Rozdział 14
Nie ważne jak bardzo bym się nie starała w końcu poczułam się zmęczona a oczy same zamykały się zachęcając do spania. Mogłabym wejść na łóżko i się położyć, w końcu jakby chcieli mnie zabić zrobiliby to już wcześniej. Ale nadal starałam się utrzymać ciało w pionie siedząc na samym środku niewielkiego pomieszczenia. Czułam że moje oczy są otwarte ale umysł podpowiadał że jeśli nic nie widzę to mogę się mylić w tej sprawie. Ciekawe jak długo będę tu siedzieć.
Czułam się coraz cięższa a cisza przez to jeszcze mocniej naciskała na to by odpłynąć do krainy morfeusza. Nie mam pojęcia ile czasu upłynęło odkąd jak potulny szczeniak wróciłam do swojego karnego kąta. Dlaczego tak zrobiłam? Dlaczego stojąc przed alfą czuje się od razu przegrana? Nawet nie próbowałam walczyć. Wiem że bym uległa. Moja magia jest silna, ale nie tu. I nie na wilkołakach uczyłam się jej używać. Nigdy nie zastanawiałam się jak to jest że potrafię używać magii, że znam rytuały i czytam książki w różnych językach a co dopiero przemiana i wilkołaki. Faktycznie muszę się ich w jakiś sposób uczyć ale nie jest to dla mnie trudne. Wystarczy że usłyszę nowe zaklęcie a od razu je zapamiętam, wystarczy że spojrzę na odprawiony rytuał a go odtworzę. Myśl o przemianie... zmianie formy... brzmi trudno, boleśnie i nie wykonalnie.
Osobiście poznałam już chyba każdą rasę głównie poprzez wizje, przynajmniej wstępnie.
W podstawówce na ten przykład przyjaźniłam się z taką dwójką bliźniaczek, obie były wiedźmami Majo-ji. Nie znały swoich zwierzęcych form ale uwielbiały wszystkie napotkane zwierzaki. Od nich nauczyłam się kochać naturę. Potem na jednym z obozów sportowych w wakacje poznałam starszego ode mnie wampira, nie dużo starszego dla ścisłości. Był świerzakiem ale bardzo miło mi się z nim spędzało czas.
Mimowolnie na moją twarz wpłyną uśmiech na wspomnienie pierwszego pocałunku z Erykiem. Kiedyś się jeszcze rumieniłam na wspomnienie jakiegokolwiek wampira. Wtedy postanowiłam że ich również muszę unikać tak jak wilkołaków.
A jak o wilkach mowa to mnóstwo zwierzołaków poznałam w szkole średniej. W poprzednim mieście kotołaki miały swój dom główny a jaszczurowate jeśli się nie mylę miały z nimi ugodę. Bywało że robili duże zjazdy w mieście tak raz na trzy miesiące i nie obyło się bez poznania paru z nich. Jak i ich gości.
Stworzenia z systemu nie magicznego czyli remicznego takie jak anioły czy demony to inna bajka ale mogę się pochwalić że prawdziwego anioła spotkałam. Nie polubił mnie dla woli ścisłości ale to też długa historia. Tiangszi to trochu inna sprawa, anioły natury lubią mnie i w jakiś dziwny sposób ich ciekawi moja magia. Także spoczko. Demony trzymają się zdaleka od tych co władają magią księżyca, jest to rodzaj światła w ciemności, a ciemnością się karmią. Lepszy ser bez dziur niż z dziurami nie?
Jest wiele więcej istot które poznałam ale nigdy na dłużej nie zostawałam w danym miejscu, uzgadnialiśmy miedzy sobą że jestem na jakiś czas i potem znikałam. Takie istoty to między innymi wróżki, syreny, szkaradnice, zjawy, chochliki, duchy, gargulce czy choćby driady. No i Naoku. Moja cudowna rasa dzieci nocy. W dużej części córek nocy ale tego też nigdy nie ogarnę.
Nawet nie zauważyłam jak z pozycji siedzącej przeniosłam się do leżącej i przymknęłam oczy pozwalając by sen mnie otulił. Myśli tak zajęły mi głowę że nawet nie zarejestrowałam przejścia z pokoju z jawy do wizji która również odbywała się w pokoju, tym samym w którym byłam przed zaśnięciem.
Już nie było ciemno, słońce oświetlało pokój bardziej niż księżyc nocą a obraz jaki widziałam przedstawiał Wojtka siedzącego na strasznym krześle. Nic więcej. Wizja moimi oczami od strony łóżka. Tylko tym razem krzesło było skierowane w moim kierunku nie do drzwi, a sam wilkołak pochylał się opierając widocznie zmęczoną twarz na rękach. zdążyłam spojrzeć na dziwne ubrania bety gdy wizja skończyła się a ja otworzyłam oczy po przespaniu kilku godzin.
Leżałam na łóżku tak jak na wizji więc ktoś musiał mnie przenieść. pościel była pachnąca a materac przyjemnie miękki więc nawet nie pomyślałam o podnoszeniu się.
Wymamrotałam ciche słowa w stronę poduszki i dalej przymknęłam oczy by móc zasnąć. Na prawdę nie obchodzi mnie to że jestem w zamkniętym pokoju nad klubem w którym są wilkołaki. Nie obchodzi mnie to że ktoś się na mnie gapi. Po prostu idę spać i tyle. Bo tak chce.
Zaśmiałam się cicho gdy wróciło wspomnienie alfy stojącego nade mną gdy przyszłam na spotkanie. ,, ot taki problem" .
-Kurna co za palant.
Zawtórował mi drugi śmiech. Nie mój. Kurna nie mój! Ktoś tu jest!
Zerwałam się szybciej niż mogłam pomyśleć i prawie wyglebałam się na podłogę widząc jak Adrian siedzi na zasranym krześle i gapi się na mnie z rozbawieniem w oczach.
- Wyspałaś się ?
Nie. I idź sobie stąd albo mnie wypuść.
-Rozumiem że ten palant to ja miałem być?
Zmarszczyłam brwi i z powrotem opadłam tyłkiem na łóżko.
-Nie będę z tobą gadać
Znowu śmiech co jeszcze bardziej doprowadzało mnie do szaleństwa. Jakbym już i tak nie postradała zmysłów w tym pokoju.
-No tak, mówili że robisz strajk. Tylko widzisz nie musisz nic mówić bym dokładnie wiedział co byś mi powiedziała. Nawet teraz czuje od ciebie taką niechęć do mojej osoby że twoje milczenie wydaje się złotem.
Co ty nie powiesz? A spróbuj zgadnąć to co teraz chce powiedzieć wariacie. Daj mi stąd wyjść albo jedno moje słowo rozwali ci mózg. Jeden rytuał a po nocach będziesz śnił koszmary.
Oczy Adriana zaświeciły się jak żaróweczki a mnie przeszedł dreszcz, nie możliwe by to odczytał. Prawda? Uchylił usta a moim oczom ukazały się kły, grube i ostre kły. Ja pierdole.
-Nie groź mi Ala, bo potraktuje to poważnie jako wyzwanie.
Podniósł się na co zareagowałam dokładnie tak samo, stając na prostych nogach w gotowości przed zbliżającym się uczuciem przerażenia. Kilka kroków i ja nie mam drogi ucieczki a on jest pół metra ode mnie. Gdzieś w środku kuliłam się w sobie, głęboko i cicho by nie mógł mnie zauważyć. Potrzebowałam coś zrobić. Cokolwiek!
-Co robiliście w moim mieszkaniu? Co Wojtek zrobił mojej matce?
Mój głos w żaden sposób nie przypominał tego sprzed kilku dni. Straciłam pewność siebie i siłę jaką pokazywałam na swój własny sposób. Mimo to alfa odpowiedział bez problemu i bez złości na co mimowolnie odetchnęłam z ulgą.
- Powiedzieliśmy twojej mamie prawdę.
Cofnęłam się chcąc spojrzeć na niego a nie uginać się pod nim. Ciążyła mi jego obecność.
-Jaką prawdę?
Znowu uśmiechnął się lekko i cofając do krzesła usadowił się na nim wygodnie. Tak tak Ala podtrzymuj rozmowę to może nie będzie cie znowu straszył.
- Powiedzieliśmy że jesteś wilkołakiem a rada zdecydowała że jako jedyny alfa w mieście mam przyjąć cię do siebie i zająć się tobą. Twoja mama więc wie że należysz do mojego stada i jak od mojego stada oczekuje od ciebie posłuszeństwa i szacunku.
Mówiąc to nie spuszczał ze mnie wzroku zapewne by sprawdzić jak zareaguje. Robiłam badania kilka razy, nie mam ani grama wilczego genu we krwi. Nie mogę być wilkiem i należeć do stada. Prawda?
-Aneta przyniesie zaraz śniadanie, zjemy i pogadamy bez żadnych sztuczek.
Jasne. Na Pewno coś od ciebie zjem. Musze się stąd wydostać.
+++
Faktycznie jedliśmy ale nie w pokoju. Łaskawie alfa zaprowadził mnie na dół do sali i siedliśmy przy jednym ze stołów gdzie gotowe było już przepysznie pachnące jedzenie. Nikogo więcej nie widziałam. Nawet Anety która podobno to jedzenie ugotowała.
W ciszy obserwowałam jak jajeczny duży omlet znika z talerza Adriana sama nie dotykając widelca. Nawet mój brzuch postanowił mnie poprzeć i nie zaburczał mimo pustego żołądka.
Co dziwne nie czułam się spięta. Nawet się wyspałam, nawet bardzo głodna nie jestem i jak na razie grozili mi tylko raz tego dnia. To chyba dobry wynik. Martwiłam się jedynie o mamę, taki scenariusz jak wilkołak odbierający jej córkę to horror. I to z najwyższej półki. Od małego nawet gdy żył jeszcze ojciec bała się takiego rozwiązania. Musiała to mocno przeżywać ale ja nie odczuwałam tego, w sensie nie odczuwałam jej emocji tak jak zwykle. To musi być wina klubu. Musi mieć ochronę z czarów Anety.
-Jak nie zjesz nie będziesz mieć siły na resztę dnia.
Zadrżałam krzywiąc się na wspomnienie obiadów babci. Zawsze tak mówiła gdy nie chciałam jeść niedogotowanych ziemniaków. Jeszcze raz zerknęłam na talerz przede mną i musiałam z trudem powstrzymać się od złapania za sztućce bo wyglądało to o niebo lepiej niż niedogotowane ziemniaki.
Ojciec mówił ze alfa je zawsze pierwszy, i jak zaprosi do jedzenia to nie wolno mu odmówić choćby było zatrute. Jak dla mnie to beznadziejne podejście. Adrian całkiem opróżnił talerz w czasie mojego rozmyślania i teraz gapił się na mnie.
-przenosimy się dziś do domu Alicjo. Tam zaczniemy treningi, dobrze byś miała sile ale damy sobie radę i bez tego.
Jego wzrok skupił się na moich ramionach gdy objęłam się mimowolnie swoimi rękami. Jego głos złagodniał.
-zimno ci?
No proszę jaki opiekuńczy. Nie odpowiedziałam mocniej ściskając dłońmi ręce nad łokciami.
-Ala
Brak reakcji nie wytrąca alfy z równowagi choć według zasad ojca jest to wystarczający powód by mnie zamknąć z powrotem. Adrian wciąż opanowany przyglądał się temu co się dzieje. To przeraża. Mimo to mój głos wystarczająco twardo zabrzmiał by zadziwić i jego i mnie.
-nie jestem wilkołakiem Adrianie. To co robisz jest okrutne, dlaczego nie dasz mi spokojnie wrócić do mojego życia?
Nasze spojrzenia spotkały się a mężczyzna zachowując ciągle spokój i powagę podniósł się z miejsca. Spuściłam wzrok nie chcąc znów patrzeć na niego z dołu. Czuje się wtedy przybita.
-Nie lubiłaś swojego życia.
Zaskoczona wyprostowałam się opuszczając ręce wzdłuż ciała. Skąd on? Dlaczego? I co to ma do rzeczy?
-I masz racje. Nie jesteś wilkołakiem.
Wstrzymałam oddech na kolejny ruch wilka. Zbliżył się tak że mogłam wyczuć jego ciepło. Tuż przy mojej twarzy. Oko w oko z przywódcą wilków.
-Ale będziesz nim. Obiecuje.
Gdybym miała siłę.
++++++
Po ,,śniadaniu" nie wracałam już do pokoju. Zostaliśmy na dole a po kilkunastu minutach dołączyli inni. Nie przejmowali się moją obecnością, na pewno nie tak jakbym była tu więźniem. Uśmiechali się do mnie, pytali co tam i czy smakowało śniadanie. Ja milczałam skupiając energie. Musi być jakaś luka. Przecież nie mogę od tak być odcięta od magii. Nie mogę bezczynnie siedzieć i czekać aż mnie zabiją z myślą że robią to dla mojego wilczego dobra.
Coś czułam, małe iskierki przemierzające powietrze sali od ściany do ściany odbijając się jak elektrony. Nie wiem czemu takie skojarzenie przyszło mi na myśl... jednak to najbardziej mnie usatysfakcjonowało. Delikatny wdech i kilka z iskierek dotarło do mojego układu oddechowego. Skupiłam całą uwagę na tej jednej cząsteczce. Nic. Nic to nie dało.
Podniosłam się zbulwersowana bo noga mi zdrętwiała a kręgosłup krzyczał bym odpoczęła. Musze się rozluźnić.
Stanęłam na środku dużej sali nie przejmując się zainteresowanymi wilkołakami po czym znowu zamykając oczy ściągnęłam ręce blisko siebie. Luźno Ala... Luźno...
Iskierki znowu pojawiły się w powietrzu tym razem dużo chętniej zbliżając się do mnie. Czułam jak ich ilość się zwiększa. jak przylegały do moich spodni, koszulki i przenikając odnajdywały drogę do skóry. Czułam ich siłę, wciąż niewielką ale jednak.
-Niezła jest
Aneta musiała wrócić bo to jej głos pochwalił moje działania. Nie widziałam jej od wczoraj. Mimowolnie otworzyłam oczy orientując się co się dzieje. Driada stała z pudłem pełnym jakiś butelek w drzwiach od głównej sali gdzie na środku stałam ja a dookoła mnie wilkołaki. Uśmiechnęła się i zrobiła kilka kolejnych kroków w naszą stronę.
-Dasz rade otworzyć butelkę?
Bez zastanowienia podniosłam prawą brew na co wilki zaśmiały się i Wojtek ruszył na pomoc w dźwiganiu pudła. O co im chodzi?
-Nadal nie masz języka w pysku?
Aneta podła... hmmm czyżby wychodziła z niej driada?
Pozwoliłam sobie wykorzystać nagromadzoną przed chwilą energię i w momencie gdy wilk sięgał po pudło wszystkie butelki po prostu eksplodowały. Oj tak... trochę tęskniłam za magią. Szkoda że zanim znów zgromadzę energię może się zejść.
Aneta odskoczyła podczas gdy Wojtek puścił eksplodujące pudło i przeklął soczyście w ich stronę. Ups.
-Adrian zrób coś, mówiłeś że ją opanujesz!
Aneta zaczerwieniła się wyglądając teraz bardziej jak rozzłoszczona siostrzyczka nie jak piękna i wydoroślała driada lasu. Mimowolnie się zaśmiałam a alfa wzruszył tylko ramionami.
-Jak dla mnie możecie się bić. Przynajmniej zobaczymy co szczeniak potrafi.
I humor znowu się popsuł. Spochmurniałam nie odpowiadając znowu na żadne zaczepki i wróciłam do gromadzenia tych iskierek. Reszta zbierała coś i zanosiła do samochodu. Jak widać ,,przenosimy się do domu" Znaczy dosłowne przeniesienie całego baru.
==================================
Na dziś wszystko ;)
Dziękuje i pozdrawia KasiaAS
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro