23.
Od momentu dowiedzenia się o ciąży minęło pół roku. Z każdym kolejnym dniem mój brzuch wydawał się być coraz to większy, a moje nogi bardziej opuchnięte. Dowiedzieliśmy się również, że ma to być chłopiec, co Draco przyjął bardzo entuzjastycznie.
— Chodź, mam dla ciebie niespodziankę. — powiedział pewnego dnia, kiedy to siedziałam na kanapie i zajadałam się kiszonymi ogórkami z dżemem truskawkowym.
— Niespodziankę? Czy to lody z bitą śmietaną? O, albo... — zaczęłam, od razu nabierając na nie ochoty.
— Nie. — odparł tylko, patrząc na mnie z politowaniem. Złapał mnie za rękę, aby pomóc mi wstać i zaciągnął na środek pokoju. — Musimy się teleportować. Gotowa?
— Teleportować? Poczekaj, może się chociaż przebiorę, przecież... — jęknęłam, patrząc na swój ubrudzony od dżemu sweter.
— Przestań narzekać. Nie ma na to czasu. — odparł. — Na trzy. — zarządził, skupiając się. — Raz, dwa...trzy. — po ostatnim słowie poczuliśmy lekkie szarpnięcie, a już po sekundzie znaleźliśmy się w jakiejś ciasnej alejce.
— Co to za miejsce? — mruknęłam, nie bardzo wiedząc, gdzie się udaliśmy.
— Nie poznajesz? — spytał blondyn, ciągnąc mnie w stronę wyjścia z uliczki.
— A powinnam? — zmarszczyłam brwi, próbując przypomnieć sobie wszystkie miejsca. — Zaraz... Czy to... — zatrzymałam się nagle, coś sobie uświadamiając.
— Chodź, nie mamy czasu. — przerwał mi chłopak, znów pociągając mnie za sobą.
— Ale co my robimy w Londynie? — spytałam, nie mogąc wyjść z zaskoczenia, jakie mnie objęło. Wychodząc z alejki znaleźliśmy się na zatłoczonej ulicy wspomnianego miasta, które w przeciwieństwie do cichej okolicy posiadłości Malfoy'ów, aż tętniło życiem.
— To pierwsza część niespodzianki. — odparł tajemniczo, rozglądając się po okolicy, jakby czegoś szukał. — A właśnie, prawie bym zapomniał. — przypomniał sobie nagle, grzebiąc w kieszeniach. — Proszę, załóż to. — powiedział, wręczając mi jakąś chustę.
— Żartujesz sobie? — prychnęłam, patrząc na niego spod byka. — Jesteśmy w Londynie. Chciałabym trochę nacieszyć się widokiem, a nie chodzić z jakąś szmatką na oczach. — odparłam.
— Zaufaj mi. Jeszcze zdążysz się na to napatrzeć. — odparł, zawiązując mi chustę na wysokości oczu, czym nie ukrywam, bardzo mnie wkurzył. Postanowiłam jednak mu zaufać. — Chodźmy. — zdecydował, ponownie łapiąc mnie za dłoń.
Szliśmy ostrożnie, co jakiś czas omijając różne przeszkody i spieszących się ludzi. Tak mi się przynajmniej wydawało, gdyż dość trudno jest się zorientować, mając zakryte oczy. Z moich odczuć wynikało również, że weszliśmy do jakiegoś budynku.
— Teraz ta najtrudniejsza część. — mruknął blondyn i mogłabym przysiąc, że właśnie drapie się po karku zastanawiając się, czy podoła tej "najtrudniejszej części." W tej samej chwili poczułam również, jak bierze mnie na ręce.
— Oszalałeś? — mruknęłam, nieco obawiając się o późniejszy stan jego pleców.
— Myślę, że tak. Chociaż nie wiem, czy wiesz, ale jesteś teraz cięższa od dużej beczki z Ognistą Whisky, którą kiedyś przemycaliśmy w Hogwarcie. — dodał.
— Bardzo śmieszne. No naprawdę. — mruknęłam, z jednej strony czujac się urażona, a z drugiej wiedziałam, że tak właśnie jest. No życie. Kierowaliśmy się w górę po schodach, które ku uciesze Draco nie były aż takie długie.
— Możesz mi w końcu powiedzieć, gdzie idziemy? Zaczynam się trochę obawiać. — mruknęłam, czując ogromne zniecierpliwienie.
— Już prawie jesteśmy. — odparł, prowadząc mnie dalej przed siebie, aż w końcu stanęliśmy. — Stój tutaj. — zarządził, na co przewróciłam oczami, cicho wzdychając. Usłyszałam cichy szmer otwieranych drzwi, a po chwili poczułam delikatnie popychającego mnie od tyłu chłopaka, który nakazał iść ostrożnie przed siebie. — Gotowa? — spytał, stawając obok mnie, na co tylko pokiwałam głową. Chłopak natomiast odwiązał chustę, aby następnie zdjąć ją z moich oczu.
Od razu oślepił mnie blask słońca, który przebijał się przez duże okna z widokiem na główny Londyn i Big Ben.
— Jesteśmy u kogoś z wizytą? Mówiłam, że mogłam się przebrać. — mruknęłam.
— Można tak powiedzieć. — odparł chłopak. — To nasze mieszkanie. — dodał, nie chcąc dłużej trzymać mnie w niepewności.
— Słucham? — bąknęłam, nie bardzo wiedząc, czy dobrze usłyszałam. — Jak to nasze mieszkanie?
— No... Przecież nie możemy całe życie mieszkać u moich rodziców. Pomyślałem więc, że powinniśmy się przeprowadzić. Wiedziałem, jak bardzo jesteś przywiązana do świata mugoli i... — zaczął tłumaczenie, które przerwałam mu delikatnym pocałunkiem.
— Naprawdę zrobiłeś to dla mnie? — pisnęłam, patrząc wprost w jego szare tęczówki.
— Podoba ci się? — spytał niepewnie.
— Czy mi się podoba? — powtórzyłam. — Ono...— rzekłam, odwracając się z powrotem w stronę mieszkania. — Jest cudowne! — pisnęłam. — Tylko... Co na to twoi rodzice? — uniosłam brew, patrząc na niego nieco zmartwiona. W końcu Lucjusz i Narcyza to czarodzieje z krwi i kości. Wizja ich syna w mugolskim świecie pewnie nie napawała ich optymizmem.
— Cóż... Na początku byli sceptycznie nastawieni, jednak jakoś to przełknęli. — odparł.
— Serio? — powtórzyłam, patrząc na niego z niedowierzaniem, na co tylko przytaknął głową z delikatnym uśmiechem. Ja natomiast tylko rzuciłam się na niego z uściskiem, omal go nie przewracając przez swoją wagę i szepcząc ciche "dziękuję".
Zawsze marzyłam o mieszkaniu w mugolskim świecie, choć musiałam pogodzić się z myślą, że to marzenie raczej nigdy się nie spełni. Teraz jednak była to najprawdziwsza prawda.
Gdyby jeszcze kilkanaście miesięcy temu ktoś mi powiedział, że mogę być szczęśliwa wychodząc za mąż z przymusu i woli rodziców, nigdy bym mu nie uwierzyła. Teraz jednak wiedziałam, że takie było moje przeznaczenie i nigdy bym go nie zmieniła.
💎💎💎💎💎
Siemano!
Jak tam strajki w waszych szkołach? XD
Pamiętajcie o ⭐, jeśli rozdział się spodobał :D
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro