim ciele ciarki.
-Jednak po przemianie otrzymasz rangę. Jeśli powtórzy się taka sytuacja będziesz musiała liczyć się z tym że każdy z nas będzie bronił stanowiska. Za zdominowanie wyższego nikt nie stanie w twojej obronie. Zdominujesz znaczy przejmujesz jego obowiązki i rangę. Pamiętaj o tym.
Ojciec mówił mi o tym. Dokładnie opisał każdą rangę. Każdy stopień i jego możliwości. Wtedy byłam już po pierwszych spotkaniach z psami w parku. A za chwile miałam poznać prawdziwe wilki. Tata mnie przygotowywał do tego jak działa ich rodzina, bo to w rodzinach żyją wilki. Samiec dominujący może być tylko jeden i jest on alfą, reszta samców zajmowała się szukaniem nowych szlaków, walką a więc robiła za siłę i swego rodzaju fundament. Polowali i znosili jedzenie.
Samice mogą być tam zarówno dominujące jak i uległe. Ale nie patrząc na to która jest bardziej czy mniej dominująca wszystkie głównie tropiły, uczyły młode i stróżowały. Tę rolę bardzo polubiłam więc gdy tata opowiadał mi o watahach wilkołaków wiedziałam że nie nadaje się na alfe, bete czy nawet omege. Byłam deltą. Od początku byłam stróżem. Świetnie tropiłam i bez problemu dogadywałam się z innymi samicami i szczeniakami.
Spuściłam wzrok, przymykając powieki i łącząc dłonie przed sobą z pewnym siebie głosem wypowiedziałam słowa które w świecie wilkołaków znaczą więcej niż obietnica.
-To się więcej nie powtórzy alfo.
Zatrzymał się lekko zaskoczony moimi słowami albo sposobie w jaki je wypowiedziałam. Książkowe wykonanie poddania. Oddałam mu władze. Miał cały czas racje. I wiem że w jakiś sposób jestem mu wdzięczna za wszystko co zrobił. Chodź zamknięcie mnie tu średnio mi pasuje, rozumiem czemu tak zrobił i nie zamierzam w żaden sposób tego utrudniać.
-Twój ojciec nauczył cię więcej niż mógłbym się spodziewać.
Wspomnienia uderzyły we mnie przywołując obraz z wizji. ,, Twojego taty tu nie ma". Ten mężczyzna. Alfa mojego ojca. Gdy to mówił zdawał się być bardziej pewny niż ja że ojciec się nie zjawi. Czy to on mógł zabić wilka ze swojej watahy?
- Antek i Kamil pojechali do znajomej która może będzie w stanie pomóc nam z tą pieczęcią. Wojtek w tym czasie jest w budynku rady by załatwić przedłużenie twojej nieobecności przed ich... obliczem. Aneta jeszcze wczoraj wróciła na kilka dni do rodziny.
Podniosłam zaskoczona wzrok. Czemu nagle mi to wszystko mówi? I czemu z tego powodu czuję się... szczęśliwa? Jakbym dostała nagrodę? Na ojca... czy on właśnie mnie nagrodził ? jak... szczeniaka? Lekkie zażenowanie przykryła myśl że nie bez powodu akurat dziś wszystkich rozesłał.
-Chciałeś by ich nie było prawda?
Skinął.
-Twoja matka nie przeżyła by spotkania z całą watahą. Wystarczyło że mnie zobaczyła a zemdlała. Nie zamierzam sprawdzać co będzie jeśli wejdzie do domu pełnego wilkołaków.
A więc przyjedzie. A Adrian specjalnie dla niej rozesłał wszystkich po różne sprawy by czuła się bezpieczniej. Mimowolnie delikatny uśmiech wpłynął na jego i na moją twarz.
-Dziękuję.
- Teraz jesteśmy rodziną Ala. Pomagamy sobie. Jakbyś mnie szukała będę w gabinecie.
+++
Dwa pysznie pachnące ciasta były już gotowe. Jedno schowałam dla chłopaków na później a drugie pokroiłam i wyłożyłam na talerz. Przygotowałam kilka szklanek i dzbanek tak by szybko zalać herbatę jak się pojawią. No i ciasteczka. Upiekłam te które od zawsze piekłam na wszystkie zgromadzenia, obdarowane z kręgu mamy zawsze je uwielbiały.
Jest tak dużo rzeczy o które chciałabym zapytać. Czy jest już potwierdzenie że należę do kręgu. Kim była ta wiedźma która dała medalion mojemu ojcu, ten z sową. I dlaczego. Jak zginął ojciec. Czy mama wie czemu zaprzestałam przemian i najważniejsze... czy wie co spowodowało ten zanik pamięci.
- Ciastka?
Moje serce przyspieszyło po raz kolejny zaskoczone cichym skradaniem się Adriana. Ledwo słyszalne warczenie w moim głosie musiało go w tym uświadomić.
-Po cholerę tak się skradasz przecież cię nie zaatakuje!?
Uśmiechnął się zabierając ciastko z trzymanego przeze mnie talerza i jednocześnie pstryknął przycisk do włączania czajnika.
-Musisz wyczulić zmysły szczeniaku. Też chodzisz w ten sposób tylko jeszcze tego nie zauważyłaś.
Odgryzł kawałek ciastka i opierając się tyłem o blat wzruszył lekko ramionami.
-A z tym atakiem to kto wie. Jeszcze cię nie rozgryzłem więc wolę mieć cię na oku. To się tyczy również tego spotkania. Nie robisz nic bez mojej zgody. Jasne?
Chciał brzmieć poważnie. Ale z tym ciastkiem latającym to w tą to w tamtą powaga zmalała o połowę. Więc teraz to ja skrzyżowałam ręce w geście pewności i wyższości.
-Znam się na spotkaniach obdarowanych panie alfa. To ja powinnam rozmawiać.
Delikatnie uniósł brwi kończąc ostatni kawałek dużego ciastka. Podniósł się do pozycji stojącej i spapugował moją poważną postawę zwycięscy.
-Mówisz z sensem. Ale to nie spotkanie twojego kręgu a odwiedziny Kamatii w domu watahy. Mojej watahy szczeniaku. Należysz do niej więc mi podlegasz, tu większe prawa ma twoja wilcza natura nie księżycowa. Czy jak wy to zwiecie. Więc jeśli ja nie pozwolę to się nie odzywasz, mam po dziurki w nosie tej twojej kapłanki. Czy teraz jest to jasne?
Jak słońce. Nie lubi Kamili. Ciekawe czy Kamila lubi jego. Pf... nie odzywać się póki nie pozwoli? To już dosłownie jak piesek... Zauważył moją minę bo zniżył podbródek i zmarszczył brwi czekając na moją odpowiedź. A mam wybór? Ma racje. Jego dom, jego zasady. Spuściłam ręce w geście kapitulacji i biorąc talerz z ciastem zwróciłam się do drzwi.
-Jasne.
- Daj słowo szczeniaku, żadnego ruchu nie wykonujesz bez mojej zgody.
Zatrzymałam się by dokładnie przyjrzeć się jego zamiarom. Żadnego ruchu?
- Mam się ciebie pytać czy mogę tyłek posadzić na kanapie?
Skinął głową jakby to było oczywiste po czym delikatnie odetchnął widząc jak nie rozumiem o co mu tak w sumie chodzi.
-To ważne Ala. Jeśli okażesz brak posłuszeństwa Kamila może posłać nas w diabły przed radą, wtedy zmienisz watahę a nie chętnie pozwoliłbym na takie działania.
Kamila mogłaby zrobić coś takiego? Ma do tego prawo? Cholera. Przecież to się totalnie nie łączy. Z drugiej strony... ja się znam na tym jak kruk na technologii VR.
- Okey. Jeśli to ważne, daje słowo że nie zrobię nic bez twojej zgody. Ty tu rządzisz. Musisz wiedzieć tylko że herbata i ciasto to stały punkt w domach przyjmujących dzieci nocy. Dobrze byłoby jakbyś od razu zaproponował im obu tych rzeczy by traktowały cię jako dobrego właściciela domu. To samo tyczy cię foteli. Jeśli będzie ich za mało by mogły wszystkie Naoku usiąść nie posłuchają cię.
Delikatnie skinął po czym wziął talerze i pomógł mi rozkładać to w salonie.
- Czym jest Naoku?
Zesztywniałam słysząc to pytanie. Sama przed chwilą użyłam tej nazwy. W zasadzie zrobiłam to świadomie a mimo to poczułam dziwne zaskoczenie gdy spytał. Ufam mu na tyle by wiedział co znaczy to określenie, a nawet więcej.
- To skrót od pełnej nazwy. Naokurimono. Dzieci nocy. Obdarowani. Nigdzie nie znajdziesz tej nazwy bo jest nie do zapisania jak wszystko w moim języku.
Uśmiechnęłam się do siebie widząc jak powoli opada na fotel.
- Sądziłem że nie dzielicie się swoim językiem, jest w waszej naturze rzeczą swego rodzaju świętą. Czemu wyjawiasz mi coś tak ważnego?
- Jeśli kiedyś będziesz potrzebował pomocy od obdarowanej nazwij ją Naoku. To taki... klucz. Podajemy go komuś komu ufamy więc jeśli zna naszą nazwę dostaję na start u każdego syna czy córki nocy kredyt zaufania podczas gdy inni nie mają go wcale. Ale nie używaj tego często, i tylko gdy będziesz pewny że jesteś wart tego zaufania. To nazwa i zaklęcie w jednym, gdy będzie dookoła ciebie ktoś więcej niż Obdarowany nie zdołasz wymówić nazwy. To chroni nazwę przed ujawnieniem jej obcym.
Mówiąc to cały czas rozkładałam talerzyki i przekładałam ciasto na stoliku. Alfa obserwował moje ruchy i dokładnie słuchał każdego mojego słowa. Na tyle dokładnie że bardziej przestraszył się dzwonka niż ja. Bez większego ociągania podniósł się by otworzyć a ja zalałam herbatę. A więc stało się. Po raz pierwszy przekazałam komuś nazwę mojego gatunku. Ciekawe co na to inne Naokurimono.
Do salonu weszła jako pierwsza Kamila, zaraz za nią oczywiście Magda, potem moja mama i Amelia. Świetnie, szamanki mi tu brakowało. Bo przecież wilkołaki, obdarowane, kot magiczny i driada to za mało. Jeszcze przewodniczka dusz musiała wpaść. Weronika się ucieszy że będzie miała z kim pogadać.
- Córcia! Jak dobrze cię widzieć kochanie.
Mama zaraz jak tylko mnie zauważyła podeszła szybko chcąc mnie przytulić. Zatrzymała się czekając na moją reakcję. Przyciągnęłam ją do siebie mocno tuląc na co obie znacznie się uspokoiłyśmy.
-Już dwa tygodnie po pełni, nie drażni cię moje zdenerwowanie?
Zaprzeczyłam tylko mocniej wtulając się w jej ramiona. Przerwał nam tak bardzo znajomy mi głos Amelii.
-Alicja skarbie! Jak ty tu możesz wytrzymać? Wpływ ojca jest tu wręcz niewyczuwalny dziecko! Jak odprawiasz rytuały? Masz wizje prawda?
Odsunęłam się delikatnie od mamy i już chciałam odpowiedzieć lekko pulchnej kobiecie gdy mój wzrok natknął się na Adriana. Dałam słowo... no tak. Posłałam więc delikatny uśmiech ubranej w róż obdarowanej i spuściłam wzrok przed alfą.
- Usiądźcie. Ah i oczywiście częstujcie się, szczeniak upiekł wszystko specjalnie dla was.
Zaśmiałam się cicho na słowa alfy. Jego nazwanie mnie szczeniakiem przepełnione było tak wielką dumą... jakby ojciec przedstawiał córkę z najwyższym wynikiem na jakiejś akademii. Reszta jednak nie podłapała chyba tej dumy bo mimo że przyjęły zaproszenie i rozsiadły się każda na fotelach i kanapie to na wzmiankę o szczeniaku skrzywiły się jak do cytryny.
==================================================================
Czyżby miało dojść do miłego i pełnego rodzinnej miłości spotkania? :O
Czy może jednak coś się tu rozwali... zawali lub wybuchnie? ;)
Miłego czekania na rozdział :D Do piątku!
Pozdrawia KasiaAS
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro