Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 24

Nigdy nie było tak cichej i spokojnej pełni. Odkąd pamiętam wszystkie obdarowane cieszyły się z tego święta. Oddając magię łączyły się z ojcem i zawsze potem szczęśliwe rozmawiały do rana. Tym razem wymiana zdań po oddaniu mocy była krótka i cicha. Gdy miałam tą pewność że ból zniknął a umysł powrócił chciałam porozmawiać z innymi i podziękować za odprawienie rytuału. Przeżyłam zapewne tylko dzięki nim. Ale nie potrafiłam wypowiedzieć kluczowego słowa ,,dziękuję". Więc tylko tak jak reszta w ciszy poszłam odpocząć do pokoju.

Nawet teraz gdy siedzę sama z ciepłą herbatą w salonie o dziesiątej... żadna jeszcze nie zeszła. Zazwyczaj już o siódmej nie dawały mi spać. Teraz byłam jedyną która chciała coś powiedzieć. Dlatego wstałam o ósmej nareszcie wyspana bez koszmarów i zeszłam na dół by zobaczyć je radośnie rozmawiające o minionej nocy.

Nie było nikogo. Więc czekam. Wiem że to moja wina że tak się zachowują. Ale nie wiem czym zawiniłam. Czy to możliwe że widziały to co ja podczas rytuału? Czy w jakimś stopniu czuły to co ja? Nawet jeśli to dlaczego miałyby przez to tak zamilknąć. To moje zmartwienia, moje lęki. Nigdy nie obchodziły ich moje uczucia. Ze wzajemnością w sumie.

-No proszę, a myślałam że zejdę ostatnia.

Uśmiechnęłam się lekko do wpół pustego już kubka i mocniej zacisnęłam na nim dłonie gdy Daria przeszła do kuchni po własny napój. Daria. Nasza widząca z gwiazd. Jest nie dużo starsza ode mnie a do kręgu dołączyła już trzy lata temu. Od tamtej pory zamieniłam z nią może kilka zdań.

Średniego wzrostu dziewczyna o ciemno brązowych włosach i zasadniczo dużych oczach chowających się za jeszcze większymi okularami. Kształt ich oprawek sprawiał że dziewczyna wyglądała na mądrzejszą i pewniejszą siebie chodź w prawdziwym życiu była mocno skryta. Usiadła na krześle przy pustym stole na którym zawsze o tej porze było już mnóstwo ciast i smakołyków. Jej wzrok skupiony był na jednym z zegarów nad kominkiem ale wiedziałam że to nie o nim myśli.

Dziewczyna zadrżała gdy podniosłam kubek do ust by upić chłodnej już herbaty. Po chwili jej wzrok padł na moje dłonie powoli opadające z powrotem na kolana. Ten sam wzrok... ten sam co przed wczoraj gdy razem z resztą Naoku śpiewała melodie mocy by pomóc mi przejść pełnie.

-Dziękuję

Nie ulżyło mi gdy to powiedziałam. Nadal czułam że jestem jej coś winna. Na szczęście od razu zrozumiała za co dziękuję, uśmiechnęła się dokładnie tak jak ja na początku do mojej herbaty i odetchnęła.

-Wiesz dlaczego to zrobiłyśmy?

Zaśmiałam się. Nie. Szczerze mówiąc nie mam pojęcia. Może moja matka im kazała? Może nagadała im że jestem biedna i to nie moja wina? Może przemówiła tak że wszystkim zrobiło się mnie żal? A może obiecała że jak to zrobią odejdę z kręgu? Nie uważam że to by było cos złego, kocham mamę ale jej metody przekonywania raczej opierają się na wzbudzaniu u kogoś odczucia litości. Nie cierpię gdy ktoś robi coś z litości... łaski... Zastanawiało mnie co wymyśliła.

-Cały czas się zastanawiam, ale nie wiem. Oświecisz mnie co was do tego przekonało?

Skinęła głową i przeniosła się na kanapę tuż obok mnie. Odstawiła kubek na drewniany stolik stojący przed nami i wyjęła z kieszeni coś małego. Nie byłam wstanie stwierdzi co to bo mieściło się idealnie w jej zaciśniętej dłoni. Machnęła ręką zachęcając chyba siebie samą do tego by mi to powiedzieć. Delikatne ruchy stawały się coraz pewniejsze by w końcu jej ręka zatrzymała się a Naoku przemówiła.

-Twoja mama zarzekła się że nie miałaś o niczym pojęcia. Gdy cię nie było... gdy wszystkie cię szukałyśmy zobaczyłam coś złego Alicjo. Coś co przeżyłaś. Widziałam śmierć twojego ojca i to co zrobił wcześniej.

Poczułam jak zbiera się we mnie cicha ciekawość. Nigdy nie dowiedziałam się jak ojciec zmarł. Ale zaraz potem gdy zobaczyłam jak poważną ma minę Daria natychmiast zrozumiałam że to co mam usłyszeć nie jest proste. I pewnie lepiej będzie jak zachowa to dla siebie.

-Co śmierć mojego ojca ma wspólnego z tym że mi pomogłyście?

Pokręciła przecząco głową tak jakby to znaczyło wszystko. Przecież to nie ma sensu.

- Nigdy nie zastanawiałaś się czemu twoja więź z ojcem nocy jest tak obszerna?

Obszerna? Nigdy tak o niej nie myślałam. Owszem zastanawiało mnie czemu jestem tak... wyjątkowa, ale nigdy nie korciło mnie bym mocniej się w to zagłębiała. Nigdy. Powtórzyłam więc cicho jej ruch zaprzeczając.

-Księżyc daje nam tyle magii ile jesteśmy wstanie znieść. Dosięga do granicy którą same sobie wyznaczyłyśmy używając jej. Zazwyczaj mimo użytkowania nie wykorzystujemy całości dlatego nie zwiększa się ta ilość. Jest w miarę stała od pełni do pełni... Ale jeśli cos się wydarzy... coś do czego zużyjemy całą magie i jeszcze dorzucimy tą z otoczenia...

Wiem o czym mówiła. To rozszerzanie magiczne. Każda obdarowana do tego dąży. By z każdą pełnią mieć więcej magii. Ale to się wykonuje stopniowo, pomału... krok po kroku. Jeśli na raz weźmie się całą magię... więcej niż wcześniej... tolerancja na nią zwiększa się.

-Jeśli weźmie się magii więcej niż jest się wstanie umieramy. Albo zamieniamy się w warzywo.

Przerywając nam do pokoju weszła Kamila. Kamati w długiej sukience w kwiatki i w różowych kapciach o niezbyt wesołym uśmiechu. Po raz pierwszy Amelia która weszła zaraz za nią również była w ponurym nastroju. Odetchnęłam orientując się że to moja wina.

-Widzę ze wszystkim popsułam święto.

Obie zaspane wymieniły tylko spojrzenia między sobą i zajęły miejsce naprzeciwko mnie i Darii. Nie było lepszego momentu by podziękować więc spuszczając na podłogę nogi trzymane wcześniej przy sobie uśmiechnęłam się delikatnie do Kamili. O dziwo odwzajemniła miły gest.

-Dziękuję

Skinęła.

-Jestem pewna że gdyby któraś z nas miała taki problem zrobiłabyś to samo bez zastanowienia.

Czy tak właśnie bym zrobiła? Może uznałabym że krąg sobie poradzi beze mnie... ale jeśli nie byłoby innego wyjścia na pewno nie zostawiłabym nikogo w takiej potrzebie. Chciałam się jakoś wytłumaczyć, odwdzięczyć... porozmawiać o tym co zaszło.

-Wczoraj nie było jak o tym porozmawiać...

-Nie myślałyśmy trzeźwo. Poza tym nie ma o czym rozmawiać. Wysłałam podanie o twoją przynależność do mojego kręgu i o oddalenie twojego stawienia się w tej sprawie u kapłanki. Jutro powinniśmy wiedzieć jaki wynik.

Zamurowało mnie. Chciała mnie przyjąć? Skąd ta zmiana? Skąd ta życzliwość u wszystkich? Skąd... Kurwa bo to zaczyna mi się nie podobać. Kapłanka chciała mnie widzieć bo nie przynależę do żadnego kręgu? Nie z powodu badań? Nic nie rozumiem.

-Z pełnym szacunkiem. Co się odjebało bo nie rozumiem.

W tej samej chwili mama weszła do salonu gromiąc mnie wzrokiem za przekleństwo. Potem obejrzała się po całym pokoju i rzuciła kolejne gromy za to że wypowiedziałam je w obecności Kamati. Postanowiłam to zlekceważyć jak na wredną córkę przystało i spojrzałam znowu na dłoń Darii która trzymała tajemniczy przedmiot.

-Co to jest? Dlaczego mam wrażenie że wiecie coś czego ja nie wiem?

Daria mocniej zacisnęła na moment dłoń po czym wymieniając spojrzenie z Amelią i Kamilą rozluźniła mięśnie ukazując mały srebrny medalion. Okrągły wypełniony kształt, płaski z jednej strony i wypukły z drugiej. Coś mignęło mi w pamięci. Chyba kiedyś już go widziałam. Mimowolnie sięgnęłam po medalion i wzięłam go dokładnie sprawdzając strukturę po gładkiej stronie. Krótki napis w języku Majo-ji. Wiedźm mogących zmieniać formę na zwierzęcą. ,,Milczenie jest ochroną".

-Może... może jednak zostawimy tą rozmowę na trochę przyjemniejszy czas?

Nie czułam strachu w słowach mamy ale doskonale go widziałam. Uśmiechnęłam się do niej lekko by podnieść ją na duchu i wróciłam do oglądania medalionu. Po wypukłej, chropowatej stronie można było zaobserwować sowę na tle księżyca. Siedziała na gałęzi a jej wzrok skupiony był na osobie przyglądającej się medalionowi. Duże ciemne oczy wwiercały się w moją pamięć. Jestem pewna że go już kiedyś widziałam.

-Czyj to medalion?

-Nie pamiętasz?

Pokręciłam głową na pytanie medium i od razu wzrok skierowałam na mamę.

-To medalion ochronny twojego ojca. Miał chronić go przed oczami jego alfy.

Mój ojciec kochał watahę do której należał ... był blisko z alfą dlaczego miałby nosić taki medalion? Obawiał się go?

-Dlaczego mi to pokazujecie? Co to ma ze mną wspólnego?

Wymieniały spojrzenia, smutne uśmiechy... Daria po prostu wyszła jakby nie chciała słyszeć odpowiedzi na to pytanie a moja mama siadając na jej miejscu schowała twarz w dłoniach. Myślałam że przygotowuję się na powiedzenie prawdy, że oświeci mnie i wyjawi jak zginął ojciec. Ale to Amelia się odezwała.

-Wiktoria mówiła że przeszłaś test zamkniętego pokoju pozytywnie.

Wiktoria. Aż mnie dreszcze przeszły gdy przed oczami stanęła mi chuda dziewczyna z pistoletem w dłoni. Pamięcią wróciłam do momentu w którym medium mówiła o tym że mam pomóc tej kobiecie. Ten chłód jaki wtedy poczułam... jej wzrok w którym mówiła mi że jak jej nie pomogę to będzie mnie gnębić.

-Zrobiłam co chciałaś, poznałam jej historie... nie wiem jak jej jeszcze pomóc.

Pulchna twarzyczka zatrzęsła się gdy uśmiechnięta Amelia zaprzeczyła czemuś o czym tylko ona miała pojęcie. Nie cierpię duchów.

-Liczy się to że znasz jej historię kochanie. Wiesz co się wydarzyło i stałaś się jej częścią. To jej wystarczy.

Świetnie czyli nie będzie mnie gnębić do końca życia. O to chodziło, więcej mi nie potrzeba. A teraz druga sprawa.

-Co to jest test zamkniętego pokoju ? I czemu ci o tym powiedziała?

-To może ja wyjaśnię.

Kamila powstrzymała moją mamę i Amelie od mówienia i zwróciła się bezpośrednio do mnie. Jej oczy wpatrzone były centralnie w moje co natychmiast wpłynęło na moją wyobraźnie i wspomnienie czerwonych tęczówek. Poczułam się nie swojo.

-Gdy byłaś u wilków. Zamknęli cię w małym pokoju? Bez światła? Dźwiękoszczelne ściany?

Cholera. Pokój nad klubem. Wstrzymałam powietrze zamykając mocno usta by wrócić do tego pamięcią. Ciemność, głucha cisza... siedziałam w kącie obok szafy, pod łóżkiem... i to straszne krzesło. A potem weszła driada. Amelia powiedziała że wynik był pozytywny... w jakim sensie.

-Co znaczy że był pozytywny?

Zbyła moje pytanie i widząc że wiem o co jej chodzi mówiła dalej.

-Byłaś tam kilka godzin sama. Potem ktoś wszedł prawda? Pamiętasz jak zareagowałaś?

Zakryłam uszy rękami i zamknęłam oczy. Ale to przecież normalne że jak trzymają cię w cholernie cichym pomieszczeniu to potem razi cię szept. Prawda? Kamati nie oczekiwała mojej odpowiedzi tylko mówiła dalej dokładnie przyglądając się moim reakcjom.

- Wiktoria mówi że przeszłaś test pozytywnie co znaczy że gdy ta osoba weszła starałaś się zatrzymać narastające działanie bodźców. Twoje zmysły były wyostrzone. Twoje oczy zmieniły się w wilcze. Za drzwiami nie było światła a osoba która weszła nic nie mówiła. To wilcze zmysły pozwoliły ci usłyszeć słowa których nie wypowiedziała i zobaczyć wyjście jaśniej niż zamknięte pomieszczenie. To instynkt który ma tylko wilkołak. Test zamkniętego pokoju przeprowadza się by stwierdzić czy faktycznie osoba podejrzewana o wilczą krew tą krew posiada.

A ja przeszłam go pozytywnie. Dlatego Adrian był tak pewien. Dlatego od początku uznał że musi mi pomóc stać się wilkiem. Bo przeszłam jakiś durny test.

-Nie możliwe, robiłam testy krwi...

Teraz mama w końcu podniosła na mnie wzrok. Wydawała się wręcz przepraszać mnie za coś co miała zaraz powiedzieć.

-Testy nie są skuteczne jeśli ktoś przemienił się wystarczająco wcześnie by krew wilcza odseparowała się od ludzkiej. Zawsze wiedziałam że masz mocne geny po tacie i po moim ojcu. Ale gdy zmieniłaś formę mając dopiero pięć lat...

-Co?!

===============================================================================

Brak komentarza ;)
Pozdrawiam tylko wszystkich :D KasiaAS

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro