Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 5

Norbert


- Pobawmy się w chowanego.

- Dobrze. Zaraz kogoś przyśle do ciebie, to się pobawicie.- powiedziałem dumny ze swojego pomysłu.

- Nie!-Byłem zdezorientowany.

- Ale co nie?

- Nie będę bawiła się z nikim innym tylko z tobą.- Popatrzyłem się na nią czule, nie mogłem jej odmówić.

- Ok.

- Więc ja się chowam ty szukasz.- Pokiwałem głową na stwierdzenie że rozumiem.

- Tylko pamiętaj  możesz się ukryć, ale tylko w domu czy to jest jasne?

- Jak słońce- odparła z entuzjazmem.- A teraz się odwróć i licz do 40 ale bardzo po woli.- Zrobiłem jak mówiła i po jakimś czasie zacząłem jej szukać. Chciałem użyć swoich zdolności ale potem pomyślałem że byłoby to nie fer w stosunku do niej.

~ A czy ty byłeś kiedykolwiek fer w stosunku do kogoś?- No i on mi tu potrzebny jak piąte koło u wozu. Na piętrze jej nie było więc poszedłem szukać na dole. Trochę głupio musiałem wyglądać gdy bez żadnego słowa zaglądałem pod stół, łóżka i do szafek lecz nikt nie ośmielił się tego komentować i jego szczęście. Miałem już dość, gdzie ona mogła się schować. Pomyślałem że ta zabawa jest bez sensu.

- Aurora wyjdź koniec zabawy!- krzyknąłem na cały dom, lecz nikt mi nie dpowiedział. Sfrustrowany próbowałem  uchwycić jej zapach i..i...jest! Nareszcie. Z prędkością światła zeszedłem do piwnicy z zapasami. Powinna gdzieś tu być. Nagle usłyszałem jakiś rumor, a dobiegał on szafki. Otworzyłem ją a ona na mnie spojrzała cała umazana w czekoladzie.

- Znalazłem Cię.- Wziąłem ją na ręce.- A co to jest?

- Mhm?- dotknąłem jej policzka zmazując przy tym troche czekolady która pozostała na mim palcu.

- Oto mi chodzi.- Pokazałem jej, a ona dumnie spojrzała mi w oczy.

- Stał sobie w szufladce gdy się tam ukryłam a byłam troszeczkę głodna więc zjadłam.

- Trzeba było powiedzieć skarbie, to bym naszykował ci jakieś kanapeczki albo coś w tym rodzaju.- Na chwilę przybrałem twarz surowego rodzica.- A następnym razem jak cię będę wołał liczę że przyjdziesz albo się chociaż odezwiesz.

- Przepraszam- spuściła głowę na co ja westchnąłem i podniosłem ją.

- Przeprosiny przyjęte. Nie masz czasem ochoty na coś jeszcze do zjedzenia przed snem?

- Tak!

- Wiec co?

- Czekoladę.

- Nie, już za dużo słodkiego.- Pokiwałem przecząco głową. Ona natomiast zrobiła smutną minkę, która znowu była wesoła.

- W takim razie chce żebyś zrobił mi kanapkę.

- Nie ma sprawy.- Poszedłem z nią do kuchni i posadziłem na krzesełku.- To z czym chcesz.

- Chce z ciuciu.-powiedziała.- Ma być położone na kromce chlebka i mało masełka bo ja dużo nie lubię. Później pokrój to na małe kwadraciki.

- A co to za różnica? Nie możesz zjeść tego bez krajania?

- Nie.

- Och.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro