Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Obudź się, to już przyszłość

– Wstawaj, Magdao.

Usłyszałam przyjazny głos mojego natrętnego „budzika" wygenerowany bezpośrednio pod czaszką. Oczywiście pierwszy sygnał dla zasady został zignorowany. W ogóle to po co ktoś wymyślił pierwszy sygnał? Nieważne... Chciałam choćby o chwilę przedłużyć błogi sen wykreowany przez implant towarzyszący.

– Magdao, pozostało ci tylko pięć zapasowych minut. Potem konieczna będzie reorganizacja planu.

– Już wstaję, Onja! Nie musisz mnie dręczyć – sapnęłam z pretensją do mojego prywatnego AI i zrzuciłam pościel z konopnych włókien powleczonych warstwą z czegoś tam ekologicznego.

Leniwie przetarłam oczy. Pokój wyglądał jak po przejściu huraganu, a na zewnątrz lało jak z cebra.

– Onja, włącz półwirtual i narzuć jakąś ładniejszą pogodę.

– Oczywiście, Magdao.

Uwielbiałam ten moment, kiedy mój szary brudny pokój zmieniał się w czyste, schludne, uporządkowane pomieszczenie; gdy generowana wirtualna powłoka pokrywała zapuszczone meble i ściany, a filtr wizyjny usuwał wszystkie elementy zidentyfikowane przez implant jako... drażniące. Pogoda za oknem również przeszła metamorfozę w wiosenny miraż, a nakładka dźwiękowa wymazała odgłosy deszczu uderzającego o parapet.

– No, teraz można wstać – oznajmiłam z satysfakcją, przeciągnęłam się i zwlekłam zrelaksowane ciało z łóżka, porzucając kuszącą pościeli.

Na podobiznę włoskiego strajku przeciw wszelkim pobudkom, karykaturalnie powolnym krokiem wkroczyłam do łazienki i zatrzymałam się na wprost owalnego lustra zawieszonego nad umywalką. Zwierciadło, będące jednocześnie pulpitem, powitało mnie standardową groteskową emotką z uśmiechem.

– Onja, włącz GG.

Zaczęłam myć zęby w oczekiwaniu, aż AI załaduje spersonalizowane profile wyglądu sprzężone z Gender Generatorem w skrócie GG. Kto w ogóle wymyśla te nazwy?!

– Ta sukienka... Nie, to za bardzo chłopięce... Ło młatko! – Oplułam się pastą na bazie naturalnego koagulatu z wodorostów i drobinek mineralnych. – Chyba byłam pijana, kiedy składałam ten wygląd.

– Potwierdzam, Magdao.

– Dobra pójdźmy w standard, bo czas ucieka. Wyświetl wariant SzaraMysz231. – Spojrzałam na nijaką spódnicę i resztę kompozycji bez symboli, bez kolorów i w neutralnych do porzygu krojach. – Zatwierdzam. Włącz prysznic i program higieniczny – rozkazałam i niechętnie wkroczyłam do klaustrofobicznej kabiny, gdzie system gąbek i tamponów zamocowanych na adroidycznych ramionach zaczął dokładnie myć i szorować moją skórę. Te zmywarki dla ludzi ponoć zmniejszały zużycie wody o dziewięćdziesiąt procent.

Wyszłam już sucha i spryskana samoutwardzalnym polimerem na bazie inteligentnego włókna – dziś w kolorze perłowym.

Uuu! Szaleństwo obyczajowe. Chodzę po mieście wciśnięta w perłowy kondom. Cudnie...

– Idziesz do pracy fizycznie czy przez wirtual, Magdao?

– Fizycznie – rzuciłam od niechcenia i rozłożyłam ramiona na boki.

Onja zakryła mnie projekcją wybranego wcześniej ubioru, wgrywając stosowne symulacje czuciowe. Odpowiednie kody zostały również załadowane do META-sieci, żeby inni widzieli mój wybór.

– To na mnie pora – westchnęłam ciężko.

– Udanego dnia, Magdao.

– Przecież idziesz ze mną, Onja. Zawsze jesteś ze mną.

– Algorytmy empatyczne nakazują...

– Tak, tak. Pamiętam. Chodźmy już, bo algorytmy płacenia podatku egzystencjalnego mówią, że tak trzeba – zażartowałam.

***

Biuro Do Spraw Archiwizacji Kultury, w którym pracowałam, jak zwykle tętniło życiem. Uśmiechnięci pracownicy – wszyscy oczywiście w kwiecie wieku i w idealnej kondycji fizycznej – zajmowali się swoimi sprawami, tworząc w wielkim openspejsie sztuczną atmosferę „ważnych spraw biznesowych". W rzeczywistości nikt w Europie od dawna nie musiał pracować, ale jedno z pięciu centralnych AI – zwanych potocznie WNDL: „Wrzody Na Dupie Ludzkości" – wyuczonych psychospołecznie, przeprowadziło eksperyment: kilka tysięcy jaźni zamkniętych w pełnym wirtualu i przez rok zawieszonych bez żadnych obowiązków. Wnioski były zatrważające: depresja i letarg mentalny oraz spadek masy korowej średnio o dziesięć procent.

I dlatego właśnie oddano ludzkości możliwość pacy.

Huraaa!! Kurwa, cudnie... Chwała WNDL-om.

– Magdao, wyczuwam poirytowanie. Czy włączyć ci kojącą muzykę?

– Nie trzeba, Onja. Wystarczy mi moja gorąca herbata – pomyślałam przez implant, wyjątkowo wścibski implant!

– Kurde, sama nie wiem: co mnie tak dziś wszystko irytuje? – westchnęłam i siorbnęłam naparu ze świeżo wydrukowanego kubka.

– Magadao... – Usłyszałam znajomy głęboki, ale delikatny głos, który wywołał we mnie lekką ekstazę.

– Magdao, wyczuwam...

– Onja, daj żyć, proszę!

AI implantu wycofało się jak zbity pies. Zwycięstwo po mojej stronie! Zagryzłam wargę z satysfakcją i obróciłam się na krześle żelowym.

– Barteo!? Myślałam, że jesteś na urlopie w pełnym wirtualu?

Zdziwiłam się na widok kolegi, na którego centralny serwer nałożył nakładkę GG w postaci wysokiego bruneta o przenikliwym spojrzeniu.

Ciekawe jak on naprawdę wygląda?

– Już wróciłem. Musisz wypróbować Program Wenecki: widoki są cudowne, i ani dnia nie padało. – Puścił mi oko. – Miałem szczęście.

Trochę czerstwy humor, ale jemu można wybaczyć.

Każdy mógł sobie ustawić taki zestaw pogodowy, jaki chciał. Nawet w realu implant mógł wymazać czucie związane z nadmiernym gorącem, chłodem czy nawet wiatrem, dbając jednocześnie o utrzymanie ciepłoty ciała i gospodarkę płynów.

– Idziesz do replikatora? – spytał Barteo. – Moni'bun chciała się spotkać przy obiedzie. – Uśmiechnął się, robiąc te swoje seksowne dołki w policzkach.

– Pewnie. I tak nie mam dziś za wiele pracy – skłamałam. Miałam dużo zaległej pracy, ale ten uśmiech i te dołki... Ech, jestem słaba.

Poszliśmy razem do kantyny zlokalizowanej na drugim końcu prostopadłościennego biura. Urządzenie, które wszyscy nazywaliśmy „Replikatorem", w rzeczywistości było drukarką, zlepiającą szarą papę z owadów i kukurydzy w kształt wybranego dania. Implant korygował kolor i doznania smakowo-zapachowe.

Kiedy weszliśmy do mniejszego pomieszczenia stołówki, za wielkim oknem zajmującym prawie całą ścianę rozpościerał się widok wydm schodzących do turkusowego oceanu.

Mój ulubiony program kanaryjski, uśmiechnęłam się w duchu.

Monika siedziała w jednym z żelowych foteli dopasowujących się do ciała i popijała coś, co było zwykłą wodą z witaminami i pożywką dla implantu, ale wszyscy widzieliśmy i odbieraliśmy napój jako kawę. Jej Onja przekazywał dane o wyborach personalnych do METY, a centralny system harmonizował nakładki z półwirtuala pochodzące od różnych ludzi. Z grubsza chodziło o to, żeby wszyscy widzieli to samo, tam, gdzie zachodziła interakcja pomiędzy nakładkami. Onja potrafił nawet zasymulować pobudzenie po kofeinie, „łaskocząc" neurony tu i tam.

Pomachałam koleżance i podeszliśmy razem z Bartkiem do maszynki z paszą. Ja wzięłam robaczą papę w formie gyrosa, a mój dołeczkolicy towarzysz zamówił świerszczosteka.

Uwielbiałam nadawać obleśne nazwy różnym potrawom. Tak, wiem, jestem małostkowa, ale nie mogę się powstrzymać. To chyba mój mały osobisty protest.

– Cześć, Moni'buny

– Cześć, Magdao, cześć, Barteo, siadajcie. Mnie głód pokonał przed waszym przyjściem. Świnex ze mnie, a nie buny. – Monika zachichotała perliście.

Algorytm zliczał na bieżąco zużycie kaloryczne z bardzo dużą dokładnością i uruchamiał głód wtedy, kiedy przychodziła pora na paliwo egzystencjonalne i substancje budulcowe. Co prawda teoretycznie Monika mogła zjeść więcej, kiedy chciała, ale nie sprawiało jej to wielkiej przyjemności – na dodatek Onja katowałby ją wykładami o zagrożeniach związanych z otyłością.

Wniosek z tego taki: nie jedz niczego więcej, dopóki nie przyjdzie kolejna pora karmienia – nawet dla towarzystwa.

– O czym chciałło porozmawiać? – zapytałam Moniki i wbiłam widelec z bambusowej sklejki w pysznego larwosa.

Bartek świdrował Monikę wzrokiem, przeżuwając wydrukowane „mięso". Sam był ciekaw, co ma im do przekazania.

– Dostałom nowe zadanie – oświadczyła podekscytowana blondyneczka z działu archiwizacji literatury środkowoeuropejskiej. – Muszę sprawdzić coś w katalogu fantastyki, sektor polski. Wiem, że zawsze chcieliście tam zajrzeć i pomyślałam, że...

– Monika, przecież to zajebiście! – krzyknęłam, zapominając o bezosobowej formie zaimkowej. Kodeks etyczny surowo zabraniał płciowego szufladkowania w przestrzeniach publicznych.

Bartek spuścił wzrok i skupił się na przeżuwaniu. Wszyscy na stołówce popatrzyli na mnie z lekką pogardą. To znaczy, tak mi się wydawało, bo popatrzyli z nakładkami na twarzach w kształcie znaku drogowego z napisem „Nie popieram".

– Przepraszam Moni'buny...

– Nic się nie stało: poproszę Onja, żeby przesunął to wspomnienie do podświadomości.

Kasowanie wspomnień było zakazane. Inne centralne AI przeprowadziło coś tam na kimś tam i tak mu wyszło: utrata tożsamości, czy coś w ten deseń. Już nie pamiętam oficjalnego uzasadnienia.

– To kiedy? – zapytał Bartek, gdy skończył ostatni kęs.

– Co, kiedy? Aaa... Możemy iść choćby i zaraz. Mam już jednorazowy kod do archiwum... – uśmiechnęła się Monika, wskazując palcem na skroń.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro