Rozdział 2
Norbert
Właśnie jestem na terenie Brajana. Jak na razie obeszło się bez większych trudności. Westchnąłem. Chciałem żeby ten pacan był już na tamtym świecie. Dlatego by przyspieszyć przebieg wydarzeń przemieniłem się w czarnego wilka i biegiem ruszyłem do domu watahy wroga. Gdy już się tam znalazłem ruszyłem za zapachem tego śmiecia. Okazało się że znajdował się w gabinecie. Gdy tylko mnie zauważył spojrzał na mnie przerażonym wzrokiem.
- Co ty tu robisz?- wyjąkał.
- Przyszedłem wyrównać rachunki.- powiedziałem zbliżając się do niego po woli.
- Nie wiem o czym mówisz, to ty mnie zaatakowałeś bez powodu.
- Zdradziłeś Brajanie.
- Nie...ja nigdy.- Przyjrzałem się mu uważnie.
- Więc dlaczego ci jakoś nie wierzę?
- Ja nic nie zrobiłem. Nie mam pojęcia o co ci chodzi.- wypiął dumnie pierś do przodu i powiedział z wyższością- Co teraz zamierzasz zrobić? Zabić mnie?
- Jestem aż tak przewidywalny?
- Jeśli myślisz że od tak odbierzesz mi życie to się grubo mylisz draniu- Zawarczał w moją stronę.- Nie wiem kto ci nagadał takich kłamstw i nic mnie to nie obchodzi. Tobie raczej powinno zależeć na wykryciu zdrajcy.
- Ty nim jesteś!- Po chwili w ekspresowym tempie znalazłem się przy nim i popchnąłem go na ścianę.Wziąłem w ręce jego szyję i zacząłem go dusić.- I dostaniesz to na co zasłużyłeś. - Widziałem jak robi się czerwony i brak mu powietrze. Życie z niego ucieka. Jeszcze chwila i..W tym właśnie momencie ktoś zaczął mnie kopać. Wypuściłem z rąk tego idiote ponieważ coś nakazało mi się odwrócić do tej osoby. Najpierw poczułem ten przepiękny zapach jaśminu i miodu a potem zobaczyłem mała dziewczynkę na oko 5 lat.
- Zostaw go!- Gdy tylko słowa opuściły jej usta na moim ciele pojawiły sie przyjemne dreszcze. Po woli podniosła głowę, a gdy nasze spojrzenia się spotkały już wiedziałem.
~ Nasza Mate!- krzyczał mój wilk.
~ Ale jak to? Przecież to dziecko.- stwierdziłem.
~ I co z tego! To nasza słodka mate. Tyle na to czekaliśmy. Aż 600 lat.
~ To prawda.
~ Więc nie gadaj dłużej tylko ją wreszcie przytul.- Nie mówiąc już nic więcej wziąłem ją w ramiona i przytuliłem.
- Moja.- powiedziałem. Jakoś tak samo mi się wyrwało. Czułem jak moje kochanie zaczęło się trząść. - Spokojnie wszystko będzie dobrze.- Zacząłem ją głaskać po włosach. Teraz dopiero przyjrzałem się jej dokładnie. Brązowe włosy za pas, niebieskie oczy, jasna cera i jest szczupłą aż za mógłbym dodać. Nagle wyrwała mi się.
- Tak będzie gdy już nigdy więcej Cie nie zobaczę.- wciągnąłem głośno powietrze.
~ Ona nas nie chce- jęczał mój wilk.
- Wybacz słonko ale będziesz widywała mnie codziennie do końca swojego życia.- Powiedziałem bardzo poważnie.
- Raczej nie- Powiedziała.
- Raczej tak. Mnie się słucha i nie podważa moich rozkazów- Powiedziałem ostrym tonem. Widziałem jak jej oczy robią się zaszklone a później na jej policzkach pojawiły sie łzy.
- Brajan!- Krzyknęła. Ominęła mnie i poleciała wprost na tego szkodnika. Krew mi się zagotowała. Jak on śmie dotykać tego co jest moje.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro