Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Najlepszy prezent

To był chłodny, zimowy dzień. Jednak nie jakiś tam zwykły poranek, tylko poranek 18 lutego. Moje urodziny. Skończyłem 17 lat. Nigdy nie lubiłem tego dnia. Nie wydawał mi się jakiś szczególny, aż do tego czasu. Zawsze sądziłem, że to tylko "rok do przodu" i nic się nie zmienia. O nie, moi państwo. Tego dnia moje życie odwróciło się o 180 stopni. Ale może od początku...

Obudziłem się około godziny 8 rano. W sumie, obudził mnie pewien czarnowłosy, upierdliwy człowieczek. Nie obchodziło go ani to, że są ferie ani to, że chciałbym się wreszcie wyspać. Pomimo tego, iż miał totalnie w poważaniu moje samopoczucie, był moim najlepszym przyjacielem. Tak, mowa tutaj o Parku Jiminie. Najmniejszej i najbardziej wkurzającej osobie jaką znam. No okej, może Suga jest niższy, ale nie mówcie mu tego, bo spierze mi cztery litery...

Wspomniany wcześniej ChimChim, wbiegł do mojego pokoju z prędkością światła. Zerwał ze mnie kołdrę i widząc, że nadal śpię, zaczął wydzierać się w niebogłosy:

- Wstawaj śpiochu! Hobi hyung, dziś są Twoje urodziny! Wstawaj staruchu! - gdy wykrzyczał mi te słowa prosto do ucha, od razu podskoczyłem przerażony.

- Wystraszyłeś mnie, dzieciaku! - złapałem go za szyję i przyciągnąwszy do siebie, mocno poczochrałem jego czuprynę. - Nigdy nie przestaniesz się zachowywać jak szczeniak, prawda?

Nie odpowiedział mi nic na te słowa, tylko wstał powoli, podszedł do mojej szafy, wybrał jakieś ubrania i z uśmiechem rzucił je na mnie. Kiwnął głową, bym się ubrał i wyszedł z pokoju. Znałem go i wiedziałem, że to dopiero początek dziwactw. Rok temu, jako jedną z niespodzianek, zabrał mnie na przejażdżkę nowym samochodem jego rodziców. Och, żeby on jeszcze umiał prowadzić... Wszyscy długo się z tego śmiali, no, poza jego rodzicami. Wciągnąłem na siebie ulubione jeansy, jakąś wygodną koszulkę i wciąż ciekawy dzisiejszego dnia zszedłem na dół, do jadalni. Park siedział przy stole i pijąc kakao omawiał coś z moją rodzicielką. Gdy tylko pojawiłem się w drzwiach zakończyli rozmowę, wymieniając się porozumiewawczymi spojrzeniami. Mama od razu mnie wyściskała, złożyła mi życzenia i dała... prezent. Nalegała, bym otworzył go teraz, przy niej i Jiminie. Dostałem od niej bokserki. Bokserki w misie... Stała z uśmiechem na twarzy i patrząc na mnie tymi błyszczącymi oczami ciągle powtarzała: "mój mały mężczyzna". Czarnowłosy widząc co dostałem, wybuchnął donośnym śmiechem. Oblałem się rumieńcem i zająłem miejsce obok tego śmieszka. Mama zrobiła dla mnie tosty z masłem orzechowym. Uwielbiałem je. Mój najlepszy przyjaciel zrobił mi kakao. Wiedział, gdzie znajdują się wszystkie potrzebne składniki. Czasem myślałem, że zna mój dom (a zwłaszcza moją kuchnię, bo kto jak kto, ale on kochał jeść) lepiej niż ja.

- Pożyw się na spokojnie, staruszku. - usłyszałem, gdy zacząłem przeżuwać śniadanie delektując się smakiem orzechów. - Specjalnie obudziłem Cię troszkę wcześniej, byś nie musiał się spieszyć.

Spojrzałem na niego niezrozumiale, na co chłopak znów wybuchnął śmiechem. Lubił to robić. Zawsze był taki radosny. No, pomijając moment, gdy zmusił mnie do oglądania Titanica i ostatecznie płakał, wycierając smarki w moje ramię. Pomimo wszystko, zawsze potrafił poprawić humor, nawet gdy ktoś miał głębszego doła niż Rów Mariański. Był takim, jakby go nazwać, dzieckiem szczęścia.

Gdy skończyłem konsumpcję to poszedłem do łazienki odbębnić poranną toaletę. Umyłem zęby, twarz i popsikałem się ulubionymi perfumami. Kiedy wyszedłem, czarnowłosy zagwizdał na mój widok (a raczej na mój zapach), jakbym był co najmniej jedną z najseksowniejszych dziewczyn w klubie. Nakazał mi się ubrać i wyszliśmy. Na dworze nie było śniegu. Zima w odcieniach szarości zamiast bieli, ech, tylko u nas. Szliśmy dłuższą chwilę w milczeniu, aż postanowiłem przerwać ciszę.

- Czy mógłbym się dowiedzieć, gdzie mnie prowadzisz? - zapytałem grzecznie, próbując ukryć moje zestresowanie w głosie.

- Nie martw się, Hoseok. - poklepał mnie po ramieniu. - Na początek dzisiejszego dnia, rozruszasz się jeżdżąc na łyżwach.

Obrzuciłem go oskarżającym spojrzeniem. Przecież wiedział, że nie potrafię. Zresztą, on sam nie był w tym najlepszy, więc nie miałem pojęcia, jak miał zamiar nauczyć mnie jeździć. Wyczuł moje wątpliwości i szybko je rozwiał.

- Spoko, spoko. Nie będziesz jeździł ze mną. - zachichotał. - Jin i Tae pokażą Ci, co i jak. To taki wspólny prezent od nich.

Seokjin i Taehyung czekali na nas przed wejściem na lodowisko. Od razu złożyli mi życzenia i zaśpiewali "sto lat". Zdziwiłem się, gdy podali mi dość duży pakunek. Okazało się, że to była część podarku od nich. Znajdowały się tam łyżwy. Niebiesko-zielone z ciekawym wzorkiem. Bardzo mi się spodobały. I chociaż wcześniej byłem sceptycznie nastawiony do tego sportu, stwierdziłem, że chyba go polubię. Jimin puścił im oczko, odwrócił się na pięcie i odszedł.

- Ej, a Ty gdzie się wybierasz?! - krzyknąłem za nim. Nie odwrócił się. Wciąż podążał w tylko sobie znanym kierunku. - Gdzie on idzie? - rzuciłem cicho, odwracając się w stronę chłopaków.

- To część jego planu. - powiedział V. - O reszcie dowiesz się później, a teraz chodź, zaraz mamy wejście.

Weszliśmy więc do środka. Moi przyjaciele byli już we wszystkim obeznani. Wiedzieli jak dojść do szatni, skąd wziąć kluczyki do szafek. Wlokłem się za nimi w milczeniu. Gdy Jin zauważył, że nie radzę sobie z założeniem moich nowych łyżew, nakazał mi usiąść na ławce, klęknął przede mną i mi je zapiął. Byłem mu wdzięczny, ale zarazem było mi głupio, że taki stary chłop jak ja, a nie umie sobie poradzić z tak prostymi czynnościami. Kiedy byliśmy już gotowi, nie minęło pięć minut i usłyszeliśmy dzwonek oznaczający, że już można wchodzić na lód. Seokjin złapał mnie pod rękę z jednej strony, a Tae z drugiej. Ruszyliśmy. Coś mi mówiło, że zaraz się przewrócę. W pewnym momencie poczułem coś na ramieniu. V wrzucił na mnie szarfę zrobioną z papieru toaletowego z napisem "HOT 17". To musiał być pomysł Parka. Tylko on był w stanie wymyślić coś tak dziecinnego. Zaczęliśmy się śmiać, chyba ja najbardziej. Ten dzień zaczynał być coraz lepszy. Kiedy przyjaciele spostrzegli, że w miarę utrzymuję się w pionie, puścili moje ręce. Wystraszyłem się, ale jechałem przed siebie. Po dłuższej chwili napotkałem zakręt. Spróbowałem skręcić, ale zamiast tego zacząłem się kręcić na jednej nodze, próbując złapać równowagę. Koledzy błyskawicznie znaleźli się obok i mnie podtrzymali, bym nie zaliczył gleby.

- Jeszcze tego by brakowało, żebyś w urodziny się połamał. - usłyszałem śmiech jednego z kumpli. - Jednak nie jesteś gotowy na samodzielną jazdę.

Jeździliśmy tak przez dwie godziny, z małą przerwą na gorącą czekoladę i załatwienie potrzeb fizjologicznych. Zrobiliśmy sobie sporo zdjęć - będzie niezła pamiątka. O godzinie 11:30 zeszliśmy z lodu. Gdy ściągnąłem łyżwy, a raczej, kiedy Taehyung mi je zdjął, poczułem, jakbym chodził po księżycu. Próbowałem wyciągnąć z chłopaków informacje na temat tego, co kombinuje mój najlepszy przyjaciel, ale za każdym razem, jak zaczynałem ten temat słyszałem tylko dwa słowa: "najlepszy prezent". Nie miałem pojęcia o co chodzi.

Przed budynkiem stał Jimin, jak gdyby nigdy nic i czekał najwidoczniej na mnie. Pożegnałem się z chłopakami i umówiliśmy się za tydzień na kolejne wspólne wyjście. Podążyłem w stronę czekającego na mnie dzieciaka. Nazywałem go tak często, nie miał nic przeciwko temu, sprawiało mu to jeszcze większą radochę z przyjaźni ze mną.

- Gdzie zniknąłeś? - zagadnąłem, gdy znalazł się przy mnie.

- Teraz idziemy, a raczej Ty idziesz, do domu na obiad. - zignorował moje pytanie. - Ponoć dziś jest Twój ulubiony obiad.

Resztę drogi milczeliśmy. Byłem coraz bardziej zafascynowany jego planem. Odprowadził mnie pod same drzwi, po czym znów zniknął. Rozebrałem się i poszedłem w stronę kuchni, skąd rozlegał się cudowny zapach. Cała rodzina siedziała przy stole: mama, tata i Jungkook, mój młodszy brat. Przed nimi stały talerze z ryżem. Na środku był talerz z ogromnym kawałem mięsa, w który była wbita świeczka, jak w tort. To musiał być pomysł Parka, nikt przy zdrowych zmysłach, by na coś takiego nie wpadł. Kiedy wszedłem do pomieszczenia od razu wstali i zaczęli śpiewać "sto lat". Ile razy ja się tego jeszcze dzisiaj nasłucham. J-Hope, nie narzekaj, to nawet miłe.

Tata podał mi pakunek, w którym była jakaś książka i perfumy. Lepsze to, od majtek w misie... Jungkook dał mi płytę mojego ulubionego zespołu i nowe słuchawki. Ciekawe skąd wiedział, że stare mi się popsuły. No dobra, nie jestem Sherlockiem Holmesem, żeby dochodzić, co się z nimi stało. Podziękowałem, jak nakazuje kultura. Zabraliśmy się za jedzenie obiadu. Był naprawdę pyszny. Ledwo zdążyłem odejść od stołu, a usłyszałem pukanie do drzwi. Nie wiedziałem, czy ten człowiek miał wyliczoną co do sekundy każdą czynność, którą wykonywałem tego dnia, ale zjawiał się dokładnie wtedy, kiedy ją kończyłem. Dał mi czas na ogarnięcie się. Dowiedziałem się, że będziemy szli tym razem z Kookiem. Ubraliśmy się i wyszliśmy z domu. Ruszyliśmy w stronę arkady - niedawno wybudowanego tzw. "centrum zabaw". Był to jeden ogromny budynek, w którym mieściła się kręgielnia, paintball, pizzeria itp. Jeszcze nigdy tu nie byłem. Zawsze musi być ten pierwszy raz.

- Dobra, to na miejscu macie wszystko załatwione. - powiedział Park zostawiając mnie z bratem. - Miłej zabawy.

- A ten gdzie znowu znika? Czy ma zamiar tak robić cały dzień? - nie przestawałem obrzucać młodszego pytaniami.

- Dowiesz się, kiedy przyjdzie na to pora, panie niecierpliwy. - zaśmiał się. - W końcu "najlepszy prezent" wymaga przygotowań.

Znów te dwa słowa. Zupełnie nie pojmowałem, co one miały oznaczać. Weszliśmy do dużej sali z przyciemnionym światłem. Okazało się, że jest to kręgielnia połączona ze stołami do bilarda. Jungkook poszedł do kobiety zajmującej się tą salą i podał jej nazwisko, na które była rezerwacja. Zaprowadziła nas do jednego ze stołów. Przyniosła kule i pokazała, gdzie znajdują się kije. Oddaliła się i w momencie kiedy ustawialiśmy bile w specjalnej formie do tego przeznaczonej, wróciła z paroma osobami z personelu. Trzymała na rękach tort z napisem: "Wszystkiego co najlepsze, J-Hope!" Mój brat razem z nimi zaczął mi śpiewać tą piękną pieśń, którą tak bardzo uwielbiałem. Sarkazm na wysokim poziomie, Hoseok.

Zdmuchnąłem świeczki. Dostałem od tej ekipy własny kijek do bilarda. Czy naprawdę od dzisiaj mam zacząć uprawiać wszystkie możliwe sporty na tym świecie? Nie no, w porządku. Fajna sprawa. Może jestem za gruby i to jakiś znak, żebym schudł? Kto ich tam wie...

Po zjedzeniu ciasta rozpoczęliśmy rozgrywkę. Wychodziło mu i to całkiem nieźle. Nie graliśmy razem przeszło dwa lata, nigdy nie było czasu. Kiedy byliśmy w połowie naszego "meczu" zamówiliśmy zimne napoje i pizzę. Była naprawdę smaczna. Skończyliśmy o godzinie 15:00. Zgadnijcie, kto stał przed drzwiami? Odpowiedź jest chyba zbyt oczywista. Ciągle nie wiedziałem, o co mam go podejrzewać. Może gdy znika, katuje ludzi i w ogóle prowadzi jakieś podwójne życie? Ech, o czym ja myślę...

Jimin polecił Kookiemu, żeby zabrał mój prezent do domu, bo ja tam się już dzisiaj nie wybieram. Braciszek kiwnął głową w geście porozumienia, uściskał mnie i poszedł. A ja po raz kolejny dzisiaj nie rozumiałem tej sytuacji.

- Dlaczego powiedziałeś, że nie wrócę? - zagadnąłem go, kiedy przemieszczaliśmy się po arkadzie. - Masz zamiar mnie zgwałcić i zabić?

- Wiesz, mordercą raczej nie jestem, a nad tym pierwszym, to bym się musiał zastanowić. - powiedział z poważną miną, by po chwili się roześmiać najgłośniej jak można. - Słuchaj, teraz idziesz na film z Namjoonem i Yoongim. Jakieś fantasy, z tego co wiem. A Ty takie lubisz. Coś o wampirach chyba.

Faktycznie, lubiłem ten gatunek. Doszliśmy pod sale kinowe, gdzie przywitali mnie kolejni przyjaciele.

- Witam solenizanta! - rzucił Suga klepiąc mnie w ramię. - Przez najbliższe dwie godziny będziesz skazany na nas.

Chłopcy na szczęście oszczędzili mi stania w zakłopotaniu, podczas gdy oni śpiewaliby mi tą urodzinową piosenkę. Złożyli mi zwykłe życzenia. Od Mina dostałem kilka tomów mang, natomiast od Kima parę płyt z anime. Wiedzieli, co lubię. Wreszcie jakieś prezenty, które pozwolą mi się lenić na kanapie. Park uczynił to samo, co w poprzednich przypadkach - po prostu zniknął. Nim weszliśmy do sali kinowej dostałem ogromny kubeł popcornu i colę. Zajęliśmy chyba najlepsze możliwe miejsca i rozpoczął się seans. Film był naprawdę bardzo dobry i całej naszej trójce się podobał. Czas zleciał szybko, nim spostrzegłem, już wychodziliśmy z budynku. Dochodziła już 18:00. Zaczynałem się robić głodny. Nigdzie jednak tym razem nie widziałem tego dzieciaka. Czyżby zrezygnował z projektu, który miał prawdopodobnie prowadzić do uszczęśliwienia mnie?

- Ej, Hoseok, słuchaj... Jimin zapomniał Ci powiedzieć, ale wspominał, żebyś po wyjściu udał się do niego. - zagadnął mnie Monster (do dziś nie wiem, czemu ma taką ksywkę, przecież wcale nie jest jakimś strasznym potworem). - Tam ma się dopełnić to, co młody szykował cały dzień.

Podziękowałem kumplom za wszystko i udałem się do miejsca jego zamieszkania. Na dworze było zimniej niż rano i w południe. Zaczął nawet padać śnieg, którego nie widziałem chyba od grudnia. Z powodu tej pory roku o tej godzinie już było ciemno. Szedłem powoli, spacerkiem. Nigdzie mi się nie spieszyło. Wiedziałem, że Chim jest cierpliwy. Zawsze taki był. Podziwiałem go za to. Robił wszystko w swoim tempie i był z tego jak najbardziej dumny. Po prawie półgodzinnej przechadzce dotarłem pod dom mojego przyjaciela. Mieszkał w wieżowcu. Wszedłem do klatki, uprzednio wpisując kod (wiedziałem jaki jest, jakby mógł mi go nie podać). Wjechałem windą na dziewiąte piętro. Podszedłem do drzwi z numerem 44. Widniała na nich kartka z napisem: "Wchodź śmiało, Hoseok, drzwi otwarte". Gdy byłem już w środku, zamknąłem je za sobą na zamek. Ściągnąłem buty, odwiesiłem ubranie wierzchnie i nie zapalając światła, udałem się do salonu. Usadowiłem się wygodnie na kanapie i czekałem, aż wreszcie mnie zaskoczy.

- Hyung, pamiętasz, jak byliśmy dziećmi... Pamiętasz całą naszą przyjaźń? - zaczął szeptem. - Mówiliśmy i mówimy sobie wszystko. Wiemy o sobie nawet te najbardziej skryte i wstydliwe fakty. Zdajesz sobie z tego sprawę, prawda?

Przełknąłem głośno ślinę. Nie miałem pojęcia do czego dąży czarnowłosy. Wyłonił się z ciemności i zajął miejsce obok mnie. Spuścił głowę i ciągnął dalej.

- Pewnego dnia opowiedziałeś mi o swojej orientacji... Ja-ja... - zaczął się jąkać. - Często widziałem, jak patrzyłeś na niektórych chłopaków. Byłem zazdrosny, wiesz? Hobi, nigdy nie myślałeś o mnie w ten sposób, rozumiem... Ale ja owszem. I to nie raz. Zbierałem się długo, by Ci o tym powiedzieć. Bałem się Twojej reakcji, bo... nie chciałem być przez Ciebie odrzucony. Wolałem żyć jako Twój przyjaciel, niż Cię stracić. W końcu stwierdziłem, że powinieneś wiedzieć. Miałem zamiar urządzić Ci te urodziny jak najlepiej. Przepraszam, że tyle razy znikałem, marzyłem, by wszystko dziś było dla Ciebie idealne. I postanowiłem, że ta moja szczerość, będzie dla Ciebie prezentem ode mnie. Może nie wydałem na nią dużo pieniędzy, może nie powiedziałem tego, w jakiś sensacyjny sposób... - urwał nagle i usłyszałem, jak pociąga nosem.

Nikt z nas nie wykonał żadnego ruchu przez dobre kilka minut. Zrozumiałem wszystko. Za każdym razem, jak znikał dzisiejszego dnia, szedł przygotowywać kolejne niespodzianki. Ostatnim razem, gdy się ulotnił, zbierał się na odwagę i układał w głowie wszystkie słowa, które przed chwilą wypowiedział. Kiedy Park wstał i zamierzał gdzieś pójść, złapałem go za nadgarstek. Odwrócił się natychmiastowo w moją stronę. Wstałem i spojrzałem mu prosto w oczy. Nie wiedziałem, co mną kierowało. Coś w mojej głowie, a może raczej w moim sercu kazało mi przyjąć ten prezent. Przyjąć Jimina. Pokój był oświetlony jedynie światłem księżyca wpadającym przez okno. Jego bladą twarz zaczął pokrywać rumieniec, a łzy płynące po jego policzkach zaczęły powoli wysychać. Przejechałem dłonią po jego policzku i złączyłem nasze usta. Na początku całowałem go powoli, a on się nie ruszał. Dopiero po chwili, gdy uświadomił sobie, że to się dzieje naprawdę, oddał pocałunek. Przerwał go, złapał mnie za rękę i zaprowadził do swojego pokoju.

Zamknął drzwi za sobą i tym razem on zaatakował moje wargi. Nie było powoli i delikatnie, lecz namiętnie. Wsunął swój język do środka moich ust i zaczął szturchać delikatnie mój. Szybko przejąłem inicjatywę i wtargnąłem do środka bez zapowiedzi. Bez rozłączania pocałunku doszliśmy do łóżka, na które lekko go popchnąłem. Zająłem się robieniem malinek na jego szyi. Park jęczał cicho, wplatając palce w moje włosy. Ściągnąłem jego koszulkę i zacząłem zostawiać mokre ślady na jego torsie. W międzyczasie zacząłem pocierać ręką o jego sztywnego już penisa. On nie był mi dłużny i począł robić to samo. Zdjął ze mnie koszulkę i postanowił też rozpiąć mi spodnie. Wstałem, by spokojnie ściągnąć je z siebie i rzucić na szafkę.

- Nie masz na sobie majtek w misie? - usłyszałem chichot. - Byłoby Ci w nich do twarzy, misiaczku.

Nie wiedziałem, czy byłem bardziej podirytowany czy rozbawiony tym stwierdzeniem, więc rzuciłem się na niego jak głodne zwierzę. Okupowałem jego usta przez cały czas, gdy pozbywałem się jego jeansów i bokserek. Wiedziałem, że to miał być jego pierwszy raz (mój zresztą też, ale po co się przyznawać?), więc chciałem go trochę porozciągać. Naśliniłem palec wskazujący i zacząłem jeździć nim wokół dziurki młodszego. Gdy sądziłem, że zaczęło mu się podobać, wsunąłem paliczek do środka. Zakwilił z bólu. Ucałowałem jego napuchnięte już wargi i delikatnie zacząłem poruszać się w jego wnętrzu. Po chwili dołożyłem drugi palec i przyspieszyłem ruchy. Cały pokój wypełniały jęki i krzyki, co dawało mi znać, że mojemu przyjacielowi jest dobrze.

- Wszystko w porządku? - zapytałem z troską, gdy wydał z siebie głośniejszy dźwięk niż wcześniej. - Bardzo boli?

Pokiwał przecząco głową i podniósł się na łokciach. Dał mi znak, żebym przestał. Chwycił moją bieliznę w zamiarze jej ściągnięcia, ale popatrzył mi w oczy i jakby się zawahał. Chciał tego, ale chyba nie był pewny, czy ja też tego pragnę. Złapałem za jego dłonie i przesunąłem je w dół, razem z pozostałościami mojej odzieży. Uśmiechnął się na ten czyn i wbijając palce w moje ramiona zassał się na mojej szyi, robiąc malinkę. Kiedy oboje zdążyliśmy się już naznaczyć, przyszedł czas, żeby przerwać nasze bycie prawiczkami. Spytałem go, czy chce swój pierwszy raz przeżyć w jakiejś konkretnej pozycji, czy będziemy myśleć, co mamy robić. Wyszeptał mi na ucho swój pomysł, jakby bał się, że ktoś może to usłyszeć. Zastosowałem się do jego prośby i położyłem się na plecach. Jimin usiadł na mnie okrakiem, a opuszkami palców zaczął badać uważnie moją klatkę piersiową. Znów był niepewny. Widząc to postanowiłem go uspokoić.

- Słuchaj, Jimiś... - zacząłem. - Jeśli nie chcesz, nie musimy tego robić.

Na te słowa moje maleństwo się oburzyło, jak to mogłem tak pomyśleć. Położył moje dłonie na swoich biodrach i puścił mi oczko na znak tego, że jest gotowy, żeby stracić swoje "dziewictwo". Obsunąłem go delikatnie, wsuwając się w niego na razie tylko główką mojego członka. Otworzył szeroko oczy ze zdziwienia i sam naparł na niego bardziej, aż zagłębiłem się w nim do końca. Ujrzałem pojedynczą łzę spływającą po policzku czarnowłosego. Położył się na mnie i zaczął powoli poruszać swoim zakończeniem pleców. Zacząłem jęczeć cicho, co najwidoczniej podnieciło jeszcze bardziej Parka, co ukazała jego rosnąca wciąż erekcja. Znów się wyprostował, a ja mogłem podziwiać całe ciało mojego kochanka, z którego już zaczynał spływać pot. Przydługawa grzywka przylepiona do czoła, przymrużone oczy i spierzchnięte wargi. Tors unoszący się nierównomiernie. Jimin taki piękny. Teraz to zauważyłem. Podobał mi się najbardziej ze wszystkich napotkanych chłopaków. Był idealny. Nie wiem czemu, po prostu według mnie, był ideałem.

- Hobi, to tutaj! - krzyknął niespodziewanie. - Mógłbyś te-teraz ciągle t-tu uderzać?

Posłuchałem jego prośby i przyspieszyłem. Uderzałem coraz bardziej chaotycznie, ale zawsze trafiając. Chwyciłem za jego pulsującą męskość i zacząłem poruszać ręką najszybciej jak umiałem. Po chwili rozległ się najpiękniejszy jęk, jaki w życiu usłyszałem. Młodszy doszedł, rozlewając się na mój brzuch. Ja jednak jeszcze z niego nie wyszedłem. Gdy poczułem jego zaciskające się mięśnie na mojej dumie, z krzykiem rozlałem się w jego wnętrzu. Opadł na moje spocone ciało i się przytulił. Kiedy zaczęliśmy miarowo oddychać, wysunąłem się z niego. Leżeliśmy tak jeszcze trochę czasu, odzyskując siły. Nagle poczułem ogromny przypływ odwagi do wyznawania uczuć i emocji.

- Młody, wiesz... Wszyscy mieli rację. - uśmiechnąłem się, a on spojrzał z zaciekawieniem. - Jesteś cudownym podarkiem, najwspanialszym, jaki mogłem otrzymać kiedykolwiek.

Park wzruszył się na te słowa i wtulił się we mnie jeszcze mocniej. Wstając powiedział, że zapewne jest bardzo głodny i zaprosił mnie do salonu, na kolację. Przygotował przepyszne spaghetti. Zjadłem je tak szybko, jakbym co najmniej przez tydzień nie miał nic w ustach.

Tego właśnie wieczora, zostaliśmy oficjalnie parą, której, jak się później dowiedziałem, kibicowali wszyscy nasi bliscy. Robili nawet zakłady, kiedy się wreszcie spikniemy. Zrozumiałem wtedy, że to on był przez cały czas moim oczkiem w głowie. Gdyby mi tego nie wyznał, to w życiu bym się nie przekonał, ile dla mnie znaczy. Nigdy bym nie poznał prawdziwej miłości. Uganiałbym się za różnymi ludźmi, podczas, gdy ta przeznaczona mi druga połówka, była zawsze "pod moim nosem". Wreszcie mnie oświeciło: od zawsze mi na nim zależało bardziej, niż na przyjacielu. Po tym co przeżyłem i jaki to wywołało na mnie wpływ, postanawiam życzyć wszystkim takiego prezentu. Takiego jedynego w swoim rodzaju i najlepszego prezentu.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Oto moje kolejne ff! Dziękuję za zainteresowanie poprzednimi i za motywowanie do dalszego pisania. Mam nadzieję, że i to przypadło Wam do gustu. Wszystkie komentarze mile widziane. ;> Do następnego. :'3

P.S. Przepraszam bardzo za problem, który wyniknął przy opublikowaniu ficzka. Mam nadzieję, że wszystkim już wszystko działa. Miłego dnia. ^^

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro