Rozdział 13
Norbert
Wszyscy już znajdowali się na placu. Rozejrzałem się i zauważyłem na podeście pięciu mężczyzn. Jakby nigdy nic wszedłem na podest i odwróciłem się do tłumu.
- Chyba wiecie dlaczego się tu znaleźliście. Ci których widzicie tutaj są zdrajcami, buntownikami i wprowadzają chaos. Nie mogę puścić tego płazem. Muszą ponieść kare. - Spojrzałem na katów i dałem im znak ręką. W jednym momencie ciała wilkołaków zostały rozszarpane.- Każdy kto sprzeciwi się moim rozkazom zostanie srogo ukarany. Nie okażę nikomu litości.- Zawarczałem. Wszyscy jak jeden mąż upadli na kolana i pochylili głowy w geście poddania. Za to ja ruszyłem do domu watahy nie zaszczycając nikogo spojrzeniem. Skończyły się dobre czasy, nikomu nie będę pobłażał. Czas bym wziął się w garść i zaczął zajmować się watahą. Jeśli zacznę zaniedbywać swoje obowiązki wiatr gotów mnie zdmuchnąć niczym wszystkich którzy przez chwile zapragnęli odetchnąć. O nie może tak być. Wszyscy muszą mieć pewność że nic ani nikt nie jest zagrożeniem dla mnie. Szedłszy do swojego pokoju zatrzymałem się przed drzwiami Aurory. Uchyliłem je trochę i spojrzał jak światło księżyca ją oświetlało. Westchnąłem. Czułem że jeśli ktokolwiek ma mnie zniszczyć to będzie właśnie ona. To Aurora będzie jego zgubą, bo każdego bez wyjątku był gotowy poświęcić nawet siebie, jednak jej nie. Smażył by się w ogniach piekielnych gdyby to zrobił, a i tak to nie byłaby wystarczająca kara. Zamknął jak najciszej drzwi i był już w swoim pokoju. Wiedział że tej nocy nie zaśnie. Zbyt wiele jest do zrobienia. Natomiast na sen przyjdzie jeszcze czas.
Aurora
Obudziłam się z uśmiechem na twarzy. Dziś znów zobaczę Jordana. Już nie mogę się doczekać. Nagle przyszła moja opiekunka.
- Chodź panienko trzeba cię przyszykować , bo alfa czeka już z śniadaniem.- Nic nie odpowiedziałam tylko pozwoliłam by pomogła mi się umyć, wyszczotkować ząbki i ubrać.
Bardzo mi się podobała ta sukienka. Nie czekając na moją opiekunkę pognałam do jadalni. Przecież im szybciej zjem tym szybciej pobawię się z Jordanem. Gdy tylko weszłam do pomieszczenia zauważyłam Norberta który na mój widok wstał i się uśmiechnął.
- Choć skarbie.- powiedział miękko i usadził mnie na krześle po jego lewej stronie.
- Co jest na śniadanie?- zadałam do pytanie, na co on się roześmiał.
- A co byś chciała? Słyszałem że małe dziewczynki lubią naleśniki?- Skrzywiłam się na to stwierdzenie, przez co znów zaczął się śmiać. Nie, że nie lubię naleśników po prostu mam ich już dość. Cały czas tylko naleśniki, ile można?
- Chce ciasto z truskawkami i galaretką które wczoraj zrobiła Suzan.- Jakby coś, to Suzan to nasza gospodyni.
- Dobrze mój kwiatuszku.- pogłaskał mnie po główce, a zaraz potem przed mną pojawił się talerz z jedzeniem. Czym prędzej zabrałam się do spałaszowania tego. - Ej, nie tak szybko bo jeszcze się zakrztusisz.- powiedział z troską w głosie, a ja spojrzałam się na niego z pełną buzią. Po woli wszystko przełknęłam.
- Nic mi nie będzie.
- Gdzie tak się spieszysz?
- Ja? Chce się pobawić.
- To było do przewidzenia. Jedz spokojnie zabawa ci nie ucieknie. A jeśli będziesz tak szybko jadła może cię rozboleć brzuszek.
- Na prawdę?
- Tak.
- No to będę jadła wolno
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro