Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Espicjum

To był bardzo intensywny dzień w przychodni. Przy takiej liczbie zainteresowanych niedługo będę musiał zatrudnić kogoś do pomocy, rozmyślałem z satysfakcją, podczas gdy miękkość żelowego siedziska kusiła wizją krótkiej drzemki.

– Czy wydrukować kawę, Radou?

– Nie, Onja, zablokuj wszystkie sygnały przychodzące i obudź mnie za dziesięć... niech będzie piętnaście minut. Wyślij... – ziewnąłem leniwie – wyślij też pinga do Annao.

Pingi zastąpiły SMS-y, gdy era samarfon-ów dobiegła końca. Te małe pakiety myślowe były bardziej praktyczne i niosły więcej informacji.

– Przyjęłło, miłej przerwy, Radou.

Poczułem, jak moje ciało wiotczeje i lekko wtapia się w miejscowo bardziej podgrzany polimer fotela. Chciałem odlecieć w sferę marzeń: takich wykreowanych chemicznie, a nie wirtualnie.

– Radou, masz nadchodzące połączenie na linii priorytetowej.

– Ech...

Nie mogłem tego zignorować. Dzwonił ktoś z zarządu nadzorującego projekt „Przejście", albo ktoś od sponsorów; ci ludzie łożyli ogromne środki na nasze badania i przyśpieszyli postęp prac o kilka dekad.

– Dopuść sygnał, Onja.

Obraz kobiety w średnim wieku ubranej w schludny biały fartuch z naszywką firmową i włosami upiętymi w praktyczny kok zawisł nad pulpitem; duże okrągłe okulary noszone tylko dla mody podkreślały naukowy motyw przewodni przyodzianej gender nakładki.

Spiąłem się nieco na jej widok.

– Dzień dobry, doktore Ali.

Ali nie dzwoniła do mnie często, ale jedynie wtedy, gdy zaobserwowała coś wartego zaraportowania w mojej grupie projektowej. Od samego początku pełniła tam funkcję biegłego psychologa i orzekającej.

– Profesore. – Skinęła głową w geście minimalistycznej grzeczności. – Mam dobre wieści o pańskiej sekcji.

Ulżyło mi jak cholera. I chyba Ali to zauważyła, bo zrobiła krótka przerwę.

– Podczas ostatniej sesji – kontynuowała – META-DEC zarejestrowało jedynie drobne aludzkie zachowania: dwa wyrzuty niemożliwej wiedzy w szkole i jeden przypadek koniecznej korekcji emocjonalnej. Nie zaobserwowano żadnego zmatowienia wśród dorosłych, a pacjente Mar Bonnetti przywrócono iskrę; najwidoczniej to było tylko przejściowe zachwianie programowe.

– To... To są naprawdę dobre wieści! – podniosłem głos. Szczery i niemal boleśnie szeroki uśmiech udzielił się też Ali, która zrzuciła kurtynę opanowania i zaczęła dyskretnie chichotać.

– Tak, zasugerowane przez ciebie poprawki przyniosły zamierzony rezultat. Zaraportuję wszytko do zarządu i zobaczymy, co dalej.

– Czy współczynnik czasowy nadal wynosi jeden do dziewięćdziesięciu?

– Tak, być może po tym przełomie kwartalne konsultacje będzie można zmienić na półroczne i przyspieszymy symulację. Wszystko zależy od zadowolenia sponsorów.

– Cudownie! – Klasnąłem głośno.

– Radou, czy zmniejszyć poziom ekscytacji?

– Nie, Onja, tak powinno być; jest się czym cieszyć.

– Nie klaszcz za wcześnie: decyzja jeszcze nie zapadła – rzuciła Ali, żeby nieco ostudzić emocje.

– Pogadajcie sobie z moim implantem – pozwoliłem sobie na żart. Alert połączenia na drugiej, standardowej linii wyświetlił się na holopulpicie. – Przepraszam cię na chwilę, Ali. Tak, Annao?

– Przyszedł ostatni umówiony pacjete.

– Myślałem, że poprzednia osoba była ostatnia?

– Nie, masz jeszcze jedną pozycję na liście, profesore... Czy mam przełożyć tę wizytę?

– Ja już przekazałło wszystko, co chciałło. – Ali uprzedziła moje pytanie.

– W takim razie wpuść pacjente, Annao. Ali... – zawiesiłem głos, myśląc nad tym: czego ja właściwie chcę? – Daj znać, proszę, kiedy zapadną jakieś decyzje.

– Oczywiście, Radou.

Zakończyłem oba połączenia i otworzyłem akta oczekującego przed gabinetem pacjenta. Brunet, ponad metr osiemdziesiąt, nakładka w średnim wieku, od dwudziestu lat na emeryturze z możliwością wznowienia pracy.

Włazy w drzwiach rozsunęły się i mężczyzna przekroczył próg, szczerząc się promiennie. Poprawiłem fartuch, wypiąłem tors i ułożyłem usta w wyćwiczony uśmiech: sympatyczny, nienachalny i komfortowy dla odbiorcy.

– Dzień dobry, nazywam się...

– Wiem, jak się pan nazywa, doktorze Rigge – oświadczył, pomijając zaimki neutralne.

Takie zachowanie przy spotkaniu dwóch obcych osób uznawano za co najmniej niestosowne, a nawet wulgarne.

– Proszę trzymać się protokołów społecznych i pozostać przy otwartych płciowo formach: osobiście mi to nie przeszkadza, ale jesteśmy w przestrzeni publicznej – upominałem go grzecznie i wskazałem drugi fotel.

Uśmiechnął się upiornie, ale nic nie odpowiedział, tylko usiadł naprzeciwko.

– Poproszę o dostęp do biodaych – kontynuowałem standardową procedurę programu. Klucz został przesłany, nim skończyłem o niego prosić: żadnych implantów, żadnych odczytów medycznych nowszych niż sprzed pięciu lat, wiek... dochodził do pięćdziesiątki, status Onja – nieaktywny! Facet był odłączony od METY, nie nosił żadnej nakładki. Przełknąłem ślinę, ale dalej udawałem, że przyswajam dane.

– Onja, zawołaj ochronę – wysłałem komunikat. Odpowiedziała mi pustka myślowa.

– Przykro mi, doktorze, ale musiałem na chwilę wyłączyć pewne funkcje implantu – odezwał się psychopatycznie obojętnym głosem.

Zerwałem się z fotela, ale zastygłem w miejscu na widok małego pistoletu wycelowanego prosto w moją twarz.

– Proszę się uspokoić; nic się panu nie stanie, jeśli zgodzi się pan z nami współpracować.

– A czego Wy chcecie? – spytałem, nie okazując strachu. W rzeczywistości jelita skręciły mi się, jak wyżymany z determinacją materiał.

Stabilizację emocjonalną docenisz, dopiero kiedy ją stracisz...

Brunet nachylił się w moją stronę, układając mimikę twarzy w sympatyczną maskę.

– Chcemy nadać komunikat ogólnosieciowy, nic więcej. – Rękawy od nieco za małej skórzanej kurtki uniosły się, ukazując tatuaż na lewym nadgarstku: oko bez powieki z podpisem: „Otwórz się na Real".

Kurwa, terroryści!

– I w czym może wam pomóc pracownik Espicjum?

– Pracownik Espicjum... W niczym. – Rozsiadł się wygodniej w fotelu, nadal mierząc do mnie z dziwnego półprzeźroczystego pistoletu, który przypominał bardziej zabawkę niż prawdziwą broń, ale nie chciałem tego sprawdzać. – Tak, żeby nie przedłużać, bo nie mam całego dnia. Wiem, że jest pan jednym z założycieli i twórców programu META... Ćśśś... proszę się nie emocjonować. Było nam niezwykle trudno zdobyć takie dane, ale do meritum. Potrzebuję pańskiego kodu nadrzędnego, żeby przekaz nie został natychmiast zablokowany.

– Ja naprawdę nie wiem, o czym... – Wzdrygnąłem się nerwowo na dźwięk wystrzału. Pocisk utkwił w polimerowej ścianie gabinetu.

– Ja nie żartuję, profesorze. I proszę się nie spodziewać, że pana asystenka przyjdzie z odsieczą; jest chwilowo... niedysponowana. – Znowu się uśmiechnął, ale tak, że ciarki przeszły mi po plecach.

Onja nadal milczał. Musiałem grać na zwłokę. Wyłączenie jednego z kreatorów z sieci na pewno zaalarmowało kolektyw AI.

– Wiesz, że nieautoryzowane użycie kodu nadrzędnego zostanie zablokowane po kilku minutach, a ty nie wyjdziesz stąd żywy. – Udawałem niezłomnego, choć kolana trzęsły mi się pod biurkiem jak galareta. Onja zwykle zabierał lub matowił negatywne emocje; nigdy nie doświadczałem strachu w takiej skali. Jak ja bardzo teraz tęskniłem za czymś, co towarzyszyło mi od dziecka. Samotność mentalna, ona jeszcze bardziej potęgowała narastającą grozę.

– Żeby być dokładnym – zaczął, promieniując pewnością siebie – obejście i zablokowanie kodu zajmie AI jakieś piętnaście minut, plus minus kilka sekund, ale my nie potrzebujemy więcej. A jeśli chodzi o moje życie... to i tak dobiega końca.

Nad biurkiem wyświetliła się hololista: zaawansowany nowotwór trzustki z przerzutami – rokowania bez leczenia: półtora miesiąca.

– Przecież to od dawna można leczyć! – rzuciłem w desperacji.

– Nie pozwolę wszczepić sobie jakichś plastikowych organów z nadajnikami. Już wystarczy, że ten potworek oplata mi mózg!

Wyraźnie się poirytował.

– Co to za przekaz? – spytałem, zmieniając temat. Facet ewidentnie miał wyłączone blokery agresji. Nie chciałem go denerwować.

– Treść to nie twoja sprawa, ale mogę doktorka zapewnić, że chodzi nam jedynie o chwilę uwagi, nic więcej. Nikomu nie stanie się krzywda.

– Nawet mi?

Grałem w niebezpieczną grę, ale nie mogłem przekazać klucza do rdzenia systemu w ręce psychopaty – nawet na pietnaś...

Moje ciało nagle zwiotczało i straciłem kontrolę nad mięśniami.

– Adan, hakowanie się powiodło.

Usłyszałem głos jak ze starego głośnika w krótkofalówce. Brunet nerwowym ruchem ściszył tradycyjny aparat przy uchu. Wcześniej go nie widziałem; najwidoczniej paraliż zachwiał nakładką z kamuflażem terrorysty. Starodawny sprzęt szwankował, ale był trudny do zhakowania.

– Wygląda na to, doktorku, że potrzebowaliśmy mniej czasu, żeby przełamać twoje zabezpieczenia; chyba jednak META poczuł się zbyt bezpiecznie ostatnimi czasy. Uruchom przekaz – wyszeptał do mikrofonu.

Zapadła ciemność, a po ścianach zaczęły wędrować jarzące się neony: standardowe hasła antywirtualistów: „Otwórzcie oczy!", „Żyjcie prawdziwym życiem!", tego typu głupoty. Tak, otwórzcie się na choroby, ból i śmierć! Nie ważne, że to będzie chujowe życie, ważne, że prawdziwe i takie tradycyjne.

Chyba pierwszy raz od lat doświadczyłem gniewu: był... cudowny, ale nie mogłem tego zademonstrować, bo siedziałem sparaliżowany na fotelu. Działały tylko podstawowe funkcje umysłu i ciała.

– Jeszcze chwilę, doktorku, i już mnie nie ma.

– Adan... – Głos z konwencjonalnego nadajnika znowu się rozregulował. – Mamy tu coś dziwnego... W serwerze palcówki. Ten instytut to jakaś przykrywka.

– Głupi szmelc! – warknął brunet i pogrzebał przy uchu. – Daj mi dostęp – rozkazał, przysiadł w fotelu i zastygł w nim na jakieś dziesięć minut, ale dla mnie trwało to wieczność. Gdy mężczyzna skończył penetrować dane, spojrzał na mnie przerażonym i wściekłym wzrokiem.

Cały dygotał od szalejących emocji.

– Co wy żeście zrobili!!

Światło wróciło do normy. Centrala zwalczyła wtargnięcie. Odzyskałem władzę nad ciałem.

– Daj mi wytłumaczyć! – Poderwałem się z fotela.

Pierwszy strzał słyszałem wyraźnie, kolejne już tylko zadudniły pośród rozpaczliwego, gniewnego płaczu...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro