Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Poranek pełen możliwości

Otworzyłem oczy jeszcze przed alarmem budzika – jak zwykle zresztą. Biała pościel z autentycznej bawełny miło głaskała skórę. Chciałem jeszcze choć przez chwilę pozostać w realnym świecie, nim jawa zasypie mnie iluzjami. Nie to żebym ich nie lubił, nie. Ja po prostu czułem, że wraz z postępem sztucznej inteligencji i rozwojem algorytmów środowiskowo-społecznych zyskaliśmy bardzo wiele, ale jednocześnie...

Eee tam! Robię się strasznie sentymentalny.

– Radou, pierwsze upomnienie. Masz zaplanowane wizyty od...

– Onja, nie śpię – pomyślałem. – Wydrukuj kawę i włącz półwirtual – dopowiedziałem już fizycznie.

Miałem poczucie, że prawdziwe słowa miały więcej mocy niż te niewypowiedziane. Ale z drugiej strony: czym różni się fonon od fali dźwiękowej? Jak stwierdzić, który przekaz jest bardziej prawdziwy, jeśli oba niosą ten sam pakiet danych?

– Nieważne. Wstaję! – rzuciłem w pokój.

Tradycyjna mowa była jedną z tych rzeczy, które zapragnąłem kultywować niezależnie od racjonalności tego czynu. Na swój sposób ten symboliczny, niepotrzebny gest, irracjonalne przywiązanie do tradycji, pozwalało mi czuć się człowiekiem.

Głupie smęcenie.

– Kawa gotowa, profesore.

– To dobrze; potrzebuję zastrzyku z koncentracji, bo mój mózg wędruje w dziwne rejony.

– Czy mam przygasić te myśli?

– Nie, nie trzeba: same wygasną.

Zsunąłem nogi na podgrzewaną podłogę, zabytek jeszcze z czasów, kiedy Onja dopiero doskonalił nakładki czuciowe, a META zbierał dane do prawidłowych symulacji. Kilka autentycznie ciepłych kroków dzieliło mnie od stolika z pachnącym naparem.

Zaciągnąłem się aromatem kawy, pochwyciłem kubek z aksamitnym czarnym płynem w idealnej temperaturze i pociągnąłem łyk.

Smak był prawie doskonały.

– Onja, zwiększ poziom goryczy na mocno paloną brazylijską.

Kolejny łyczek.

Tak, teraz jest perfekcyjna, pomyślałem, czując satysfakcję twórcy zadowolonego ze swojego dzieła. Spojrzałem na miraż parującego płynu, po czym dopiłem kawę będącą w istocie wodą z fraktelami dla implantu.

Nakładka zmysłowa stała się tworem prawie doskonałym...

Znowu to filozoficzne bajanie!, zganiłem się po raz kolejny i poszedłem odbyć standardowy program higieniczny dla mężczyzn.

Po obmyciu i otarciu ciała poprosiłem Onja o załadowanie programu GenderGeneratora. Tradycyjny wygląd doktorka z reklam kremu do protez wzbudzał zaufanie wśród pacjentów, których większość widziała jeszcze poprzednie stulecie.

Do pracy chodziłem zawsze fizycznie: żaden wirtual nie wchodził tu w grę – ludzie starej daty nie uznawali hologramowych mówców, a nakładki na androidyczne manekiny odbierali jako brak profesjonalizmu. Nie miałem nic przeciwko temu: sam wolałem tradycyjne ćwiczenia niż program stymulacji mięśniowej, ale miałem ku temu inne powody.

Podniosłem nadal ciepły kubas i wyszedłem na rozległy balkon apartamentowca, w którym obecnie mnie zakwaterowano. Na zewnątrz rozciągała się panorama gwarnego, a jednocześnie schludnego i – w pewnym sensie – świeżego, wielkiego miasta. Uśmiech sam cisnął się na usta. Skąpane w porannym słońcu centrum aglomeracji kipiało wszechobecną zielenią. Wysokie wieżowce niemal w całości pokrywał dywan z soczystego mchu i bluszczu, a feerię różnych odcieni zieleni przełamywał widok przyciemnionych okiennych szyb, pokrytych fotowoltaiczną farbą. Pomiędzy wieżowcami, niby pajęczyna, rozciągały się linie szybkiej kolei miedzyfirmowej, a w niższych segmentach drapaczy chmur wolniejsze trakcje miejskie wlokące się z prędkością stu pięćdziesięciu kilometrów na godzinę pomiędzy piętrami mieszkalnymi. Poziom gruntu pozostawiono naturze i spacerowiczom chcącym jej doświadczyć.

– Już niedługo – wyszeptałem sam do siebie. – Już niedługo cały świat taki będzie, i to całą wieczność... Onja, zdejmij nakładkę „FutureEX67"; starczy już tego pięknego snu na jawie.

Świat na zewnątrz zaatakował rzeczywistością. Odstawiłem kubek na stolik, przyciemniłem szyby w oknie i wyszedłem ze swojego loftu.

***

Niespełna dwadzieścia minut później stałem przed szerokim przeszklonym wejściem, nad którym fantazyjny neon głosił: „METADEC – Przejdź z nami do Wirtuala".

– Dzień dobry, profesore – pozdrowiła mnie Anna, moja sekretarka. Nakładka młodziutkiej rudowłosej dziewczyny pasowała jej bardziej niż poprzednia: szatynka w średnim wieku.

W sumie to raczej mi pasowała bardziej, uśmiechnąłem się w duchu.

– Annao, o której mam pierwszego pacjente?

– O dziesiątej, profesore.

– Ile dzisiaj?

– Pietnaście.

– Aż tyle! Widzę, że pieniądze na reklamę nie poszły w kanał. Dobrze, bardzo dobrze. Cieszę się, że ludzie wybierają ten sposób na... Że wybierają łagodne przejście na własnych warunkach, bez strachu i wątpliwości.

– Tak, to cudowne, prfesore – potwierdziła Anna z wyuczonym neutralnym wyrachowaniem, uśmiechając się przy tym jedynie kącikiem ust. – Dokumenty są przygotowane. Pliki osobowościowe opatrzone imionami interesantów zostaną odkodowane za przyzwoleniem każdego pacjente, profesore.

– Dokładna jak zwykle. – Uśmiechnąłem się i stanąłem w progu kameralnego pomieszczenia wystylizowanego na przytulny pokoik w ciepłych tonach bieli przełamywanej soczystą zielenią. – Aaa, Annao... Byłbym zapominał; jeśli pacjente przyjdzie wcześniej, to wpuść je. – Oświadczyłem i, nie czekając na odpowiedź, przekroczyłem próg gabinetu.

– Oczywiście, profesore – potwierdziła poprzez implant.

Żelowy fotel nie zdążył na dobre wystygnąć i dopasować się do kształtu ciała, kiedy Anna oznajmiła, że przybyła pierwsza potencjalna pacjentka.

– Onja, załaduj plik.

Hololista zawisła nad biurkiem. Podstawowe dane medyczne, krótki życiorys i jeszcze kilka mniej istotnych informacji – biodane wyższego poziomu wraz z mapą genową nie były dostępne bez zgody pacjenta.

Smukła blondyneczka weszła do środka, roztaczając wokół siebie aurę witalności.

– Dzień dobry, Moni'buny, nazywam się Radou Rigge.

Wstałem i zaoferowałem uścisk dłoni, który dziewczyna z radością odwzajemniła, po czym usiadła na nie w pełni utwardzonym fotelu; żel zmiękczano przed każdą wizytą, żeby pacjenci mogli go ukształtować po części pod siebie.

– W czym mogę pomóc? – spytałem z uśmiechem i raczej przez grzeczność niż z chęci uzyskania informacji; moja placówka oferowała tylko jeden rodzaj usług.

– Chciałło dołączyć do programu „Łagodne Przejście".

– Muszę wpierw prosić o tymczasowy dostęp do biodanych; tylko w celu weryfikacji – dopowiedziałem. – Wiem, że to nie jest przyjemne, ale...

– Nie mam nic do ukrycia – przerwała mi standardową formułkę i skwitowała wypowiedź rozbrajającym dziewczęcym uśmiechem.

Przesłany szyfr odblokował dostęp do poufnych danych: szkielet w pięćdziesięciu procentach syntetyczny; liczne wszczepy polimerowe w reszcie; krytyczne implanty prawie we wszystkich narządach; wątroba, lewa nerka oraz prawe płuco w całości syntetyczne; wzrok wspomagany wirtualnie; słuch w pełni generowany – kompletna niewrażliwość własna; mózg – stan ogólny: dobry.

– Wiem już wszystko. – Uśmiechnąłem się sztucznie.

Ta kobieta sypała się w oczach, a to wywoływało dyskomfort psychiczny. Właśnie dlatego biodane były szyfrowane. Młodziutka blondyneczka będąca w wieku staruszki wywołałaby dysonans poznawczy i problemy z synchronizacją nakładek.

– Zatem cóż osoba w kwiecie wieku robi w tej placówce? – zażartowałem. Dziewczyna zaśmiała się perliście.

– Doktore – spoważniała – proszę przestać; ja wiem, ile mam lat, doktore teraz też wie, i zna cel mojego przybycia.

– Czemu akurat w wieku stu trzydziestu czterech wiosen zdecydowałło się na przejście w pełnym wirtualu? – Wiedziałem, ale i tak wolałem to usłyszeć od pacjenta. Nie była to żadna chora zabawa; po prostu chciałem wiedzieć, czy decyzja jest w pełni świadoma.

– Proszę nie nazywać śmierci w ten infantylny sposób; to nie jest żadne „przejście", to koniec drogi. – Zrzuciła nakładkę.

W jednej chwili tętniąca życiem dziewczyna zmieniła się w obwisłą rachityczną staruszkę z resztką białych włosów i o mętnym, mlecznym spojrzeniu. Nawet po tylu latach pracy w Espicjum nadal wywoływało to we mnie lęk – strach przed tym, że jeśli mi się nie uda, też tak skończę. Dopiero po chwili zorientowałem się, że siedzę z rozchylonymi ustami.

– Przepraszam, ja...

– Nic się nie stało. Twoje pokolenie, jak i wszystkie następne, nie są oswojone z takim widokiem. – Uśmiechnęła się, a starcza skóra podkreśliła głębokie bruzdy na całej twarzy. – Przemijanie w sposób świadomy to coś, co umrze wraz ze mną i moimi rówieśnikami. Spytao: czemu teraz? – Westchnęła ciężko. – Stwierdziłło, że nie dam rady. Nie chcę dać rady. Chcę odejść w nieświadomości i...

– Proszę już nie kończyć. Nie musi mi pani tego tłumaczyć. – Z tego wszystkiego zapominałem o odpowiednich zaimkach, ale kobieta nie protestowała. Odruchowo złapałem ją za małą kruchą dłoń z niewielką ilością ciała oblekającego paliczki. – Po to jest ten program. – Przesłałem jej katalog szablonów Sim-Życia. – Po podłączeniu do serwera Onja zmodyfikuje wspomnienia i przejdzie pani. Przejdziesz do wirtuala jako nowa osoba; my jednocześnie zadbamy o ciało i przedłużymy jego funkcjonowanie tak długo, jak tylko się da.

– Ile? – wychrypiała.

– Przepraszam?

– Ile mi zostało?

– Proszę zrozumieć. – Poklepałem jej dłoń i zacisnąłem mocno w obu moich. – Nie mówimy takich rzeczy, ale zapewniam cię, Moni'buny, że nie będziesz żyć tam w strachu i niepewności.

Nakładka wróciła wraz z pięknym pełnym uśmiechem młodej dziewczyny. Poczułem ulgę, jakby ktoś zdjął mi z pleców kilka ton żelastwa.

– Dziękuję, doktore Rigge.

– Nie ma za co. Proszę na spokojnie wybrać motyw przewodni symulacji i zgłosić się do mnie nie wcześniej niż za dwa dni. Taka decyzja wymaga przemyśleń. – Puściłem do niej oko i zaserwowałem jeden z tych czarujących półuśmiechów.

Wstałem, a kobieta wraz ze mną. Wymieniliśmy uściski dłoni i odprowadziłem ją wzrokiem do drzwi.

Onja – wywołałem implant, gdy tylko włazy zakleszczyły się za pacjentką. – Przygaś emocję o dwa poziomy i przenieś wspomnienia ogniskujące do... Nie, wykasuj je permanentnie.

– Radou, kasowanie wspomnień jest niewskazane; stanowczo odradzam...

– Powołuję się na protokół Kreatorów, licencja numer 21Rigge-C4F.

– Polecenie przyjęte; wspomnienia zostaną trwale wymazane za 5... 4...

Rozsiadłem się w fotelu i odczekałem, aż proces dobiegnie końca.

– Annao, wprowadź kolejnego pacjente.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro