Rozdział 36
Norbert
Obudziłem się przez coś mokrego co dotykało mojego policzka. Pokręciłem głową niezadowolony, przez co usłyszałem chichot. Otworzyłem oczy i ujrzałem nad sobą tego kundla Aurory. Odsunąłem go ręką i usiadłem patrząc na sprawczynię tego zajścia.
- Auroro co to ma znaczyć?- spytałem unosząc jedną brew. Zrobiła niewinną minkę.
- Jak to co? Robcio chciał się przywitać. – wyszczerzyła się w uśmiechu.
- Ja zaraz cię przywitam ty mały łobuzie.- powiedziałem ruszając w jej stronę. Ona natomiast ze śmiechem wybiegła z sypialni a pies poszedł jej śladem. Zacząłem ją gonić, byłem już w salonie i prawie bym ją dorwał, gdy na drodze stanął mi jeden z głównych doradców. Patrzył się na mnie oniemiały.
- Alfo.- odparł po mimo zaskoczenia i ukłonił się . Wiedziałem że ganianie po salonie za małym dzieciakiem nie przystoi mi ze względu na pozycję no, ale bez przesady. Uniosłem dumnie głowę i spojrzałem się na niego chmurnie.
- O co chodzi? Jeśli to nic ważnego możesz odejść.- oznajmiłem.
- Ależ alfo...- powiedział wskazując na mnie.- nie rozumiałem o co mu chodzi. Potem znów Aurora zaczęła się śmiać za kanapy. Nagle zdałem sobie sprawę że jestem w piżamie. Odesłałem machnięciem ręki doradcę i spojrzałem złym okiem na mate.
- Uważasz że to takie śmieszne, tak?- spytałem podchodząc bliżej. Na moje pytanie pokiwała głową na tak. Szybko do niej podbiegłem i zacząłem łaskotać.
- Przestań, przestań.- powtarzała.
- A nie zrobisz już mi takich numerów?- spytałem zaprzestając swoich czynności. Zrobiła zadumaną minę.
- Nie.- oznajmiła i uciekła. Co ja mam z nią zrobić. W chwili tych przemyśleń do salonu przyszli jeszcze inni członkowie stada. Czas najwyższy się ulotnić pomyślałem widząc ich zdziwione spojrzenia.
Aurora
Biegłam razem z Robciem do Jordana. Dawno już u niego nie byłam. Zapomniałam mu powiedzieć o super nowinie. Jestem mate Norberta. Teraz na pewno nie będzie miał nic przeciwko mojemu koledze. Szybko popędziłam do pokoju przyjaciela i zapukałam. Nikt mi nie odpowiedział więc weszłam do środka. Zauważyłam że , gdy Jordan tylko zobaczył kto przyszedł uśmiechnął się.
- Cześć!- wykrzyknęłam i mocno go przytuliłam, prze co o mały włos się nie przewróciliśmy.
- Cześć.- odpowiedział i odwzajemnił przytulasa. – nagle między nas wskoczył Robcio i zaczął się łasić o Jordana. - To twój piesek.- spytał.
- Tak, nazywa się Robcio. Prawda, że jest prześliczny.
- Tak jest słodki.- rzekł głaszcząc zwierzaka. Podniósł głowę i spojrzał się na mnie.- Przyszłaś żeby mi go pokazać?
- Nie mam dla ciebie o wiele lepszą wiadomość. Nie uwierzysz, ale...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro