00.
- Olivio, pozwól do nas na moment - dziewczyna słysząc głos ojca, posłusznie zeszła po schodach, aby następnie udać się do salonu, skąd dany głos dochodził.
- Tak?-- spytała stanąwszy w drzwiach, a przed jej oczyma rozpościerał się salon obszernych rozmiarów, który wydawał się być przytulny tylko dzięki kominkowi, w którym wesołe płomienie skakały we wszystkie strony.
- Proszę, usiądź z nami na chwilę - powiedział mężczyzna, wskazując dłonią na fotel stojący naprzeciw niego oraz jego żony.
Olivia spełniła prośbę ojca i już po chwili siedziała na skórzanym fotelu wpatrując się swoimi dużymi oczyma to w matkę, to w ojca. Po ich wręcz kamiennych wyrazach twarzy mogła się domyślić, że chcą odbyć z nią poważną rozmowę.
- Jak pewnie wiesz, bitwa o Hogwart na Wyspach Brytyjskich niedawno się zakończyła. Wielu czarodziejów straciło życie, wśród nich byli też tacy, w żyłach których płynęła czysta krew - powiedział, a na ostatnie jego słowa dziewczyna zacisnęła szczenkę. Olivia nie lubiła, gdy ktoś w jej obecności poruszał temat czystości krwi i tego, że tak zwani "czystokrwiści" są lepsi od innych. Miała w tej sprawie zupełnie inne poglądy niż jej rodzice. - Czarodziei czystej krwi jest coraz mniej i... - dodał, jednak nie zdołał dokończyć swojej myśli.
- Nie obchodzi mnie to, tato. Wiesz, że czysta krew nic dla...
- Nie przerywaj ojcu, Olivio - tym razem głos zabrała mama, która cały czas ściskała prawą dłoń taty na jego prawym udzie. Teraz zmierzyła córkę surowym spojrzeniem.
Dziewczyna zacisnęła wargi i spuściła głowę, dając do zrozumienia, że wysłucha ojca do końca, mimo że najchętniej by stamtąd uciekła i to jak najdalej.
- Dobrze, skoro nie chcesz mnie wysłuchać, powiem wprost. Wraz z matką zdecydowaliśmy wydać cię za mąż za młodego Malfoya, syna naszych przyjaciół. Wszystko jest już załatwione. Wyjazd odbędzie się jutro w południe - powiedział mężczyzna poważnym tonem, jakby sytuacja, w której właśnie znalazła się jego córka nic dla niego nie znaczyła.
- Słucham? - tyle zdołała wydukać dziewczyna, myśląc, że tylko się przesłyszała.
- Zrozum, nie mogliśmy powiedzieć ci wcześniej, ponieważ cię znamy i wiemy, że zrobiłabyś wszystko... - zaczęła kobieta, której oczy zaszkliły się, mimo że nikt nie zdołałby tego dostrzec.
- Zrobiłabym wszystko, czyli co? Uciekłabym, tak? Dokąd? - Olivia, której nagle przywrócono mowę wstała z fotela, a do jej oczu zaczęły napływać łzy. Nie mogła uwierzyć w to, że własni rodzice mogli zrobić jej coś tak okropnego.- Cały czas knuliście za moimi plecami, a ja jak zwykle o niczym nie wiedziałam. Jak mogliście decydować o moim życiu, nie mówiąc mi ani słowa? To nieludzkie... - ostatnie słowa niemal wyszeptała, a jej zaróżowione policzki lśniły od łez. - Nienawidzę was! - przez załzawione oczy, w których odbijał się blask płomieni z kominka stojącego za kanapą, rzuciła ostatnie spojrzenie w stronę rodziców, a następnie wybiegła z salonu.
Przerażona kobieta spojrzała na swojego męża, który również obdarzył ją spojrzeniem, tyle że jego wzrok niczego nie wyrażał.
- Spokojnie, przecież przewidywaliśmy, że właśnie tak się zachowa - powiedział spokojnie, ściskając dłoń swojej ukochanej.
- Tak, ale... Jesteś pewien, że na pewno dobrze robimy? To nasza jedyna córka, powinniśmy robić wszystko, aby była szczęśliwa...
- A czy mamy inne wyjście? Dobrze wiesz, że jesteśmy ostatnimi potomkami naszego rodu, musimy zrobić wszystko, aby ratować linię naszej krwi, nawet za cenę wolności naszego dziecka - powiedział mężczyzna, przez co jego żona wybuchnęła mimowolnym płaczem. Przytulił ją, a w głębi jego duszy po raz pierwszy pojawiła się myśl, czy aby na pewno dobrze robi. Jednak nie miał innego wyjścia... To była jego jedyna szansa, aby krew płynąca w żyłach jego oraz jego przodków nie zaginęła.
👑💛💎👑
- Draco, musimy z tobą porozmawiać - chłopak uniósł spojrzenie na swoich rodziców dając im tym samym do zrozumienia, że ich słucha.
Cała rodzina Malfoy'ów siedziała przy długim stole w pustej sali, której ciszę przerywało pojedyncze cykanie zegara. Właśnie skończyli jeść obiad, który przygotował ich nowy skrzat domowy - Potworek.
- Wiesz, że jesteśmy ostatnimi potomkami naszego rodu, prawda? - dobiegł go zimny głos ojca, który patrzył na niego nie mrugnąwszy ani razu. Lucjusz cudem uniknął grzania celi w Azkabanie. Wszystko mógł zawdzięczać wyłącznie znajomościom z Ministerstwa Magii, którzy uwierzyli w jego żałosną sylwetkę na przesłuchaniach. Mężczyzna zapewniał, że nigdy do końca nie był posłuszny swojemu panu i przysięgał poprawę, byleby tylko pozostać z rodziną.
- Tak, zdaję sobie z tego sprawę. Nie wiem tylko, do czego zmierzasz... - powiedział chłopak, obdarowując rodziców spojrzeniem, podczas którego jedna z brwi została uniesiona ku górze.
- Dobrze, Draco. Zatem proszę cię, wysłuchaj ojca i nie przerywaj mu - tym razem głos zabrała Narcyza, która popatrzyła na syna błagalnym wzrokiem.
•.•.•.•.•.
Chłopak o jasnych, wręcz tlenionych włosach i szarych oczach siedział bez najmniejszego ruchu na swoim łóżku i tępo patrzył się w drzwi, które miał przed sobą. Jego łokcie spoczywały oparte o kolana, a sylwetka została pochylona do przodu, przez co wyglądał jak spetryfikowany. Nie mógł uwierzyć w to, czego świadkiem był przed chwilą, ba, on miał uczestniczyć w całym tym pokręconym planie.
W tamtym momencie po prostu nienawidził swoich rodziców. Ojca, za to, że podjął za niego decyzję, przez którą całe jego życie legnie w gruzach, a matkę za to, że nie pisnęła nawet słówka w jego obronie. Nie mógł pojąć, jak własni rodzice mogli wyrządzić mu coś takiego.
Nie wiedział również, że po drugiej stronie globu znajduje się dziewczyna w sytuacji podobnej i cierpi tak samo, jak on.
👑💛💎👑
Hejka!
I stało się :|
Kilka razy zabierałam się za publikowanie prologu, jednak zawsze rezygnowałam. Jest to moje pierwsze opowiadanie tego typu i nie wiem, czy podołałam temu zadaniu :/
Chciałabym się dowiedzieć, co sądzicie o tym prologu :)
Buziaki :
Melody ;***
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro