Rozdział 5
Norbert
- Pobawmy się w chowanego.
- Dobrze. Zaraz kogoś przyśle do ciebie, to się pobawicie.- powiedziałem dumny ze swojego pomysłu.
- Nie!-Byłem zdezorientowany.
- Ale co nie?
- Nie będę bawiła się z nikim innym tylko z tobą.- Popatrzyłem się na nią czule, nie mogłem jej odmówić.
- Ok.
- Więc ja się chowam ty szukasz.- Pokiwałem głową na stwierdzenie że rozumiem.
- Tylko pamiętaj możesz się ukryć, ale tylko w domu czy to jest jasne?
- Jak słońce- odparła z entuzjazmem.- A teraz się odwróć i licz do 40 ale bardzo po woli.- Zrobiłem jak mówiła i po jakimś czasie zacząłem jej szukać. Chciałem użyć swoich zdolności ale potem pomyślałem że byłoby to nie fer w stosunku do niej.
~ A czy ty byłeś kiedykolwiek fer w stosunku do kogoś?- No i on mi tu potrzebny jak piąte koło u wozu. Na piętrze jej nie było więc poszedłem szukać na dole. Trochę głupio musiałem wyglądać gdy bez żadnego słowa zaglądałem pod stół, łóżka i do szafek lecz nikt nie ośmielił się tego komentować i jego szczęście. Miałem już dość, gdzie ona mogła się schować. Pomyślałem że ta zabawa jest bez sensu.
- Aurora wyjdź koniec zabawy!- krzyknąłem na cały dom, lecz nikt mi nie dpowiedział. Sfrustrowany próbowałem uchwycić jej zapach i..i...jest! Nareszcie. Z prędkością światła zeszedłem do piwnicy z zapasami. Powinna gdzieś tu być. Nagle usłyszałem jakiś rumor, a dobiegał on szafki. Otworzyłem ją a ona na mnie spojrzała cała umazana w czekoladzie.
- Znalazłem Cię.- Wziąłem ją na ręce.- A co to jest?
- Mhm?- dotknąłem jej policzka zmazując przy tym troche czekolady która pozostała na mim palcu.
- Oto mi chodzi.- Pokazałem jej, a ona dumnie spojrzała mi w oczy.
- Stał sobie w szufladce gdy się tam ukryłam a byłam troszeczkę głodna więc zjadłam.
- Trzeba było powiedzieć skarbie, to bym naszykował ci jakieś kanapeczki albo coś w tym rodzaju.- Na chwilę przybrałem twarz surowego rodzica.- A następnym razem jak cię będę wołał liczę że przyjdziesz albo się chociaż odezwiesz.
- Przepraszam- spuściła głowę na co ja westchnąłem i podniosłem ją.
- Przeprosiny przyjęte. Nie masz czasem ochoty na coś jeszcze do zjedzenia przed snem?
- Tak!
- Wiec co?
- Czekoladę.
- Nie, już za dużo słodkiego.- Pokiwałem przecząco głową. Ona natomiast zrobiła smutną minkę, która znowu była wesoła.
- W takim razie chce żebyś zrobił mi kanapkę.
- Nie ma sprawy.- Poszedłem z nią do kuchni i posadziłem na krzesełku.- To z czym chcesz.
- Chce z ciuciu.-powiedziała.- Ma być położone na kromce chlebka i mało masełka bo ja dużo nie lubię. Później pokrój to na małe kwadraciki.
- A co to za różnica? Nie możesz zjeść tego bez krajania?
- Nie.
- Och.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro